„Humory księcia”
Eryk
Budzę się, lecz nie
otwieram oczu. Zimno mi. Przesuwam opuszkami po pościeli. Jest
szorstka i nieprzyjemna. To nie jest moje łóżko... Gdzie jestem?
Wszystko mnie boli... Zwłaszcza klatka piersiowa. Dopiero teraz
uświadamiam sobie, że z trudem oddycham. Znowu zostałem
pobity... Muszę się schować, uciec, lecz nie mogę się ruszyć. Unoszę powieki. Intensywne światło razi mnie w oczy. Ostatkiem sił
próbuję się podnieść, ale ktoś mnie przytrzymuje.
- Nie wstawaj. - A jeśli to on? Wpadam w
panikę i staram się wyrwać. - Jesteś w szpitalu – wiele wysiłku kosztuje mnie rozpoznanie znaczenie słów, które wypowiada. W szpitalu? - Eryku, słyszysz
mnie? Otwórz oczy.
Znam ten głos... Znam go
bardzo dobrze...
- Pan doktor... –
szepczę schrypniętym głosem.
- Otwórz oczy –
powtarza ponownie. Z trudem spełniam tę prośbę, a on świeci latarką
diagnostyczną. - Jak się czujesz?
- Dziwnie... I wszystko
mnie boli... - skarżę się.
- Podałem ci sporo
leków przeciwbólowych – mężczyzna ostrożnie bada moją głowę
– niedługo zaczną działać.
- Mogę dostać coś do
picia?
- Oczywiście – siada
obok mnie na łóżku i podaje plastikowy kubeczek. Wyciągam po niego rękę. Obite żebra i ramiona od razu
uniemożliwiają moje starania. - Pomogę ci – oferuje lekarz.
- Dziękuję -
niewielka ilość zimnej wody czyni cuda. Jest mi o wiele lepiej.
Zawsze był wobec mnie bardzo troskliwy.
- Pamiętasz jak się
tu znalazłeś?
- Nie. Byłem na balu.
Rozmawiałem z rodzicami. Simon mnie zostawił... A potem... -
urywam, bo dobrze wiem, że bezpieczniej będzie trzymać język za
zębami. – Ktoś wbił mi igłę w ramię i zrobiło się ciemno.
- Podano ci silny
narkotyk. Kto to zrobił? - pyta.
- Nie wiem – odpowiadam
cicho, unikając jego wzroku. Nie chcę kłamać, ale mówiąc
prawdę mógłbym go narazić na niebezpieczeństwo.
Oddychanie sprawia mi
coraz większą trudność, więc staram się wygodniej ułożyć na
poduszce. Obserwuję doktora Arima. Niewiele się zmienił od czasu
naszego ostatniego spotkania. Miało to miejsce przed moim wyjazdem na studia.
- Wydoroślałeś –
uśmiecha się do mnie.
- Jak było w
Kalifornii, doktorze?
- Gorąco – wzdycha,
przesuwając kosmyki grzywki, by mnie nie drażniły. - Nie
sądziłem, że tak szybko się spotkamy. Wróciłem w zeszłym
tygodniu – spogląda na mnie lekko zirytowany.
- Ja też nie –
przyznaję ze smutkiem w głosie.
- Powiadomię twoją rodzinę, że się obudziłeś. Będą zadawać
pytania...
- Wiem.
- Może gdybyś im
powiedział...
- Nie! - moja zbyt
emocjonalna reakcja wywołuje kolejną falę niechcianego bólu. -
To i tak niczego nie zmieni – dodaję, kuląc się w sobie.
- Napisałem książkę
– doktor Arim zmienia temat.
- Czytałem. Bardzo
interesująca.
- Nie udało mi się
znaleźć sponsorów na budowę kliniki. Już miałem się poddać,
gdy otrzymałem list z wiadomością, że wybrano mnie ordynatorem,
mam kompletować zespół i wybrać sprzęt, bo budynki są na
ukończeniu. Wiesz coś na ten temat? - wpatruje się we
mnie orzechowymi oczami.
- Ja? - udaję
zdziwionego. - Jestem tylko zwykłym księciem. Nie stać mnie na
budowę nowoczesnej kliniki.
- Projekt jest łudząco
podobny do tego, który kiedyś ci pokazywałem. To zbieg
okoliczności? Nie mówiąc już o rozwiązaniach, przeniesionych
słowo w słowo z mojej książki... - wiedziałem, że domyśli się prawdy.
- Naprawdę nic o tym
nie wiem – spoglądam mu śmiało w oczy.
- Jest tylu lekarzy na
świecie, w dodatku znacznie zdolniejszych ode mnie, a mimo to zostałem
wybrany na ordynatora... Dlaczego?
- Pan jest najlepszy –
odpowiadam szczerze.
- Dziękuję. Nie
zawiodę cię – uśmiecha się do mnie.
- To ja dziękuję.
Znowu mnie pan uratował.
- Tym razem to nie ja,
lecz ten młody mężczyzna, który siedzi z tobą dzień i noc.
Twój ochroniarz, tak?
- Simon? - co on tu robi? Nagle sobie o mnie przypomniał?
- Jest bardzo
nadgorliwy.
Rozglądam się
dyskretnie po niewielkim pokoju. Oprócz łóżka, na którym leżę,
znajduje się tu stolik, dwa krzesła, oraz fotel. Ktoś
niechlujnie zwinął koc, przewieszając go przez oparcie. Nie ma go... To dobrze.
- Wyrzuciłem go na
korytarz – podpowiada mi.
- Dziękuję –
próbuję odwzajemnić uśmiech, ale ból bardzo się nasila.
- Pójdę po środki
przeciwbólowe. Nie mogłem podać ci ich więcej, bo nie byłem
pewny, jak się czujesz. To zajmie tylko chwilę, dobrze?
Poproszę Simona, aby dotrzymał ci towarzystwa – lekarz podnosi
się z łóżka.
Gdy byłem młodszy
wyobrażałem sobie, że pewnego dnia adoptuje mnie do swojej rodziny. Obserwuję jak
wychodzi na korytarz, po czym instruuje mojego ochroniarza, że ma
mnie nie męczyć zbędnymi pytaniami. Po chwili drzwi znowu się
uchylają i do pokoju wchodzi Simon.
- Eryku... - podbiega
do łóżka. – Jak się czujesz? Bardzo cię boli? - pyta
opiekuńczym tonem. Próbuje mnie dotknąć. Cofam się w głąb
łóżka. Nie chcę... Już nie, skoro tymi samymi dłońmi dotyka
też Alana. Opiera je na metalowej poręczy łóżka, mocno zaciskając palce.
- Wolałbym zostać sam
– proszę go, odwracając wzrok.
- Wiem, ale nie mogę
cię zostawić.
- Tak, już to
słyszałem – jestem dla niego dość chłodny.
Moją uwagę zwracają liczne otarcia na jego dłoniach i twarzy. Bił się z kimś?
Moją uwagę zwracają liczne otarcia na jego dłoniach i twarzy. Bił się z kimś?
- Wybacz mi... Proszę,
wybacz mi... - pewnie jest mu ciężko, bo wydaje się
przybity, ale co mam mu powiedzieć?
Jeden jedyny raz
poprosiłem, by mnie nie zostawiał. Jeden jedyny raz... Wiem, że
nie jestem Alanem, ale poczułem się zdradzony. Obiecywał, że
będzie ze mną, że nic złego się nie stanie... Same kłamstwa.
Doktor Arim powraca,
zanim udaje mi się zebrać myśli. Spogląda znacząco na Simona,
który od razu wycofuje się na fotel.
- Niestety, będę
musiał założyć ci nową kroplówkę, bo poprzednią wyrwałeś –
siada na krześle przy łóżku, sięgając po wenflon. Stara się
być ostrożnym, ale gdy przesuwa moją rękę po pościeli, syczę
z bólu. Simon natychmiast zrywa się ze swojego miejsca, posyłając
doktorowi mordercze spojrzenie.
- Niech pan bardziej
uważa, doktorku! - krzyczy na niego.
- Siadaj, albo zawołam
ochronę i każę cię wyrzucić – Arim nie daje się sprowokować. - Przepraszam, Eryku. Wiem, że to nie jest przyjemne.
Po kilkunastu minutach
kroplówka zaczyna działać. Robię się bardzo senny. Doktor,
Simon, aż w końcu cały pokój rozpływa się pod powiekami.
Gdy ponownie otwieram
oczy, jest noc. Znowu wszystko bardzo mnie boli. Simon śpi na fotelu, okryty kocem. Dlaczego nie pojechał do domu? Jestem pewny, że na korytarzach kręci się mnóstwo
agentów, zatrudnionych przez dziadka. Śmiało mógłby wrócić do
pałacu i wygodnie się położyć, albo jechać do Alana...
Wyciągam rękę po kubek
z wodą, co kosztuje mnie sporo wysiłku, lecz okazuje się pusty... Odkładam go na stolik rozczarowany. Mężczyzna niespodziewanie otwiera oczy.
- Eryku, co się
dzieje? Boli cię? Mam zawołać lekarza? - zrywa się z fotela.
Wkurza mnie, że jestem
zdany na jego łaskę, ale nie ma tu nikogo więcej.
- Możesz... Możesz
podać mi wodę? - niechętnie proszę go o pomoc. Siada obok i pomaga mi, bo nadal nie jestem w stanie utrzymać kubka w dłoni.
Gdybym tylko mógł zadzwonić po pomoc... Telefon! Gdzie jest
telefon?!
- Simon, widziałeś
mój telefon? - pytam zatrwożony, co jeszcze bardziej nasila ból.
- Spokojnie, schowałem
go – uśmiecha się do mnie, wyciągając go z kieszeni spodni. -
Wiem, że jest dla ciebie cenny, więc zabrałem go jeszcze w
karetce. Przez krótką chwilę myślałem, że mając przy sobie
Simona, to on mnie obroni. Złudne marzenia... Znowu
czuję się samotny. To uczucie boli bardziej, niż odniesione
obrażenia. Odbieram mu bezcenny przedmiot, po raz kolejny zwracając
uwagę na jego poranione dłonie.
- Co ci się stało w
ręce?
- Nic takiego –
odpowiada niechętnie. - Musiałem wyjaśnić sobie pewne sprawy z
Maxem i Dawidem, gdy spałeś.
- Z Maxem i Dawidem?!
- Myślałeś, że nie
wiem komu zawdzięczasz pobyt w szpitalu?
- Nie powinieneś... - karcę go.
- Powinienem! -
przerywa mi. - W starciu ze mną nie mieli żadnych szans. Więcej nie tkną cię palcem. W przeciwnym razie stracą je – jest
śmiertelnie poważny.
- Długo spałem?
- Kilka dni.
- Dziś nie jest
niedziela? - jestem nieco zdezorientowany.
- Nie, Eryku. Już
prawie czwartek.
- Czwartek?! -
powtarzam po nim, nabierając zbyt intensywnie powietrza. Ból aż
mnie paraliżuje. Simon natychmiast biegnie po lekarza. Pojawia się
młody pan doktor, który podaje mi kolejną dawkę leków
przeciwbólowych, jednak nie tak silną jak poprzednia, więc boli
mniej, ale nadal boli...
Nieporadnie układam się na
poduszce, obserwując kroplówkę i ściskając w dłoni telefon.
- Daj – próbuje mi
go odebrać.
- Nie – protestuję.
- Nie wygłupiaj się.
Jedno twoje słowo i masz go z powrotem. Będę tutaj cały czas,
więc... - wyjmuje mi go z dłoni. - Zimno ci? Masz lodowate dłonie.
Okrywa mnie kołdrą i
swoim kocem.
- Nie musisz tu ze mną
siedzieć. Nie jesteś mi potrzebny...
- Wiem, że nie jestem.
Nie popisałem się – dodaje cicho, próbując mnie dotknąć
kolejny już raz.
- Nie – staram się
go powstrzymać.
- Eryku, proszę...
- Nie męcz mnie. Chcę
spać – przymykam powieki, by się od niego uwolnić.
- Śpij – szepcze
cicho, wracając na fotel.
Chyba rzeczywiście
musiałem zasnąć, lecz nad ranem śniły mi się same koszmary. Na
szczęście niechcący przesunąłem się na łóżku, co cholernie
zabolało i przerwało niechciany sen.
Otworzyły się drzwi i
wszedł doktor Arim.
- Dzień dobry, dobrze
spałeś? - mężczyzna podchodzi do łóżka. Dopiero
przyjechał do szpitala, bo ma na sobie garnitur, a nie swój
ulubiony, biały fartuch.
- Nie - odpowiadam zbolałym głosem.
- Nie mogę cię
faszerować tak dużą ilością leków przeciwbólowych. Tym
bardziej, że masz na koncie tamten incydent. Rozumiesz, prawda?
- Wiem – przyznaję
mu rację. Ani on, ani tym bardziej ja nie chcemy wracać do dnia, w
którym chciałem odebrać sobie życie.
- Skorzystam z okazji,
że nie ma twojego cienia i zbadam cię, dobrze?
- Dobrze - przytakuję mu.
Doktor zdejmuje ze mnie
szpitalną koszulę. Mam obwinięte bandażem żebra. Nie da się
ukryć, że to one stanowią największy problem.
- Są złamane? - pytam
lekarza, gdy powoli ich dotyka.
- Nie, tylko mocno
obite. Będą boleć jeszcze przez jakiś czas.
- Świetnie –
zaciskam zęby.
Doktor Arim pomaga mi się
ubrać, a potem zajmuje się moimi nadgarstkami, które także
obwija bandażem. W tej samej chwili wraca Simon.
- Dzień dobry – wita
się z nami.
- Nie podchodź, bo
zemdlejesz – ostrzega go Arim, nie przerywając medycznych zabiegów.
- Bardzo zabawne,
doktorku - mój ochroniarz nie pozostaje mu dłużny.
- Przyniosłeś mu
śniadanie? - dopytuje lekarz.
- Tak – uśmiecha się Simon.
– Mam tu coś, co lubisz najbardziej, Eryku.
- Niczego od ciebie nie
chcę, oprócz telefonu - warczę na niego.
- Proszę – wyciąga go z kieszeni i mi podaje urządzenie. - Mam także kilka drobiazgów z
domu. Twój ulubiony sweter i … - rozpakowuje torbę, nie zwracając na mnie uwagi.
- Doktorze, wyrzuć go
– przerywam mu, bo jestem pewny, że znowu mnie zostawił, aby
spotkać się z Alanem. Nie mogę znieść jego obecności.
- Wyjdź – prosi
doktor.
- Ale... Dlaczego?! Co
takiego zrobiłem?! - oburza się zielonooki.
- Mówiłem, że
niczego od ciebie nie chcę! - krzyczę na niego – Wyjdź!
- Simon, na co czekasz?
- Arim podłącza kroplówkę. - Nie denerwuj go
jeszcze bardziej.
- Doktorze, on nie może
zostać sam. Nie poradzi sobie... - nagle udaje przejętego? Niech lepiej zajmie się moim bratem.
- Poradzi. Poza
tym ja z nim zostanę.
- Pan? - nie ustępuje.
- Eryk to mój ulubiony
pacjent – doktor uśmiecha się do mnie porozumiewawczo.
- Ulubiony? - dziwi się
Simon. – Długo się znacie?
- Kilka lat. Eryk jako
dziecko był bardzo... niezdarny, prawda? - w ten sposób mój długoletni opiekun zdradza mu część z naszych sekretów.
- Niezdarny... Poczekam do końca badania na korytarz, ale
potem tu wracam! - Simon wychodzi niezadowolony.
- Dlaczego powiedział
mu pan, że już wcześniej bywałem w szpitalu? - wściekły
wpatruję się brązowe oczy doktor Arima.
- Bo znam się na
ludziach Eryku, a ty potrzebujesz przyjaciela.
- Simon nie jest i nie
będzie moim przyjacielem. Woli Alana.
- Przepraszam. Nie
wiedziałem.
- Proszę... On nie
może się dowiedzieć! - wpadam w panikę. Strach pomyśleć co by zrobił, gdyby poznał prawdę. Max i Dawid to zaledwie wierzchołek góry lodowej...
- Nic mu nie powiem.
Masz na to moje słowo - przyrzeka mój lekarz.
- A moja karta zdrowia?
- dopytuję.
- Już wcześniej wszystkim się zająłem. Nic w niej nie ma.
- Dziękuję.
- Drobiazg.
Obserwuję zwinne ruchy
lekarza, który powraca do bandażowania. Zawsze perfekcyjny i
opanowany... To on jest moim przyjacielem. Jako jedyny był po mojej
stronie. Nie zadawał zbędnych pytań, za to wspierał. Pomógł mi
przetrwać najgorsze...
- Mam nadzieję, że
rozegramy partyjkę szachów, jak już poczujesz się lepiej –
uśmiecha się do mnie. – Sporo ćwiczyłem i tym razem cię
pokonam.
- Zawsze pan to
powtarza.
- Ograłem wszystkich
lekarzy w Kalifornii. Miej się na baczności.
- Pomoże mi pan ubrać
sweter? - proszę doktora.
- Oczywiście.
Owinięty w ciepłą tkaniną
czuję się o wiele lepiej. Poza tym sweter ma kieszenie, w których
bez trudu mogę schować smartfona. Moje jedyne zabezpieczenie...
Doktor poprawia mi poduszki i obiecuje, że niedługo wróci. Póki
co jestem skazany na Simona. Mimo prób zwrócenia na siebie
uwagi, obietnic tosta oraz przyniesienia obrzydliwej
herbaty z automatu, ignoruję go. Otulam się szczelnie ramionami i
staram zasnąć.
Około południa odwiedza
mnie dziadek. Udaje bardzo przejętego sytuacją, ale ja doskonale
wiem po co przyszedł...
- Jak się czujesz?
Lekarz mówi, że spędzisz w szpitalu jeszcze jakiś czas. Martwi
mnie to... Jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, to
powiedz.
- Idź sobie. Nie chcę
na ciebie patrzeć – nie ukrywam już nienawiści, jaką czuję.
- Eryku... - oburza się
– czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie?
- Nie zależy ci na
mnie. Przyniosłeś komputer i papiery, bo liczysz na to, że będę
tu pracować.
- To prawda.
Przyniosłem - wymownie zerka na neseser, który położył przy łóżku. - Potrzebuję twojej porady w wielu kwestiach. Pewnie
już wiesz, że to Roger i Klaudia próbowali cię zastraszyć
anonimami. Namawiam Ryszarda na...
- Nie chcę tego
słuchać, dziadku – przerywam mu.
- Eryku! Wiem, że cię
boli, ale są rzeczy znacznie ważniejsze.
- Nie
dotrzymałeś danego mi słowa. Obiecałeś, że nic złego mi się
nie stanie. Kłamałeś. Zawsze kłamiesz! Więcej nie dam się
nabrać na twoją udawaną dobroć!
- Sam nie wierzysz w
to, co mówisz. Jestem pewny, że kiedy trochę odpoczniesz, to...
- To koniec. Możesz
mnie zabić, jeśli chcesz, ale już nigdy nie będę ci pomagać!
- Eryku, to nie są
żarty! Masz wobec mnie zobowiązania! - wyraźnie widzę, iż jest coraz bardziej zdenerwowany. Pewnie boi się o swoje pieniądze. I słusznie.
- Takie jak ty wobec
mnie? Nie dotrzymałeś swojej części umowy. Więcej palcem dla
ciebie nie kiwnę - udaję pewnego siebie.
- Nie możesz! Złożyłem
obietnicę wielu wpływowym ludziom!
- Nie martw się
dziadku, jestem pewny, że zrozumieją. Nieotrzymywanie słowa to
twoja specjalność.
- Eryku... Jeśli nie
zrobisz tego, o co proszę, wyrzucę cię z domu i pozbawię
ochrony - ostrzega mnie.
- Nic mnie to nie
obchodzi.
- Zwolnię Simona – to ma być groźba? Chyba sobie kpi...
- To zwolnij. Myślisz,
że robi mi to różnicę?
- Simon odejdzie do
Alana. Tego właśnie chcesz?
- Niech odchodzi gdzie
chce. Nie potrzebuję go.
- Jesteś pewny?
Przecież to twój jedyny przyjaciel... - zaśmiałbym się, gdyby mnie tak nie bolało.
- Przyjaciel... Nie
rozśmieszaj mnie - drwię z mojego opiekuna.
- Zostawiam ci komputer
i dokumenty. Masz czas do końca tygodnia. Wrócę w niedzielę po
południu. Jeśli do tego czasu nie wykonasz swoich obowiązków,
każę cię aresztować. Resztę życia spędzisz w zamknięciu i
nie będą to tak luksusowe warunki, jak u mnie w domu. To nie są
żarty.
- Wiem – jestem
równie poważny jak on.
Simon wraca z herbatą,
tym razem z jakiejś kawiarni.
- Zostałeś zwolniony,
możesz już iść – informuję go, gdy podaje mi papierowy kubek.
- Codziennie mnie
zwalniasz lub wyrzucasz. Przyzwyczaiłem się – uśmiecha się
pogodnie.
- Tym razem to decyzja dziadka - upijam niewielki łyk.
Simon spogląda to na
mnie, to na dziadka, nie rozumiejąc sytuacji.
- Wasza wysokość... O
co chodzi?
- O nic, chłopcze. Nie
słuchaj go. Leki mają na niego zły wpływ - no proszę... Więc jednak go nie zwalnia? Ciekawe...
- Naprawdę?
Przysiągłbym, że przed chwilą mówiłeś, że pozbawisz mnie
domu i ochrony. Poza tym dobrze wiem, że Simon odchodzi do Alana.
- Chwileczkę! Nie
decydujcie za mnie! Ja też mam coś do powiedzenia – broni się
zielonooki.
- Jestem zmęczony,
idźcie już - oddaję mu herbatę i przymykam powieki.
- Nigdzie stąd nie
idę! - oświadcza stanowczo widząc, że dziadek odkłada torbę na
krzesło i zapina guziki marynarki.
- Simon, to nie ma
sensu. On ciebie nie chce. Jeśli chcesz pracować dla Alana, możesz
odejść choćby teraz.
- Nie odejdę! Zostaję
z Erykiem - cóż za kłamca... Naprawdę sądzi, że dam się nabrać na to tanie przedstawienie?
- Zrobisz co będziesz
chciał. Wrócę w niedzielę. Przemyśl moje słowa, Eryku.
Niedziela to twoja ostatnia szansa – dziadek po raz ostatni rzuca mi wymowne spojrzenie, po czym wychodzi.
Mój „przyjaciel”
jeszcze przez chwilę wpatruje się w zamknięte drzwi, a potem
przysuwa wolne krzesło bliżej szpitalnego łóżka.
- O co tym razem
poszło? - pyta zaskoczony zachowaniem swojego ulubionego seniora.
- O nic.
- Groził ci?
- Nie pierwszy raz - wpatruję się w plastikowy kubeczek po herbacie.
- Czemu nie chcesz mi
nic powiedzieć? Jestem po twojej stronie.
- Jasne... - ironizuję.
- Musimy poważnie
porozmawiać - w końcu i on przechodzi do rzeczy.
- Teraz? Chcę spać –
zaczynam celowo marudzić.
- Tym lepiej. Powiem ci
to, co mam do powiedzenia i możesz spać do woli.
- Mów – patrzę na
niego zrezygnowany, bo wiem, że nie odpuści.
- Kocham cię. - Kocha? Chyba coś mu się pomyliło. Nie reaguję. To nie ja jestem adresatem tych słów. - Słyszałeś, co
powiedziałem? Kocham cię – powtarza, patrząc mi w oczy.
- I co w związku z
tym? - staram się zachować zimną krew.
- Nic - wzrusza ramionami. - Chcę, żebyś
wiedział, że nigdzie się stąd nie ruszę.
- Dziadek i tak cię
zwolni.
- Nic mnie to nie
obchodzi. Zostaję z tobą.
- Ale ja tego nie chcę.
- Dlaczego? Przedtem
wydawało mi się, że... - ojej, chyba czuje się nieco zagubiony...
- Właśnie, przedtem –
przerywam mu.
- A jak jest teraz? - mierzy mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Chcę, żebyś
odszedł – powtarzam z naciskiem.
- Wybij to sobie z
głowy. Zostaję - oburza się z powodu odrzucenia.
- Zależy ci na mnie? -
zmieniam taktykę.
- Bardzo.
- Bardziej niż na
Alanie? - celowo go prowokuję.
- On nie ma z tym nic
wspólnego.
- Nie poszedłeś się
z nim spotkać podczas balu, chociaż prosiłem, żebyś mnie nie
zostawiał?
- Poszedłem, ale...
Kocham ciebie, a nie jego.
- To masz pecha, bo ja
ciebie nie.
- Trudno. Poczekam. Może zmienisz zdanie - ależ on jest oporny. Po co się tak męczy? Znam prawdę. Jeszcze mu mało?
- Nie zmienię.
- I tak nie odejdę. Zostanę z tobą na zawsze. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej dla ciebie. A teraz śpij.
Obserwuję, jak wstaje i wyjmuje z torby, którą wcześniej przyniósł, dodatkowy koc, którym mnie okrywa. Ma także ładowarkę do mojego telefonu i iPoda, którego zabrał dziadkowi. Siada w swoim fotelu. Chyba rzeczywiście planuje zostać przy mnie na dłużej...
Simon
- Trudno. Poczekam. Może zmienisz zdanie - ależ on jest oporny. Po co się tak męczy? Znam prawdę. Jeszcze mu mało?
- Nie zmienię.
- I tak nie odejdę. Zostanę z tobą na zawsze. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej dla ciebie. A teraz śpij.
Obserwuję, jak wstaje i wyjmuje z torby, którą wcześniej przyniósł, dodatkowy koc, którym mnie okrywa. Ma także ładowarkę do mojego telefonu i iPoda, którego zabrał dziadkowi. Siada w swoim fotelu. Chyba rzeczywiście planuje zostać przy mnie na dłużej...
Simon
Mały uparciuch, nie
marnuje żadnej okazji, by się mnie pozbyć... Sukinsyny... Celowo
tak go załatwili, że ledwo żyje.
Dlaczego Alan okazał się aż tak bezwzględny wobec brata? Przecież dzieciak nie jest w stanie oddać ani jednego ciosu, a my latami trenowaliśmy sztuki walki.
Dlaczego Alan okazał się aż tak bezwzględny wobec brata? Przecież dzieciak nie jest w stanie oddać ani jednego ciosu, a my latami trenowaliśmy sztuki walki.
Bili tak, by mocno bolało. Nie po twarzy,
bo źle by wyglądał w czasie koronacji, transmitowanej przez
telewizję.
Gdy widzę jak cierpi, to mam ochotę odszukać ich i jeszcze raz …
Nawet tych cholernych środków przeciwbólowych mu żałują.
Gdy widzę jak cierpi, to mam ochotę odszukać ich i jeszcze raz …
Nawet tych cholernych środków przeciwbólowych mu żałują.
Chciałbym go zapytać dlaczego próbował się zabić,
ale to musi poczekać. Jest wymęczony. Śpi bardziej czujnie niż
zwykle. Gdy zamyka oczy, od razu śnią mu się koszmary. Nawet
przytulić go nie mogę, bo wszędzie ma siniaki.
Na domiar złego dziadek
liczy na to, że będzie pracować. Jak ma pracować, skoro napić
się sam nie może? Jak można być tak bezdusznym?
Eryk wyciąga z kieszeni
telefon i delikatnie przesuwa po nim opuszkami. Próbowałem
sprawdzić, co kryje się w jego bezcennym wnętrzu, ale
zabezpieczenie jest zbyt silne. Nie jestem w stanie złamać hasła
nie kasując przy tym wszystkich danych. Spryciarz.
Powiedziałem mu, że go
kocham. Nie uwierzył. Ma do mnie słuszny żal za to, iż został
pobity. Wiem, że to moja wina. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
Byłem tak pochłonięty sprawą Rogera, że dałem się podejść
Alanowi jak dziecko. A on wykorzystał każdą sekundę mojej
nieuwagi, by krzywdzić brata. Nigdy mu tego nie wybaczę. Tyle lat,
wspólnych chwil... Jak to możliwe, iż nie zauważyłem, że stać
go na taką podłość? Zawsze bronił słabszych. Wstawiał się za
nimi. Tymczasem z premedytacją kazał go skatować tym dwóm
idiotom, których sam prawie zabiłem. Mogli nie dotykać małego
księcia. Każdy, kto wyrządzi mu krzywdę, będzie musiał liczyć się z
konsekwencjami...
Wstaję z fotela i siadam
obok niego na krześle. Eryk podnosi na mnie zbolały wzrok rannego
zwierzątka. Jest śpiący, ale strach jest silniejszy. Za każdym
razem, gdy zamyka oczy, po kilku minutach przerażony natychmiast je
otwiera. Nie mogę dłużej udawać, że tego nie widzę.
- Nie możesz zasnąć?
- pytam cicho, jednocześnie wolno wyciągając rękę w jego
stronę. Zabiorę ją, jeśli nie da się dotknąć.
- Idź sobie.
Zawsze to samo...
Opuszczam metalową blokadę, by być nieco bliżej.
- Jestem tutaj. Będę
tu siedział cały czas. Przysięgam. Zamknij oczy – proszę.
Przez chwilę wpatruje się we mnie nieufnie. W końcu powoli opuszcza powieki. Bardzo ostrożnie przesuwam palcem
wskazującym po jego dłoni, by czuł mój dotyk. Zasypia. Mija
kilka minut, a marszczy brwi. Złe sny od razu go atakują...
- Śpij – szepczę – cały czas tu jestem. – Zakładam mu kosmyki jasnych
włosów za ucho.
Po niecałej godzinie
przychodzi doktor Arim. Mam wobec niego mieszane uczucia. Z jednej
strony jest troskliwy, ale z drugiej nic nie chce mi powiedzieć i
ciągle wyrzuca na korytarz. On i Eryk mają wspólne tajemnice, do
których za żadne skarby nie chcą mnie dopuścić. Obserwuję
lekarza, który siada na krześle po przeciwnej stronie.
Sprawdza parametry wszystkich sprzętów, do których podłączył
Eryka. Przyniósł także kolejną kroplówkę.
- Jak on się czuje? -
pyta cicho, odmierzając jednocześnie środki przeciwbólowe,
które wstrzykuje do woreczka z solą fizjologiczną.
- Bardzo go boli.
- Wiem, ale niewiele
mogę zrobić. To maksymalna dawka.
- Mógłby ją pan
zwiększyć - warczę na lekarza.
- Problem tkwi w tym,
że nie mogę – odpowiada spokojnie.
- Bo przedawkował leki
przeciwbólowe? To było dawno temu.
- Nie będę z tobą o
tym rozmawiać – ostro reaguje. - Wyjdź i poczekaj na korytarzu.
- Nie mogę. Obiecałem,
że zostanę aż się obudzi.
- Ja z nim posiedzę.
Możesz jechać do domu i odpocząć. Mamy tu dość ochrony.
- Nie jestem zmęczony.
- Eryk powiedział, że
go zostawiłeś i dlatego go pobili. To prawda?
- Tak - przyznaję mu rację.
- Nie wyrzucił cię? - dziwi się.
- Wyrzucił.
- To co tu jeszcze
robisz?
- Zależy mi na nim –
nasze spojrzenia się krzyżują. Doktor mierzy mnie badawczym
wzrokiem.
- Simon... - Eryk nam przerywa, niechętnie otwierając oczy. – Jesteś tutaj...?
- Jestem.
- Boli... Tak bardzo... boli...
- Gdzie cię boli? -
pyta specjalista.
- Nie mogę... oddychać... –
skarży się książę.
- Zaraz przestanie –
obiecuje mu Arim, podłączając kroplówkę. Wyciąga z kieszeni
niewielką ampułkę, którą napełnia. Przygotowuje zastrzyk, który natychmiast podaje. Eryk od razu zasypia.
- Dzięki temu trochę
odpocznie. Obudzi się za kilka godzin. Wtedy do niego wrócę.
Doktor na moich
oczach zrobił coś, przed czym usilnie się bronił - zwiększył dawkę
środków przeciwbólowych. Litość okazała się
silniejsza niż medyczne obostrzenia. Zachowuje się tak, jakby Eryk był uzależniony...
Przyglądam mu się przez
chwilę. Jego czarne włosy są lekko przyprószone siwizną na
skroniach. Wygląda dość młodo. Ma czterdzieści sześć lat.
Pochodzi z Emiratów Arabskich. Jego rodzice przeprowadzili się do
Ameryki, gdy był jeszcze dzieckiem. Ukończył studia z
wyróżnieniem. Jest uzdolnionym ortopedą. Ma żonę i dwóch
adoptowanych synów. Niedługo obejmie kierownictwo nad nowo
powstałym prywatnym centrum, w którym będą przeprowadzane
innowacyjne zabiegi. Wydaje się pewny siebie i gotowy do tej roli.
Nie rozumiem, czemu tak sławny specjalista tyle czasu poświęca księciu? Jego stan nie zagraża życiu czy zdrowiu. Kilka tygodni i
wyjdzie z tego bez szwanku. Doktor mógłby w tym czasie konsultować
innych pacjentów. Eryk jest mu bardzo bliski. Zasugerował nawet, że znają się już długo. Jestem pewny, że zrobił to
celowo. Muszę koniecznie sprawdzić te informacje, ale w tej chwili spokojny sen mojego księcia jest dla mnie priorytetem. Zwłaszcza teraz, gdy mogę bez przeszkód następnych kilka godzin spędzić
obok, czuwając, by nic złego mu się nie śniło. Na zbieranie informacji też przyjdzie czas...
Doktor ma dziś
nocny dyżur. Odwiedza Eryka kilka razy. Lek, który mu
podał, był na tyle silny, iż jasnowłosy zdaje się zupełne nie
zdawać sprawy ani z tego gdzie jest, ani dlaczego. Przynosi kolejną
kroplówkę, do której dolewa nową ampułkę obserwując jak jego
podopieczny zasypia.
- Czemu pan to zrobił? - nie potrafię dłużej pohamować ciekawości.
- W jego wypadku ból
fizyczny mniej mu doskwiera niż to, co naprawdę go boli. Poza tym
sam widziałeś, że był zmęczony. Gdyby brał narkotyki lub był
uzależniony od środków przeciwbólowych, powiedziałbyś mi,
prawda? - uśmiecha się do mnie.
- Bierze krople do oczu
– kpię.
- To dobrze. Czyli
dotrzymał obietnicy.
- Jakiej obietnicy?
- Daruj, ale nie mogę
ci powiedzieć. Może Eryk sam kiedyś ci o sobie opowie.
- Nie jest zbyt ufny –
odpowiadam mu ponuro.
- Eryk? - dziwi się
lekarz. – To najbardziej otwarty umysł, z jakim kiedykolwiek
miałem do czynienia. Gdybyś znał go wcześniej... Zrobił więcej
dobrego dla innych, niż... - dość szybko się reflektuje, iż powiedział za dużo. - Przepraszam, nie powinienem ci o tym
mówić.
- I pan i ja wiemy, że
dzieje mu się krzywda. Proszę mi pomóc go ochronić – błagam
lekarza.
- To nazywasz ochroną?
- pyta, wskazując dłonią śpiącego.
- Zostawiłem go, by
złapać szantażystę, który mu groził – bronię się.
- Warto było?
- Nie – przyznaję załamany, bo mężczyzna trafnie punktuje moje błędy.
Po kilku minutach wstaje i kieruje
się do wyjścia.
- On sam sobie poradzi.
Nie przeszkadzaj mu – mówi enigmatycznie i zamyka za sobą drzwi.
„Sam sobie poradzi...”
Nie tym razem. Wychodzę na korytarz i
idę za nim. Kieruje się do skrzydła pooperacyjnego, gdzie
rozmawia z pielęgniarkami. Chyba zamierza sprawdzić stan
wszystkich pacjentów na oddziale. To znaczy, że mam trochę
czasu...
Gdy doktor i towarzyszące mu młode kobiety znikają za drzwiami pierwszej sali, wychodzę z cienia. Tuż za stanowiskiem pielęgniarek znajdują się drzwi z napisem „archiwum”. Obserwowałem je wcześniej, kręcąc się po szpitalu. Zabieram kartę magnetyczną z biurka pielęgniarek i wchodzę do środka. Wyciągam z kieszeni latarkę diagnostyczną pielęgniarza, który wczoraj zostawił ją na łóżku księcia. Odszukuję odpowiedni katalog i otwieram metalową szufladę.
Dla bezpieczeństwa szpital segreguje wszystkie dane nie według nazwiska pacjentów, lecz lekarzy, którzy się nimi zajmowali. Doktor Arim miał wielu pacjentów, lecz imię Eryk pojawia się tylko na jednej z nich. Nie ma nazwiska. To musi być on. Zabieram ją i siadam przy małym biurku w rogu. Zapalam lampkę. Nie mam czasu na czytanie zawartości, dlatego wyciągam telefon i robię zdjęcia kilkunastu kartek, które się tam znajdują. Odkładam kartotekę na miejsce i podchodzę do drzwi. Lekko je uchylam, wyglądając na korytarz. Nikogo nie słyszę. Wychodzę z pokoju i kieruję się wprost do źródła, czyli gabinetu doktora. Znajduje się on zaraz obok bloku operacyjnego, który obecnie jest pusty. Naciskam na klamkę. Szklane drzwi są zamknięte na specjalny kod. Wyciągam telefon i przykładam do elektronicznego zamka. Wystarczy chwila, by lampki zmieniły kolor z czerwonych na zielone. Otwieram je bez problemu. W środku także jest ciemno. Podchodzę do biurka i otwieram laptopa. Potrzebuję kilku minut, by złamać hasło. Kartoteki... Doktor jest bardzo skrupulatny i dokładny. Ma zapisane dane wszystkich pacjentów, lecz ani słowa o Eryku. Przeszukuję większość folderów. Dopiero po pewnym czasie udaje mi się zlokalizować pliki zabezpieczone dodatkowym hasłem. Tym razem nie tracę czasu i kopiuję interesujące mnie dane bezpośrednio na mój telefon. Wychodzę z programu i wyłączam komputer. Przykro mi Arim, ale nie dałeś mi innego wyjścia...
Gdy doktor i towarzyszące mu młode kobiety znikają za drzwiami pierwszej sali, wychodzę z cienia. Tuż za stanowiskiem pielęgniarek znajdują się drzwi z napisem „archiwum”. Obserwowałem je wcześniej, kręcąc się po szpitalu. Zabieram kartę magnetyczną z biurka pielęgniarek i wchodzę do środka. Wyciągam z kieszeni latarkę diagnostyczną pielęgniarza, który wczoraj zostawił ją na łóżku księcia. Odszukuję odpowiedni katalog i otwieram metalową szufladę.
Dla bezpieczeństwa szpital segreguje wszystkie dane nie według nazwiska pacjentów, lecz lekarzy, którzy się nimi zajmowali. Doktor Arim miał wielu pacjentów, lecz imię Eryk pojawia się tylko na jednej z nich. Nie ma nazwiska. To musi być on. Zabieram ją i siadam przy małym biurku w rogu. Zapalam lampkę. Nie mam czasu na czytanie zawartości, dlatego wyciągam telefon i robię zdjęcia kilkunastu kartek, które się tam znajdują. Odkładam kartotekę na miejsce i podchodzę do drzwi. Lekko je uchylam, wyglądając na korytarz. Nikogo nie słyszę. Wychodzę z pokoju i kieruję się wprost do źródła, czyli gabinetu doktora. Znajduje się on zaraz obok bloku operacyjnego, który obecnie jest pusty. Naciskam na klamkę. Szklane drzwi są zamknięte na specjalny kod. Wyciągam telefon i przykładam do elektronicznego zamka. Wystarczy chwila, by lampki zmieniły kolor z czerwonych na zielone. Otwieram je bez problemu. W środku także jest ciemno. Podchodzę do biurka i otwieram laptopa. Potrzebuję kilku minut, by złamać hasło. Kartoteki... Doktor jest bardzo skrupulatny i dokładny. Ma zapisane dane wszystkich pacjentów, lecz ani słowa o Eryku. Przeszukuję większość folderów. Dopiero po pewnym czasie udaje mi się zlokalizować pliki zabezpieczone dodatkowym hasłem. Tym razem nie tracę czasu i kopiuję interesujące mnie dane bezpośrednio na mój telefon. Wychodzę z programu i wyłączam komputer. Przykro mi Arim, ale nie dałeś mi innego wyjścia...
Bezszelestnie wracam do
pokoju księcia, który nadal śpi. Wyjmuję z torby swój komputer i
podpinam do niego telefon. W pierwszej kolejności staram się
złamać hasło do plików, które skopiowałem. Nie jest to
proste zadanie i wymaga ode mnie ponad dwóch godzin starań. Na
szczęście udaje mi się otworzy folder bez żadnych strat.
„Pacjent : książę
Eryk. Wiek : 4 lata. Spadł ze schodów. Liczne potłuczenia. Pobyt
w szpitalu : 2 tygodnie. Wypisany do domu. Stan ogólny dobry. Nie
wymaga dalszej diagnostyki.”. To pierwszy z dokumentów, które
poukładane są chronologicznie. Lista jest całkiem spora.
Dowiaduję się z niej między innymi, że Eryk: potykał się,
przewracał, spadał z konia, z roweru, brał udział w bijatykach
szkolnych, miał kilkakrotnie złamane lub potłuczone żebra, lekki
wstrząs mózgu, podbite oczy, liczne zadrapania. Kilka razy był w
szpitalu w związku z reakcja alergiczną po zjedzeniu wiśni, na
które jest uczulony. Średnio co kilka tygodni doktor Arim
opatrywał jego rany, zakładał szwy. Co 2 – 3 miesiące Eryk
zostawał w szpitalu na dłużej.
„Pacjent : książę
Eryk. Wiek 7 lat. Przez kilka dni przebywał sam w lesie. Trafił do
szpitala potłuczony. Tłumaczył, że spadł ze skarpy, szukając
drogi powrotnej do domu. Stan pacjenta : odwodniony, poobijany. Bez
złamań i poważniejszych urazów. Szycie ran.
Pobyt w szpitalu : 3 tygodnie. Pomimo opieki medycznej oraz wsparcia
rodziny, stan psychiczny określam jako zły. Pacjent jest w szoku.
Boi się ciemności. Źle sypia. Śnią mu się koszmary. Krzyczy w
nocy. Wypisany do domu. Po tygodniu wizyta kontrolna.”
Zapiski doktora
potwierdzają to, co już wcześniej wiedziałem od jego dziadka.
Eryk zgubił się w lesie. Czy to możliwe,
aby do tej pory tak bardzo przeżywał tamten incydent?
Ostatnie wypisy ze
szpitala obejmują sytuację sprzed czterech lat „Pacjent : książę
Eryk. Wiek : 15 lat. Diagnoza : uszkodzenie prawego ramienia.
Poprosiłem o konsultację profesora McGreen'a, który przeprowadził
operację. Zarówno sam zabieg, jak i rehabilitacja nie przywróciły
pełnej sprawności ręki pacjenta. Dodatkowo uskarża się on na
silny ból. Po dwóch miesiącach został wypisany do domu. Stan
pacjenta określam jako dobry.”
Nie wiedziałem, że Eryk
miał operację. Nie zauważyłem także, aby jego prawa ręka w
jakikolwiek sposób była uszkodzona, czy mniej sprawna. Stary
książę nigdy o tym nie wspominał. Być może dlatego, że od
operacji minęło kilka lat.
„Pacjent : książę
Eryk. Wiek : 16 lat. Diagnoza : pacjent połknął opakowanie
silnych środków przeciwbólowych, które sam mu przypisałem w
związku z niedawno przebytą operacją. Został znaleziony w swoim
pokoju przez dziadka, który przejął nad nim opiekę prawną.
Ochrona bezzwłoczne przywiozła go do szpitala, bez powiadomienia
pogotowia. Przeprowadzono płukanie żołądka. Pacjent jest w
bardzo złym stanie psychicznym. Niemożność odzyskania pełnej
sprawności po operacji przyczyniła się do załamania nerwowego.
Pacjent nie śpi, uskarżając się na liczne koszmary. Odmawia
jedzenia. Po konsultacji z psychiatrą, skierowany na dalsze
leczenie na oddziale zamkniętym. Lekarz prowadzący : doktor
Adams.”
Zgodnie z informacjami,
które znalazłem w internecie, po tym incydencie, doktor Arim
opuścił szpital i przeniósł się z serią wykładów do
Kalifornii, a Eryk rozpoczął studia za granicą. Przez ten czas
ani razu nie był hospitalizowany.
Dla porównania
przeglądam także zdjęcia kartoteki. Nie znajduję tam nic poza
tym, czego dowiedziałem się z ukrytych folderów. Dane
medyczne w obu wypadkach są mocno okrojone. Otwieram inne pliki,
które skopiowałem. Zawierają więcej opisów, czasami zdjęcia.
Tymczasem w wypadku Eryka... Mam wrażenie, że zarówno sam lekarz,
jak i pacjent, robią wszystko, by ukryć prawdę.
W przeglądarce wpisuję
nazwisko profesora, który przeprowadzał operację. Jest jednym z
najwyżej cenionych specjalistów. Eryk miał sporo
szczęścia, skoro zgodził się go operować.
Wyłączam komputer i
odkładam go do torby. Powoli świta. Wstaję z fotela i siadam obok
śpiącego srebrnookiego. Co jeszcze przede mną ukrywasz? Co takiego się
stało, że przeszedłeś załamanie nerwowe i próbowałeś
popełnić samobójstwo? Mam wrażenie, że błądzę pośród
labiryntu, a każda wskazówka coraz bardziej oddala mnie od prawdy.
- Dzień dobry – wita
się ze mną doktor Arim, wchodząc do pokoju – Eryk jeszcze śpi?
- Tak.
- Dziś sprawdzimy jak
poradzi sobie z mniejszą dawką środków przeciwbólowych –
lekarz pieszczotliwie gładzi go po jasnych włosach.
- Ilu ma pan takich
pacjentów jak on? - pytam.
- Nie rozumiem –
spogląda mi w oczy zdezorientowanych.
- Mam na myśli takich,
nad którymi ktoś znęca się fizycznie, bije, maltretuje...
Mężczyzna piorunuje
mnie wzrokiem, lecz milczy.
- Nic pan nie powie,
doktorze?
- Włamałeś się do
mojego komputera? - bardzo szybko łączy fakty.
- Niewiele mi to dało.
Jest pan oszczędny w słowach.
- Nie masz pojęcia jak
bardzo... - zabrzmiało to niczym groźba.
- Czemu nie powie mi
pan prawdy? Pomogę mu - błagam lekarza.
- Chłopcze, wiem, że
chcesz dobrze, ale jemu nie da się pomóc. Ma cel, który musi
zrealizować. A potem, jeśli taka będzie jego wola, sam stąd
wyjedzie.
- Ma pan na myśli
zemstę?
- O czym rozmawiacie? -
pyta Eryk zaspanym głosem. Lekarz natychmiast się nim zajmuje, by nie musieć udzielać odpowiedzi.
- Lepiej się czujesz? - mężczyzna pochyla się nad łóżkiem, głaszcząc księcia po włosach.
- Lepiej się czujesz? - mężczyzna pochyla się nad łóżkiem, głaszcząc księcia po włosach.
- Prawie nie boli –
odpowiada, nadal nieco zamroczony.
- To dobrze. Jeszcze
kilka dni i poczujesz się lepiej – uśmiecha się do niego. -
Simon pójdzie teraz na śniadanie, a ja cię zbadam, dobrze?
- Znowu mnie pan
wyrzuca... Przecież byłem grzeczny! – skarżę się.
- Niech mu pan nie
wierzy – Eryk jak zawsze okazuje się pomocny.
- Nie wierzę. W nocy
włamał się do mojego komputera – doktor spogląda na mnie
oskarżycielsko.
- Simon! Jesteś podły!
- książę okazuje mi swoją dezaprobatę.
- Potem o tym
porozmawiamy. Przyniosę ci herbatę – uśmiecham się
przepraszająco i wychodzę, zabierając ze sobą torbę z
komputerem.
już myślalam ,ze umarłeś xD
OdpowiedzUsuńsimon w akcji taki z niego agent ,że na drugi dzień zdradza wszystkie imformacje ,brawo Simon!
ja to się dziwie ,ze on został przy eryku po normalnie to ludzie uciekają od takich rzezczy! :C
niby wszyscy eryka nie lubią ale widze ,że ma kilka ziomów! :D
powodzenia w pisaniu i nie strasz mnie tak xD
Nie Yagódko, tatuś miał inne zajęcia. Jestem zdecydowanie za młody i fajny, żeby od razu umierać :D Poza tym kto dokończy opowiadanie, jeśli odejdę w tak młodym wieku? Poza tym czasami nie mam ochoty na pisanie (niedzieli nie liczę, bo 20 stron przybyło, więc nowy rozdział chyba jutro :D).
UsuńTwój Kitsune
i tak mnie zmartwiłeś bardzo :<<<<
UsuńGdzie są łzy Simona? On ma cierpieć ;-; Nie wiem, czy mu wybaczę. A z tego co widzę, to on nie wybaczy Alanowi. I dobrze! Mam nadzieję, że na końcówce się nie pogodzą… ugh… .-.
OdpowiedzUsuńOhoho! Ktoś tu zauważył, że ludzie są dla Eryczka bezduszni! Polać mu! Brawo! *klaszcze aż jej ręce odpadają*
Biedny Eryczek… Tak bardzo mi go szkoda… Ale ten jego lekarz to niezłe ziółko! W przeciwieństwie do niego, Simon inteligencją nie grzeszy. Nie ma to jak przyznać się, że włamał się do danych o Eryku. Agent level: Simon.
Operacja? To mnie zaskoczyłeś. Ciekawe jak sobie to zrobił, lub jak ktoś mu to zrobił. Próba samobójcza? Grubo. Łyknął tabletki niby przez rękę? Zabawne. Naprawdę Kitsuś. To Ci się udało. I dla tego został przekierowany na oddział zamknięty. Pojechałeś i to ostro :D
Simon, jak walnął prosto z mostu. Bosz. Eryk nawet zaspany umie mu dowalić. Heh. :D Idź po cherbatę, idź! Pobiegaj czy coś.
Wegi
Ps. Martwiłam się, że pisanie jednak Ci się znudziło!
UsuńWegi
Nie znudziło, wkrótce sama się przekonasz :)
UsuńNapiszę Ci dlaczego mnie nie było, jeśli Cię to interesuje, ale mailem, ok?
Simon to Simon. Z nim nigdy nic nie wiadomo :P
Twój Kitsune
Trzymam Cię za słowo :)
UsuńSimon to -jak powiedziała Ruu- dupa wołowa. A ja dodam, że to ujemna dupa wołowa! :D
Wegi
Hejoo! :D
OdpowiedzUsuńNie będę Ci robiła wyrzutów, że przez cały tydzień nic nie wstawiłeś, bo musisz mieć mimo wszystko jakieś życie :D
A nawet gdybym chciała być za to zła, to nie mogę, bo rozdział był bardzo dobry.
Od początku wiedziałam, że te wszystkie 'wypadki', które przytrafiły się naszemu księciu nie były zwykłymi przypadkami, więc nie mogę uwierzyć w to, że Simon nadal nie połączył faktów! Przecież sam pomyślał, że po jego wyjeździe za granicę nie był więcej hospitalizowany. A tam nie miał kontaktu z Alanem. Serio Simon? Jestem lepszym tajniakiem od Ciebie -.-
A z Alanem to sobie porozmawiam, jak tylko się spotkamy! Ja rozumiem, że jest zły i to toleruję, ale mimo wszystko dobrze by było, jakby trochę się powstrzymywał. Przynajmniej jako dziecko :P A tej alergii na wiśnie to nadal przełknąć nie mogę :/ Ale w porządku, jakoś to przeboleję.
Podoba mi się, że ujawniasz nam coraz więcej faktów z życia Eryka i dzięki temu mamy więcej wskazówek i poszlak odnośnie jego przeszłości. Zastanawia mnie tylko jedno. Wiemy już, że to Alan krzywdził Eryka jako dziecka, ale jaki miał motyw? Przepychanki i zadrapania rozumiem, ja też brata lałam na każdym możliwym kroku (i w sumie dużo się nie zmieniło), ale ta akcja z lasem? Dlaczego miałby robić coś takiego dziecku?
Chyba, że to akurat nie sprawka Alanka... Kurczę, czekam na wyjaśnienia w kolejnych rozdziałach :)
Ruu
Mylisz się Ruu, nie było mnie z bardziej przyziemnego powodu, ale nie chcę tu o nim pisać. W każdym razie nawet dla mnie było to wielkim zaskoczeniem. Jak chcesz, to mogę Ci szepnąć słówko mailem.
UsuńCzy Simon jest złym agentem? Nie. Postaw się na chwilę na jego miejscu. Przez lata miał przyjaciela, w którym się podkochiwał. Wierzył mu i ufał bezgranicznie.
Simon zna rodzinę królewską od innej strony. Ma też doświadczenie jako ochroniarz. Nie może za bardzo ingerować, bo obcuje z osobami publicznymi, a każdy ma prawo do sekretów.
Eryk sam w sobie jest jednym, wielkim sekretem. Chce dla niego jak najlepiej, ale to nie jest takie proste. Moim zdaniem jest szczery i uczciwy. To jego słabość, przyznaję, ale i wielka siła.
Rozumiem, że wspólna przyszłość z Alanem stoi pod znakiem zapytania? :P
Kolejny rozdział już jutro, by wynagrodzić moją nieobecność :)
Twój Kitsune
Z niecierpliwością czekam na maila :)
UsuńNo ja wiem, że Alan był dla niego pewnego rodzaju autorytetem, ale Simon juz wcześniej nie prezentował się zbyt dobrze jako agent.
Nie, nie, nie! Nic z tych rzeczy. Nadal się z Alanem bardzo kochamy, tylko musze z nim poważnie porozmawiać. Bo trochę się obawiam, że np. nasze dzieci też będzie na kilka dni do lasu wysyłał, a to nie byłoby zbyt wychowawcze :P
To ja czekam do jutra :3
Ruu
Ruu, to ja Ci zdradzę w sekrecie, że ten las wcale nie był taki straszny. Są gorsze rzeczy :D
UsuńNa początku Simon był mi obojętny. Wiedziałem, że poznam go bliżej pisząc o nim. Potem, jak wszyscy, znienawidziłem go, więc jego szpiegowskie poczynania zostały przeze mnie przedstawione w takim, a nie innym świetle, ale teraz... Lubię go :) Nawet bardzo. On poznaje Eryka. Ze wszystkich sił stara się do niego dotrzeć. Nie przespał się z Alanem. Teraz też ciągle z nim jest. Nie dba o siebie, a o niego. Nie można go nie lubić :)
Twój Kitsune
Gorsze rzeczy tak ogólnie, czy gorsze rzeczy, które zdarzyły się Erykowi? ;-; Bo obawiam się, że ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna i ani trochę mi się to nie podoba.
UsuńA założymy się, że można go nie lubić? Bo ja osobiście za nim nie przepadam :P Na początku darzylam go sympatią, wydawał mi się zabawny i taki energiczny, ale z każdym kolejnym rozdziałem zastanawiałam się, czy Eryka nie stać na kogoś lepszego :D I chociaż nadal ich shipuje, to głównie ze względu na księcia a nie ochroniarza. Ale w jednym musze się z Tobą zgodzić - jego obecna postawa wobec Eryka jest przeurocza *-*
Ruu
Bo Simon blado wypada na tle Eryka, którego kocham najbardziej :D
UsuńO innych rzeczach poczytasz trochę jutro, bo dziś nie chce mi się poprawiać tekstu. Dwa rozdziały jednego dnia to chyba przesada :D
Simon nadal się rozkręca. Na tym etapie nic więcej nie zdradzę :)
Twój Kitsune
Powiem szczerze, że wchodziłam tu po 5 razy dziennie żeby sprawdzić czy nic się nie pojawiło xD
OdpowiedzUsuńBiedny Eryczek ;-;
Ciekawa jestem co miał z ręką :o
No i czy to co Mały Książę ma do zrobienia to na pewno zwykła zemsta? Mam wrażenie, że chodzi o coś innego ._.
A Simon, Pan super tajny agent...
Niech odpokutuje!
...
Mi też może przynieść herbaty ;-;
Mam na nią wielką ochotę...
*Jak zwykle nieskładnie Suzy... używaj pełnych wypowiedzi >.<*
Ledwo trzymam telefon w rękach...szkoła jest taka męcząca ;-; dobrze że już tylko tydzień do wystawienia ocen końcowych...
Nie mogę się doczekać aż wreszcie poznamy szczegóły przeszłości Eryka :3
~Padająca na twarz Suzy
Moja biedna Suzy, nic się nie martw, jeszcze kilka dni i wakacje. Miałem drobne problemy techniczne. Zamierzam je dzielnie odpokutować wrzucając jutro kolejny długi rozdział :)
UsuńŚpij spokojnie, dobranoc.
Twój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi jako, że są dwa rozdziały wiewięc najpierw komentuję dwudziesty czwarty...
fantastycznie, chociaż ten lekarz inaczej traktuje Ericka troszczy się o niego... czy Saimon nie powiedział tego czego dowiedział sie od Slana bo tak jakby nadal myślał o nim bo ani razu nie zaprzeczył... a może to Erick zarządza tym koncorcjum i tak chce się zemścić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńno a teraz już dwudziesty piąty rozdział...
wspaniale, dzięki temu włamaniu Simona do komputera lekarza wiemy trochę wiecej o Ericku i jego wypadkach... choc szkoda że nie było podane coś w stylu że wypadki zawsze zdarzają się kiedy jest Alan...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi to jest komentarz do rozdziału dwudziestego czwartego...
wspaniale, no chociaż ten lekarz inaczej traktuje Ericka, troszczy się o niego... czy Saimon nie powiedział tego czego dowiedział się od Alana? a może to Erick zarzadza tym koncorcjum i tak chce się zemścić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi rozdział dwudziesty piąty teraz...
wspaniale, och no pięknie, dzięki temu włamania przez Simona do komputera lekarza wiemy trochę wiecej o samym Ericku i jego "wypadkach"... choć szkoda że nie było czegoś w stylu "wypadki Ericka zawsze zdarzają się kiedy jest Alan w pobliżu"...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia