„Humory księcia”
Eryk
Umieram.
Czuję to.
Śmierci nie można
pomylić z z niczym innym.
Czekam...
Z każdym oddechem jest
coraz bliżej...
Otula mnie swoim chłodnym
kokonem.
Poddaję się...
Pożegnam wszystko.
Zwłaszcza ból, który
rozdziera moje ciało i duszę...
Więcej nie zniosę...
Rany bardzo mnie bolą...
Jestem zmęczony...
Zamiast zasnąć, budzę
się. Ktoś przykłada mi coś
zimnego do czoła. Gwałtownie otwieram oczy.
Simon...
Nadal tu jest?
- Już dobrze. To tylko zły sen –
szepcze. – Za chwilę leki zaczną działać i obudzisz się
dopiero rano.
- Nie chcę spać. Boję
się – patrzę na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie bój się. Jestem
cały czas przy tobie. Cały czas – przesuwa chłodnymi palcami po
moim rozgrzanym czole. - Śpij.
Nie umiem mu się
przeciwstawić...
Gdy się budzę, jest
popołudnie. Przynajmniej tak wskazuje zegar na ścianie. Przespałem
większość soboty? Niedobrze. Nabieram powietrza. Nadal bardzo
mnie boli. Powinienem chociaż spróbować wstać z łóżka. Jutro
przyjedzie dziadek. Jeśli szybko czegoś nie wymyślę, resztę
życia mogę spędzić w więzieniu...
Dyskretnie rozglądam się
po pokoju. Jestem sam. Powoli, bardzo powoli siadam na łóżku.
Jest mi słabo i mam zawroty głowy. Gorączka dodatkowo wszystko
skomplikowała. Nie poddaję się i opuszczam stopy na podłogę.
- Co robisz?! Nie
wstawaj! - krzyczy na mnie zdenerwowany Arim, który wbiega do szpitalnego pokoju.
- Muszę – odpowiadam
mu z wysiłkiem. - Gdzie Simon?
- Na korytarzu.
Rozmawia przez telefon.
- Panie doktorze,
proszę... Muszę stąd jutro uciec.
- Jutro? To mało
prawdopodobne w twoim stanie - mężczyzna z niedowierzaniem kręci głową.
- Nie mam innego
wyjścia – patrzę mu w oczy.
- Możesz na mnie
liczyć, Eryku. Przecież wiesz.
- Nie chcę narobić
panu kłopotów...
- To żaden kłopot –
przerywa mi. - Chętnie pomogę.
- Dziękuję. Bardzo
dziękuję.
- Wtajemniczyłeś
swojego ochroniarza? - pyta pomagając mi
się położyć.
- Nie. Nie chcę, żeby
wiedział. Proszę mu nic nie mówić.
- Nie powiem, chociaż dziwi mnie twoja decyzja. Simon jest ci bardzo oddany.
- Nie tak jak Alanowi - prycham.
- Bo nic o nim nie wie. Może gdybyś mu powiedział... - zaczyna cicho, lecz wystarczy jedno moje spojrzenie, a natychmiast się wycofuje.
- To już nie ma znaczenia. Poradzę sobie - uśmiecham się blado.
- Wiesz, że jesteś dla mnie jak syn - lekarz siada obok mnie łóżka. Jego orzechowe
oczy wpatrują się we mnie intensywnie.
- Panie doktorze...
- Jestem z ciebie
bardzo dumny. Cokolwiek postanowisz, masz moje wsparcie i wszelką
pomoc. Wystarczy jedno słowo... Tak długo czekałeś i wreszcie nadeszła ta chwila - kładzie mi rękę na ramieniu.
- Dziękuję. Pana słowa wiele dla mnie znaczą - broda mi drży. Nadeszła chwila, na którą obydwaj długo czekaliśmy.
Simon wraca
niespodziewanie szybko. On też przygląda mi się w dziwny sposób, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu...
- Co? - pytam szorstko,
gdy zostajemy sami.
- Kocham cię. Bardzo –
dotyka mojego policzka samymi opuszkami, ledwo muskając skórę.
Próbuję go powstrzymać, lecz chwyta mnie za rękę i delikatnie
splata nasz palce. - Nie odtrącaj mnie. Jesteś dla mnie wszystkim.
- Simon... Piłeś? -
pytam zdziwiony jego zachowaniem.
- Nie – śmieje się.
– Po prostu im dłużej jestem obok, tym trudniej jest mi milczeć.
- Nie jestem w nastroju
na żarty.
- To nie żarty. Kocham
cię – powtarza.
- Już to mówiłeś –
dogryzam mu.
- I zamierzam często powtarzać – uśmiecha się, ale inaczej niż do tej pory.
Jego oczy tak lśnią... Wydaje się szczery w swoich zapewnieniach, lecz po chwili przypominam sobie, że jest jeszcze Alan... Cofam
dłoń.
W nocy bardzo się męczę.
Bez silniejszej dawki leków nie mogę zasnąć. Denerwuję się czy
dam radę zrealizować mój plan. Mam tylko jedną szansę... To nie
pora, aby się wahać. Jeśli tu zostanę... Strach myśleć
o tym, co mnie czeka w szponach dziadka i Alana... Jest jeszcze
Simon, który może wszystko zepsuć...
Obserwuję go przez
chwilę. Kolejną noc śpi zwinięty na fotelu. Pewnie nie jest mu zbyt
wygodnie. Z drugiej strony co mnie to obchodzi? Niech mój kochany braciszek dba o
jego wygodę.
Przymykam powieki, zastanawiając się co dalej. Mój
cień nieoczekiwanie budzi się i siada obok na krześle.
Przykłada dłoń do mojego czoła, sprawdzając, czy nie mam
gorączki.
- Przepraszam, nie
chciałem cię budzić.
- Nie obudziłeś. Nie
spałem - powinienem być na niego wściekły, ale przychodzi mi to z trudem.
- Mam zawołać
lekarza? - pyta.
- Nie. Nie jestem
zmęczony.
Dotyka mojej twarzy,
przesuwając pasma włosów za ucho. Przyglądam mu się, milcząc.
To pewnie nasza ostatnia noc razem... Będę za nim tęsknić. Nigdy
mu tego nie powiem, ale polubiłem go. Znacznie bardziej niż
powinienem... Jest irytujący, pewny siebie, czasami zbyt śmiały,
ale nigdy nie zapomnę ciepła jego oczu, chwil, gdy mnie przytulał,
całował... Zazdroszczę Alanowi... Powinienem wierzyć, że będzie
z nim szczęśliwy, ale to nieprawda. Wykorzysta go,
a potem pozbędzie się w najmniej spodziewanym momencie. I
skrzywdzi kolejny raz... Dlaczego jest mi go żal? Przecież nie
jest mój. Woli Alana. Powtarza, że mnie kocha, ale to nic nie
znaczy. Zupełnie nic.
Przysuwa się jeszcze
bliżej. Kciukiem dotyka moich ust. Wpatruję się w jego oczy.
Chcę, aby mnie pocałował ten ostatni raz... Dolna warga
lekko drży pod wpływem jego pieszczoty. Przymykam powieki.
- Kocham cię –
szepcze prosto w moje usta. Marzę by także go dotknąć, jednak nie mogę
się ruszyć. Może to lepiej? Jutro ta chwila będzie tylko
wspomnieniem, ale dzisiaj... Pojedyncza łza spływa mi po policzku,
co natychmiast zauważa.
- Nie płacz –
scałowując ją.
- Simon...
- Śpij – prosi,
zamykając mi powieki kolejnymi pocałunkami. Jest mi dobrze.
Bezpiecznie. Zasypiam.
Rano wita mnie uśmiechem. Ma na sobie czysty garnitur i jest ogolony.
Tylko delikatne cienie pod oczami zdradzają, że noce spędzane
w szpitalu i dla niego są ciężkie. Serce ściska mi się z żalu,
bo wiem, że nadeszła chwila pożegnania.
Po kilku minutach
przychodzi doktor Arim. Wyrzuca Simona na korytarz, by nam nie
przeszkadzał.
- Panie doktorze... Już
czas - pełen determinacji, przechodzę do działania.
- Co mam robić? - pyta
cicho.
- Proszę zachowywać
się normalnie. Gdy skończy mnie pan badać, wyślę Simona po
śniadanie. Wtedy stąd ucieknę - decyduję.
- Idę po wózek.
Jesteś za słaby. O własnych siłach nie dasz rady. Na szczęście
zaparkowałem samochód blisko wejścia...
- Ktoś po mnie
przyjedzie – przerywam mu – ale byłbym wdzięczny, gdyby pomógł
mi się pan ubrać.
- Wrócę za piętnaście
minut. Spróbuj się go pozbyć do tego czasu. Jeśli nadal tu
będzie, udamy, że zabieram cię na badania.
- Dziękuję –
patrzymy sobie przez chwilę w oczy, po czym doktor uśmiecha się i
jakby nigdy nic wychodzi z pokoju, zapraszając Simona do środka.
Zielonooki nie marnuje czasu i natychmiast siada
obok łóżka, wpatrując się we mnie z uczuciem. To moja szansa.
- Simon... Zrobisz coś
dla mnie? - proszę nieśmiało.
- Wszystko – uśmiecha
się, gładząc mój policzek.
- Jestem głodny.
- Wiedziałem, że w
końcu zgłodniejesz. Na co masz ochotę? - pyta uszczęśliwiony.
- Przywieziesz mi
tosta?
- Tylko tosta? - nie traci nadziei, że zacznę jeść.
- To może jeszcze
ciastko truskawkowe, dobrze? - spoglądam na niego niepewnie.
- Z przyjemnością,
książę – głaszcze mnie po włosach. - Wczoraj przywieźli mój
nowy samochód. Stoi pod szpitalem.
- Nie musisz się
śpieszyć.
- Nie lubię się z
tobą rozstawać - markotnieje.
- Będę tu na ciebie
czekał.
- Jestem za dziesięć
minut – kieruje w stronę drzwi.
- Simon? – wołam na
nim.
- Tak, Eryku?
- Dziękuję za
wszystko.
- Niedługo jestem - zapewnia mnie.
- Żegnaj, Simon –
szepczę za nim, gdy znika za drzwiami.
Wyciągam z kieszeni
swetra telefon i wybieram numer.
- Panie Johnes? – mężczyzna obiera już po pierwszym sygnale.
- Vee, przyjedź po
mnie. Teraz.
- Gdzie pan jest?
- W szpitalu Anioł
Stróża.
- Będę za sześć
minut – odpowiada natychmiast.
- Nie możemy zwracać
na siebie uwagi – proszę cicho, obserwując jednocześnie, jak
doktor Arim otwiera drzwi, pchając przed sobą wózek inwalidzki. Wprowadza kod do zamka elektronicznego, by
nikt nam nie przeszkadzał.
- W takim razie osiem
minut – Vee jest nieco rozczarowany. Nie lubi wolnej jazdy.
- Zaparkuj przy bocznym wejściu, najbliżej jak się da.
- Do zobaczenia, panie
Johnes - rozłącza się.
- Simon wyszedł? - doktor ustawia wózek tuż przy łóżku i pomaga
mi uwolnić się od szpitalnej aparatury.
- Tak, ale niedługo
wróci. Pośpieszmy się – proszę, nerwowo spoglądając
na zegarek.
- Od czego zaczynamy?
- W szafie jest plecak
z ubraniami – instruuję go.
Mężczyzna natychmiast
wykonuje polecenie. Podbiega do łóżka i wyciąga znajdujące się
w środku rzeczy. Ściąga ze mnie sweter, a następnie piżamę i
zastępuje ją czarnym t-shirtem oraz zapinaną bluzą z kapturem w
tym samym kolorze. Pomaga mi także włożyć spodnie i trampki,
które przyniósł dla mnie Ryś.
Żebra bolą mnie tak
bardzo, że z trudem oddycham, ale nie mogę teraz o tym myśleć.
Muszę uciekać, póki jest jeszcze czas.
Doktor ubiera mi mój szary sweter na bluzę i sadza na wózku. Okrywa mi
nogi kocem, by agenci na korytarzu nie zauważyli, że nie mam na
sobie szpitalnej piżamy. Pod kocem chowam czapkę.
- Co jeszcze? - pyta przejęty,
kierując wózek w kierunku wyjścia.
- Mój pierścień!
Jest w szufladzie – mężczyzna podaje mi bezcenny przedmiot,
który ubieram serdeczny palec lewej dłoni.
- Możemy jechać.
Lekarz odblokowuje drzwi i wypycha
wózek na korytarz. Podchodzą do nas agenci dziadka.
- Zabieram księcia do
gabinetu zabiegowego. Muszę pobrać krew. Za chwilę będziemy z
powrotem – uśmiecha się do nich przyjaźnie.
- Potrzebuje pan
pomocy, doktorze? - jeden z ochroniarzy od razu oferuje swoje usługi.
- Dziękuję, poradzę
sobie. Mam sporo wprawy – zapewnia go, po czym spokojnym krokiem
kieruje się w stronę windy na końcu korytarza.
Gdy jesteśmy już w
środku, zdejmuje ze mnie koc oraz sweter i zwija je w kłębek,
który porzuca w rogu windy. Podwijam moje jasne włosy i upycham je
pod bejsbolówką.
- Jesteśmy prawie na
miejscu – obiecuje, choć widzę jaki jest zdenerwowany.
- Nigdy nie zapomnę
tego, co pan dla mnie robi – spoglądam mu w oczy bezgranicznie
wdzięczny.
- Już dawno powinienem
był to zrobić, lepiej cię chronić, wtedy on nie... – jego głos zaczyna się łamać.
- To już nie ma
znaczenia – uśmiecham się, by dodać mu otuchy.
- Dla mnie ma. Do końca
życia będę dźwigał ciężar poczucia winy.
- Zupełnie
niepotrzebnie. Tym razem będzie inaczej. Obronię siebie i całe
królestwo. Przysięgam - mężczyzna przytula mnie pośpiesznie na pożegnanie.
Drzwi windy rozsuwają się. Podążamy bocznym korytarzem, dostępnym tylko dla pracowników szpitala, by przedostać się do wyjścia. Arim wyciąga kartę magnetyczną i otwiera drzwi.
Drzwi windy rozsuwają się. Podążamy bocznym korytarzem, dostępnym tylko dla pracowników szpitala, by przedostać się do wyjścia. Arim wyciąga kartę magnetyczną i otwiera drzwi.
- Dalej nie
jedziemy, bo nas zauważą. Dasz sobie radę? - pyta widząc jak
powoli podnoszę się z wózka i nakładam okulary. - Samochód już
czeka. Wystarczy, że przejdziesz te kilka kroków – informuje mnie, wyglądając na zewnątrz.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj. Dzwoń,
gdybyś czegokolwiek potrzebował. I jeszcze jedno – sięga do
kieszeni i wyjmuje z niego kilka ampułek środków przeciwbólowych.
– Jedna na dwanaście godzin, nie więcej, jasne?
- Jest pan aniołem –
dziękuję mu.
- Idź już.
Wychodzę przed budynek.
Kręci się tu sporo ludzi, w tym agenci zatrudnieni przez dziadka.
Vee od razu mnie zauważa. Opuszcza okno, abym i ja go widział, po
czym odpala silnik srebrnego BMW. Staram się zachowywać
naturalnie, ale jest mi słabo. Mam wrażenie, że nogi odmawiają
mi posłuszeństwa. Vee, jakby czytając w moich myślach, daje znak
ręką, abym poczekał.
Na parking wjeżdża inny samochód i parkuje obok BMW, z którego wysiada Simon, niosąc
w ręku papierową torbę z moim śniadaniem. Uważnie go obserwuję
zza ciemnych okularów.
Czuję jak zimny pot spływa mi po plecach. Vee zachowuje zimną krew i wjeżdża na chodnik, jakby
było to najnormalniejszą rzeczą na świecie. Wysiada, figlarnie się uśmiechając. On też ma na sobie czapkę z daszkiem,
okulary i czarną skórzaną kurtkę. Obejmuje mnie w pasie i pomaga
dojść do auta. Simon odwraca się w naszą stronę, przyglądając
całej scenie z zainteresowaniem.
- Pośpiesz się.
On nas widzi... – ponaglam go, gdy otwiera drzwi od strony
pasażera, abym mógł wsiąść.W tej samej chwili Simon
rzuca się biegiem w stronę samochodu. Vee jest jednak szybszy.
Wskakuje do środka i rusza z piskiem opon.
- Eryk! - krzyczy, dopadając do swojego auta i ruszając za nami w pościg.
- Proszę zapiąć
pasy, panie Johnes – prosi mój kierowca, jednocześnie
przyspieszając i próbując wyminąć karetkę, jadącą
prosto na nas. Gwałtowne hamowanie rzuca mnie na drzwi. Krzyczę z
bólu.
- Przepraszam –
denerwuje się.
- Zgub go! - każę mężczyźnie, który z zawrotną szybkością pokonuje małe
uliczki, otaczające szpital.
Z wielkim trudem udaje mi
się zapiąć pasy i złapać fotela, by zamortyzować wstrząsy. Tymczasem Vee wjeżdża pod prąd na jedno z
większych skrzyżowań i nie licząc się z trąbiącymi na niego
kierowcami, przecina je, korzystając ze zmieniającej się właśnie
sygnalizacji świetlnej. Pomimo tego śmiałego manewru, Simon jest
tuż za nami.
- Niezły jest –
chwali go, uśmiechając się do mnie.
- Ty jesteś lepszy –
odpowiadam zgodnie z prawdą, bo dobrze wiem, na co go stać.
- Jest pan ranny, panie
Johnes? - pyta, nie odwracając wzroku od przedniej szyby.
- Tylko trochę
poobijany.
- Bal? - skręca w lewo, w stronę autostrady.
- Bal –potwierdzam
ponuro.
- Zajmę się tym.
- Simon cię uprzedził.
- Szkoda – hamuje z
piskiem opon, taranując jednocześnie płot i wjeżdżając na
teren budowy, zamknięty dla ruchu. - Dlaczego nic o tym nie wiedziałem?
- Bo nie chciałem, żebyś wiedział. Mógłbyś nas zdekonspirować.
Odwracam się do tyłu.
Samochód Simon jest kilkanaście metrów od nas. Wpadam w panikę.
A jeśli Vee nie da rady go zgubić?
- Spokojnie, panie
Johnes. Wszystko jest pod kontrolą – zapewnia mnie.
- Mam nadzieję –
spoglądam na niego, trzymając się fotela. Nie pierwszy raz Vee
ratuje mnie z opresji. Pomimo zawrotnej prędkości i niechcianego
towarzystwa, zawsze czułem się z nim bezpiecznie. Tym razem jest inaczej. Simon nie jest amatorem. W dodatku ma obsesję na moim punkcie. Nie da się nabrać na proste sztuczki.
Byłem pewny, że
pojedziemy autostradą, ale Vee wjechał do tunelu, który zbudowano
pod rzeką, by ułatwić mieszkańcom przedostawanie się z jednego
końca miasta na drugi. W tej samej chwili dzwoni mój telefon.
Wyciągam go z kieszeni bluzy i spoglądam na wyświetlacz.
- To on? - pyta mnie.
- Tak.
- Odbierze pan?
- Nie.
Telefon nie przestaje
dzwonić, co zaczyna mnie irytować. Wyłączam dźwięk i chowam go
do kieszeni. Wyjeżdżamy z tunelu na tyle szybko, że kilka
ostatnich metrów pokonujemy prawie frunąc. Simon jest tuż obok.
Stara się dogonić nasz samochód. Przyglądam mu się przez przyciemnianą szybę. Jest równie zdeterminowany. Nie odpuści.
Vee wjeżdża na obwodnicę. Omija pierwszy zjazd do centrum i kieruje się dalej na północ, w kierunku lotniska.
Vee wjeżdża na obwodnicę. Omija pierwszy zjazd do centrum i kieruje się dalej na północ, w kierunku lotniska.
- Co planujesz? - pytam
zaskoczony jego decyzją.
- To za długo trwa.
Jeszcze chwilę, a gliny się nami zainteresują. Musimy się go
pozbyć – dobrze wiem, co mi sugeruje. Nie mamy innego wyjścia.
- Przestrzel mu opony.
- Jest pan pewny?
- Tak – odpowiadam
szeptem.
- Wedle życzenia –
zdejmuje okulary i sięga po broń, którą ma przytwierdzoną do
drzwi, zarówno od strony kierowcy, jak i pasażera.
Skręcamy na lotnisko. Pas startowy jest pusty. To idealne miejsce. Mężczyzna upewnia się, że Simon zrobił to
samo, po czym odbezpiecza broń.
- Proszę odpiąć pasy
i lekko się pochylić – otwiera okno po stronie pasażera, by łatwiej wycelować.
- Tylko opony –
proszę ponownie.
- Tylko opony... -
powtarza po mnie, gwałtownie skręcając kierownicą.
Wszystko dzieje się w
ułamku sekund. Samochód zdaje się od razu reagować na manewr,
który Vee na nim wymusza. Ustawia się bokiem do auta Simona,
hamuje, wyciąga rękę i strzela w jego stronę tuż
przy mojej głowie. Słychać potworny huk. Natychmiast naciska na
gaz, ponownie nabierając prędkości. Spoglądam w lusterko. Simon
wysiada z samochodu, z którego wydobywają się kłęby pary i
jeszcze przez chwilę biegnie za nami, krzycząc moje imię. Kulę
się w fotelu przerażony. Tymczasem Vee wraca na obwodnicę.
Wybiera zjazd prowadzący do centrum handlowego. Podjeżdża na
skraj parkingu. Przesiadamy się do czarnej hondy i ponownie wtapiamy w ruch uliczny.
- Pokręcimy się
chwilę po centrum, by mieć pewność, że nikt nas nie śledzi i
wracamy do domu – uśmiecha się do mnie, pomagając zapiąć
pasy.
- Centrala – odzywa
się kobiecy głos, gdy wybiera odpowiedni numer na ekranie,
wbudowanym w deskę rozdzielczą. Ma obsesję na punkcie nowinek
technicznych i wszelkiego rodzaju bajerów, które można
zainstalować w samochodzie. Nie mówiąc już o samych
samochodach...
- Posprzątajcie na
parkingu, przy centrum handlowym – prosi.
- Masz ładunek? - pyta
kobieta.
- Wątpisz we mnie,
kochanie? - odpowiada jej zdziwiony.
- Mam nadzieję, że
niczego nie uszkodziłeś – ostrzega go jedna z podwładnych.
- I tak cię kocham –
prowokuje dziewczynę, wybuchając cichym śmiechem.
- Porozmawiamy jak
wrócisz do domu.
- Już za tobą
tęsknię, piękna - przymila się do niej.
- Spadaj – rozłącza
się.
- Nowa dziewczyna. To chyba miłość – uprzedza mnie, wpatrując
się w drogę rozmarzonym wzrokiem.
- A co się stało z
jasnowłosą amerykanką? - pytam zaskoczony, przypominając sobie
jego ostatnią „wielką miłość”.
- Nie byliśmy sobie
przeznaczeni. Poza tym wolę Azjatki – puszcza do mnie oko.
Resztę drogi pokonujemy
w milczeniu.
Po prawie dwóch godzinach błądzenia po centrum, Vee decyduje się odwieźć mnie do domu. Podjeżdża pod budynek, wybierając zjazd do garażu podziemnego. Kieruje się w stronę wind towarowych. Zatrzymuje samochód przed tą z napisem „awaria” i przyciska odpowiedni guzik na desce rozdzielczej. Wiem co stanie się dalej. To jedno z wymyślonych przez niego zabezpieczeń. Kafelki w podłodze rozsuwają się i do góry podjeżdża specjalny czytnik, który skanuje tęczówkę kierowcy. Po rozpoznaniu możemy jechać dalej. Metalowe drzwi zostają otwarte i dzięki temu wjeżdża na ukryty parking. Stoi tu kilka samochodów różnych marek. Wszystkie należą do mnie. Parkuje tuż przy windzie i pomaga mi wysiąść. Jestem ledwo żywy.
Po prawie dwóch godzinach błądzenia po centrum, Vee decyduje się odwieźć mnie do domu. Podjeżdża pod budynek, wybierając zjazd do garażu podziemnego. Kieruje się w stronę wind towarowych. Zatrzymuje samochód przed tą z napisem „awaria” i przyciska odpowiedni guzik na desce rozdzielczej. Wiem co stanie się dalej. To jedno z wymyślonych przez niego zabezpieczeń. Kafelki w podłodze rozsuwają się i do góry podjeżdża specjalny czytnik, który skanuje tęczówkę kierowcy. Po rozpoznaniu możemy jechać dalej. Metalowe drzwi zostają otwarte i dzięki temu wjeżdża na ukryty parking. Stoi tu kilka samochodów różnych marek. Wszystkie należą do mnie. Parkuje tuż przy windzie i pomaga mi wysiąść. Jestem ledwo żywy.
Mężczyzna wybiera na panelu kod ostatniego piętra.
Po kilku chwilach w windzie drzwi otwierają się i moim oczom
ukazuje się jasny korytarz. Bierze mnie na ręce, nie słuchając
cichych protestów, gdy staram się go przekonać, że sam sobie
poradzę. Otwiera drzwi apartamentu. Jestem w domu.
W mieszkaniu jest cicho i
pachnie świeżymi kwiatami. Skręcamy w prawo, prosto do sypialni. Vee wchodzi do środka i kładzie mnie na wielkim łóżku.
Pomaga mi się rozebrać z rzeczy, które mam ubrane. Odkłada
telefon i pierścień na szafkę, a całą resztę rzuca na podłogę.
- Nieźle pan oberwał,
panie Johnes – zauważa – pozbywając się bandaży. Następnie
zdejmuje swoją kurtkę i czapkę, które kładzie na fotelu, idzie do
sąsiadującej z pokojem łazienki i odkręca wodę.
- Skąd wiedziałeś, że marzę o kąpieli?
- Znamy się już jakiś
czas, prawda? Nie lubi pan zapachu szpitala - uśmiecha się.
Pomaga mi się umyć, a
potem ubrać w piżamę. Robi mi także zastrzyk, korzystając z
ampułek, które dostałem od doktora.
- Potrzebuję okularów,
kropli do oczu i czegoś na ból – wymieniam sennym głosem.
- Wszystkim się zajmę.
- Unikaj Arima i mojej okulistki.
- Wiem. Proszę spać - poprawia pościel. Jego gesty przepełnione są czułością. Ja też za nim tęskniłem. Zasypiam, słysząc jak
cicho zasłania zasłony w pokoju.
Budzę się późnym
popołudniem. Zanim decyduję się na otwarcie oczu, przesuwam
opuszkami po pościeli. Jest niewiarygodnie miękka. Jestem w domu,
bezpieczny.
Pierwsze co dostrzegam to
nowe okulary, które leżą na szafce przy łóżku. Szkła są
cienkie i pozbawione oprawek. Mają owalny kształt. Sam bym takich
nie wybrał. Vee ma dobry gust. Obok zostawił dla mnie zapas kropli
do oczu oraz koszyczek wypełniony różnego rodzaju lekami.
Spoglądam na wyświetlacz
telefonu. Setki nieodebranych połączeń od Simona.
Zastanawiam się co
zrobić. W tej samej chwili ktoś cicho puka do drzwi.
- Mogę? - wraca Vee, niosąc
przed sobą tacę z kolacją. - Pomyślałem, że będzie pan głodny.
- Dziękuję –
uśmiecham się do mężczyzny, odkładając telefon, który znowu dzwoni. To dziadek.
- Halo? - czekałem na tę chwilę.
- Eryku? Jak mogłeś uciec ze szpitala?! - krzyczy do słuchawki.
- Groziłeś mi –
przypominam mu.
- Eryku, ostrzegam cię.
To twoja ostatnia szansa, bo jak nie, to...
- Już nigdy więcej
nie będziesz mi grozić! - wybucham.
- Chcesz władzy, tak?
O to ci chodzi?
- Nie – odpowiadam
spokojnie. - Chcę być wolny i sam o sobie decydować.
- Jesteś księciem!
- Tylko do dnia
koronacji. Potem przestanę nim być. Pierwszego sierpnia zrzeknę
się tytułu.
- Nie możesz! Tylko ty jesteś w stanie zapewnić rozwój królestwu!
- Mogę - odpowiadam z dumą. - Brzydzi mnie
należenie do waszej rodziny! To koniec, dziadku. Wreszcie koniec.
- To jest ta twoja zemsta? Porzucisz rodzinę?
- Myśl sobie co
chcesz. Nic mnie to nie obchodzi – bawię się z nim, udzielając wymijających odpowiedzi.
- To przez to co stało
się na balu, tak? - jest coraz bardziej zdesperowany.
- Po raz ostatni mnie skrzywdziliście – mój ton jest spokojny i lodowaty.
- A koronacja? Bez
twojego udziału Alan nie zostanie królem.
- Przyjadę na
koronację, nie martw się, ale bezpośrednio po niej opuszczam
kraj i nie chcę was nigdy więcej widzieć.
- Jesteś podłym egoistą! - wrzeszczy naprawdę głośno.
- Nie szukaj mnie, inaczej zdradzę światu twoje brudne
sekrety - ostrzegam go.
Dziadek przez chwilę
milczy, rozważając czy blefuję, czy też serio jestem w stanie mu
zagrozić.
- Co mam zrobić, abyś milczał? - czyli jednak się mnie boi.
- Jestem obolały i
chcę odpocząć. Jeśli będziesz mi przeszkadzał lub jeśli twoi
ludzie będą próbowali mnie znaleźć, wrzucę do internetu
dokumenty, które nie świadczą na twoją korzyść.
- Dobrze. Masz moje
słowo. Nie będę cię szukał - jestem pewny, iż taka sytuacja jest mu bardzo na rękę.
- Wiedziałem, że
podejdziesz do sprawy rozsądnie - chwalę go.
- A Simon? - pyta nagle.
- Co masz na myśli?
- Cały czas cię
szuka.
- Więc każ mu
przestać.
- Kazałem. Zwolniłem
go, ale na niewiele się to zdało.
- Jestem pewny, że
Alan już na niego czeka – ucinam temat.
- Simon nie chce być z
Alanem.
- To go przekonaj.
Przez całe życie wmawiałeś wszystkim dookoła, że Alan jest
święty. Masz wprawę. Oszukaj Simona.
- Postaram się - mamrocze w odpowiedzi.
- Nie postarasz, ale to
zrobisz - poprawiam go. - W przeciwnym wypadku zapłacisz mi za to własną głową –
rozłączam się.
- Lepiej by było pozbyć się tego cuda – Vee wskazuje na telefon, który ściskam w dłoni.
- Masz rację –
odpowiadam zrezygnowany.
- Proszę mi go oddać
– wyciąga rękę po aparat. W środku jest numer do Simona...
Nie myśl o nim. To już przeszłość... Obserwuję jak wyciąga
baterię, a potem kartę sim, którą niszczy.
- Przyniosę panu nowy.
- Dziękuję.
- Jak się pan czuje?
- Lepiej.
- Żebra nadal bolą?
- Tak.
- Zrobić panu kolejny
zastrzyk? - życie przy boku Vee jest bardzo wygodne.
- Najpierw chciałbym
coś zjeść. Po tych zastrzykach od razu zasypiam.
- Rozumiem – nalewa
mi herbatę. Na tacy znajduje się tost, mój dawniej ulubiony ryż
z warzywami oraz ciastko truskawkowe, po które rano wysłałem
Simona. Robi mi się przykro.
- Panie Johnes, nic mu
nie jest. Agenci pańskiego dziadka zabrali go z lotniska.
- Skąd wiesz? - pytam
nadal zamyślony, wpatrując się w ciastko.
- Rzadko pozwala mi pan
używać broni. Wolałem się upewnić – wzrusza ramionami.
- Dziękuję, Vee - oddycham z ulgą.
- Proszę zjeść
chociaż ciastko. Jest pan przeraźliwie chudy.
Nakładam mały kawałek
na widelczyk, po czym wkładam do ust.
- Pyszne.
- Cieszę się –
odpowiada mi uśmiechem, siadając na fotelu obok łóżka.
- Sprawdziłeś dom?
- Tak. Wszystko
zabezpieczone. Dzwoniłem do firmy. Na razie bez zmian.
- Gdyby coś się
zmieniło, natychmiast chcę o tym wiedzieć.
- Zanim to nastąpi,
proszę zadbać o swoje zdrowie. Dranie nieźle panu przyłożyli.
Jest pan pewny, że nie mam składać im wizyty? - w napięciu oczekuje dalszych instrukcji.
- Musimy się przyczaić aż do chwili podpisania
umowy. Oddałem policji część dokumentów. Sprawa sama się rozwiąże.
- To czekanie zaczyna działaś mi na nerwy – bawi się resztkami
mojego telefonu.
- Wiem, mi też - przytakuję mu.
Kończę jeść ciastko,
przyglądając się mężczyźnie. Nie widzieliśmy się od czasu
mojego powrotu do królestwa. Vee mruży oczy z tajemniczym
uśmiechem, błądzącym w kącikach jego ust.
- Jeszcze jedno
ciastko? - pyta rozbawiony.
- Co cię tak cieszy?
- Wreszcie wrócił pan
do domu – odpowiada szczerze.
- Ja też się cieszę,
nawet nie wiesz jak bardzo – opadam na poduszki, lekko krzywiąc
się z bólu.
- Mam sprowadzić
lekarza?
- Nie trzeba. Za parę
dni mi przejdzie – dotykam ostrożnie obitych żeber. - Podasz mi
komputer?
- Oczywiście –
podrywa się z fotela. – Wolałbym jednak, aby pan odpoczął.
Wszystko mamy pod kontrolą - uprzedza moje działania.
- A samolot? - pytam,
odbierając od niego laptopa, którego odkładam na łóżku.
- Czeka w hangarze.
- A jak się spisuje
Ryś?
- Jest bardzo
przydatny. Opracował nowe aplikacje. Te ciekawsze wgram na pański
nowy telefon.
- Dziękuję. To chyba
wszystko na dzisiaj. Teraz możesz zrobić zastrzyk.
Obserwuję jak wbija mi
igłę w ramię, a potem poprawia poduszki i okrywa mnie kołdrą.
- Na stoliku nocnym
zostawiłem tablet. Proszę dać znać, gdyby pan czegoś
potrzebował. Telefon przyniosę rano.
- Udanej randki, Vee –
uśmiecham się do niego sennie.
- Do jutra, panie
Johnes – wychodzi z pokoju, gasząc za sobą światło i zamykając
drzwi.
Zapalam lampkę i przytulam się do poduszek. Dom... Tęskniłem za tym miejscem. Są tu ukryte wszystkie moje skarby... Więc dlaczego czuję tak wielką pustkę? Bo jego tu nie ma? Minęło dopiero kilka godzin... Pewnie się cieszy. Może iść do Alana. Tak długo czekał na tą chwilę. Widziałem to w jego oczach, gdy wysyłał mu wiadomości albo rozmawiał przez telefon. Byłem mu tylko kulą u nogi. To niesprawiedliwe, że tak łatwo przyzwyczajamy się do dobrych rzeczy. Na przykład czyichś zielonych oczu, promiennego uśmiechu, ciepła... Będę dbał o te wspomnienia i nigdy o nich nie zapomnę.
Zapalam lampkę i przytulam się do poduszek. Dom... Tęskniłem za tym miejscem. Są tu ukryte wszystkie moje skarby... Więc dlaczego czuję tak wielką pustkę? Bo jego tu nie ma? Minęło dopiero kilka godzin... Pewnie się cieszy. Może iść do Alana. Tak długo czekał na tą chwilę. Widziałem to w jego oczach, gdy wysyłał mu wiadomości albo rozmawiał przez telefon. Byłem mu tylko kulą u nogi. To niesprawiedliwe, że tak łatwo przyzwyczajamy się do dobrych rzeczy. Na przykład czyichś zielonych oczu, promiennego uśmiechu, ciepła... Będę dbał o te wspomnienia i nigdy o nich nie zapomnę.
;-; To… jest świetne! Eryczek uciekł :o Simon jest załamany. Dziadek grozi Eryczkowi… Co się dzieje? Akcja jest! Dobrze się spisałaś Kitsuś. :D
OdpowiedzUsuńSprawa wyjaśniona! W plecaku były ciuchy.
A lekarz to spoko ziomek. On rozdaje ciasto! Każdy rozdaje ciasto! Dlaczego mam być gorsza?! *wyciąga spod kiecy 3 blachy ciasta* Ha! I co teraz?!
Eryk miał świetny plan, ale Simon to Simon.
Tego nie ogarniesz :P
Kim jest Vee? I dlaczego mam wrażenie, że dziadek go przekupi? Wiem, że on taki dobry znajomy, ale teraz jest zbyt kolorowo w planie Eryka. I bie ma w nim Simona. Czyli to zły plan :D
I najważniejsze! Wiemy mniej więcej jak Eryk chce się 'zemścić'. Ale pytanie: Za co? Nadal nie wiemy co się stało w lesie…
I teraz nie mam pomysłu na spiski. Pozostało mi tylko czekać na końcówkę. Emocjonujące!
Wegi
Wszystkie pozostałe rozdziały będą bardzo długie i będzie się dużo działo.
UsuńSerio uważasz, że Eryk zaplanował taką "skromną" zemstę? No cóż, zobaczymy :P
Teraz przyjdzie kolej na ruch Simona. Nie mogę się doczeka :)
Dziadek przekupi Vee? Nie ma szans. Vee jest... Albo nie, nic nie powiem :D
Tak czy inaczej zbliżamy się do końca :(
Twój Kitsune
Czyli teraz tylko kupić popcorn i czekać? :D
UsuńNo nie, ale wiem co na pewno zrobi c: I zgadzam się, zobaczymy!
Właśnie! Ciekawe jak to teraz wygląda z perspektywy Simona. Jest roztrzęsiony / zły / bezradny/ smutny?
Vee. Lubię typka. Poprostu podejrzewam. Tak już mam :D
Koniec? Jednocześnie się cieszę i jest mi smutno… Bo bardzo podoba mi się ta historia, ale z drugiej strony… nie będzie trwała wiecznie!
Wegi
Czuję się rozdarty wewnętrznie, bo z jednej strony to już koniec. Będę tęsknił. Jeszcze nie skończyłem pisać, a czuję się z tym podle. Przecież to mój kochany Eryk... Mam go tak zostawić? Ale z drugiej strony Czekolada... Nowi bohaterowie, zupełnie nowa historia, a tam tyle będzie się działo :D Nie mogę się doczekać aż przeczytasz pierwszy rozdział. Może Cię zaciekawi, może na mnie nakrzyczysz, a może powiesz, że zawiodłem i spodziewałaś się czegoś innego... Kto wie... Tego też nie mogę się doczekać. Wybrałem już imiona :D Gdy zamykam oczy widzę poszczególne sceny, zupełnie jakbym oglądał film. Chyba jestem gotowy pójść dalej. Jak sądzisz?
UsuńTwój Kitsune
Mi też trudno będzie zostawić Eryka. Przecież to nasz Eryczek. :/
UsuńO Czekoladzie będę mówiła tak szczerze, że nie wiem! Jestem pewna, że mi się spodoba, bo znając Cię wymyślisz coś wciągającego <3 To jakie w końcu mają imiona? Dowiem się przedpremierowo? :D
To trochę jak czytanie książek. Spodobała nam się jedna, ale nie będzie trwać wiecznie. Trzeba zobaczyć, co skrywa następna!
Wegi
Ps. Kitsuś, słuchałeś tej piosenki?
UsuńWegi
Przedpremierowo i tylko dla Twoich oczu (bo przecież nikt inny tego nie przeczyta, prawda? :D) - Collin i Jessie :)
UsuńTwój Kitsune
Jakiej piosenki?
UsuńTwój Kitsune
Łoo! Collin? Dobry wybór *-*
UsuńA piosenkę podałam Ci na Wattpadzie :"We don't have to dance". Razem z Ruu zakochałyśy się w piosence jak i w wykonawcy <3
Wegi
Masz na myśli tego typa z tatuażami? Ville to to nie jest :D Ale może być.
UsuńTwój Kitsuner
Już myślałam, że zaczniesz rzucać we mnie cegłami :D "Może być"? Lepsze to niż "niczego od ciebie nie kupię synu szatana!" ;D
UsuńA zauważyłeś, że to taki trochę Levi?
Wegi
Zauważyłem :D Wczoraj śmialiśmy się z Joleen, że mają taką samą fryzurę :P
UsuńTwój Kitsune
I ten jego pojer face w teledysku xD
UsuńA gdy pierwszy raz słuchałam piosenki i było w refrenie "We don't have to smile" To spadłam z krzesła mając głupawkę :P Levi tak bardzo!
Wegi
Widzę, że ktoś zrobił spis treeeści! :D
UsuńWegi
Owszem, specjalnie dla Ciebie :) Z pozdrowieniami od Joleen :) Ładnie wyszło, nie? Już z Czekoladą :)
UsuńTwój Kitsune
Dla mnie? :> Jak miło :) Zauważyłam właśnie Czekoladę :D Pozdrów Joleen i spytaj gdzie zgubiła Tosta!
UsuńWegi
Nie ma tosta bez tostera :D
UsuńPodał jej sprzęt do pisania, co wydłużyło proces produkcji, ale nowy już jest, więc będzie ok :)
Twój Kitsune
Okej, rozumiem :D
UsuńDziękuję Kitsune <3
Wegi
3:41 melduje się na posterunku.
OdpowiedzUsuńAkcja, wybuchy, dzieje się!
Myślałam, że w plecaku będzie coś ciekawszego ale ciuszków się nie spodziewałam.
Czy Eryk nie rozumie, że jakby szczerze pogadał z Simonem to wszystko by się ułożyło?! Przecierz Simon go kocha i nie zostawi!
Ucieczka z domu i dyskusja z dziadkiem... Eryk taki niegrzeczny.
~ ZuSkaa
Mylisz się, Eryk dopiero BĘDZIE niegrzeczny :D
UsuńWiem, że pomysł z narkotykami w plecaku był ciekawszy, ale przekonanie Simona, żeby się poczęstował białym proszkiem, by Eryk mógł uciec, mogłyby być znacznie trudniejsze. A tak wrócił sobie do domu i może dalej kombinować :)
Póki co nic nie powiedział Simonowi, bo nadal mu nie ufa. Przy pierwszej okazji Simon pobiegł do Alana, a Eryk wylądował w szpitalu. Na szczęście jest jeszcze czas aby sobie wszystko wyjaśnić :)
Twój Kitsune
Melduje się i idę spać
OdpowiedzUsuńSpaaaaaać ;-;, stawia kubek z hektolitrami kawy* Wrócę, jak ogarnę życie :P
OdpowiedzUsuńRuu
Umarłam, powstałam, przeżyłam ten dzień i znowu konam ;-; Dlaczego końcówka roku jest taka męcząca? To nie fair.
UsuńWybacz, ale nie mam siły i weny na zbyt długie komentarze. I jestem trochę przez to zła, bo zaczęło się coś dziać a ja nie mam energii, żeby stukać w klawiaturę.
Powiem krótko - było zaskakująco, lubię Vee, ma spoko imię, Simon nadal jest bee, Eryk coraz bardziej mnie intryguje, potrzebuję więcej Alana, a dziadek niech spłonie. To tak w skrócie :)
Czekam na więcej a Ty trzymaj za mnie kciuki. Jeśli przetrwam ten tydzień, to jestem mistrzem.
Ruu
Oczywiście, że przetrwasz. Wątpisz w to? Bo ja nie :) Za kilka dni będziesz się w tego śmiała. I powiesz sobie patrząc w lustro "taka fajna dziewczyna, a taki z niej zboczeniec " :P
UsuńTwój Kitsune
Skończ z tym zboczeńcem >_< Nie jestem nim, okej? A nawet jakbym była, A NIE JESTEM, to ojciec nie powinien mi takich rzeczy mówić :P
UsuńNIEzboczona Ruu
Nie kłam. To poszło do internetu, a tu nic nie ginie.
UsuńTwój Kitsune
'Jak zostać przymusowym zboczeńcem' ~ biografia Ruu Meminger :D
UsuńRuu
Przymusowym byłabyś wtedy, gdybym to ja Cię do tego namawiał, lub zmuszał. Nie zrobiłem tego. Za to Ty... Aż strach pomyśleć co siedzi w Twojej głowie :D
UsuńTwój Kitsune
Ja i tak swoje wiem :D Moja głowa to miejsce przyjazne dla innych. Pełne tęczy, pachnących kwiatków, ćwierkających ptaszków, leśnych elfów i cukierkowych drzewek. Nie rozumiem dlaczego Ty uważasz inaczej :D
UsuńPoza tym Ty zacząłeś, że nie chodzisz w sukienkach i jakoś tak sam mi się narzucił obraz lisa w kiecce :D
Ruu
Zapomniałaś dodać jeszcze "obrazy masakrycznie zamordowanych wrogów, pomysły na tortury" :D
UsuńWegi
Ok. Jestem.
OdpowiedzUsuńtrue historia.
Zasnęłam oko 23.30 nie doczekałam sie rozdziału nie wiem jak to zrobiłam ale obudziłam sie o czwartej nad ranem z myślą "budź się! Kitsune na pewno dodał rozdział."
i no , przeczytałam i poszłam spać :>
co do rozdziału.
OMG tego się nie spodziewałam.Kochany Eryczek uciekł :CCC
jak on mógł?! T-T
I ta ciamajda rzyciofa Simon ;-; no pliss stary ja cię kocham ale żeby tak cię wrobił 19 latek?
wielkiego pana agenta? RLY? -.-
Do końca miałam nadzieje "Napewno simon go za trzyma na 100%"
takiego wała :<
I znając życie do koronacji się nie spotkają =3=
oj kitsune kitsune namieszałeś.
i wgle mówiłam?! xD Mówilam ,ze będzie trza zapinać!(nie, nie eryczka na TO mamy czas ;D)
Ostra jazda była! he-he-he :^)
I eryk tenski ;-; Maj kokoro its hurt!
To twoja wina baka ouji!
:T
A ja się właśnie zastanawiałem dlaczego wszystkie Panie nie śpią w nocy :D Specjalnie uprzedzałem, że rozdział pojawi się w nocy, bo dużo czasu pochłonęły poprawki. Niestety kolejny będzie jeszcze dłuższy :D Nadal nad nim pracuję.
UsuńNie przekreślaj jeszcze Simona. Chłopak tak się stara. Wypatrzył przebranego Eryka na ulicy, z narażeniem życia ścigał po królestwie. I ma asa w rękawie :P O tym, o zrobi Simon napiszę w kolejnym rozdziale :)
Twój Kitsune
ja? skreślać? mojego Simona?
Usuńnever.
Smieszne to , myślałam ,że będzie podsłuchiwał ich czy co.
Ale w jednym to się mylisz Kitsune.
On go wcale nie wypatrzył.
On ma Eryko-radar xDDDDDD
Święta racja, Yagódko. Rzeczywiście ma :)
UsuńTwój Kitsune
Simooon jak mogłeś tak spartolić...że też go nie zdziwiło, że Eryk chciał coś zjeść...z własnej woli...Mógł się domyślić xD
OdpowiedzUsuńPodczas pogoni myślałam, że się Simon rzuci na ten ich samochód :D
Vee? Huu interesujący gościu...tylko skąd on się wziął? :o
Hmmm, Eryczek uciekł ale przecież i tak będzie się musiał stawić na ceremonii...złapią go D:
Biedny Mały Książę tęskni ;-;
Ciekawe co dziadek zrobi z Simonem...przecież on umrze z tęsknoty *^*
~Suzy
Nic się nie martw Suzy, ja też mam wszystko pod kontrolą.
UsuńSkąd się wziął Vee? Cały czas tu był :D Znaczy się w cieniu. Czekał na swoją chwilę :)Lubię go i jestem pewny, że Ty też go polubisz :D
Mylisz się co do Simona. On wcale nie jest aż tak głupi, ale o tym w kolejnym rozdziale.
Twój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Erick uciekł, a doktorek to naprawdę spoko gość... biedny Saimon załamany ale jak widać do Ericka nie dociera że ten nie chce do Alana i to że jest po jego stronie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, Erick uciekł ;) doktorek jest naprawdę spoko gościem... biedny Saimon załamany... ale jak widać do Ericka nic nie dociera... Saimon nie chce do Alana i jest po jego stronie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia