poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział XXIV i XXV

„Humory księcia


Eryk
 
Budzę się, lecz nie otwieram oczu. Zimno mi. Przesuwam opuszkami po pościeli. Jest szorstka i nieprzyjemna. To nie jest moje łóżko... Gdzie jestem? Wszystko mnie boli... Zwłaszcza klatka piersiowa. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że z trudem oddycham. Znowu zostałem pobity... Muszę się schować, uciec, lecz nie mogę się ruszyć. Unoszę powieki. Intensywne światło razi mnie w oczy. Ostatkiem sił próbuję się podnieść, ale ktoś mnie przytrzymuje.
- Nie wstawaj. - A jeśli to on? Wpadam w panikę i staram się wyrwać. - Jesteś w szpitalu – wiele wysiłku kosztuje mnie rozpoznanie znaczenie słów, które wypowiada. W szpitalu? - Eryku, słyszysz mnie? Otwórz oczy.
Znam ten głos... Znam go bardzo dobrze... 
- Pan doktor... – szepczę schrypniętym głosem. 
- Otwórz oczy – powtarza ponownie. Z trudem spełniam tę prośbę, a on świeci latarką diagnostyczną. - Jak się czujesz? 
- Dziwnie... I wszystko mnie boli... - skarżę się. 
- Podałem ci sporo leków przeciwbólowych – mężczyzna ostrożnie bada moją głowę – niedługo zaczną działać. 
- Mogę dostać coś do picia? 
- Oczywiście – siada obok mnie na łóżku i podaje plastikowy kubeczek. Wyciągam po niego rękę. Obite żebra i ramiona od razu uniemożliwiają moje starania. - Pomogę ci – oferuje lekarz. 
- Dziękuję - niewielka ilość zimnej wody czyni cuda. Jest mi o wiele lepiej. Zawsze był wobec mnie bardzo troskliwy. 
- Pamiętasz jak się tu znalazłeś? 
- Nie. Byłem na balu. Rozmawiałem z rodzicami. Simon mnie zostawił... A potem... - urywam, bo dobrze wiem, że bezpieczniej będzie trzymać język za zębami. – Ktoś wbił mi igłę w ramię i zrobiło się ciemno.
- Podano ci silny narkotyk. Kto to zrobił? - pyta. 
- Nie wiem – odpowiadam cicho, unikając jego wzroku. Nie chcę kłamać, ale mówiąc prawdę mógłbym go narazić na niebezpieczeństwo. 
Oddychanie sprawia mi coraz większą trudność, więc staram się wygodniej ułożyć na poduszce. Obserwuję doktora Arima. Niewiele się zmienił od czasu naszego ostatniego spotkania. Miało to miejsce przed moim wyjazdem na studia.
- Wydoroślałeś – uśmiecha się do mnie. 
- Jak było w Kalifornii, doktorze?
- Gorąco – wzdycha, przesuwając kosmyki grzywki, by mnie nie drażniły. - Nie sądziłem, że tak szybko się spotkamy. Wróciłem w zeszłym tygodniu – spogląda na mnie lekko zirytowany. 
- Ja też nie – przyznaję ze smutkiem w głosie. 
- Powiadomię twoją rodzinę, że się obudziłeś. Będą zadawać pytania... 
- Wiem. 
- Może gdybyś im powiedział... 
- Nie! - moja zbyt emocjonalna reakcja wywołuje kolejną falę niechcianego bólu. - To i tak niczego nie zmieni – dodaję, kuląc się w sobie. 
- Napisałem książkę – doktor Arim zmienia temat. 
- Czytałem. Bardzo interesująca. 
- Nie udało mi się znaleźć sponsorów na budowę kliniki. Już miałem się poddać, gdy otrzymałem list z wiadomością, że wybrano mnie ordynatorem, mam kompletować zespół i wybrać sprzęt, bo budynki są na ukończeniu. Wiesz coś na ten temat? - wpatruje się we mnie orzechowymi oczami. 
- Ja? - udaję zdziwionego. - Jestem tylko zwykłym księciem. Nie stać mnie na budowę nowoczesnej kliniki. 
- Projekt jest łudząco podobny do tego, który kiedyś ci pokazywałem. To zbieg okoliczności? Nie mówiąc już o rozwiązaniach, przeniesionych słowo w słowo z mojej książki... - wiedziałem, że domyśli się prawdy.
- Naprawdę nic o tym nie wiem – spoglądam mu śmiało w oczy. 
- Jest tylu lekarzy na świecie, w dodatku znacznie zdolniejszych ode mnie, a mimo to zostałem wybrany na ordynatora... Dlaczego? 
- Pan jest najlepszy – odpowiadam szczerze. 
- Dziękuję. Nie zawiodę cię – uśmiecha się do mnie. 
- To ja dziękuję. Znowu mnie pan uratował. 
- Tym razem to nie ja, lecz ten młody mężczyzna, który siedzi z tobą dzień i noc. Twój ochroniarz, tak? 
- Simon? - co on tu robi? Nagle sobie o mnie przypomniał?
- Jest bardzo nadgorliwy. 
Rozglądam się dyskretnie po niewielkim pokoju. Oprócz łóżka, na którym leżę, znajduje się tu stolik, dwa krzesła, oraz fotel. Ktoś niechlujnie zwinął koc, przewieszając go przez oparcie. Nie ma go... To dobrze. 
- Wyrzuciłem go na korytarz – podpowiada mi. 
- Dziękuję – próbuję odwzajemnić uśmiech, ale ból bardzo się nasila. 
- Pójdę po środki przeciwbólowe. Nie mogłem podać ci ich więcej, bo nie byłem pewny, jak się czujesz. To zajmie tylko chwilę, dobrze? Poproszę Simona, aby dotrzymał ci towarzystwa – lekarz podnosi się z łóżka. 
Gdy byłem młodszy wyobrażałem sobie, że pewnego dnia adoptuje mnie do swojej rodziny. Obserwuję jak wychodzi na korytarz, po czym instruuje mojego ochroniarza, że ma mnie nie męczyć zbędnymi pytaniami. Po chwili drzwi znowu się uchylają i do pokoju wchodzi Simon. 
- Eryku... - podbiega do łóżka. – Jak się czujesz? Bardzo cię boli? - pyta opiekuńczym tonem. Próbuje mnie dotknąć. Cofam się w głąb łóżka. Nie chcę... Już nie, skoro tymi samymi dłońmi dotyka też Alana. Opiera je na metalowej poręczy łóżka, mocno zaciskając palce.
- Wolałbym zostać sam – proszę go, odwracając wzrok. 
- Wiem, ale nie mogę cię zostawić. 
- Tak, już to słyszałem – jestem dla niego dość chłodny.
Moją uwagę zwracają liczne otarcia na jego dłoniach i twarzy. Bił się z kimś? 
- Wybacz mi... Proszę, wybacz mi... - pewnie jest mu ciężko, bo wydaje się przybity, ale co mam mu powiedzieć? 
Jeden jedyny raz poprosiłem, by mnie nie zostawiał. Jeden jedyny raz... Wiem, że nie jestem Alanem, ale poczułem się zdradzony. Obiecywał, że będzie ze mną, że nic złego się nie stanie... Same kłamstwa. 
Doktor Arim powraca, zanim udaje mi się zebrać myśli. Spogląda znacząco na Simona, który od razu wycofuje się na fotel. 
- Niestety, będę musiał założyć ci nową kroplówkę, bo poprzednią wyrwałeś – siada na krześle przy łóżku, sięgając po wenflon. Stara się być ostrożnym, ale gdy przesuwa moją rękę po pościeli, syczę z bólu. Simon natychmiast zrywa się ze swojego miejsca, posyłając doktorowi mordercze spojrzenie. 
- Niech pan bardziej uważa, doktorku! - krzyczy na niego. 
- Siadaj, albo zawołam ochronę i każę cię wyrzucić – Arim nie daje się sprowokować. - Przepraszam, Eryku. Wiem, że to nie jest przyjemne. 
Po kilkunastu minutach kroplówka zaczyna działać. Robię się bardzo senny. Doktor, Simon, aż w końcu cały pokój rozpływa się pod powiekami. 
Gdy ponownie otwieram oczy, jest noc. Znowu wszystko bardzo mnie boli. Simon śpi na fotelu, okryty kocem. Dlaczego nie pojechał do domu? Jestem pewny, że na korytarzach kręci się mnóstwo agentów, zatrudnionych przez dziadka. Śmiało mógłby wrócić do pałacu i wygodnie się położyć, albo jechać do Alana...
Wyciągam rękę po kubek z wodą, co kosztuje mnie sporo wysiłku, lecz okazuje się pusty... Odkładam go na stolik rozczarowany. Mężczyzna niespodziewanie otwiera oczy. 
- Eryku, co się dzieje? Boli cię? Mam zawołać lekarza? - zrywa się z fotela. 
Wkurza mnie, że jestem zdany na jego łaskę, ale nie ma tu nikogo więcej. 
- Możesz... Możesz podać mi wodę? - niechętnie proszę go o pomoc. Siada obok i pomaga mi, bo nadal nie jestem w stanie utrzymać kubka w dłoni. Gdybym tylko mógł zadzwonić po pomoc... Telefon! Gdzie jest telefon?! 
- Simon, widziałeś mój telefon? - pytam zatrwożony, co jeszcze bardziej nasila ból. 
- Spokojnie, schowałem go – uśmiecha się do mnie, wyciągając go z kieszeni spodni. - Wiem, że jest dla ciebie cenny, więc zabrałem go jeszcze w karetce. Przez krótką chwilę myślałem, że mając przy sobie Simona, to on mnie obroni. Złudne marzenia... Znowu czuję się samotny. To uczucie boli bardziej, niż odniesione obrażenia. Odbieram mu bezcenny przedmiot, po raz kolejny zwracając uwagę na jego poranione dłonie. 
- Co ci się stało w ręce? 
- Nic takiego – odpowiada niechętnie. - Musiałem wyjaśnić sobie pewne sprawy z Maxem i Dawidem, gdy spałeś. 
- Z Maxem i Dawidem?!
- Myślałeś, że nie wiem komu zawdzięczasz pobyt w szpitalu? 
- Nie powinieneś... - karcę go.
- Powinienem! - przerywa mi. - W starciu ze mną nie mieli żadnych szans. Więcej nie tkną cię palcem. W przeciwnym razie stracą je – jest śmiertelnie poważny. 
- Długo spałem? 
- Kilka dni. 
- Dziś nie jest niedziela? - jestem nieco zdezorientowany. 
- Nie, Eryku. Już prawie czwartek. 
- Czwartek?! - powtarzam po nim, nabierając zbyt intensywnie powietrza. Ból aż mnie paraliżuje. Simon natychmiast biegnie po lekarza. Pojawia się młody pan doktor, który podaje mi kolejną dawkę leków przeciwbólowych, jednak nie tak silną jak poprzednia, więc boli mniej, ale nadal boli... 
Nieporadnie układam się na poduszce, obserwując kroplówkę i ściskając w dłoni telefon. 
- Daj – próbuje mi go odebrać. 
- Nie – protestuję. 
- Nie wygłupiaj się. Jedno twoje słowo i masz go z powrotem. Będę tutaj cały czas, więc... - wyjmuje mi go z dłoni. - Zimno ci? Masz lodowate dłonie. 
Okrywa mnie kołdrą i swoim kocem. 
- Nie musisz tu ze mną siedzieć. Nie jesteś mi potrzebny... 
- Wiem, że nie jestem. Nie popisałem się – dodaje cicho, próbując mnie dotknąć kolejny już raz. 
- Nie – staram się go powstrzymać. 
- Eryku, proszę... 
- Nie męcz mnie. Chcę spać – przymykam powieki, by się od niego uwolnić. 
- Śpij – szepcze cicho, wracając na fotel. 
Chyba rzeczywiście musiałem zasnąć, lecz nad ranem śniły mi się same koszmary. Na szczęście niechcący przesunąłem się na łóżku, co cholernie zabolało i przerwało niechciany sen. 
 Otworzyły się drzwi i wszedł doktor Arim. 
- Dzień dobry, dobrze spałeś? - mężczyzna podchodzi do łóżka. Dopiero przyjechał do szpitala, bo ma na sobie garnitur, a nie swój ulubiony, biały fartuch. 
- Nie - odpowiadam zbolałym głosem.
- Nie mogę cię faszerować tak dużą ilością leków przeciwbólowych. Tym bardziej, że masz na koncie tamten incydent. Rozumiesz, prawda? 
- Wiem – przyznaję mu rację. Ani on, ani tym bardziej ja nie chcemy wracać do dnia, w którym chciałem odebrać sobie życie. 
- Skorzystam z okazji, że nie ma twojego cienia i zbadam cię, dobrze? 
- Dobrze - przytakuję mu.
Doktor zdejmuje ze mnie szpitalną koszulę. Mam obwinięte bandażem żebra. Nie da się ukryć, że to one stanowią największy problem.
- Są złamane? - pytam lekarza, gdy powoli ich dotyka. 
- Nie, tylko mocno obite. Będą boleć jeszcze przez jakiś czas. 
- Świetnie – zaciskam zęby. 
Doktor Arim pomaga mi się ubrać, a potem zajmuje się moimi nadgarstkami, które także obwija bandażem. W tej samej chwili wraca Simon.
- Dzień dobry – wita się z nami. 
- Nie podchodź, bo zemdlejesz – ostrzega go Arim, nie przerywając medycznych zabiegów.
- Bardzo zabawne, doktorku - mój ochroniarz nie pozostaje mu dłużny.
- Przyniosłeś mu śniadanie? - dopytuje lekarz.
- Tak – uśmiecha się Simon. – Mam tu coś, co lubisz najbardziej, Eryku. 
- Niczego od ciebie nie chcę, oprócz telefonu - warczę na niego.
- Proszę – wyciąga go z kieszeni i mi podaje urządzenie. - Mam także kilka drobiazgów z domu. Twój ulubiony sweter i … - rozpakowuje torbę, nie zwracając na mnie uwagi.
- Doktorze, wyrzuć go – przerywam mu, bo jestem pewny, że znowu mnie zostawił, aby spotkać się z Alanem. Nie mogę znieść jego obecności. 
- Wyjdź – prosi doktor. 
- Ale... Dlaczego?! Co takiego zrobiłem?! - oburza się zielonooki.
- Mówiłem, że niczego od ciebie nie chcę! - krzyczę na niego – Wyjdź! 
- Simon, na co czekasz? - Arim podłącza kroplówkę. - Nie denerwuj go jeszcze bardziej. 
- Doktorze, on nie może zostać sam. Nie poradzi sobie... - nagle udaje przejętego? Niech lepiej zajmie się moim bratem.
- Poradzi. Poza tym ja z nim zostanę. 
- Pan? - nie ustępuje. 
- Eryk to mój ulubiony pacjent – doktor uśmiecha się do mnie porozumiewawczo. 
- Ulubiony? - dziwi się Simon. – Długo się znacie? 
- Kilka lat. Eryk jako dziecko był bardzo... niezdarny, prawda? - w ten sposób mój długoletni opiekun zdradza mu część z naszych sekretów.
- Niezdarny... Poczekam do końca badania na korytarz, ale potem tu wracam! - Simon wychodzi niezadowolony. 
- Dlaczego powiedział mu pan, że już wcześniej bywałem w szpitalu? - wściekły wpatruję się brązowe oczy doktor Arima. 
- Bo znam się na ludziach Eryku, a ty potrzebujesz przyjaciela. 
- Simon nie jest i nie będzie moim przyjacielem. Woli Alana. 
- Przepraszam. Nie wiedziałem. 
- Proszę... On nie może się dowiedzieć! - wpadam w panikę. Strach pomyśleć co by zrobił, gdyby poznał prawdę. Max i Dawid to zaledwie wierzchołek góry lodowej...
- Nic mu nie powiem. Masz na to moje słowo - przyrzeka mój lekarz.
- A moja karta zdrowia? - dopytuję.
- Już wcześniej wszystkim się zająłem. Nic w niej nie ma. 
- Dziękuję. 
- Drobiazg. 
Obserwuję zwinne ruchy lekarza, który powraca do bandażowania. Zawsze perfekcyjny i opanowany... To on jest moim przyjacielem. Jako jedyny był po mojej stronie. Nie zadawał zbędnych pytań, za to wspierał. Pomógł mi przetrwać najgorsze... 
- Mam nadzieję, że rozegramy partyjkę szachów, jak już poczujesz się lepiej – uśmiecha się do mnie. – Sporo ćwiczyłem i tym razem cię pokonam. 
- Zawsze pan to powtarza. 
- Ograłem wszystkich lekarzy w Kalifornii. Miej się na baczności. 
- Pomoże mi pan ubrać sweter? - proszę doktora. 
- Oczywiście. 
Owinięty w ciepłą tkaniną czuję się o wiele lepiej. Poza tym sweter ma kieszenie, w których bez trudu mogę schować smartfona. Moje jedyne zabezpieczenie... Doktor poprawia mi poduszki i obiecuje, że niedługo wróci. Póki co jestem skazany na Simona. Mimo prób zwrócenia na siebie uwagi, obietnic tosta oraz przyniesienia obrzydliwej herbaty z automatu, ignoruję go. Otulam się szczelnie ramionami i staram zasnąć.
Około południa odwiedza mnie dziadek. Udaje bardzo przejętego sytuacją, ale ja doskonale wiem po co przyszedł... 
- Jak się czujesz? Lekarz mówi, że spędzisz w szpitalu jeszcze jakiś czas. Martwi mnie to... Jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, to powiedz. 
- Idź sobie. Nie chcę na ciebie patrzeć – nie ukrywam już nienawiści, jaką czuję. 
- Eryku... - oburza się – czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie?
- Nie zależy ci na mnie. Przyniosłeś komputer i papiery, bo liczysz na to, że będę tu pracować. 
- To prawda. Przyniosłem - wymownie zerka na neseser, który położył przy łóżku. - Potrzebuję twojej porady w wielu kwestiach. Pewnie już wiesz, że to Roger i Klaudia próbowali cię zastraszyć anonimami. Namawiam Ryszarda na... 
- Nie chcę tego słuchać, dziadku – przerywam mu. 
- Eryku! Wiem, że cię boli, ale są rzeczy znacznie ważniejsze. 
- Nie dotrzymałeś danego mi słowa. Obiecałeś, że nic złego mi się nie stanie. Kłamałeś. Zawsze kłamiesz! Więcej nie dam się nabrać na twoją udawaną dobroć! 
- Sam nie wierzysz w to, co mówisz. Jestem pewny, że kiedy trochę odpoczniesz, to... 
- To koniec. Możesz mnie zabić, jeśli chcesz, ale już nigdy nie będę ci pomagać! 
- Eryku, to nie są żarty! Masz wobec mnie zobowiązania! - wyraźnie widzę, iż jest coraz bardziej zdenerwowany. Pewnie boi się o swoje pieniądze. I słusznie.
- Takie jak ty wobec mnie? Nie dotrzymałeś swojej części umowy. Więcej palcem dla ciebie nie kiwnę - udaję pewnego siebie.
- Nie możesz! Złożyłem obietnicę wielu wpływowym ludziom!
- Nie martw się dziadku, jestem pewny, że zrozumieją. Nieotrzymywanie słowa to twoja specjalność. 
- Eryku... Jeśli nie zrobisz tego, o co proszę, wyrzucę cię z domu i pozbawię ochrony - ostrzega mnie.
- Nic mnie to nie obchodzi. 
- Zwolnię Simona – to ma być groźba? Chyba sobie kpi...
To zwolnij. Myślisz, że robi mi to różnicę? 
- Simon odejdzie do Alana. Tego właśnie chcesz? 
- Niech odchodzi gdzie chce. Nie potrzebuję go. 
- Jesteś pewny? Przecież to twój jedyny przyjaciel... - zaśmiałbym się, gdyby mnie tak nie bolało.
- Przyjaciel... Nie rozśmieszaj mnie - drwię z mojego opiekuna.
- Zostawiam ci komputer i dokumenty. Masz czas do końca tygodnia. Wrócę w niedzielę po południu. Jeśli do tego czasu nie wykonasz swoich obowiązków, każę cię aresztować. Resztę życia spędzisz w zamknięciu i nie będą to tak luksusowe warunki, jak u mnie w domu. To nie są żarty. 
- Wiem – jestem równie poważny jak on. 
Simon wraca z herbatą, tym razem z jakiejś kawiarni. 
- Zostałeś zwolniony, możesz już iść – informuję go, gdy podaje mi papierowy kubek. 
- Codziennie mnie zwalniasz lub wyrzucasz. Przyzwyczaiłem się – uśmiecha się pogodnie. 
- Tym razem to decyzja dziadka - upijam niewielki łyk.
Simon spogląda to na mnie, to na dziadka, nie rozumiejąc sytuacji. 
- Wasza wysokość... O co chodzi? 
- O nic, chłopcze. Nie słuchaj go. Leki mają na niego zły wpływ - no proszę... Więc jednak go nie zwalnia? Ciekawe...
- Naprawdę? Przysiągłbym, że przed chwilą mówiłeś, że pozbawisz mnie domu i ochrony. Poza tym dobrze wiem, że Simon odchodzi do Alana. 
- Chwileczkę! Nie decydujcie za mnie! Ja też mam coś do powiedzenia – broni się zielonooki. 
- Jestem zmęczony, idźcie już - oddaję mu herbatę i przymykam powieki.
- Nigdzie stąd nie idę! - oświadcza stanowczo widząc, że dziadek odkłada torbę na krzesło i zapina guziki marynarki. 
- Simon, to nie ma sensu. On ciebie nie chce. Jeśli chcesz pracować dla Alana, możesz odejść choćby teraz. 
- Nie odejdę! Zostaję z Erykiem - cóż za kłamca... Naprawdę sądzi, że dam się nabrać na to tanie przedstawienie?
- Zrobisz co będziesz chciał. Wrócę w niedzielę. Przemyśl moje słowa, Eryku. Niedziela to twoja ostatnia szansa – dziadek po raz ostatni rzuca mi wymowne spojrzenie, po czym wychodzi.
Mój „przyjaciel” jeszcze przez chwilę wpatruje się w zamknięte drzwi, a potem przysuwa wolne krzesło bliżej szpitalnego łóżka. 
- O co tym razem poszło? - pyta zaskoczony zachowaniem swojego ulubionego seniora.
- O nic. 
- Groził ci? 
- Nie pierwszy raz - wpatruję się w plastikowy kubeczek po herbacie.
- Czemu nie chcesz mi nic powiedzieć? Jestem po twojej stronie. 
- Jasne... - ironizuję. 
- Musimy poważnie porozmawiać - w końcu i on przechodzi do rzeczy.
- Teraz? Chcę spać – zaczynam celowo marudzić. 
- Tym lepiej. Powiem ci to, co mam do powiedzenia i możesz spać do woli. 
- Mów – patrzę na niego zrezygnowany, bo wiem, że nie odpuści. 
- Kocham cię. - Kocha? Chyba  coś mu się pomyliło. Nie reaguję. To nie ja jestem adresatem tych słów. - Słyszałeś, co powiedziałem? Kocham cię – powtarza, patrząc mi w oczy. 
- I co w związku z tym? - staram się zachować zimną krew. 
- Nic - wzrusza ramionami. - Chcę, żebyś wiedział, że nigdzie się stąd nie ruszę. 
- Dziadek i tak cię zwolni. 
- Nic mnie to nie obchodzi. Zostaję z tobą.
- Ale ja tego nie chcę. 
- Dlaczego? Przedtem wydawało mi się, że... - ojej, chyba czuje się nieco zagubiony...
- Właśnie, przedtem – przerywam mu. 
- A jak jest teraz? - mierzy mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. 
- Chcę, żebyś odszedł – powtarzam z naciskiem. 
- Wybij to sobie z głowy. Zostaję - oburza się z powodu odrzucenia.
- Zależy ci na mnie? - zmieniam taktykę. 
- Bardzo. 
- Bardziej niż na Alanie? - celowo go prowokuję.
- On nie ma z tym nic wspólnego. 
- Nie poszedłeś się z nim spotkać podczas balu, chociaż prosiłem, żebyś mnie nie zostawiał?
- Poszedłem, ale... Kocham ciebie, a nie jego. 
- To masz pecha, bo ja ciebie nie.
- Trudno. Poczekam. Może zmienisz zdanie - ależ on jest oporny. Po co się tak męczy? Znam prawdę. Jeszcze mu mało?

- Nie zmienię.
- I tak nie odejdę. Zostanę z tobą na zawsze. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej dla ciebie. A teraz śpij.
Obserwuję, jak wstaje i wyjmuje z torby, którą wcześniej przyniósł, dodatkowy koc, którym mnie okrywa. Ma także ładowarkę do mojego telefonu i iPoda, którego zabrał dziadkowi. Siada w swoim fotelu. Chyba rzeczywiście planuje zostać przy mnie na dłużej...


Simon

Mały uparciuch, nie marnuje żadnej okazji, by się mnie pozbyć... Sukinsyny... Celowo tak go załatwili, że ledwo żyje. 
Dlaczego Alan okazał się aż tak bezwzględny wobec brata? Przecież dzieciak nie jest w stanie oddać ani jednego ciosu, a my latami trenowaliśmy sztuki walki.
Bili tak, by mocno bolało. Nie po twarzy, bo źle by wyglądał w czasie koronacji, transmitowanej przez telewizję. 
Gdy widzę jak cierpi, to mam ochotę odszukać ich i jeszcze raz … 
Nawet tych cholernych środków przeciwbólowych mu żałują. 
Chciałbym go zapytać dlaczego próbował się zabić, ale to musi poczekać. Jest wymęczony. Śpi bardziej czujnie niż zwykle. Gdy zamyka oczy, od razu śnią mu się koszmary. Nawet przytulić go nie mogę, bo wszędzie ma siniaki.
Na domiar złego dziadek liczy na to, że będzie pracować. Jak ma pracować, skoro napić się sam nie może? Jak można być tak bezdusznym?
Eryk wyciąga z kieszeni telefon i delikatnie przesuwa po nim opuszkami. Próbowałem sprawdzić, co kryje się w jego bezcennym wnętrzu, ale zabezpieczenie jest zbyt silne. Nie jestem w stanie złamać hasła nie kasując przy tym wszystkich danych. Spryciarz.
Powiedziałem mu, że go kocham. Nie uwierzył. Ma do mnie słuszny żal za to, iż został pobity. Wiem, że to moja wina. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Byłem tak pochłonięty sprawą Rogera, że dałem się podejść Alanowi jak dziecko. A on wykorzystał każdą sekundę mojej nieuwagi, by krzywdzić brata. Nigdy mu tego nie wybaczę. Tyle lat, wspólnych chwil... Jak to możliwe, iż nie zauważyłem, że stać go na taką podłość? Zawsze bronił słabszych. Wstawiał się za nimi. Tymczasem z premedytacją kazał go skatować tym dwóm idiotom, których sam prawie zabiłem. Mogli nie dotykać małego księcia. Każdy, kto wyrządzi mu krzywdę, będzie musiał liczyć się z konsekwencjami...
Wstaję z fotela i siadam obok niego na krześle. Eryk podnosi na mnie zbolały wzrok rannego zwierzątka. Jest śpiący, ale strach jest silniejszy. Za każdym razem, gdy zamyka oczy, po kilku minutach przerażony natychmiast je otwiera. Nie mogę dłużej udawać, że tego nie widzę. 
- Nie możesz zasnąć? - pytam cicho, jednocześnie wolno wyciągając rękę w jego stronę. Zabiorę ją, jeśli nie da się dotknąć. 
- Idź sobie. 
Zawsze to samo... Opuszczam metalową blokadę, by być nieco bliżej.
- Jestem tutaj. Będę tu siedział cały czas. Przysięgam. Zamknij oczy – proszę. Przez chwilę wpatruje się we mnie nieufnie. W końcu powoli opuszcza powieki. Bardzo ostrożnie przesuwam palcem wskazującym po jego dłoni, by czuł mój dotyk. Zasypia. Mija kilka minut, a marszczy brwi. Złe sny od razu go atakują... 
- Śpij – szepczę – cały czas tu jestem. – Zakładam mu kosmyki jasnych włosów za ucho. 
Po niecałej godzinie przychodzi doktor Arim. Mam wobec niego mieszane uczucia. Z jednej strony jest troskliwy, ale z drugiej nic nie chce mi powiedzieć i ciągle wyrzuca na korytarz. On i Eryk mają wspólne tajemnice, do których za żadne skarby nie chcą mnie dopuścić. Obserwuję lekarza, który siada na krześle po przeciwnej stronie. Sprawdza parametry wszystkich sprzętów, do których podłączył Eryka. Przyniósł także kolejną kroplówkę.
- Jak on się czuje? - pyta cicho, odmierzając jednocześnie środki przeciwbólowe, które wstrzykuje do woreczka z solą fizjologiczną. 
- Bardzo go boli. 
- Wiem, ale niewiele mogę zrobić. To maksymalna dawka. 
- Mógłby ją pan zwiększyć - warczę na lekarza. 
- Problem tkwi w tym, że nie mogę – odpowiada spokojnie. 
- Bo przedawkował leki przeciwbólowe? To było dawno temu.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać – ostro reaguje. - Wyjdź i poczekaj na korytarzu. 
- Nie mogę. Obiecałem, że zostanę aż się obudzi. 
- Ja z nim posiedzę. Możesz jechać do domu i odpocząć. Mamy tu dość ochrony. 
- Nie jestem zmęczony. 
- Eryk powiedział, że go zostawiłeś i dlatego go pobili. To prawda? 
- Tak - przyznaję mu rację.
- Nie wyrzucił cię? - dziwi się.
- Wyrzucił.
- To co tu jeszcze robisz? 
- Zależy mi na nim – nasze spojrzenia się krzyżują. Doktor mierzy mnie badawczym wzrokiem. 
- Simon... - Eryk nam przerywa, niechętnie otwierając oczy. – Jesteś tutaj...?
- Jestem.
- Boli... Tak bardzo... boli...
- Gdzie cię boli? - pyta specjalista.
- Nie mogę... oddychać... – skarży się książę. 
- Zaraz przestanie – obiecuje mu Arim, podłączając kroplówkę. Wyciąga z kieszeni niewielką ampułkę, którą napełnia. Przygotowuje zastrzyk, który  natychmiast podaje. Eryk od razu zasypia. 
- Dzięki temu trochę odpocznie. Obudzi się za kilka godzin. Wtedy do niego wrócę. 
Doktor na moich oczach zrobił coś, przed czym usilnie się bronił - zwiększył dawkę środków przeciwbólowych. Litość okazała się silniejsza niż medyczne obostrzenia. Zachowuje się tak, jakby Eryk był uzależniony...
Przyglądam mu się przez chwilę. Jego czarne włosy są lekko przyprószone siwizną na skroniach. Wygląda dość młodo. Ma czterdzieści sześć lat. Pochodzi z Emiratów Arabskich. Jego rodzice przeprowadzili się do Ameryki, gdy był jeszcze dzieckiem. Ukończył studia z wyróżnieniem. Jest uzdolnionym ortopedą. Ma żonę i dwóch adoptowanych synów. Niedługo obejmie kierownictwo nad nowo powstałym prywatnym centrum, w którym będą przeprowadzane innowacyjne zabiegi. Wydaje się pewny siebie i gotowy do tej roli. Nie rozumiem, czemu tak sławny specjalista tyle czasu poświęca księciu? Jego stan nie zagraża życiu czy zdrowiu. Kilka tygodni i wyjdzie z tego bez szwanku. Doktor mógłby w tym czasie konsultować innych pacjentów. Eryk jest mu bardzo bliski. Zasugerował nawet, że znają się już długo. Jestem pewny, że zrobił to celowo. Muszę koniecznie sprawdzić te informacje, ale w tej chwili spokojny sen mojego księcia jest dla mnie priorytetem. Zwłaszcza teraz, gdy mogę bez przeszkód następnych kilka godzin spędzić obok, czuwając, by nic złego mu się nie śniło. Na zbieranie informacji też przyjdzie czas... 
Doktor ma dziś nocny dyżur. Odwiedza Eryka kilka razy. Lek, który mu podał, był na tyle silny, iż jasnowłosy zdaje się zupełne nie zdawać sprawy ani z tego gdzie jest, ani dlaczego. Przynosi kolejną kroplówkę, do której dolewa nową ampułkę obserwując jak jego podopieczny zasypia.
- Czemu pan to zrobił? - nie potrafię dłużej pohamować ciekawości.
- W jego wypadku ból fizyczny mniej mu doskwiera niż to, co naprawdę go boli. Poza tym sam widziałeś, że był zmęczony. Gdyby brał narkotyki lub był uzależniony od środków przeciwbólowych, powiedziałbyś mi, prawda? - uśmiecha się do mnie. 
- Bierze krople do oczu – kpię.
- To dobrze. Czyli dotrzymał obietnicy. 
- Jakiej obietnicy?
- Daruj, ale nie mogę ci powiedzieć. Może Eryk sam kiedyś ci o sobie opowie. 
- Nie jest zbyt ufny – odpowiadam mu ponuro. 
- Eryk? - dziwi się lekarz. – To najbardziej otwarty umysł, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Gdybyś znał go wcześniej... Zrobił więcej dobrego dla innych, niż... - dość szybko się reflektuje, iż powiedział za dużo. - Przepraszam, nie powinienem ci o tym mówić. 
- I pan i ja wiemy, że dzieje mu się krzywda. Proszę mi pomóc go ochronić – błagam lekarza. 
- To nazywasz ochroną? - pyta, wskazując dłonią śpiącego. 
- Zostawiłem go, by złapać szantażystę, który mu groził – bronię się. 
- Warto było? 
- Nie – przyznaję załamany, bo mężczyzna trafnie punktuje moje błędy.
Po kilku minutach wstaje i kieruje się do wyjścia.
- On sam sobie poradzi. Nie przeszkadzaj mu – mówi enigmatycznie i zamyka za sobą drzwi. 
Sam sobie poradzi...” Nie tym razem. Wychodzę na korytarz i idę za nim. Kieruje się do skrzydła pooperacyjnego, gdzie rozmawia z pielęgniarkami. Chyba zamierza sprawdzić stan wszystkich pacjentów na oddziale. To znaczy, że mam trochę czasu... 
Gdy doktor i towarzyszące mu młode kobiety znikają za drzwiami pierwszej sali, wychodzę z cienia. Tuż za stanowiskiem pielęgniarek znajdują się drzwi z napisem „archiwum”. Obserwowałem je wcześniej, kręcąc się po szpitalu. Zabieram kartę magnetyczną z biurka pielęgniarek i wchodzę do środka. Wyciągam z kieszeni latarkę diagnostyczną pielęgniarza, który wczoraj zostawił ją na łóżku księcia. Odszukuję odpowiedni katalog i otwieram metalową szufladę. 
Dla bezpieczeństwa szpital segreguje wszystkie dane nie według nazwiska pacjentów, lecz lekarzy, którzy się nimi zajmowali. Doktor Arim miał wielu pacjentów, lecz imię Eryk pojawia się tylko na jednej z nich. Nie ma nazwiska. To musi być on. Zabieram ją i siadam przy małym biurku w rogu. Zapalam lampkę. Nie mam czasu na czytanie zawartości, dlatego wyciągam telefon i robię zdjęcia kilkunastu kartek, które się tam znajdują. Odkładam kartotekę na miejsce i podchodzę do drzwi. Lekko je uchylam, wyglądając na korytarz. Nikogo nie słyszę. Wychodzę z pokoju i kieruję się wprost do źródła, czyli gabinetu doktora. Znajduje się on zaraz obok bloku operacyjnego, który obecnie jest pusty. Naciskam na klamkę. Szklane drzwi są zamknięte na specjalny kod. Wyciągam telefon i przykładam do elektronicznego zamka. Wystarczy chwila, by lampki zmieniły kolor z czerwonych na zielone. Otwieram je bez problemu. W środku także jest ciemno. Podchodzę do biurka i otwieram laptopa. Potrzebuję kilku minut, by złamać hasło. Kartoteki... Doktor jest bardzo skrupulatny i dokładny. Ma zapisane dane wszystkich pacjentów, lecz ani słowa o Eryku. Przeszukuję większość folderów. Dopiero po pewnym czasie udaje mi się zlokalizować pliki zabezpieczone dodatkowym hasłem. Tym razem nie tracę czasu i kopiuję interesujące mnie dane bezpośrednio na mój telefon. Wychodzę z programu i wyłączam komputer. Przykro mi Arim, ale nie dałeś mi innego wyjścia... 
Bezszelestnie wracam do pokoju księcia, który nadal śpi. Wyjmuję z torby swój komputer i podpinam do niego telefon. W pierwszej kolejności staram się złamać hasło do plików, które skopiowałem. Nie jest to proste zadanie i wymaga ode mnie ponad dwóch godzin starań. Na szczęście udaje mi się otworzy folder bez żadnych strat. 
Pacjent : książę Eryk. Wiek : 4 lata. Spadł ze schodów. Liczne potłuczenia. Pobyt w szpitalu : 2 tygodnie. Wypisany do domu. Stan ogólny dobry. Nie wymaga dalszej diagnostyki.”. To pierwszy z dokumentów, które poukładane są chronologicznie. Lista jest całkiem spora. Dowiaduję się z niej między innymi, że Eryk: potykał się, przewracał, spadał z konia, z roweru, brał udział w bijatykach szkolnych, miał kilkakrotnie złamane lub potłuczone żebra, lekki wstrząs mózgu, podbite oczy, liczne zadrapania. Kilka razy był w szpitalu w związku z reakcja alergiczną po zjedzeniu wiśni, na które jest uczulony. Średnio co kilka tygodni doktor Arim opatrywał jego rany, zakładał szwy. Co 2 – 3 miesiące Eryk zostawał w szpitalu na dłużej. 
Pacjent : książę Eryk. Wiek 7 lat. Przez kilka dni przebywał sam w lesie. Trafił do szpitala potłuczony. Tłumaczył, że spadł ze skarpy, szukając drogi powrotnej do domu. Stan pacjenta : odwodniony, poobijany. Bez złamań i poważniejszych urazów. Szycie ran. Pobyt w szpitalu : 3 tygodnie. Pomimo opieki medycznej oraz wsparcia rodziny, stan psychiczny określam jako zły. Pacjent jest w szoku. Boi się ciemności. Źle sypia. Śnią mu się koszmary. Krzyczy w nocy. Wypisany do domu. Po tygodniu wizyta kontrolna.”
Zapiski doktora potwierdzają to, co już wcześniej wiedziałem od jego dziadka. Eryk zgubił się w lesie. Czy to możliwe, aby do tej pory tak bardzo przeżywał tamten incydent? 
Ostatnie wypisy ze szpitala obejmują sytuację sprzed czterech lat „Pacjent : książę Eryk. Wiek : 15 lat. Diagnoza : uszkodzenie prawego ramienia. Poprosiłem o konsultację profesora McGreen'a, który przeprowadził operację. Zarówno sam zabieg, jak i rehabilitacja nie przywróciły pełnej sprawności ręki pacjenta. Dodatkowo uskarża się on na silny ból. Po dwóch miesiącach został wypisany do domu. Stan pacjenta określam jako dobry.”
Nie wiedziałem, że Eryk miał operację. Nie zauważyłem także, aby jego prawa ręka w jakikolwiek sposób była uszkodzona, czy mniej sprawna. Stary książę nigdy o tym nie wspominał. Być może dlatego, że od operacji minęło kilka lat. 
Pacjent : książę Eryk. Wiek : 16 lat. Diagnoza : pacjent połknął opakowanie silnych środków przeciwbólowych, które sam mu przypisałem w związku z niedawno przebytą operacją. Został znaleziony w swoim pokoju przez dziadka, który przejął nad nim opiekę prawną. Ochrona bezzwłoczne przywiozła go do szpitala, bez powiadomienia pogotowia. Przeprowadzono płukanie żołądka. Pacjent jest w bardzo złym stanie psychicznym. Niemożność odzyskania pełnej sprawności po operacji przyczyniła się do załamania nerwowego. Pacjent nie śpi, uskarżając się na liczne koszmary. Odmawia jedzenia. Po konsultacji z psychiatrą, skierowany na dalsze leczenie na oddziale zamkniętym. Lekarz prowadzący : doktor Adams.”
Zgodnie z informacjami, które znalazłem w internecie, po tym incydencie, doktor Arim opuścił szpital i przeniósł się z serią wykładów do Kalifornii, a Eryk rozpoczął studia za granicą. Przez ten czas ani razu nie był hospitalizowany. 
Dla porównania przeglądam także zdjęcia kartoteki. Nie znajduję tam nic poza tym, czego dowiedziałem się z ukrytych folderów. Dane medyczne w obu wypadkach są mocno okrojone. Otwieram inne pliki, które skopiowałem. Zawierają więcej opisów, czasami zdjęcia. Tymczasem w wypadku Eryka... Mam wrażenie, że zarówno sam lekarz, jak i pacjent, robią wszystko, by ukryć prawdę.
W przeglądarce wpisuję nazwisko profesora, który przeprowadzał operację. Jest jednym z najwyżej cenionych specjalistów. Eryk miał sporo szczęścia, skoro zgodził się go operować. 
Wyłączam komputer i odkładam go do torby. Powoli świta. Wstaję z fotela i siadam obok śpiącego srebrnookiego. Co jeszcze przede mną ukrywasz? Co takiego się stało, że przeszedłeś załamanie nerwowe i próbowałeś popełnić samobójstwo? Mam wrażenie, że błądzę pośród labiryntu, a każda wskazówka coraz bardziej oddala mnie od prawdy.
- Dzień dobry – wita się ze mną doktor Arim, wchodząc do pokoju – Eryk jeszcze śpi? 
- Tak. 
- Dziś sprawdzimy jak poradzi sobie z mniejszą dawką środków przeciwbólowych – lekarz pieszczotliwie gładzi go po jasnych włosach. 
- Ilu ma pan takich pacjentów jak on? - pytam.
- Nie rozumiem – spogląda mi w oczy zdezorientowanych. 
- Mam na myśli takich, nad którymi ktoś znęca się fizycznie, bije, maltretuje... 
Mężczyzna piorunuje mnie wzrokiem, lecz milczy.
- Nic pan nie powie, doktorze? 
- Włamałeś się do mojego komputera? - bardzo szybko łączy fakty.
- Niewiele mi to dało. Jest pan oszczędny w słowach. 
- Nie masz pojęcia jak bardzo... - zabrzmiało to niczym groźba.
- Czemu nie powie mi pan prawdy? Pomogę mu - błagam lekarza. 
- Chłopcze, wiem, że chcesz dobrze, ale jemu nie da się pomóc. Ma cel, który musi zrealizować. A potem, jeśli taka będzie jego wola, sam stąd wyjedzie. 
- Ma pan na myśli zemstę?
- O czym rozmawiacie? - pyta Eryk zaspanym głosem. Lekarz natychmiast się nim zajmuje, by nie musieć udzielać odpowiedzi.
- Lepiej się czujesz? - mężczyzna pochyla się nad łóżkiem, głaszcząc księcia po włosach.
- Prawie nie boli – odpowiada, nadal nieco zamroczony. 
- To dobrze. Jeszcze kilka dni i poczujesz się lepiej – uśmiecha się do niego. - Simon pójdzie teraz na śniadanie, a ja cię zbadam, dobrze? 
- Znowu mnie pan wyrzuca... Przecież byłem grzeczny! – skarżę się. 
- Niech mu pan nie wierzy – Eryk jak zawsze okazuje się pomocny. 
- Nie wierzę. W nocy włamał się do mojego komputera – doktor spogląda na mnie oskarżycielsko. 
- Simon! Jesteś podły! - książę okazuje mi swoją dezaprobatę.
- Potem o tym porozmawiamy. Przyniosę ci herbatę – uśmiecham się przepraszająco i wychodzę, zabierając ze sobą torbę z komputerem.

    19 komentarzy:

    1. już myślalam ,ze umarłeś xD

      simon w akcji taki z niego agent ,że na drugi dzień zdradza wszystkie imformacje ,brawo Simon!

      ja to się dziwie ,ze on został przy eryku po normalnie to ludzie uciekają od takich rzezczy! :C

      niby wszyscy eryka nie lubią ale widze ,że ma kilka ziomów! :D

      powodzenia w pisaniu i nie strasz mnie tak xD

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Nie Yagódko, tatuś miał inne zajęcia. Jestem zdecydowanie za młody i fajny, żeby od razu umierać :D Poza tym kto dokończy opowiadanie, jeśli odejdę w tak młodym wieku? Poza tym czasami nie mam ochoty na pisanie (niedzieli nie liczę, bo 20 stron przybyło, więc nowy rozdział chyba jutro :D).

        Twój Kitsune

        Usuń
      2. i tak mnie zmartwiłeś bardzo :<<<<

        Usuń
    2. Gdzie są łzy Simona? On ma cierpieć ;-; Nie wiem, czy mu wybaczę. A z tego co widzę, to on nie wybaczy Alanowi. I dobrze! Mam nadzieję, że na końcówce się nie pogodzą… ugh… .-.
      Ohoho! Ktoś tu zauważył, że ludzie są dla Eryczka bezduszni! Polać mu! Brawo! *klaszcze aż jej ręce odpadają*
      Biedny Eryczek… Tak bardzo mi go szkoda… Ale ten jego lekarz to niezłe ziółko! W przeciwieństwie do niego, Simon inteligencją nie grzeszy. Nie ma to jak przyznać się, że włamał się do danych o Eryku. Agent level: Simon.
      Operacja? To mnie zaskoczyłeś. Ciekawe jak sobie to zrobił, lub jak ktoś mu to zrobił. Próba samobójcza? Grubo. Łyknął tabletki niby przez rękę? Zabawne. Naprawdę Kitsuś. To Ci się udało. I dla tego został przekierowany na oddział zamknięty. Pojechałeś i to ostro :D
      Simon, jak walnął prosto z mostu. Bosz. Eryk nawet zaspany umie mu dowalić. Heh. :D Idź po cherbatę, idź! Pobiegaj czy coś.

      Wegi

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Ps. Martwiłam się, że pisanie jednak Ci się znudziło!

        Wegi

        Usuń
      2. Nie znudziło, wkrótce sama się przekonasz :)
        Napiszę Ci dlaczego mnie nie było, jeśli Cię to interesuje, ale mailem, ok?
        Simon to Simon. Z nim nigdy nic nie wiadomo :P

        Twój Kitsune

        Usuń
      3. Trzymam Cię za słowo :)
        Simon to -jak powiedziała Ruu- dupa wołowa. A ja dodam, że to ujemna dupa wołowa! :D

        Wegi

        Usuń
    3. Hejoo! :D
      Nie będę Ci robiła wyrzutów, że przez cały tydzień nic nie wstawiłeś, bo musisz mieć mimo wszystko jakieś życie :D
      A nawet gdybym chciała być za to zła, to nie mogę, bo rozdział był bardzo dobry.

      Od początku wiedziałam, że te wszystkie 'wypadki', które przytrafiły się naszemu księciu nie były zwykłymi przypadkami, więc nie mogę uwierzyć w to, że Simon nadal nie połączył faktów! Przecież sam pomyślał, że po jego wyjeździe za granicę nie był więcej hospitalizowany. A tam nie miał kontaktu z Alanem. Serio Simon? Jestem lepszym tajniakiem od Ciebie -.-

      A z Alanem to sobie porozmawiam, jak tylko się spotkamy! Ja rozumiem, że jest zły i to toleruję, ale mimo wszystko dobrze by było, jakby trochę się powstrzymywał. Przynajmniej jako dziecko :P A tej alergii na wiśnie to nadal przełknąć nie mogę :/ Ale w porządku, jakoś to przeboleję.

      Podoba mi się, że ujawniasz nam coraz więcej faktów z życia Eryka i dzięki temu mamy więcej wskazówek i poszlak odnośnie jego przeszłości. Zastanawia mnie tylko jedno. Wiemy już, że to Alan krzywdził Eryka jako dziecka, ale jaki miał motyw? Przepychanki i zadrapania rozumiem, ja też brata lałam na każdym możliwym kroku (i w sumie dużo się nie zmieniło), ale ta akcja z lasem? Dlaczego miałby robić coś takiego dziecku?
      Chyba, że to akurat nie sprawka Alanka... Kurczę, czekam na wyjaśnienia w kolejnych rozdziałach :)

      Ruu

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Mylisz się Ruu, nie było mnie z bardziej przyziemnego powodu, ale nie chcę tu o nim pisać. W każdym razie nawet dla mnie było to wielkim zaskoczeniem. Jak chcesz, to mogę Ci szepnąć słówko mailem.
        Czy Simon jest złym agentem? Nie. Postaw się na chwilę na jego miejscu. Przez lata miał przyjaciela, w którym się podkochiwał. Wierzył mu i ufał bezgranicznie.
        Simon zna rodzinę królewską od innej strony. Ma też doświadczenie jako ochroniarz. Nie może za bardzo ingerować, bo obcuje z osobami publicznymi, a każdy ma prawo do sekretów.
        Eryk sam w sobie jest jednym, wielkim sekretem. Chce dla niego jak najlepiej, ale to nie jest takie proste. Moim zdaniem jest szczery i uczciwy. To jego słabość, przyznaję, ale i wielka siła.
        Rozumiem, że wspólna przyszłość z Alanem stoi pod znakiem zapytania? :P
        Kolejny rozdział już jutro, by wynagrodzić moją nieobecność :)

        Twój Kitsune

        Usuń
      2. Z niecierpliwością czekam na maila :)
        No ja wiem, że Alan był dla niego pewnego rodzaju autorytetem, ale Simon juz wcześniej nie prezentował się zbyt dobrze jako agent.
        Nie, nie, nie! Nic z tych rzeczy. Nadal się z Alanem bardzo kochamy, tylko musze z nim poważnie porozmawiać. Bo trochę się obawiam, że np. nasze dzieci też będzie na kilka dni do lasu wysyłał, a to nie byłoby zbyt wychowawcze :P
        To ja czekam do jutra :3

        Ruu

        Usuń
      3. Ruu, to ja Ci zdradzę w sekrecie, że ten las wcale nie był taki straszny. Są gorsze rzeczy :D
        Na początku Simon był mi obojętny. Wiedziałem, że poznam go bliżej pisząc o nim. Potem, jak wszyscy, znienawidziłem go, więc jego szpiegowskie poczynania zostały przeze mnie przedstawione w takim, a nie innym świetle, ale teraz... Lubię go :) Nawet bardzo. On poznaje Eryka. Ze wszystkich sił stara się do niego dotrzeć. Nie przespał się z Alanem. Teraz też ciągle z nim jest. Nie dba o siebie, a o niego. Nie można go nie lubić :)

        Twój Kitsune

        Usuń
      4. Gorsze rzeczy tak ogólnie, czy gorsze rzeczy, które zdarzyły się Erykowi? ;-; Bo obawiam się, że ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna i ani trochę mi się to nie podoba.
        A założymy się, że można go nie lubić? Bo ja osobiście za nim nie przepadam :P Na początku darzylam go sympatią, wydawał mi się zabawny i taki energiczny, ale z każdym kolejnym rozdziałem zastanawiałam się, czy Eryka nie stać na kogoś lepszego :D I chociaż nadal ich shipuje, to głównie ze względu na księcia a nie ochroniarza. Ale w jednym musze się z Tobą zgodzić - jego obecna postawa wobec Eryka jest przeurocza *-*

        Ruu

        Usuń
      5. Bo Simon blado wypada na tle Eryka, którego kocham najbardziej :D
        O innych rzeczach poczytasz trochę jutro, bo dziś nie chce mi się poprawiać tekstu. Dwa rozdziały jednego dnia to chyba przesada :D
        Simon nadal się rozkręca. Na tym etapie nic więcej nie zdradzę :)

        Twój Kitsune

        Usuń
    4. Powiem szczerze, że wchodziłam tu po 5 razy dziennie żeby sprawdzić czy nic się nie pojawiło xD

      Biedny Eryczek ;-;
      Ciekawa jestem co miał z ręką :o
      No i czy to co Mały Książę ma do zrobienia to na pewno zwykła zemsta? Mam wrażenie, że chodzi o coś innego ._.
      A Simon, Pan super tajny agent...
      Niech odpokutuje!
      ...
      Mi też może przynieść herbaty ;-;
      Mam na nią wielką ochotę...

      *Jak zwykle nieskładnie Suzy... używaj pełnych wypowiedzi >.<*

      Ledwo trzymam telefon w rękach...szkoła jest taka męcząca ;-; dobrze że już tylko tydzień do wystawienia ocen końcowych...

      Nie mogę się doczekać aż wreszcie poznamy szczegóły przeszłości Eryka :3

      ~Padająca na twarz Suzy

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Moja biedna Suzy, nic się nie martw, jeszcze kilka dni i wakacje. Miałem drobne problemy techniczne. Zamierzam je dzielnie odpokutować wrzucając jutro kolejny długi rozdział :)

        Śpij spokojnie, dobranoc.

        Twój Kitsune

        Usuń
    5. Hejeczka,
      i jako, że są dwa rozdziały wiewięc najpierw komentuję dwudziesty czwarty...
      fantastycznie, chociaż ten lekarz inaczej traktuje Ericka troszczy się o niego... czy Saimon nie powiedział tego czego dowiedział sie od Slana bo tak jakby nadal myślał o nim bo ani razu nie zaprzeczył... a może to Erick zarządza tym koncorcjum i tak chce się zemścić...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Iza

      OdpowiedzUsuń
    6. Hejeczka,
      no a teraz już dwudziesty piąty rozdział...
      wspaniale, dzięki temu włamaniu Simona do komputera lekarza wiemy trochę wiecej o Ericku i jego wypadkach... choc szkoda że nie było podane coś w stylu że wypadki zawsze zdarzają się kiedy jest Alan...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Iza

      OdpowiedzUsuń
    7. Hejeczka,
      i to jest komentarz do rozdziału dwudziestego czwartego...
      wspaniale, no chociaż ten lekarz inaczej traktuje Ericka, troszczy się o niego... czy Saimon nie powiedział tego czego dowiedział się od Alana? a może to Erick zarzadza tym koncorcjum i tak chce się zemścić...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Basia

      OdpowiedzUsuń
    8. Hejeczka,
      i rozdział dwudziesty piąty teraz...
      wspaniale, och no pięknie, dzięki temu włamania przez Simona do komputera lekarza wiemy trochę wiecej o samym Ericku i jego "wypadkach"... choć szkoda że nie było czegoś w stylu "wypadki Ericka zawsze zdarzają się kiedy jest Alan w pobliżu"...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Basia

      OdpowiedzUsuń