sobota, 11 marca 2017

Rozdział XI

„Zdrajca


Budzi mnie dotyk tak delikatny, że przez chwilę rozważam, czy jest prawdziwy. Nie otwieram oczu. Czuję jak zaznacza opuszką mój łuk brwiowy, by po chwili dotykać policzka. Wstrzymuje oddech wodząc po konturze moich ust. Dłużej tego nie wytrzymam... Gryzę go w palec, zaczynając się śmiać. Odskakuje ode mnie jak oparzony.
- Przyłapałem cię na gorącym uczynku.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić – tłumaczy się zawstydzony.
- Nie musisz mnie przepraszać. Lubię, gdy mnie dotykasz – zapewniam go, wpatrując się w jasnobłękitne tęczówki. - Śmiało, możesz kontynuować.
- Wstydzę się – przyznaje cicho, układając głowę na moim ramieniu w taki sposób, abym nie widział jego twarzy. Oplata mnie ciasno niczym bluszcz. Nie mam możliwości, by się ruszyć.
- Jest bardzo wcześnie. Nie chcesz jeszcze pospać? - pytam, głaszcząc go po łopatkach.
- Chcę...
- To śpij. Ja muszę iść do pracy – zatapiam palce w jego ciemnych włosach. Powinienem wstać, a robię wszystko, by zostać.
- Nie! - protestuje kategorycznie. - Zostań ze mną, proszę.
- Josh... Jeśli z tobą zostanę, chcę czegoś w zamian – prowokuję go.
- W zamian? - unosi na mnie wzrok. - Na przykład czego?
- Nie wiem... Może więcej dotyku? A może pocałunku? - rozważam na głos różne możliwości.
- Dlaczego wybierasz rzeczy, które mnie peszą?
- Bo jesteś słodki.
- Ja wcale nie...! - szerzej otwiera oczy, gdy zmieniam pozycję ciała i układam go na poduszkach. Podpieram się na przedramieniu, by go nie zmiażdżyć.
- I co teraz? Pozwolisz mi się pocałować?
- Nie! - obraża się, obracając głowę w bok. Sięgam po jego dłoń i przykładam ją do swojej twarzy.
- Zawsze nosiłeś zarost? - dotyka mojej starannie przystrzyżonej brody.
- Tak. Ponoć wyglądam poważniej, a to wzmacnia zaufanie klientów – parskam śmiechem na widok jego miny.
- To prawda. Wyglądasz poważnie – przyznaje mi rację, lecz nie cofa palców.
- Podobam ci się?
- Jesteś bardzo przystojny. Masz piękne oczy. I zmarszczki, o tutaj, gdy się uśmiechasz – kciukiem zaznacza wspomniane miejsce.
- I co jeszcze? - nie chcę, by przerywał.
- Lubię twoje włosy. Pasują do twoich oczu. Zawsze takie były?
- Gdy się poznaliśmy, przestałem je obcinać – przypominam mu genezę mojej nieco przydługawej fryzury.
- To wszystko jest ważne, lecz dla mnie bardziej liczy się to jakim jesteś człowiekiem. A jedyne, co o tobie wiem, to że dużo pracujesz, masz obsesję na punkcie chronienia mnie i wpychania we mnie jedzenia.
- Nie mam żadnych pozytywnych cech? - żalę się, udając przybitego.
- Masz! Oczywiście, że masz! - dodaje pośpiesznie. - Jesteś bardzo troskliwy. Sama twoja obecność sprawia, że czuję się bezpieczny. Gdy jesteś obok, nie śnię tych strasznych rzeczy.
- Zawiodłeś mnie. Liczyłem na to, że powiesz, iż dobrze całuję – wolną dłonią unoszę jego brodę lekko w górę, by mieć pewność, że nie ma nic przeciwko.
- To prawda, ale... - więcej mi nie trzeba. Wreszcie robię to, na co miałem ochotę od samego początku. Nie broni się. Ulega mi, splatając ręce na moim karku, abym był jeszcze bliżej.
- Za dobrze całujesz... - mruczy po chwili, nie otwierając oczu.
- Cieszę się, że ci się podobało, ale teraz muszę już iść. Obiecuję, że wrócimy do tematu – ocieram się nosem o jego nos. - Może być?
- A kiedy wrócisz?
- Nie wiem. Pewnie wieczorem.
- Ja też chciałbym pracować.
- Ty? To nie jest dobry pomysł. Niczego nie pamiętasz – staram się nie urazić jego uczuć.
- Nie muszę być prawnikiem.
- I co chciałbyś robić?
- Nie wiem. Poszukam jakiejś pracy fizycznej, gdzie nie wymagają wspomnień.
- Oszalałeś?! Mowy nie ma! Obchodzę się z tobą jak z jajkiem, bo jesteś obity i wygłodzony, a ty...! Nie i koniec! - kategoryczny ton mojego głosu zdaje się go nie przekonywać.
- Dlaczego nie? Myślisz, że sobie nie poradzę? - dopytuje.
- Co to w ogóle za głupi pomysł?! Nie będziesz pracował! Zwłaszcza fizycznie! Nie nadajesz się do tego!
- Tristan... Ja nie jestem z porcelany. Sam mówiłeś, że nie miałem rodziny, a jednak jakoś dawałem sobie radę. Biorąc pod uwagę, że czuję się nieswojo otoczony tym całym przepychem, to...
- Dość tych bredni! - wpijam się w jego usta, by jak najszybciej zapomnieć o miejscu, z którego go zabrałem. Równie dobrze mógł mieszkać na ulicy. To ma na myśli twierdząc, że sobie poradzi?
- Udusisz mnie – próbuje wyswobodzić się z mojego żelaznego uścisku. Ma mocno zarumienione policzki i błyszczące oczy. Jest cudowny...
- Na tym kończymy temat pracy, jasne?
- A mógłbym wyjść na zewnątrz?
- Na zewnątrz? Po co? Jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz. Przywiozę ci to.
- Chciałbym pójść na spacer.
- To wykluczone. Nie wyjdziesz z mieszkania do chwili, aż poczujesz się lepiej.
- Czuję się lepiej. Teren jest ogrodzony. Pełno tu kamer i strażników.
- Powiedziałem nie.
- Jesteś strasznie apodyktyczny, wiesz? - wzdycha, wtulając się we mnie.
- Ktoś musi się o ciebie troszczyć – okrywam go szczelniej kołdrą.
- Zapominasz, że nie jestem dzieckiem. Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Zapłaciłeś za szpital i ochronę.
- No i co z tego?
- To z tego, że nie wiem czemu to robisz.
- Kocham cię.
- Nie możesz mnie tu trzymać z nieskończoność – ziewa.
- Zapomniałeś już, że ktoś chce cię porwać?
- Nie zapomniałem. Ty ciągle gdzieś wychodzisz, a ja oglądam seriale z Rose.
- Dzięki temu mam pewność, że nic ci nie jest. To dla mnie najważniejsze.
- Skoro tak, to zostań ze mną. Nigdzie nie idź – jest senny. To dobrze mu zrobi.
- Śpij, mój skarbie. Wszystkim się zajmę – szepczę mu do ucha. Może i jestem apodyktyczny, ale on stał się zaborczy. Przedtem taki nie był. Nigdy nie narzekał. Teraz chce mnie dla siebie.
Czekam aż zaśnie, a gdy mam absolutną pewność, że się nie obudzi, ostrożnie wstaję z łóżka i wychodzę z sypialni wprost na Rose... Kobieta łapie się za boki i mierzy mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Nie ma pan własnego łóżka, panie Wood? - pyta sarkastycznym tonem.
- Josh bardzo się bał. Chciałem... - zaczynam się gęsto tłumaczyć.
- Już ja wiem czego pan chciał od tego wystraszonego malca i zabraniam panu - wbija mi palec w klatkę piersiową. - Dobrze wiem, że on nie jest pańskim bratem.
- Skąd taki pomysł? - zaczynam się nerwowo śmiać, lecz mój żart nie wydaje się jej zbyt zabawny.
- Nie jesteście do siebie podobni.
- Masz na myśli, że jestem przystojniejszy?
- Nie. To on jest przystojniejszy. A poza tym Harold o wszystkim mi powiedział.
- Naprawdę? - gram na czas, zastanawiając się, czy zdołam uciec do swojej sypialni i wezwać pomoc, zanim rozszarpie mnie na strzępy.
- Owszem. Ponoć to pański narzeczony, a my jesteśmy zaproszeni na wasz ślub.
- Tak właśnie jest – zamykam oczy, gotowy na najgorsze. Jednak miażdżące ciosy, których się spodziewałem, nie nadchodzą. Decyduję się więc uchylić jedną powiekę by sprawdzić jak mocno mam przechlapane.
- Nie pobiję pana, jeśli na to pan liczył.
- Serio? Powiedziałbym, że nie cieszysz się naszym szczęściem...
- Panie Wood, ma się pan trzymać od niego z daleka! Jest w kiepskim stanie i niczego nie pamięta, a pan za bardzo na niego naciska. Proszę dać mu czas, aż sam sobie wszystko przypomni.
- Przecież nie zrobiłem nic złego, przysięgam! Sam chciał ze mną spać.
- I może pan przysiąc, że do niczego nie doszło? - jest gorsza niż moja matka! Nic się przed nią nie ukryje!
- Ja tylko... - jąkam się.
- O tym właśnie mówię. Wykorzystuje pan sytuację.
- Wcale nie! Ja go kocham!
- Ale Josh nie pamięta, że tak było. Proszę postawić się na jego miejscu. Pan, to mieszkanie, otaczający go ludzie, są mu zupełnie obcy. Cokolwiek mu pan robi, wymusza to pan na nim, a on nie może odmówić, bo czuję się do tego zobowiązany. Gdzie ma pójść, skoro nie ma żadnej rodziny?
- A co ze mną? Wiesz jak bardzo za nim tęskniłem?
- Doprawdy? Okazywał to pan w naprawdę dziwny sposób... - szydzi ze mnie, wypominając mi dawne grzeszki.
- Zostawił mnie. Nie wiedziałem, że został porwany. Gdyby wiedział, to... Błagam, nic mu nie mów! Zrobię co zechcesz! - wpadam w panikę.
- Nie mogę panu mówić jak ma pan pokierować swoim życiem. Jest pan dorosły, ale on... To jeszcze dziecko. Samotne, zranione dziecko!
- Które bez mrugnięcia okiem zdradzało mnie z pierwszym lepszym typem, który się nawinął! Mylisz się, Josh potrafi o siebie zadbać znacznie lepiej niż sądzisz.
- Nawet bez wspomnień wydaje się w pana zupełnie zapatrzony. Jest pan pewien, że to nie są tylko pomówienia?
- Jestem pewien. Widziałem zdjęcia. Miał je w telefonie.
- Tak czy inaczej ma się pan trzymać z daleka od niego i jego sypialni, bo nie ręczę za siebie – kończy swój wywód, kierując się w stronę kuchni.


Poranek spędzam bardzo intensywnie. Po kilku godzinach ostrych negocjacji, podczas których siedzę obok Rona i obserwuję jak walczy o każdego dolara niczym rozwścieczony doberman, jeszcze raz rozważam naszą sytuację. Zdrada jest faktem. Amnezja również. Ślub jest nieodwołalny. Z pewnością z niego nie zrezygnuję. To są rzeczy, których jestem pewny. Nie wiem za to, czy Josh maczał palce w kradzieży projektu i kto go porwał. Rozmowa z Tannerem powinna wyjaśnić obie te kwestie. Postanawiam nie czekać na jego powrót i od razu po pracy każę się zawieść do agencji detektywistycznej.
Tak jak poprzednim razem, od wejścia jestem mile witany. Sekretarka każe mi poczekać w jednym z pustych pokoi. Proponuje także kawę, na którą nie mam ochotę, lecz piję ją dla zabicia czasu.
- Jest pan bardzo niecierpliwy, panie Wood – podnoszę wzrok na Tannera, który wolałby chyba przespać się kilka godzin przed naszym spotkaniem. Wygląd mężczyzny pozostawia wiele do życzenia. Ma na sobie pogniecioną koszulę, której rękawy podciągnięte są aż do łokci. Jego oczy są przekrwione i nieco podkrążone.
- Ciężka noc?
- Dzisiejsza wcale nie zapowiada się lepiej.
- A jak idą postępy w mojej sprawie? - od razu przechodzę do rzeczy, by nie marnować jego czasu.
- Odkąd przeniósł pan narzeczonego na strzeżone osiedle, patrolujemy całą okolicę. Kręci się tam zbyt wiele osób, więc radzę nie wychodzić bez ochrony, bo nie mamy możliwości sprawdzić wszystkich. W każdym razie kilka razy naszym ludziom wydawało się, że ktoś obserwuje bramę, lecz zazwyczaj natrafiali na małolatów. Raz była to spora, granatowa ciężarówka firmy przewozowej. Kierowca tłumaczył, że pomylił adres. Był w średnim wieku.
- To mógł być facet ze szpitala – zauważam.
- Moi ludzie to sprawdzili. Wszystko się zgadzało, ale z racji tego, że niewiele wiemy zarówno o porwaniu, jak i o samym porywaczu, każdy, dosłownie każdy, wydaje się podejrzany.
- Tylko po to nalegał pan na spotkanie?
- Nie. Mam dla pana krótki film.
- Film? - dziwię się.
- Mecenas Randal osobiście nalegał, abyśmy go panu pokazali. Z góry uprzedzam, nie będzie pan zachwycony – drapie się po nieogolonym policzku. - Nie powiedział niczego, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli. Musieliśmy go przesłuchać, po poza panem tylko on nawiązał bliższe relacje z panem Olsonem.
- Chcę go zobaczyć – decyduję, czując jak serce zaczyna mi coraz mocniej walić.
- Jak pan sobie życzy – detektyw wyjmuje swojego laptopa i podłącza go do dużego telewizora. Po zaledwie kilku chwilach na ekranie pojawia się Neal, ubrany w białą koszulkę polo oraz białe szorty. Wygląda na wypoczętego oraz szczęśliwego.
- Drogi Tristanie – macha do mnie z ekranu telewizora. - Jak zapewne wiesz, razem z małżonką jesteśmy w trakcie podróży poślubnej, którą ty i twoi ludzie brutalnie mi zakłócacie, wypytując o jakieś bzdury. Tak, miałem romans z Joshem, skoro tak bardzo chcesz wiedzieć. Żałuję, że nie widzę twojej twarzy i muszę ją sobie wyobrażać – uśmiecha się lubieżnie. - Nie masz pojęcia jak bardzo rozkoszowałem się każdą chwilą mojej zemsty. To było tak proste... Widziałem jak na niego patrzysz. Podążałeś za nim wygłodniałym wzrokiem. Podobał ci się, co? Taki niewinny, mały chłopczyk, gotowy spełnić każdą zachciankę swojego „wybranka”. Pamiętasz jak na samym początku wspomniałem, że nie wiedzie mu się najlepiej? Od razu ruszyłeś mu na ratunek, niczym rycerz na białym koniu. Porwałeś go do swego zamku i ani przez chwilę nie zastanowiłeś się skąd o tym wiem... Typowe postępowanie głupców twojego pokroju. Tak się składa, mój drogi, że nie raz byłem gościem w tym jego chlewie. Chyba nie muszę ci mówić, co tam robiliśmy, prawda? A właściwie co on mi tam robił – dodaje po chwili, celowo się poprawiając. - Musisz przyznać, że dobrze go wyszkoliłem. Jestem pewny, że nieźle ci się przysłużył przez ten czas. Był zdolny i pracowity, ale specjalnie mu się nie przelewało. Błagał mnie o szansę, by zarobić. Powiedział, że zrobi wszystko. I robił, wierz mi, że robił. Nawet moja żona nie potrafi mi obciągnąć tak dobrze jak on. Wracając do tematu – chrząka - to nie ja go porwałem. Nie wiem również kto i dlaczego miałby to zrobić. Wiedziałem , że prędzej czy później zagarniesz go dla siebie, więc zrobiłem mu kilka uroczych zdjęć na pamiątkę, by kontynuować nasze miłosne schadzki. Nie musisz się martwić. Pieprzyłem go dopiero po tobie, czekając aż się o tym dowiesz. To dziś – ponownie się uśmiecha, rozkoszując tym faktem nawet na odległość. - Nie bierz sobie tego do serca. Po prostu nigdy cię nie lubiłem. To był taki kaprys z mojej strony, by jakoś ci dopiec. Udało się, prawda?
- Dość! Proszę to wyłączyć! - krzyczę na Tennera, zaciskając dłonie w pięści.
- To jeszcze nie koniec. Proszę obejrzeć do końca – namawia mnie.
- No i najważniejsze. Bezcenny kontrakt. To nie ja go ukradłem. Josh to zrobił. Myślał, że dzięki pieniądzom, uwolni się ode mnie i zdoła wymazać naszą wspólną przeszłość. Pomogłem mu jedynie nawiązać odpowiedni kontakt. Gdyby był nieco bardziej cierpliwy... Bo wiesz, tak się złożyło, że w tym samym czasie poznałem Felicję. Musielibyśmy się rozstać, bo nie toleruję zdrady. Ona też nie. Jednak młodzi nie doceniają tej jakże przydatnej cechy... - z dezaprobatą kręci głową. - W każdym razie zrobił to w mistrzowski sposób, nie sądzisz? Jako jedyny miał dostęp do twojego komputera. Zawsze pracujesz tylko na nim. Niechętnie wynosisz go z domu. Stoi sobie bezpiecznie na stole w twojej pracowni. Chciałbym zobaczyć minę Rona, gdy się dowie, że mały gwizdnął mu sto milionów, a teraz robi podkop pod resztę. Nie skasowałem zdjęć, które tak bardzo chciał odzyskać. Wyceniłem je na piętnaście milionów dolarów. Dziesięć już dostałem Czekam na resztę. Życzę ci dużo szczęścia na nowej drodze życia. Muszę już iść. Młoda żona wymaga... szkolenia. Sam rozumiesz... - znika z ekranu, wesoło mi machając.
- To już wszystko, panie Wood... - głos mężczyzny dociera do mnie jakby z oddali. Niemożliwe... To nie dzieje się naprawdę... - Mecenas odmówił pokazania zdjęć, o których wspominał twierdząc, że są one jego zabezpieczeniem na wypadek, gdyby dalej go pan niepokoił. Powinniśmy jednak wziąć pod uwagę, że...
Zrywam się z miejsca i wybiegam na zewnątrz, nie czekając na to, co ma mi jeszcze do powiedzenia. Każę się zawieźć jak najszybciej do domu.
- Szybko pan wrócił, panie Wood. Podać obiad? - Rose uśmiecha się na mój widok, krojąc jednocześnie warzywa do sałatki.
- Gdzie jest Josh?
- Nie wiem. Pewnie w swoim pokoju.
Dopadam do drzwi, lecz w środku nikogo nie ma. Za to drzwi od pracowni są uchylone... Chłopak siedzi na moim fotelu przed komputerem... Więc to tak...
- Już wróciłeś – cieszy się, uśmiechając.
- Co tu robisz, Josh? - jestem tak wkurzony, że ledwo nad sobą panuję.
- Chciałem coś sprawdzić – odpowiada beztrosko.
- Co chciałeś sprawdzić?! - naskakuję na niego.
- Prze-Przepraszam... - wstaje ze swojego miejsca. - Nie mówiłeś, że nie mogę...
- Ale teraz mówię! Nigdy więcej nie wchodź tu bez mojego pozwolenia! I nie dotykaj komputera! Wyrażam się jasno?!
- Tak – mój nagły wybuch sprawił, że nie wie jak się zachować. - Więcej nie dotknę twoich rzeczy – szepcze, po czym wybiega, zamykając się w swoim pokoju. Jestem na niego tak wściekły, że najchętniej bym go udusił! Pewnie tylko czekał na chwilę, gdy zniknę mu z pola widzenia, by ukraść kolejne szkice. Siadam w swoim fotelu i sprawdzam czego szukał. Foldery są zabezpieczone hasłem. Nie mógł się do nich dostać. Wyszukiwarka jest otwarta na stronie dotyczącej amnezji. Otwieram historię i sprawdzam co jeszcze czytał. Wszystkie strony dotyczyły utraty pamięci. Szlag by to trafił!
- Panie Wood, wszystko w porządku? - gospodyni niepewnie zagląda do środka.
- Tak. Jest po prostu świetnie!
- Wydawało mi się, że słyszałam krzyki – zaczyna ostrożnie swoje małe śledztwo.
- Josh mnie zdenerwował. Bałem się, że niechcący skasuje projekty – kłamię, by nie mówić jej prawdy.
- To ja pozwoliłam mu skorzystać z pańskiego komputera. Bardzo przeżywa, że wspomnienia nie wracają. W dodatku pan Ron i pani Abby sugerowali, że udaje chorobę.
- Żartowali. Przecież znasz Rona – zrezygnowany chowam twarz w dłoniach.
- Josh nie odebrał tego jako żarty. Dobrze wie, że pan i inni coś przed nim ukrywacie. Boi się, że wyrządził komuś jakąś krzywdę. Rozmawiał o tym z panem?
- Nie. Lekarz powiedział, że mam mu nic nie mówić, by go nie denerwować.
- Więc co się przed chwilą stało?
- Ja... - wstaję z fotela i zaczynam spacerować po pokoju – rozmawiałem z prywatnym detektywem. Pokazał mi film, z którego wynika, że to Josh ukradł moje projekty. Mówił też o tym, że płacił mu za... - gryzę się w język. Nie powinienem jej opowiadać takich szczegółów.
- A pan mu uwierzył? - dziwi się.
- Wszystko wskazuje na niego! Jak on mógł?! Tak bardzo go kochałem, a on... I to za pieniądze, rozumiesz to?!
- Wierzy pan w te brednie?
- To nie są brednie! Jego kochanek przyznał się do wszystkiego!
- Przedstawił jakieś dowody? Czy tylko gadał co mu ślina na język przyniosła?
- Twierdził, że ma zdjęcia.
- Te same, które już pan widział?
- Nie wiem. Pewnie tak.
- Ale panu ich nie pokazał, prawda?
- Nie.
- Panie Wood, jest pan dorosły, a naiwny jak dziecko. Nie rozumie pan? Może amnezja Josha jest mu na rękę? On nic nie pamięta, więc nie może się bronić, a inni to wykorzystują, robiąc wszystko, by pana sprowokować. Już raz porwano chłopca. Jeśli zrobią to po raz drugi, zabiją go i zatrą za sobą wszystkie ślady.
- Nigdy tak na to nie spojrzałem – przyznaję zaskoczony spostrzegawczością kobiety.
- Kocha go pan, a on kocha pana. Widać to po sposobie, w jaki na pana patrzy. Nie wygląda na takiego, który sprzedawałby się za pieniądze. A nawet gdyby tak było, to co z nimi robił? Na co je wydał?
- Może gdzieś je ukrył?
- Jest zbyt wrażliwy. Wyrzuty sumienia zjadłyby go żywcem. Jak się zachowywał przed porwaniem?
- Normalnie. Mówił, że jest szczęśliwy.
- I tak właśnie było. Myśli pan, że samotny i pozbawiony najbliższych zaprzepaściłby związek z panem w zamian za kilka dolarów? Nie wydaje mi się.
- Potrzebuję dowodów! Póki ich nie mam, jestem w punkcie wyjścia!
- Prędzej czy później znajdzie pan swoje dowody, lecz proszę uważać, by nie było za późno – to ostrzeżenie zapada głęboko we mnie. - Pójdę zobaczyć jak on się czuje i podam obiad, dobrze?
- Dziękuję, Rose – całuję ją w policzek.

Pomimo jej nalegań, Josh wykpił się bólem głowy. Powiedział, że jest zmęczony i nie chciał opuścić łóżka. Postanowiłem, że obydwaj potrzebujemy chwili, by odetchnąć. Pozwoliłem więc Rose wrócić szybciej do domu, a sam zająłem się pracą.
Około dwudziestej rozdzwonił się mój telefon.
- Panie Wood, jest pan w mieszkaniu? - głos nieco zdenerwowanego Dennisa odrywa mnie od komputera.
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Bo Josh jest na zewnątrz. Kieruje się w stronę bramy.
- Co?! Nie pozwól mu wyjść, słyszysz! Zatrzymaj choćby siłą! Już do was idę!
Wybiegam przed budynek z prędkością światła. Od razu dostrzegam wysokiego i postawnego ochroniarza oraz mojego małego uciekiniera, który siedzi na huśtawce dla dzieci.
- Możesz wracać na górę, Dennis. Dziękuję – uśmiecham się do niego, czekając aż zostawi nas samych. - A ty... - surowo spoglądam w kierunku czarnowłosego, który nie raczy na mnie nawet zerknąć – masz pojęcie, że każdy obcy, znajdujący się za drzwiami mieszkania, może cię porwać?!
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Wracam do domu!
- Śmiało – wskazuję mu drogę powrotną do apartamentowca.
- Nie tam. Chcę wrócić do siebie do domu.
- To znaczy gdzie?! - niechcący znowu podnoszę na niego głos.
- Gdziekolwiek, byle daleko od ciebie! Coraz częściej zaczynam myśleć, że to ty mnie porwałeś!
- Ja?! Porwałem?! Czy ty się w ogóle słyszysz?! - krzyczę, wzbudzając żywe zainteresowanie sąsiadów.
- Gdyby to był mój dom, w środku znajdowałyby się moje rzeczy. Dlaczego nic nie mam?! Wszystkie ubrania w szafie mają metki. Są zupełnie nowe. Kupiłeś je, gdy byłem w szpitalu, prawda?
- Tak, ale... - nie chcę mu mówić, że pozbyłem się wszystkiego, co mogłoby mi o nim przypominać.
- Nie ma żadnych moich książek, notatek, zdjęć... Potrafisz udowodnić, że tu mieszkałem? - podnosi się i odważnie mierzy ze mną wzrokiem.
- To nie ma nic do rzeczy. Zostajesz ze mną!
- Wyobraź sobie, że nie chcę z tobą być! Sam sobie poradzę! Mam dosyć insynuacji dotyczących tego, że tylko udaję, albo twoich dziwnych spojrzeń.
- Jakich znowu spojrzeń? Popadasz w obłęd!
- Ty, Ron, Abby, ochrona... Wszyscy tak na mnie patrzycie! Jeśli zrobiłem coś złego, powiedz mi to! Postaram się to naprawić.
- Josh... Jeszcze jedno słowo, a stracę nad sobą panowanie i pożałujesz!
- Grozisz mi?! - jego pewność siebie maleje. - Może mnie pobijesz, co? Śmiało. Ron mówił, że nawet w gazetach o tym pisali...
Stało się... Jego słowa działają na mnie jak zbiornik benzyny, który ktoś celowo podpalił. Chwytam go za ramię i zaczynam ciągnąc za sobą w kierunku budynku.
- Puszczaj! - wyrywa mi się. - Tristan, puść! To boli! - zarzucam go sobie na ramię, bo rzeczywiście boję się, że mógłbym zrobić mu niechcący krzywdę. Szarpie się i kopie, lecz nie reaguję. Docieramy do windy.
- Ani słowa więcej! Wracamy na górę! - decyduję. Jest na mnie bezgranicznie wściekły. Oddycha szybko i stara się rozmasować obolałe ramię. Dobrze wie, że przegrał i musi mi się podporządkować. - Wchodź do środka – każę mu, zamykając za nami drzwi od mieszkania. Wiem, że chce jak najszybciej uciec do swojego pokoju. Nie tym razem. Ponownie biorę go na ręce i zanoszę do swojej sypialni, gdzie rzucam na środek wielkiego łóżka, przykrytego bordową kapą.
- Co robisz?! - wpada w panikę, gdy przekręcam klucz, by nikt nam nie przeszkadzał.
- Mam już dość twoich wygłupów. Nie pamiętasz tego, co było, a ja nie chcę do tego wracać – ściągam mój czarny sweter i rozpinam guziki jasnoniebieskiej koszuli. - Musimy zacząć od początku. Nasz poprzedni związek również zaczęliśmy od seksu, więc nie widzę możliwości, by tym razem było inaczej – uśmiecham się do niego przebiegle.
- Nie zrobisz tego!
- Zrobię... Po dzisiejszej nocy więcej mi nie uciekniesz i nie spojrzysz na nikogo innego. Wierz mi – rzucam koszulę na podłogę i siadam obok niego na łóżku. - Chodź do mnie, kochanie...

53 komentarze:

  1. OKURDE, COTUSIĘWYPRAWIA! Josh, nie-lu-bię-cię! Po prostu nie! Tri, no powiedz mu! Ja już sama nie wiem co tu jest prawdą a co domysłem. Dobre pomarańczowe tu tworzysz. Tri, bierz go! Mrrrr *lenny*
    Rose ty szczwana bestyjo, wiesz za dużo :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bejbe, mówiłem Ci, że idziemy w dobrym kierunku, prawda? :D
      Josh jest słodki. Po raz pierwszy mam dylemat kogo kocham bardziej - seme czy uke i to niestety widać. Josh miał już swoją szansę, teraz poza by Tristan zaczął błyszczeć :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Obsyp go brokatem! Będzie błyszczał jak nikt dotychczas! :D

      Wegi

      Usuń
    3. Kto wie, może i tak właśnie zrobię :D Zacząłem pisać nowy rozdział i póki co tylko go rozbieram :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Kitsune, musisz się postarać! Wiesz dobrze, że to moja ulubiona postać :D

      Wegi

      Usuń
    5. Oj staram się, staram :D Wkrótce sama się przekonasz :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Oho-ho! To ja czekam :D Siedzę i szczerzę się do komputera :D

      Wegi

      Usuń
    7. Tylko już go nie psuj :D Będzie Ci potrzebny, gdy skończę pisanie :D Tristan jest jednak bardzo zły :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Jesteś okrutny! Dobrze wiesz, że to już się stało :D
      Tri? Moje ukochane drzewko? Nigdy! :D

      Wegi

      Usuń
    9. Wiesz co on teraz robi? Gdybyś wiedziała to byś go tak nie broniła :D Zły Tristan, bardzo zły :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    10. Jestem rozdarta... Ale jak nienawidzę borsuka, tak Tri uwielbiam! Dodajmy niechęć do Josha... No ja nie wiem Kitsuś :D

      Wegi

      Usuń
    11. Zaufaj mi, będzie dobrze. Tristan to przebiegły lis. Ma to po mnie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    12. Haha, nie da się nie zauważyć :'D

      Wegi

      Usuń
  2. O ja pierdziu! Co tu się odwala! Jak pozbieram myśli, to tu wrócę.

    ~Emy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie na marginesie
      Dlaczego nie działa blog z recenzjami???

      ~Emy

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia. Google twierdzi, że usunęliśmy bloga, ale to nieprawda. Przed chwilą się zalogowałem i działa.

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. Mi już też działa :) Dzięki, Kitsuś ^^

      ~Emy

      Usuń
    4. To była chwila grozy, przyznaję :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Ja tam bym lekarzy nie słuchała i wszystko powiedziała Joshowi. A Tristan jest głupi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone :D Niech walczy, zobaczymy co mu to da :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Tylko niech nie przesadzi z tą walką ^^

      Usuń
    3. Żeby przesadzić, trzeba najpierw wyznaczyć granice. A czy ja je wyznaczyłem? :D Nie pamiętam :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Ty nie lubisz ograniczeń ^^

      Usuń
    5. No właśnie :D Przygotowałem sporo atrakcji :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Już się nie mogę ich doczekać lisku ^^

      Usuń
    7. Jutro wieczorem :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Rose jest bardzo mądrą kobietą. Kocham ją od początku - i oto proszę: serce się nie myli :) Kitsuś kochany proszę jeszcze raz - więcej Rose!!! Ona przywraca równowagę i jest TAKA KOCHANA!!!! TAK TAK ! ROSE RZĄDZISZ!!!
    Nie wierzę Randalowi - co prawda nie ufam też do końca Joshowi, ale Rose może mieć rację. Niby obydwaj są prawnikami, więc wobec obydwóch obowiązuje zasada bardzo, bardzo, ale to bardzo ostrożnej oceny ich wypowiedzi, niemniej obecnie - jeśli Josh rzeczywiście ma amnezję - to z nich dwóch Randal jest bardziej szczwany. Chociaż Josh pobierał od niego nauki, więc nawet szukanie informacji o amnezji może być obliczone na omotanie Tristana. To jest tym łatwiejsze, że u Tristana z powodu miłości chwilowo rozum jest w odwrocie.
    Znaczy - akcja się zapętla. Czuję że będzie się działo!!!!! I to nie tylko w relacji miłosnej :)
    Suuuuuper! MB
    ps No nie mogę, ale odkrywcza jestem *ironiczny uśmiech* Przecież u Kitsune zawsze się dzieje i człowiek nie wie, w którą stronę akcja skręci. Ech, chyba też mi rozum odbiera:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Ty również jesteś zakochana? :) Wiosnę czuć w powietrzu, za oknem słychać Gąski :) Co ta miłość z nami robi... :D
      Nie wierzysz Randalowi, Joshowi, Tristanowi... Dobrze, że mamy Rose :)
      Akcja obliczona jest nie tylko na seks, bo coś takiego mnie nudzi, a opowiadanie wymaga różnych wątków. Im dalej w las tym ciemniej :) Cieszę się, że moje knucie przypadło Ci do gustu :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Kitsune zapewniam, że zakochana nie jestem i mi to nie grozi:))) Wiosna na mnie nie działa :)
      Osobiście jestem zwolenniczką miłości platonicznej - tak jest bezpieczniej :) A ja mam wysoką potrzebę poczucia bezpieczeństwa więc wszystko jest ok. Jeśli miałabym wzdychać to tylko do kogoś, kogo nie miałabym szansy poznać. Ponieważ jednak świat jest pełen możliwości i niespodzianek, na wszelki wypadek do nikogo nie wzdycham :)
      Rose, Rose, Rose - uwielbiam ją!!!
      No to ja w ten las się zapuszczam z każdym nowym rozdziałem. Jeśli o mnie chodzi to może być nawet bardzo ponury, bardzo ciemny bór!!!
      Twoje knucie jest zgodne z Twoją naturą Lisku i to jest najpiękniejsze:)))Myślę, że w głębi lasu cała Twoja przebiegła natura objawi się w pełnej krasie :)))MB

      Usuń
    3. Nie jesteś zakochana, a co ze mną? Już mnie nie kochasz? :(

      W ciemnym lesie poszukamy ścieżki prowadzącej po nitce do kłębka, który Cynamon ukradł Rose :) Poza tym dopiero tam trafiliśmy. Pocieszmy się tym :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Ależ Kitsune kocham Cię przecież, wyznałam Ci to niejeden raz:) Ale rzeczywiście mogłam źle się wyrazić:) Jestem zakochana w Tobie na zabój, zatem jesteś moją barierą bezpieczeństwa i to niezależnie od pory roku:))) Dlatego też nikogo nie kocham - ale w tym znaczeniu, że nikogo poza Tobą oczywiście:))) Jakbym Cie nie kochała wszystkie Gąski zgodnie by mnie wykluczyły ze stada. To byłoby niedopuszczalne ! A Prezes Wegi zaopatrzyłaby mnie w wilczy bilet, jak nic!
      Jeśli po tej deklaracji nie uciekniesz to szacuneczek xDxDxD
      Niech ta ścieżka da nam dużo zabawy! To będzie super obserwować, w jaki sposób Cynamon nitkę poplącze i co Tobie z tego wyjdzie. Oczekiwanie jest najlepsze:) MB

      Usuń
    5. Ja też Cię kocham i smutno mi się zrobiło, że nasz romans skończył się tak szybko. Dobrze, że to tylko nieporozumienie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Też jestem szczęśliwa, że udało nam się to szybko wyjaśnić :D Jak to jednak trzeba ważyć słowa, prawda? MB

      Usuń
    7. Wiem, że tak trzeba, ale nie oszukujmy się - jestem na to zbyt emocjonalny :D Dopiero po czasie widzę, że trzeba było to czy tamto.
      Mimo to uważam, że bez miłości i romansów, życie jest nudne. Same iskierki wystarczą, by zacząć się uśmiechać :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Kitsune, miałam na myśli to, że ja powinnam zastanowić się, co piszę ;)
      Nuda ma różne oblicza, także i to, o którym piszesz. I prawdopodobnie masz rację co do iskierek ... :) MB

      Usuń
    9. Moja piękna MB, już niedługo obsypię Ciebie i wszystkie moje Gąski wielkim gradem iskierek :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    10. Chwila!!! Daj się wygodnie rozsiąść !!!
      ......
      ......
      No, już się umościłam i wygodnie czekam :)))
      Kochane Gąski dajcie znać, czy i Wy już wygodnie siedzicie! :))) MB

      Usuń
    11. Wielkie sypanie zaczniemy jutro wieczorem, ok? :D Potrzebuję czasu, by dopieści to i owo (i tego i owego :D).

      Twój Kitsune

      Usuń
    12. No tak, "podsłuchałam" Twoją rozmowę z Kirą... myślałam, że dasz się podpuścić;) Ale i tak jestem już mentalnie przygotowana :) To do jutra :) MB

      Usuń
    13. MB, Tobie dam się nawet podpuszczać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    14. Łaaaaaa! Zarumieniłam się! ;)
      Ech Kitsune, czarodzieju... MB

      Usuń
    15. Moja Piękna, to w imię miłości :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Miłość jest taka dziwna, nie sądzisz? Raz romantyczna, a za chwilę już nie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Masz rację, ale to cały jej urok. Do tego te huśtawki nastrojów... są ludzie którym to pasuje, naprawdę :) Bez względu na to, jak trudne by to nie było. Dla mnie niebywałe, ale kto by tam przy miłości o rozumie pamiętał ... :) Trzeba ją przyjąć taką,jaka jest. W każdym razie tak sądzę.
      Głupio przyznać, ale ja chyba mam za dużo dumy, by się jej poddać. Za to dopinguję odważnych i wspieram ich jak mogę. Chociaż to ciężkie, bo jak tu leczyć gdy się choroby nie zna? Do kitu takie wsparcie...
      Ale nic to, w każdym razie umiem słuchać i chyba tego ludziom potrzeba. Tak po prostu :) MB

      Usuń
    3. Jak się zakochasz, bardzo mocno, czego Ci oczywiście z całego serca życzę i dopinguję, to zrozumiesz, że miłość nie zna dumy. Sprawia, że jesteś w stanie zgodzić się nawet na coś, czego przedtem nie brałaś pod uwagę. Warto jest kochać rozważnie, lecz często do takiego wniosku dochodzimy już po czasie. I myślisz sobie "ja? niemożliwe?!" :)
      Gdy się już zakochasz, chętnie Cię wysłucham i pomogę :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. *radosny wyszczerz* Gdyby to było możliwe:)
      Dzięki Kitsune za Twoją ofertę.
      Póki co jestem zdecydowana zostawić stan rzeczy taki, jaki jest. Ale jeśli nastąpi niemożliwe, dowiesz się o tym na pewno :) MB

      Usuń
    5. Niemożliwe? Każdemu pisana jest miłość, zobaczysz :D Jeszcze mnie na ślub zaprosisz :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Ech, słodki jesteś!!! No naprawdę, nie poddajesz się, co? Normalnie słodziak :)))) Kocham Cię po prostu nieprzytomnie ;))) MB
    ps. wiem, wiem powtarzam się, ale jest mi to obojętne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniłem zdanie - nikomu Cię nie oddam :D Zostaniesz ze mną :D Poznaj moją zaborczą naturę :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Aaaach, jesteś boski! :) MB

      Usuń
    3. Ale MB miała być moja :(

      Wegi

      Usuń
  7. Witam,
    wspaniale, ale wydaje mi się, ze ten filmik był po to, aby sprowokować Tristana, Josh i jego mała ucieczka, ta końcówka... nie rób tego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń