środa, 22 czerwca 2016

Rozdział XXXII

„Humory księcia

Eryk

Budzę się wypoczęty, ale nie otwieram oczu. Wiem, że Simon siedzi obok mnie na łóżku. Pewnie jest już późno. Nie mam ochoty wstawać. Bardziej zastanawia mnie co teraz zrobi?
Jego dłoń delikatnie dotyka mojego policzka. Wolałbym tulić się do niej, bo jest taka ciepła. Ostrożnie przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze. Chce, abym otworzył usta? Pochyla się nade mną i całuje bardzo namiętnie. Wsuwa swój język w moje usta. Cały płonę pod wpływem tej pieszczoty. Obejmuję go mocno za szyję i przyciągam do siebie, pogłębiając pocałunek.
- Dzień dobry – szepcze, całując mnie po policzku. Nadal nie otwieram oczu, rozpływając się pod wpływem jego dotyku. Tak mi dobrze... Powoli zatracam się tak samo jak w nocy, gdy on i ja... - Otwórz oczy – prosi, rozpinając guziki mojej piżamy. 
- Nie – protestuję, bo jeśli to zrobię, będę musiał zająć się obowiązkami i pracą, a jedyną rzeczą, o której jestem w stanie teraz myśleć, jest jego gorący język, pieszczący moją szyję. 
- Proszę – nalega, drażniąc zębami płatek mojego ucha. 
- Nie – odmawiam kolejny raz. 
- Chcesz, żebym cię błagał? - śmieje się cicho, sięgając dłonią z powrotem do guzików. 
- Za chwilę to ja będę błagał ciebie – odpowiadam zawstydzony sposobem, w jaki moje ciało reaguje. 
Rozsuwa materiał na boki i zaczyna gładzić mnie dłonią po klatce piersiowej.
- Nie zmienisz zdania? To moje ostatnie ostrzeżenie – grozi, przesuwając językiem w dół mostka. 
- Nie... Nawet gdybyś mnie zmusił – wzdycham, wplatając palce w jego włosy. 
- I bardzo dobrze – muska językiem sutek. 
- Ach... - wyrywa mi się głośny jęk. 
- Przecież cię ostrzegałem – śmieje się ze mnie, kontynuując swoje tortury. 
- Nie przestawaj – proszę go. 
- Jak to się stało, że w przeciągu jednej nocy zrobiłeś się taki wymagający? - pyta, zaczynając drażnić drugi sutek kciukiem. 
- Zawsze taki byłem – dyszę ciężko. 
- Mam nadzieję, że uda mi się sprostać twoim wymaganiom – podgryza skórę na moim brzuchu. 
- Jesteś na dobrej drodze – odpowiadam mu, na wpół przytomny z pożądania. 
Jego dłoń zsuwa się niżej, ściągając dół od piżamy i rozsuwając moje uda. Nie wiem czy jestem gotowy na taką dawkę przyjemności, więc otwieram oczy i próbuję go powstrzymać, unosząc się w górę i podpierając na przedramionach.
- Simon... - patrzę mu w oczy, które płoną równie mocno jak moje. 
- Witaj, ukochany – dotyka mojej twarzy. 
- Simon... Nie... - ale on jest głuchy na protesty. 
- Tak – szepcze, kradnąc mi kolejny pocałunek. – Powiedz, że tak... - jego zwinne palce zaciskają się na mnie. Nabieram gwałtownie powietrza, gdy popycha mnie z powrotem na poduszki. - Powiedz to... Powiedz tak... - ssie prawy sutek, doprowadzając mnie do granicy obłędu. 
- Tak... - jęczę, poddając się fali pożądania, przed którą nie umiem się obronić. 
- Grzeczny chłopiec – nagradza mnie serią pocałunków. Czuję łzy pod powiekami, gdy przykłada usta do mojego serca. Co to za uczucie? Słodkie i lekkie, przeszywające każdą komórkę mojego ciała ciepłem... Znam je przecież... Mieszka w jego oczach i ogrzewa za każdym razem, gdy na mnie patrzy, albo przytula... Skąd wzięło się wewnątrz mnie? I dlaczego jest mi tak smutno? Łzy mimowolnie spływają mi po policzkach. Ocieram je wierzchem dłoni, bo nie chcę, aby je widział. Chcę tylko czuć... Na szczęście on potrafi czytać w moich myślach, pieszcząc swoim utalentowanym językiem... Nie jestem w stanie myśleć, gdy tak robi... Cichy krzyk wyrywa się z nieposłusznych ust, ale on nie przestaje. Zakrywam je dłonią, by ukryć własną namiętność. 
- Simon... - rozpadam się w jego czułych ramionach... 
Okrywa mnie kołdrą i tuli. Chowam twarz w zagłębieniu jego szyi, wdychając zapach, który tak bardzo mnie uspokaja... Mój... Tylko mój...
- Znowu masz zamknięte oczy – żali się bawiąc moimi palcami, które całuje. Drżę. Bardzo walczę, aby je w końcu otworzyć i odwzajemnić spojrzenie. Razi mnie blask i bezkresna zieleń... - Wszystko w porządku? 
- Tak – mruczę w odpowiedzi. 
- Więc dlaczego płakałeś? Nie byłem dość delikatny? - z napięciem oczekuje odpowiedzi. 
- Nie płakałem – uśmiecham się do niego, uciekając wzrokiem. 
- Nie kłam – prosi stanowczo. 
- Nie płakałem. Naprawdę – bronię się unosząc i popychając go w stronę poduszek. Teraz to ja jestem na górze, choć mam świadomość, że zawdzięczam to raczej uległości mojego kochanka, niż własnej sile. 
- Moja kolej – śmiało sięgam do guzików jego koszuli, ale łapie mnie za ręce, powstrzymując te starania. 
- Nie, Eryku. Już późno. Za chwilę przyjdzie pan Moor. 
- Nie będzie nam przeszkadzać – zapewniam go, rozpinając pierwszy z nich. Simon łapie mnie za ramiona i wykorzystując fakt, że jest większy i silniejszy, układa z powrotem na poduszkach, przytrzymując niecierpliwe dłonie, którymi chcę go dotykać. 
- Nie – powtarza cicho. 
- Ale ty nie... - czerwienie się, nie wiedząc jak ubrać w słowa fakt, że jestem mało doświadczony. 
- Nie szkodzi. 
- Nie chcesz mnie? - pytam zaskoczony jego zachowaniem. - Zrobiłem coś nie tak? 
Zamiast odpowiedzieć, całuje mnie bardzo namiętnie, pozbawiając resztek powietrza.
- Bardzo cię chcę, ale jeśli ci pozwolę, nie wyjdziemy z tego łóżka latami, a ty masz sporo pracy przed przejęciem fabryki, prawda? - pyta, dotykając z uczuciem mojego policzka. Niepocieszony, wypuszczam głośno powietrze. - Pora wstawać – próbuje wyciągnąć mnie z łóżka. 
- Nie chcę – zaczynam marudzić, obejmując poduszkę i zakopując się w pościeli. 
- Mój mały kusiciel – śmieje się, odbierając mi ją i biorąc na ręce. 
- Sam pójdę – opieram się, gdy niesie mnie do łazienki, sadza na marmurowym blacie i odkręca wodę pod prysznicem. Zsuwa z moich ramion rozpiętą wcześniej piżamę rzucając ją na podłogę. 
- Masz pojęcie jak seksownie teraz wyglądasz? 
- Simon... - czuję delikatny dreszcz, rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa. 
- Mógłbym godzinami patrzeć jak dochodzisz... - szepcze mi do ucha. 
- Zostań ze mną... - odchylam głowę do tyłu, wczepiając się palcami w jego ramiona. 
- Umyj się i ubierz, a ja zamówię śniadanie – całuje mnie w nos. 
- Zabierz mnie z powrotem do łóżka. Teraz – proszę, licząc na to, że ulegnie tym błaganiom. 
- Obawiam się, że musisz poczekać do wieczora – stawia mnie na podłodze i pociąga lekko za gumę od spodni, które mam opuszczone nisko na biodra. - Chcesz dojść jeszcze raz? - drażni się. 
- Tylko jeśli sam też dojdziesz – odbijam piłeczkę. 
- Dojdę. W tobie. Wieczorem – całuje mnie w policzek i pośpiesznie wychodzi. Rzucam w niego fantazyjnie złożonym w rulon ręcznikiem, zostawionym przy umywalce przez pana Moora. Niestety, zdążył się uchylić i trafiam tylko w drzwi. Pech. 
Spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Po raz pierwszy od dawna widzę szczery uśmiech na własnej twarzy. Wyciągam rękę i dotykam tafli. Dziwne... Uśmiechający się ja, z potarganymi włosami i błyszczącymi oczami wydaje mi się kimś zupełnie obcym. Nie znam się takiego.
- Jesteś szczęśliwy... To chcesz mi powiedzieć, prawda? - pytam swoje odbicie. 
Dochodzi ósma rano. Nie mogę tracić cennego czasu, tym bardziej, że nie napisałem jeszcze oświadczenia dla prasy. Na początku wahałem się, czy nie zakończyć całej sprawy anonimowo. Ale z drugiej strony jestem księciem, a królestwo moim domem. Kilkadziesiąt  godzin i przestanę nim być... Nigdy więcej nie będę mógł tu wrócić. Zostawię za sobą przykre wspomnienia.
Nie, nie wszystkie są przykre... Niektóre bardzo przyjemne... A wszystko zawdzięczam jemu... 
Nie powiedziałem mu tego wczoraj, ale gdy byłem dzieckiem, wpatrywałem się w jego szkolne zdjęcia, które Alan tak często mi pokazywał twierdząc, że znalazł zabawkę, która go kocha i powinienem brać z niego przykład, jeśli chcę żyć. Zastanawiałem się wtedy jak to jest być kochanym przez kogoś, kto nie zwraca uwagi na nasze mroczne strony, albo je akceptuje. Bo przecież Simon musiał wiedzieć i widzieć Alana takim jaki był naprawdę, skoro go kochał. Przynajmniej tak mi się wydawało. Na zdjęciach uśmiechał się do niego, obejmował. Wyglądał na szczęśliwego, zupełnie jak ja teraz. Czy Simon mnie zna? Czy powiedziałem mu o sobie wystarczająco dużo? Czy widzi jaki jestem? Nie chcę potraktować go tak jak Alan, by nie poczuł się przeze mnie oszukany. Nie zasłużył na to. Jego pocztówki i wiadomości były jak odroczenie wyroku. Codziennie modliłem się błagając go w myślach, by napisał chociaż jedno słowo, dzięki któremu uniknę kolejnej porcji ból... Kolorowe, pochodzące z egzotycznych miejsc, których nie znałem, nabazgrane niezbyt starannym charakterem pisma, jawiły mi się niczym prawdziwe skarby. Mój braciszek poświęcał dużo czasu na oglądanie ich. Miał swój mały rytuał. Wyznaczał trasę, którą przebył Simon, by w końcu wbić pineskę... „Widzisz, jak bardzo mnie kocha?” powtarzał wtedy, odkładając pocztówkę do srebrnej szkatułki, którą trzymał po lewej stronie w pierwszej szufladzie biurka.
Teraz Simon kocha mnie, a przynajmniej tak twierdzi, a ja go nigdy nie sprzedam, ani nie skrzywdzę. Szybciej sam zginę. Nie pozwolę, aby stało mu się coś złego. Mam wobec niego potężny dług do spłacenia, ale to nie wszystko... Daje mi poczucie bezpieczeństwa. Troszczy się o mnie. Zawsze jest czuły i delikatny. Może jeśli będzie cierpliwy i da mi czas, to nauczę się od niego co znaczy kochać drugą osobę. Tak często powtarza te dwa słowa, patrząc mi prosto w oczy. Żałuję, że ja nie umiem ich wypowiedzieć. Nawet gdybym to zrobił, poczułbym się podle, bo zasłużył na coś lepszego, niż pustą iluzję od odrzuconego przez rodzinę, martwego w środku i pokiereszowanego z zewnątrz mnie. 
Kończę się ubierać i suszyć włosy, gdy dzwoni mój telefon.
- Tak? - odbieram natychmiast. 
- Eryku, to ja. Mogę wpaść? 
- Rysiu...? Nie wiem czy to dobry pomysł... - waham się przed zaproszeniem przyjaciela.
- Muszę ci coś pokazać. Proszę, zgódź się - nalega na mnie. 
- Dobrze. Poproszę pana Moora, aby po ciebie przyjechał. 
- Dzięki. Jestem na uczelni i czekam na wiadomość – rozłącza się. 
Gdy wychodzę z łazienki, sypialnia jest już perfekcyjnie posprzątana. Pościel zmieniona, a na stole stoją świeże kwiaty. Pan Moor jak zawsze dba o najdrobniejsze szczegóły.
Idę do kuchni, gdzie Simon pije kawę. Uśmiecha się na mój widok tak promiennie, że czuję bolesne ukłucie w sercu. Mój... Powtarzam sobie w myślach, smakując to niewypowiedziane słowo. 
- Dzień dobry – pan Moor stawia przede mną tosta i ciastko truskawkowe, czyli moje najbardziej ukochane dania. 
- Dziękuję. 
Obserwuję jak nalewa mi herbatę. Jest dziwnie zamyślony. Najpewniej chodzi mu o Vee...
- Jak viper? - pytam mężczyznę. 
- Nie da się naprawić. Niestety tak to jest, gdy kupuje się samochód robiony na zamówienie. 
- Przykro mi. 
- Moim zdaniem zasłużył. Zerwał z tą dziewczyną natychmiast po tym, jak powiedziała mu o fabryce. Mógł poczekać te kilka dni. - Nie mówiłby tak, gdyby wiedział, że uszkodzenie samochodu ma dla Vee znacznie głębsze znaczenie...
- Jedz – Simon podsuwa mi talerz, o którym zdążyłem zapomnieć. Tracę apetyt, zastanawiając się jak wyciągnąć Vee z dołka. - Jedz, bo nie ręczę za siebie - powtarza, posyłając mi wściekłe spojrzenie.
- Za chwilę – odpowiadam mu, układając w głowie plan działania. 
- Teraz! - warczy. To nie moja wina, że jedzenie nigdy nie było moim priorytetem. Będzie musiał pogodzić się w faktem, że jestem chudy jak patyk. 
- Panie Moor, mógłby pan pojechać po Rysia na uczelnię? Czeka tam na pana. 
- Oczywiście, już jadę, proszę pana – mężczyzna uśmiecha się do nas i wychodzi. 
Zmuszam się do zjedzenia tosta. Nie chcę denerwować Simona od samego rana. Przeglądam ostatnie notowania. Akcje wysoko się trzymają. To dobrze. Będę potrzebował tych pieniędzy, by unowocześnić fabrykę. Panel na ścianie pokazuje, że będziemy mieli gościa. Już z windy słychać głos Vee. Głośno wrzeszczy na kogoś, rozmawiając przez telefon. Wchodzi do salonu i zaczyna po nim krążyć. Przypomina wściekłego tygrysa w zbyt małej klatce.
- Posłuchaj mnie palancie, jeśli nie załatwisz mi tej części to...Nic mnie to nie obchodzi! To zmuś ich, żeby taką wyprodukowali! Nie... Nie kupie nowego. Pieprz się! - rozłącza się i rzuca telefonem o ścianę. Urządzenie rozpada się na kilka części, po czym miękko ląduje na dywanie. 
- Vee... - zeskakuję z wysokiego stołka kuchennego i podchodzę do rozwścieczonego mężczyzny. Siedzi na jasnej sofie, chowając twarz w dłoniach. Jest załamany. Kładę mu rękę na ramieniu, siadając obok. 
- Przepraszam... Zaraz to posprzątam – spogląda mi w oczy, walcząc z bezsilnością i gniewem. 
- Rozumiem, że samochodu nie da się naprawić – zaczynam cicho, obserwując jak nakłada na twarz maskę obojętności, ale mnie nie oszuka. Za dobrze go znam. 
- Nic się nie da zrobić. Mogę go sprzedać lub zezłomować. Obie opcje nie wchodzą w grę – znowu jest wściekły. 
- Możemy kupić nowy – podpowiadam mu. 
- Nie chcę nowego! - krzyczy na mnie, gwałtownie wstając. Jego zachowanie natychmiast alarmuje Simona, który rusza mi na ratunek. Nie musisz... Vee nigdy by mnie nie skrzywdził. 
- Jesteś pewny? 
- Tak, jestem pewny! Przecież to mój viper i... Czemu pan tak na mnie patrzy, panie Johnes? - zatrzymuje się przede mną i spogląda z góry. 
- Vee... Nie sądzisz, że nadszedł czas, aby odciąć się od przeszłości? - pytam, wpatrując się w jego oczy. 
- Przeszłości?! Jakiej znowu przeszłości?! Przecież sam wiesz, jaki jest dla mnie cenny! - unosi się. 
- Spokojnie Vee, to nie jego wina - mój kochanek stara się mnie chronić.
- Do garów, mamusiu, bo ci przyłożę – mój przyjaciel gasi Simona ciętą ripostą. 
- Z przyjemnością oddam – tylko tego mi brakowało. Jeśli zaczną się bić, nie dam rady ich rozdzielić. 
- Simon... Nie – mam nadzieję, że chociaż on posłucha. 
- Eryku... 
- Proszę cię. Poczekaj na mnie w drugim pokoju, dobrze? 
- Właśnie, idź poprawić makijaż. Tylko tym umiesz się zajmować - cały Vee.
- Jeszcze chwila i będziesz zbierać swoje porcelanowe zęby z podłogi - zielonooki jest równie nieznośny.
- Ojej jak się boję... Baba mi grozi. 
- Nie umiałeś jej zaspokoić, to spotkała cię kara. 
- Simon! Idź do drugiego pokoju – odsyłam go, obawiając się najgorszego. 
- Jak chcesz – wychodzi obrażony. 
- Vee, usiądź obok mnie. Proszę – dłonią wskazuję mu miejsce na białej sofie. 
Nadal jest mocno wkurzony, ale wykonuje polecenie.
- Nie chcę nowego vipera – ubiega moje dalsze słowa.
- Pamiętasz jak nim jeździliśmy? - uśmiecham się do niego. 
- Jasne, że pamiętam. Jest jak członek rodziny. 
- To prawda, ale nie o to mi chodziło. Pamiętasz jacy wtedy byliśmy? 
- Nie chcę tego pamiętać – ucina ostro, bo zarówno dla niego jak i dla mnie wspólny pobyt w Wiedniu był trudny. 
- Ten samochód przypomina ci o przeszłości, prawda? Kojarzy się z tamtymi wydarzeniami. 
- To nie ma nic do rzeczy. Lubię go i... 
- Nie oszukuj. Wiesz równie dobrze jak ja, że patrząc na niego cofasz się w czasie i kolejny raz przeżywasz każde wspomnienie. To silniejsze od ciebie. Nie chcę, abyś przez resztę życia aż tak się katował. Ty też tego dla mnie nie chciałeś - przypominam mu.
Przez chwilę wpatrujemy się w siebie w milczeniu. Przesuwam dłoń i nakrywam nią jego rękę, która jest znacznie większa niż moja. Zaciskam na niej palce, by czuł moje wsparcie.
- Ktoś wyjątkowo mądry powiedział mi kiedyś, że każda żałoba ma swój kres. Pora zamknąć za sobą tamten rozdział i ruszyć śmiało do przodu. 
Vee wzdycha głośno, zamyślając się na chwilę.
- Byłbyś niezłym psychologiem, panie Johnes - chwali mnie.
- Wolę, żebyś mówił mi po imieniu. 
- Zawsze mi to powtarzasz - mierzwi mnie po włosach.
- Zacznij od teraz, dobrze? 
- Same zmiany... - uśmiecha się. 
- Tak. 
- To co twoim zdaniem mam zrobić, Eryku? - pyta, z typową sobie dawką kpiny pomieszanej z niebywałą pewnością siebie. 
- Kupmy nowy samochód – proponuję mu. 
- Nowy? Niby jaki – zaczyna się irytować. 
- Taki, którym przejedziemy się ulicami Rzymu, nie zważając na ograniczenia prędkości – podpowiadam cicho, by Simon nie słyszał, zwłaszcza części o prędkości. 
- Hmm... Nowy samochód... Ulice Rzymu... - uśmiecha się tajemniczo, a po chwili poważnieje. - A ty? - pyta mnie nagle. 
- Co ja? 
- Zaczniesz nowe życie, wolne od przeszłości? 
- Nie wiem – odpowiadam zgodnie z prawdą. 
- A on? - wskazuje dłonią drzwi do mojej sypialni. - Sypia z tobą, co oznacza, że wie, tak? 
- Nie wszystko – rumienię się. 
- Co przemilczałeś? 
- Dużą bliznę na plecach – przyznaję cicho. 
- Dlaczego? 
- Nie umiem o tym mówić. 
- Nie musisz mi tego tłumaczyć. Byłem przy tobie, to wiem. 
- Vee... Myślisz, że mnie zostawi? - wypowiadam na głos pytanie, na które najbardziej boję się poznać odpowiedź. 
- Simon...? - mężczyzna drapie się po brodzie, zastanawiając nad odpowiedzią. – Wodzi za tobą tak zakochanym wzrokiem, że gotowy jest dać ci nawet gwiazdkę z nieba, jeśli o nią poprosisz... Moim zdaniem utknął z nami na dłużej. 
- Naprawdę? - rozpromieniam się, bo Vee zawsze jest szczery i nigdy mnie nie okłamał. 
- Sam się przekonaj. Wystarczy, że powiesz „chcę gwiazdkę”, a zobaczymy co się stanie – żartuje sobie ze mnie. 
- Bardzo śmieszne. 
- Założymy się? - wyciąga rękę w moją stronę. 
- O co? - pytam, ściskając ją. 
- Coś wymyślę – puszcza do mnie oko – Simon! Chodź tu! - woła zielonookiego, który pojawia się w salonie w przeciągu sekund, choć nadal nieco się dąsa.  
- Czego chcesz? - warczy na Vee.
- Ja? Niczego, ale Eryk... - śmieje się złośliwie. - Powiedz mu – zachęca mnie. 
- Eryku? - mój kochanek od razu reaguje na zaczepkę, skanując mnie uważnym spojrzeniem. – O co chodzi? 
- No dalej, powiedz mu – Vee staje za moimi plecami i przytula do swojej klatki piersiowej. Simon jest wściekły widząc jak krzyżuje ramiona na moich biodrach. Mierzy go lodowatym wzrokiem, podchodzi bliżej i odbiera mu mnie, chowając za swoimi plecami. 
- Nie dotykaj – cedzi słowa. Za chwilę da nam popis niekontrolowanej zazdrości... 
- Spokojnie mamusiu, popraw kieckę. 
- Nie nazywaj mnie tak, bo... 
- Bo co mi zrobisz? - prowokuje go Vee – pobijesz torebką? 
- Wolę gołymi pięściami. 
- Z babami się nie biję. 
- Przestańcie – próbuję ich rozdzielić. - Musicie jakoś się dogadać. W przeciwnym wypadku wspólne mieszkanie stanie się koszmarem. 
- Skoro mamusia jedzie z nami, to na niego spadają wycieczki na wielogodzinne koncerty muzyki klasycznej i zwiedzanie galerii. Obyś lubił kropki i kreski, stary – Vee wybucha śmiechem, idąc do kuchni i nalewając sobie kawy. 
- O jakich kropkach i kreskach on mówi? - pyta Simon. 
- Setki, nie tysiące bohomazów. Zdaniem Eryka to sztuka – wyśmiewa moje pasje. Powrócił mu dobry humor. Całe szczęście. Nie lubię, gdy Vee jest smutny. - Zarobiłeś dzisiaj jakieś pieniądze? - rozsiada się na kanapie z filiżanką. - Będą nam potrzebne. 
- Tylko kilka milionów. 
- Czemu tak mało? Zostało niewiele czasu. Kupujemy fabrykę i nowy samochód. Wiesz ile to nas będzie kosztowało? Do roboty, mały – czochra mnie po włosach. 
- Czy ja dobrze słyszałem? Kupujesz nowe auto? - Ryś dopada do Vee, wpatrując się w niego jak w obraz. - A co z viperem? 
- Była dziewczyna mi go rozbiła – niechętnie wtajemnicza go w swoje sprawy. 
- Masz już upatrzony jakiś konkretny model? 
- Nie. 
- Chcesz, żebym ci pomógł? - spogląda na niego z nadzieją w głosie. 
- Ty? Nawet nie masz prawa jazdy – kpi z chłopaka. 
- Mam. Zrobiłem w zeszłym miesiącu. Mam już nawet samochód! - przechwala się nastolatek.
- Różowe autko Barbie? Melania nie będzie zachwycona, że zabierasz jej zabawki – śmieje się. 
- Vee... - ostrzegam go, bo nie lubię gdy traktuje Rysia w taki sposób. 
- Opracowałem aplikację, która mogłaby ci pomóc. Śledzi wszystkie nowości. Wyszukuje aukcje rzadkich modeli z całego świata. Chcesz zobaczyć jak działa? Prześlę ci ją – Ryś wyciąga swój telefon. 
- Masz pecha. Swój przed chwilą rozwaliłem - Vee zerka w kierunku zniszczonych kawałków.
- Rozwaliłeś? 
- Wyślizgnął mi się z ręki.
- I wylądował na ścianie – drwi z niego Simon. 
- Nie szkodzi. Pokażę ci na moim. Zobacz – Ryś siada bliżej niego. Wreszcie jest w swoim żywiole. I ma wielką słabość do mojego opiekuna.
- Rysiu, o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - pytam chłopaka, zanim zajmę się swoją pracą. 
- Właśnie o tym. Vee lepiej ogarnie temat, nie przejmuj się nami - nie odrywa wzroku od telefonu. 
- Niezły jesteś - chwali go Vee, przeglądając modele sportowych samochodów. Ryś promienieje, bo pochwała z jego ust to dla niego nie lada gratka. Zazwyczaj brutalnie szydzi z naszego specjalisty od komputerów, traktując chłopaka wyłącznie jako opiekunkę małej Melly. 
Simon odciąga mnie w stronę sypialni. Zamyka za nami drzwi i opiera mnie o nie, namiętnie całując.
- Tęskniłem za tobą – szepcze między pocałunkami. 
- Muszę zająć się pracą – próbuję go powstrzymać, zanim sam stracę nad sobą kontrolę. 
- Wiem... Jeszcze chwilę, dobrze? - tuli mnie mocno.
- A mówiłem, żebyśmy zostali w łóżku – przypominam mu, niechętnie się od niego odrywając. 
- Następnym razem cię posłucham. Do wieczora jeszcze tyle godzin... 
- Pozbądźmy się ich – proponuję mu. 
- Nie. Twoja praca jest teraz najważniejsza. Zarabiaj miliony. Nie będę ci przeszkadzać – odsuwa się.
- Ale ja chcę, żebyś to robił – prowokuję go. 
- Pracuj, póki ci na to pozwalam. Jak stąd wyjedziemy, jesteś tylko mój. 
- Przypomnę ci to przy pierwszej okazji – uśmiecham się. 
Wyjazd. Nowe życie. Bycie razem z Simonem i Vee... Wreszcie i do mnie uśmiechnął się los.

11 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać no! Moja wena na komentarz już wyjechała na wakacje.
    Eryczek prowokuje Simona ho ho ho!
    Vee i ta jego rozpacz nad samochodem. Żal mi gościa.
    Właśnie! Już dawno miałam to napisać, ale zawsze zapominam. Podziwiam Simona. Nie ważne co Eryk robi, ten zawsze przy nim zostaje. To jest poprostu tru lof <3
    Miłego dzionka życzę i czekam na następny rozdział.

    ~ZuSkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział już niedługo, obiecuję. Muszę się streszczać, bo od lipca Czekolada :)
      Vee kupi nowy samochód :D
      Simon jest tak mocno oczarowany Erykiem, że awansował z ochroniarza na mamusię :) I jest mu z tym dobrze.

      Dzięki za komentarz.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Ohoh! To takie…! *nosebleed* Jak ty to robisz? Moja wena na komentarz też spitoliła. Daleko. Bardzo daleko. Pewnie biega teraz z weną ZuSki po plaży szydząc z nas. Tak, na pewno się śmieją, że nie umiemy napisać dłuższych komentarzy. Pora aktywować tryb "Myśli psychopatki" :D
    Jezu, czuję się jak jakiś jaskiniowiec… Powiem, że zastanawiają mnie trzy rzeczy: Uno - O co chodzi z tą blizną?
    Dos - Co wydarzyło się w lesie?
    Tres - Jaka będzie cała zemsta? Wiem, że Simon też będzie miał swoje 5 minut :D
    Więcej nie umiem wykrztusić, bo pochłaniam ten cukier z rozdziału c:

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musicie pisać długich komentarzy, wcale tego nie wymagam.
      O co chodzi z blizną? To tajemnica Eryka :D
      Co się wydarzyło w lesie? To tajemnica Eryka :D
      Zemsta będzie, oj będzie :D
      Niestety, nie opisałem jeszcze tych wszystkich rzeczy. Może przy kolejnym rozdziale, a może nie :D
      Muszę dziś wyjechać. Mam egzamin w weekend. To już ostatni weekend, który spędzę z daleka od bloga. Nowy rozdział wrzucę jak tylko odzyskam dostęp do internetu i wtedy może wyjaśnię jakieś tajemnice :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. PS. Joleen poprawiła czcionkę :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. Najlepsze jest to, że ja lubię pisać długie komentarze i czuje się źle, jak tego nie robię :D
      Ty, Ty lisie Ty! Zbyt dużo tajemnic! Ja chce je poznać. Teraz, zaraz, już!
      J-jak to epilog już po niedzieli?! :O Tak szybko się skończy? Ale w sumie Czekolada… <3 Kocham samo to słowo, a co dopiero opowiadanie! Jestem rozdarta T-T
      A cóż to za egzamin? Co tam kombinujesz Kitsuś? :>

      Wegi
      Ps. Wiem, zauważyłam od razu! :)

      Usuń
  3. Chyba naprawdę muszę sobie kupić jakiś lek na pamięć. Zaczęłam czytać rozdział i myślałam - "Oooo, muszę w komentarzu napisać o tym i o tym!" A teraz jak skończyłam to myślę tylko o - "Vee i Ryś!!!!" I w sumie mój komentarz będzie się ograniczał do tego, jak bardzo kochana była ta jedna scena. Oczywiście całość też mi się podobała, zwłaszcza Eryk kusiciel, ale ta jedna króciutka rozmowa kupiła moje serce :) Szczególnie, że Ryś takk bardzo chciał zwrócić na siebie uwagę Vee i było widać, że baaardzo mu zależy na jego zdaniu, więc ja się zastanawiam, czy ze strony Rysia już się zaczynają jakieś doki-doki :D
    R.I.P Viper ;-; Niech mu złomowisko lekkim będzie, a jego pamięć niech na zawsze pozostanie w sercach tych, których kochał. Przywiązanie jakim Vee darzy ten samochód przypomina mi Deana z Supernatural i jego stosunek do swojej kochanej impali :D W sumie Vee przypomina też troszkę Deana z charakteru. Obaj są... impulsywni.
    Nie chce mi się wierzyć, że to opowiadanie już dobiega końca :c Chociaż też z jednej strony się cieszę, bo Czekolada to jest to Ruu lubi najbardziej. A potem jeszcze wielki powrót Willa, ale, kurczę nooo... Za Erykiem, Alanem, Vee, Rysiem, doktorem, i nawet za Simonem, będę strasznie tęsknić ;-; Ale o tym Ci się rozpiszę przy epilogu.

    Ruu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod koniec miesiąca, jak ogarnę ostatni rozdział, napiszę Wam jakie mam plany wobec tej historii, Rysia, Vee i całej reszty. Oczywiście czekolada i powrót Willa bez zmian.
      Vee doczeka się nowego auta, ale to za jakiś czas.
      Mi też nie chce się wierzyć. Mój mały Eryczek odchodzi :(
      Epilog po niedzieli.
      Jadę na egzamin, więc miłego weekendu, jeśli do tego czasu nie wrócę.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Simon zazdrośnik i Eryk mały kusiciel <3 Razem są tacy słodcyy~
    No i nie mogłam nie zauważyć Rysia i Vee :33
    Wszystko tak dobrze się układa...Mam nadzieję, że sytuacja nie odwróci się o 180 stopni w zakończeniu ;-; Prawda Kitsune? Powiedz, że nie planujesz nic drastycznego na koniec *^*
    W ogóle nie mogę uwierzyć, że już zbliżamy się do zakończenia :c

    ~Suzy

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, mamusia Simon to i zawsze się podoboly poranek, inny Erick taki radosny jak nigdy no właśnie podoba mi się ta zażyłość między Vee a Erickiem jak widać trafili na siebie w momencie trudnym dla siebie i obaj sobie pomogli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, poranek inny Erick taki radosny jak nigdy no właśnie podoba mi się ta zażyłość między Vee a Erickiem, jak widać trafili na siebie w momencie trudnym dla siebie i obaj sobie pomogli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń