niedziela, 5 marca 2017

Rozdział IX

„Zdrajca


- Nie wierzę! No po prostu nie wierzę! Więcej zleceń nie było?! - wrzeszczę na Rona, gdy podtyka mi do podpisania kolejny świstek papieru.
- Mówiąc szczerze to były, ale doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, a ty musisz też jeść.
- Serio? - kpię.
- Wspomniałbym o spaniu, ale doskonale wiem, że wolisz pracować w nocy, dlatego nic się nie martw, ja się wszystkim zajmę – klepie mnie po ramieniu, bagatelizując problem.
- Wykonanie wstępnych szkiców zajmie wieki!
- Tristan, nie przesadzaj. Kilka dni wytężonej pracy i będziesz miał to z głowy. Przecież wolisz pracować w domu, prawda? - próbuje załagodzić sytuację atakując najbardziej czuły punkt.
- Tak, chcę być w domu, ale muszę także poświęcić czas Joshowi. Potrzebuje mnie.
- Mieszka w pałacu, ma ochronę i pełną lodówkę. To znacznie więcej niż zasługuje – odcina mi się ostro.
- Proszę, nie mów tak o nim, bo bardzo, ale to bardzo mnie zdenerwujesz – ostrzegam, mierząc go lodowatym wzrokiem.
- Przypomniał sobie cokolwiek?- mój wspólnik spuszcza nieco z tonu.
- Nie.
- Żadnych wspomnień związanych z waszym miłosnym gniazdkiem? Ciekawe...
- Nic nie pamięta. Myślałem, że w domu zrobi jakieś postępy, ale jest równie zagubiony jak w chwili, gdy go odnalazłem. Na szczęście Rose bardzo o niego dba - wtajemniczam go w sytuację.
- Taki to ma szczęście. Nie dosyć, że nabroił, to teraz jeszcze wszyscy wokół niego skaczą. Swoją drogą to dziwne. Masz dość wybuchowy charakter, a dla niego jesteś jak kwoka. Ciągle go chronisz i osłaniasz. To do ciebie niepodobne.
- Bardzo go kocham – moje szczere wyznanie robi na nim pewne wrażenie.
- Wiem, wiem... Nie musisz mi tego tłumaczyć – opiera się wygodnie o fotel i zaczyna lekko kołysać. - Przepraszam za ten bałagan. Może uda mi się wynegocjować więcej czasu w związku z projektami. Tak bardzo dołuje mnie, że jesteśmy w finansowym dołku, że chcę to jak najszybciej nadgonić i wrócić na szczyt – tłumaczy się. Międzynarodowy sukces jest wielkim marzeniem Rona jeszcze od czasów przedszkola. Haruje jak wół, a nie może pochwalić się niczym znaczącym.
- Nie przejmuj się. Wszystko będzie zrobione na czas – obiecuję, by go ugłaskać.
- Firmę biorę na siebie. Postaram się także nie dokładać ci niczego nowego – uśmiecha się figlarnie.
- Trzymam cię za słowo.
- Wyskoczymy coś zjeść? Abby zaraz tu będzie. Pomyślałem, że moglibyśmy spędzić trochę czasu we troje, jak dawniej. Zdam ci relację co i dla kogo trzeba przygotować.
- Masz harmonogram?
- Owszem – pokazuje mi zabazgraną kartkę.
- Ron! Jak mam się w tym połapać? Nie mogłeś użyć komputera?
- Wiem jak to wygląda, ale gdy wszystko ci wytłumaczę, nie będzie tak źle. Przysięgam. Sam wiesz, że lepiej mi się pracuje na papierze. To co, dasz się namówić?
- Może być ciężko. Jestem umówiony z...
- Tristan! Jak dobrze, że cię widzę! - do biura wbiega żona mojego najlepszego przyjaciela. Ma na sobie bardzo elegancki, czerwony płaszcz. To jedyne, co udaje mi się dostrzec, zanim rzuca mi się na szyję.
- Cześć – ledwo dukam, zaskoczony siłą tej niepozornie wyglądającej kobiety.
- Ron wszystko mi powiedział! To straszne! Jak on się czuje? Odzyskał wspomnienia? - zasypuje mnie pytaniami.
- Jeszcze nie, ale zatrudniłem terapeutkę, która ma mu pomóc.
- Tak mi przykro – z czułością dotyka mojego policzka. - Możemy jakoś pomóc? - jej zielone oczy częściowo przesłania prosta, ruda grzywka. Wygląda bardzo dziewczęco jak na trzydziestolatkę. Poznaliśmy się w czasie studiów. Jest córką znanego profesora ekonomii. Od razu usidliła Rona, który do tej pory rozważa, czy to małżeństwo było trafioną inwestycją. Jednego dnia jest przekonany, że tak. Następnego dokonuje wnikliwej kalkulacji. Póki przy jej imieniu więcej jest plusów niż minusów, Abby może czuć się bezpieczna. Ona również nie pała do niego głębszym uczuciem. Wyszła za mąż, bo tak wypadało. Każde z nich prowadzi swoje życie, szanując autonomię małżonka. Kochają się na swój sposób, choć brakuje im pasji, namiętności. Tego wszystkiego, co ja miałem i co zostało mi tak brutalnie odebrane.
- Josh potrzebuje ciszy i spokoju. Wypisałem go ze szpitala.
- Słuszna decyzja. W domu będzie miał bardziej komfortowe warunki - przytakuje mi.
- Też mam taką nadzieję.
- Ron wspominał, że może być powiązany z kradzieżą twojego projektu. To prawda?
- Wynająłem detektywa, który wyjaśni to nieporozumienie – mój wspólnik nie umie trzymać języka za zębami. Już zdążył jej wszystko wypaplać. Typowe.
- Jesteś pewny, że Josh nie udaje? - pyta, mierząc mnie podejrzliwym spojrzeniem. Te insynuacje bardzo mnie bolą.
- Abby! Ty też?! Czemu nikt nie stanie po jego stronie? - denerwuję się.
- Tristan... Jesteś najbliższym przyjacielem mojego męża. Traktuję cię jak brata. Uwielbiałam Josha, sam wiesz, lecz jeśli mam wybrać komu bardziej ufam, to...
- Josh przeszedł piekło. Żadne pieniądze nie byłyby warte takiego poświęcenia. Więcej zyskałby idąc do najbliższego banku i opróżniając moje konto, niż narażając zdrowie i życie! - wybucham.
- Przepraszam, nie gniewaj się na mnie. Jestem zdruzgotana całą sytuacją tak samo jak ty – ponownie mnie przytula.
- Jeśli mi nie wierzysz, przyjdźcie do nas do domu i sami się przekonajcie. On nie udaje amnezji. Ten typ znęcał się nad nim tak długo, aż złamał go psychicznie. Mam nadzieję, że policja lub detektyw złapią go przede mną, bo jeśli będę miał więcej szczęścia, zabiję gnoja!
- Tristan! Nawet tak nie żartuj! - oburza się rudowłosa.
- Przepraszam – całuję ją pojednawczo w policzek.
- W jednym masz rację. Powinniśmy was odwiedzić. Może jutro? Jak uważasz? - spogląda w kierunku męża.
- Abby, to chyba nie jest najlepszy pomysł – wtrąca się Ron. - Sama słyszałaś, że Josh nie jest w najlepszej formie. Musi odpoczywać...
- Nonsens! Jako jego przyjaciele powinniśmy zrobić co w naszej mocy, by wyzdrowiał i odzyskał wspomnienia. Warto spróbować, nie sądzisz? - zwraca się do mnie po wsparcie. - Dzięki temu Tristan zyskałby stuprocentową pewność, że to nie on stoi za kradzieżą. Poza tym tylko Josh wie kim jest porywacz. Mógłby pomóc w jego aresztowaniu – jej spostrzeżenia sprawiają, że jestem coraz przychylniej nastawiony do tego pomysłu.
- I tak uważam, że to za szybko - Ron broni swojego zdania, posyłając mi jednocześnie przepraszające spojrzenie.
- Abby ma rację. Nie masz pojęcia jaką ulgę poczułbym wiedząc, że to tylko splot nieszczęśliwych okoliczności. Dziś będę pracował nad projektem dla Norwegów. Z tego co pamiętam, jutro idziecie razem z nimi na obiad, prawda? Przyjedźcie po projekt. Dzięki temu będę mógł lepiej go dopracować.
- Wspaniale! Będziemy około południa – cieszy się kobieta.
- Jesteś tego pewny? - mój przyjaciel wciąż nie jest do końca przekonany. - Może lepiej by było, by oswoił się z sytuacją.
- Nie. Dość czasu marnujemy na poszukiwania. Porywacz był w szpitalu. Im szybciej uda się nam go złapać, tym lepiej.
- Jak chcesz. To co, idziemy coś zjeść? - przypomina o swoim pierwotnym pomyśle.
- Jasne. Tylko zadzwonię do Tannera i powiem mu, że mogę się chwilę spóźnić – zaczynam szukać telefonu, który zniknął mi z oczu pod stertą rysunków technicznych.
- Pomogę ci – Ron zaczyna segregować papiery, lecz okazuje się to zbędne, bo ktoś do mnie dzwoni.
- To Tanner. Chyba czyta w moich myślach. Przepraszam was na chwilę – wychodzę na korytarz, by odebrać. - Halo?
- Panie Wood, dobrze, że pana złapałem. Muszę pilnie wyjechać z miasta. Czy moglibyśmy przełożyć nasze spotkanie?
- Przełożyć? Sam pan mówił, że to coś pilnego.
- Wiem, przepraszam, ale informator podał nam adres... Nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Chodzi o uprowadzenie dzieci. Dobro śledztwa, rozumie pan?
- Oczywiście. Proszę jechać – odpowiadam, choć czuję się trochę zawiedziony.
- Obiecuję, że zadzwonię, gdy tylko wrócimy z akcji. Obie sprawy są zbyt delikatne, by przekazać je mojemu pomocnikowi. Poza tym w pańskim wypadku nie chodzi o żaden większy przełom. Zadzwonię jak tylko wrócę – rozłącza się.

Wracam do domu punktualnie o szesnastej. Popołudnie spędzone z przyjaciółmi oraz zapewnienie Tannera, że nie dzieje się nic niepokojącego sprawiły, iż nieprzyjemny ucisk z powodu stresu jakby nieco zmalał. W mieszkaniu panuje cisza. Rose ogląda swój ulubiony serial, ocierając łzy białą chusteczką.
- Coś się stało? Dlaczego płaczesz? - rzucam projekty i od razu do niej podchodzę.
- To ze szczęścia, panie Wood. Śluby zawsze mnie wzruszają – wskazuje na ekran.
- Ładna z nich para – uśmiecham się do niej.
- To prawda – przytakuje mi. - Sam pan wie, że sporo przeszli, aby być razem. Okazało się, że to nie Alex był ojcem dziecka. Podpłacił lekarza, by ten sfałszował testy na ojcostwo.
- To czemu żeni się z Vanessą? Przecież jej nie kocha.
- Bo obiecał to ojcu przed śmiercią.
- Don Marco nie żyje?- dziwię się, zerkając na ekran.
- Pamięta pan imiona wszystkich bohaterów? Jestem pod wrażeniem – uśmiecha się do mnie.
- Połowę odcinków obejrzeliśmy razem – przypominam jej.
- Myślałam, że był pan zbyt skacowany, by cokolwiek zapamiętać – dogryza mi.
- Więcej wiary w ludzi, droga Rose. Gdzie Josh?
- Śpi. Umył się i położył krótko po pańskim wyjściu. Zaglądałam do niego kilka razy, ale nawet nie drgnął.
- A Dennis?
- Powiedział, że musi sprawdzić monitoring i że mamy dzwonić, gdyby był potrzebny. Miły z niego chłopak, ale bezczynne przesiadywanie na kanapie nie jest dla niego.
- Dziękuję. Możesz już wracać do domu. Poradzę sobie.
- Na obiad ugotowałam zupę. Zrobiłam też makaron, tak jak pan prosił.
- Jesteś aniołem – chwalę ją.
- Tylko proszę uważać na kota. Ciągle czai się koło sypialni Josha.
- Dobrze, będę uważał. Do jutra – podnoszę się z sofy. Powinienem odnieść projekty do pracowni, ale wolę się upewnić, czy mój narzeczony niczego nie potrzebuje. Cynamon rzeczywiście leży tuż obok drzwi, zupełnie jakby ich pilnował.
- Przesuń się – strofuję go, lecz ani drgnie. Biorę go na ręce, aby móc wejść do środka. Boję się, że jeśli puszczę go luzem, kolejny raz skorzysta z pazurów...
W pokoju jest ciemno. Rose musiała przysłonić rolety. Mój skarb... Wygląda tak spokojnie. Choć łóżko jest całkiem spore, leży zupełnie przy brzegu. Ponoć nauczył się tego sypiając razem ze mną. Jego zdaniem zawsze się rozpychałem, zagarniając dla siebie jak największą przestrzeń. To nie do końca jest prawdą. Od samego początku kładł się tuż przy samej krawędzi. Wielokrotnie wypominałem mu, że kiedyś spadnie, ale mnie nie słuchał. Nie miał świadomości, że czasami mówił przez sen. Najczęściej prosił ojca, by nie wyrzucał go z domu. Nigdy nie powiedział na niego ani jednego złego słowa, ale zarówno on, jak i ta stara jędza, musieli go bić. Zasypiając w takim miejscu łatwiej mu było uciec, jeśli miał gdzie uciec... Czasami wołał swoją mamę. To we śnie pierwszy raz przyznał, że mnie kocha. Odkąd stracił pamięć, od czasu do czasu szepcze moje imię. Nic więcej.
Cynamon wyrywa mi się z objęć i wskakuje na łóżko.
- Kocie... Ani się waż... - próbując go złapać, co nie jest takie łatwe. Zwierzę ignoruje prośby i bardzo powoli podchodzi do Josha, pilnie go obwąchując. - Nic się nie zmienił. Nadal pachnie tak samo kusząco – zapewniam go. Kot nie dowierza moim słowom. Sam woli sprawdzić, czy kłamię, czy mówię prawdę. Maksymalnie wyciąga głowę w kierunku śpiącego. Zamieram, gdy jego nos dotyka podrapanej dłoni. Josh od razu ją cofa, a rudzielec ucieka z pokoju, najpewniej do mojej sypialni, w której urządził sobie legowisko.
„Chcę kota” usłyszałem którejś nocy. Myślałem, że coś mu się śni i zignorowałem nietypową prośbę. Gdy zbliżały się jego urodziny, zacząłem ponownie to rozważać. Mogłem zabrać go do dowolnego miejsca na świecie, spełnić każdą zachciankę. Nie chciał nigdzie wyjeżdżać. Samych urodzin także nie chciał świętować. Powiedział, że to nic przyjemnego i że kojarzą mu się jedynie z tym, że jego matka zmarła podczas porodu.
Kobiety zawsze oczekiwały biżuterii, faceci luksusowych samochodów. On chciał domu, rodziny... Zwierzak ułatwił sprawę. Zrobiłem, jak prosił. Nie było tortu, prezentów. Wróciliśmy wieczorem do domu. Poszedłem do sypialni, gdzie czekało na mnie ukryte pudełko. Wyjąłem kotka z kieszeni marynarki i położyłem na rozłożonych książkach, które właśnie czytał. Był malutki, nieco niezdarny. Piszczał cicho. Na szyi miał złotą, satynową wstążkę. Nigdy wcześniej nie widziałem, aby Josh był taki szczęśliwy.
Rozpieszczał kocisko, pozwalając mu dosłownie na wszystko. Mógł się z nim godzinami bawić, albo głaskać, obserwując jak śpi. Cynamon bezustannie to wykorzystywał, domagając się noszenia na rękach, czesania i podtykania smakołyków.
Kiedy się rozstaliśmy, przeraźliwie tęsknił. Postanowiłem sobie, że nie oddam mu go nawet jeśli będzie mnie o to błagał. Chciałem się na nim zemścić. Ale on nie poprosił o zwrot ulubieńca. O nic mnie nie poprosił... Gdybym nie był taki zaślepiony...
- Tristan... Wróciłeś... - mruczy sennie, unosząc powieki.
- Lepiej się czujesz?
- Jestem zmęczony... - odpowiada, tuląc się do poduszki.
- To śpij. Tylko odsuń się od brzegu, bo spadniesz.
- Tu mi dobrze – ponownie zamyka oczy. Wpatruję się w niego przez dłuższą chwilę. Ma rację. Teraz jest dobrze. I tak zostanie.
Wychodzę z jego sypialni i dzwonię do mamy. Czekam przez chwilę, po czym nagrywam się na pocztę głosową, prosząc, by do mnie oddzwoniła. Muszę jej koniecznie przypomnieć o przyjęciu. Cynamon wskakuje na stół kreślarski, na którym planuje się zdrzemnąć. Zawsze towarzysz mi podczas pracy. Otwieram szufladę i wyciągam z niej zaproszenie ślubne, które mam przygotowane dla Rose i Harolda. Uroczystość odbędzie się w moim rodzinnym domu w Kalifornii. Mama chciała wielkiego przyjęcia, ale jej to wyperswadowałem. Naciskała na poznanie rodziny Josha. Powiedziała, że nie powinienem wiązać się z chłopakiem, o którym nic nie wiem. W zamian za to odsunąłem się od rodziny. Wmówiłem jej, że mam dużo pracy, a on nauki, i że poznają się dopiero przed samym ślubem. Teraz wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. Nie ucieszy się na wieść o jego amnezji. Nie szkodzi. Najważniejsze, że będziemy razem.
- Długo kazałaś mi czekać – narzekam, odbierając telefon.
- Wybacz synku, byłam zajęta. Cóż takiego się stało, że wreszcie przypomniałeś sobie o rodzicach? - pyta, bawiąc się długim sznurem pereł, który ma zawieszony na szyi.
- Chciałem się upewnić, czy nie zmieniłaś zdania w kwestii ślubu - wstrzymuję oddech, czekając na to, co powie.
- Tristan, to twoje życie. Nawet jeśli będę oponować, i tak mnie nie posłuchasz, prawda?
- Przykro mi mamo, za bardzo go kocham.
- W takim razie niczym się nie przejmuj. Wszystkim się zajmę – wyjmuje z torebki elegancki notes. - Muszę sporządzić listę spraw do załatwienia.
- Dziękuję. Jesteś kochana – uśmiecham się, słysząc taką odpowiedź.
- A kiedy poznamy twojego wybranka? Chyba najwyższy czas, abyś przestał go ukrywać... - spogląda na mnie dość wymownie.
- Nie ukrywam go. Po prostu...
- Tristan... Widzę, że coś przede mną ukrywasz. Masz mi natychmiast powiedzieć o co chodzi. Jestem twoją matką! - używa koronnego argumentu, który przypieczętowuje mój los.
- Mamo... - zaczynam się miotać, nie wiedząc od czego zacząć.
- Poczekaj, najpierw naleję sobie coś mocniejszego. Czuję, że będzie mi to potrzebne – Nie mam innego wyjścia. Opowiadam jej o Joshu. O tym jak go poznałem, o zdradzie, porwaniu i amnezji. Mama o nic nie pyta. Słucha.
- Teraz wiesz już wszystko – biorę głęboki wdech, ciesząc się, że to już koniec.
- Brzmi poważnie – oświadcza po chwili namysłu. - Zwłaszcza ta część dotycząca porwania. Dobrze, że wynająłeś profesjonalistów. A on? Jak się czuje?
- Wygląda strasznie. Bardzo schudł. Wszędzie ma siniaki.
- Może przywieź go do nas, do Dubaju. Zmiana otoczenia dobrze mu zrobi.
- Myślałem o tym, ale w obecnym stanie tak długa podróż byłaby dla niego dość męcząca. W szpitalu dostał tak w kość, że śpi od samego rana.
- No cóż, sam zdecydujesz co będzie dla niego najlepsze. W każdym razie pamiętaj, że tata i ja zawsze stoimy po twojej stronie. I z przyjemnością przyjmiemy do rodziny kolejnego syna – uśmiecha się do mnie serdecznie.
- Dziękuję, mamo.
- Więc nie zapominaj o mnie na długie miesiące! Przez twoje humory byłam zmuszona co kilka dni dzwonić do Rona. Biedaczek, pewnie ma już serdecznie dość mojej troski.
- Dzwoniłaś do Rona?! Nic mi nie mówił...
- Niech by tylko spróbował... - rzuca konspiracyjne spojrzenie. - Ale wracając do tematu. Przez najbliższe trzy, może cztery tygodnie będziemy tutaj. Ojciec będzie brał udział w kilku konferencjach. To dla niego ważne. Nie zmienia to faktu, że odpowiedni ludzie zajmą się waszą uroczystością. Dwudziesty czwarty listopada jest nadal aktualny, tak?
- Tak, mamo. Nic się nie zmieniło.
- Nie omówiliśmy jeszcze najważniejszego – odkłada swój notes. - W zamian za moją pomoc, przywieziesz Josha do domu i spędzimy razem trochę czasu jeszcze przed ślubem.
- Nie możesz żądać ode mnie czegoś takiego! Mam swoją pracę i...!
- Dam ci znać kiedy wracamy. Gdy nasz samolot wyląduje, ty i on będziecie na mnie czekać w salonie z herbatą. Czy wyrażam się jasno? - piwne oczy, które po niej odziedziczyłem, wyraźnie dają mi do zrozumienia, że nie ma możliwości, abym odmówił.
- Dobrze, zrobię co zechcesz - poddaję się jej woli.
- Dziękuję – uśmiecha się zadowolona. - Zadzwonię pojutrze. Zdasz mi wtedy raport z postępów w leczeniu. Zadzwonisz też do ojca i siostry.
- I tak bym to zrobił – mamroczę w odpowiedzi.
- Potraktuj to jako przypływ motywacji. Musze już kończyć. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Pozdrów tatę.
- Całusy – posyła mi buziaka do kamery, po czym kończy połączenie. Mając jej pomoc i zrozumienie, ślub staje się faktem, od którego nie ma już odwrotu.

42 komentarze:

  1. Hmm, hmm, hmm... Co by tu napisać < myśli > Wszystko owiane grubą tajemnicą i kompletnie nic nie wyjaśniasz! Tak być nie może. Co raz więcej tajemnic! Zdradziłbyś choć jedną niewiadomą, bo ja mam już tyle teorii, że aż mnie głowa boli!! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nieprawda, że niczego nie wyjaśniam. Nie wiecie kto porwał Josha :D Cała reszta jest bardzo przejrzysta. Śledztwo trwa, przyjaciele chcą pomagać. Nasz mały pokrzywdzony dochodzi do siebie w domu. Sielanka :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. No właśnie ta sielanka tu najbardziej wszystko zagmatwała! Jest jej zdecydowanie za dużo! Ja tu w dalszy ciągu nie widzę mego upragnionego bdsm!!

      Usuń
    3. Przecież nie będę się znęcać nad ledwo żywym Joshem. BDSM to również stan umysłu, a nie tylko stosunku :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Ale możesz poznęcać się nad Tristanem ^^

      Usuń
    5. Znęcam się nad nim od samego początku :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Ale tylko psychicznie :D A ja bardziej o takim fizycznym znęcaniu się myślę :D

      Usuń
  2. Jupiii nowa część!
    Haha! Troszku mnie nie było, co? No ale cóż... szkoła pokazała swoje pazurki wczepiając się nimi we mnie aż do mięsa... (szczególnie jak wychowawca siłą mnie zaciągnął do SU :v)

    Rozdział pod względem technicznym oceniam tak na 9.95, bo dostrzegłam kilka literówek itp.

    Natomiast pod względem treści... uhuhu tu już jest grubo. Sytuacja jest nieco pogmatwana: raz się rozplątuje ukazując nowe karty, raz zapętla, a raz kompletnie nic nie wnosi do głównego wątku :/

    Pozdrawiam cieplutko spod milusiej kołderki ^^ <3
    ~Emy [Mała wróżka]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz się, Emy. Wszystko układa się bardzo dobrze. Zmierzamy w wyznaczonym przez Tristana kierunku - do ołtarza :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ah, no tak... Nie ma to jak brać ślub z kimś, kto wydaje się ci być zupełnie obcy! Yeey :D
      Ale nie no z samego ślubu się cieszę i to bardzo. Mogę sypać kwiatki?

      ~Emy

      Usuń
    3. To jest w tym najpiękniejsze :)
      Możesz :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. No w sumie racja :D
      Yeey!!!!!!!!! Dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki!!!!!! O Jeziu, yeeey!
      *biega po pokoju z wielkim zacieszem na twarzy i leci przytulić Kitsune* Kochany jesteś, wiesz? <3

      ~Emy

      Usuń
  3. Czy naprawdę musiałeś Kitsune wrzucić rozdział kiedy ja muszę się uczyć?? Ale jestem zameldowałem się i wrócę jak wszystko wykuje na blachę :D

    Pozdrawiam.
    Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, znam twój ból :')

      ~Emy [Mała wróżka]

      Usuń
    2. Tak, musiałem :) Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. Hahaha jestem!! Nie spodziewaliście się mnie tak szybko, co? Dobra już wszystko umiem i mogę komentować. :D Nadal jest miło i słodko i jakoś nadal mi to nie przeszkadza. To chyba dzięki temu, że Tristan nie spotkał się z tym detektywem. Już polubiłem mamę Tristana. Wydaje się, że spoko z niej babka. Żona Rona też jest ok. Może to ona jest też w to wszystko zmieszana? Niedługo będzie ŚLUB! Życzę szczęścia moje gołąbeczki, choć pewnie i tak Ty Kitsune coś wymyślisz.

      Pozdrawiam.
      Alex
      PS Moje imię w opowiadaniu. Przypadek? Nie sądzę :D

      Usuń
    4. Przemyślałem sytuację i wydaje mi się, że od czasu koronacji Eryka nie było żadnej większej imprezy. Trzeba to szybko zmienić :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. No trzeba, trzeba :D Dobra impreza nie jest zła :D

      Pozdrawiam.
      Alex

      Usuń
    6. Rzeczywiście, nieświadomie użyłem Twojego imienia :) Za to z Wegi zrobiłem jedną z bohaterek :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    7. Ale trochę w tym prawdy(?) jest. Bo choć nie wierzę w żadną magię ani inne dyrdymały to ostatnio przyjaciółka wywróżyła mi, że będę wychowywać dwoje dzieci więc może oboje przepowiedzieliście moją przyszłość. :) Wegi jako postać no, no, no...

      Pozdrawiam.
      Alex

      Usuń
    8. Jeśli w to uwierzysz, Twoja podświadomość może sprawić, że tak właśnie będzie :) W każdym razie powodzenia :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    9. Nie, raczej w to nie uwierzę, choć w życiu różnie się dzieje. :)

      Pozdrawiam.
      Alex

      Usuń
    10. Ilość dzieci zapisana jest na ciele, ale nie powiem Ci gdzie, bo nie chcę byś się później sugerował moimi słowami.

      Twój Kitsune

      Usuń
    11. Ej, ale ja chcę wiedzieć. Zobaczymy czy się spełni.

      Pozdrawiam.
      Alex

      Usuń
    12. Lepiej żyć w nieświadomości, wierz mi :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    13. Lubię żyć w pełni świadomym. Powiesz mi? Bardzo ładnie plosiiieeee

      Pozdrawiam.
      A

      Usuń
    14. Poszukaj w google :D Jestem pewny, że znajdziesz :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    15. W 100% potwierdzam :D Czytając od razu wklejałam tam siebie :D

      Wegi

      Usuń
    16. Nie mogę znaleźć :/ Wegi zlitujesz się nade mną i powiesz mi gdzie to jest? Plosie, albo po prostu mnie wkręcacie.

      Pozdrawiam.
      Alex

      Usuń
    17. Czytałeś czekoladę? Czytałeś! :D A pamiętasz Weronikę, asystentkę Maggi, która nagle się pojawiła! Tak, to ja! :D "Trochę" starsza, ale jednak :D

      Wegi

      Usuń
    18. OMG :D

      Pozdrawiam.
      Alex

      Usuń
    19. Miałam taką reakcję, gdy dowiedziałam się, że znajdę się w opowiadaniu, na które (razem z Ruu) dodatkowo wymyśliłam temat ogólny! :D

      Wegi

      Usuń
  4. Kitsune, oczywiście, nic nie wyjaśniasz! Jeszcze trochę i moja koncepcja wzbogaci się o żonę Rona!!!
    Uch.
    Matka Tristana jest bardzo ok. Owszem wtrąca się trochę, ale nie na tyle by jej skądinąd bardzo samodzielny i dominujący syn poczuł się ograniczany. Matka też ewidentnie jest typem dominantki, ale ma super cechę: mało mówi:) Przynajmniej ja ją odebrałam jako bardzo konkretną kobietę.
    Kitsune, czy ty masz kota w domu, albo ktoś z Twoich bliskich znajomych ma kota? Niektóre zachowania Cynamona są jakby żywcem opisane z obserwacji własnych :) MB
    ps. na marginesie: jestem przekonana, że Cynamon jest prawie równie przystojny i władczy co mój koci Imperator-Terrorysta,chociaż na milion procent nie może się z nim równać w mruczankach i pieszczotach :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po nitce do kłębka - to taka kocia psychologia :D
      Nie mam kota. Nie muszę go mieć, by o nim pisać. Faceta też nigdy nie miałem, a jakoś sobie radzę :D
      Wszystko układa się świetnie. Mama pomoże. Abby pomoże :) Będzie dobrze :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Mamusia to stanowcza babka, lubię ją (o boże, lubię już 2 damskie postacie, co jest ze mną nie tak?) :D Jeszcze się okaże, że nie lubiła Josha i nasłała na niego płatnego mordercę czy coś :D
    Tri ma pracę, Josh śpi, a Ron z żoną niedługo wpadają z wizytą. Wszystko idzie swoim rytmem :D
    Jeszcze trochę i ŚLUB! (Dobra, nie oszukujmy się, będzie na końcu [albo wszyscy zginą xD])
    -Zaproszenia *odhaczone*
    -ludzie do organizacji *odhaczone*
    -data ślubu *odhaczone*
    -narzeczony *odh- DO POPRAWKI :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież już ustaliłaś, że to wszystko wina Cynamona :D Kwestią otwartą jest fakt, czy chcecie przeczytać o tym jak popełnił zbrodnię czy nie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Teraz rozmyślam czy Cynamon nie zabił prawdziwego mordercy, żeby samemu dokonać zemsty. Działał sam? A może od samego początku współpracował z mamą? To dość interesujące, chcę o tym poczytać... :'D

      Wegi

      Usuń
    3. To wszystko w ramach zemsty za tanie paszteciki :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Mieli tyle pieniędzy, a oszczędzali na panie ciemn- ... kochanym kocie :c Brzydko, oj brzydko!

      Wegi

      Usuń
  6. MajestatycznaKreatura9 marca 2017 06:03

    Rozdziaaał! *^*
    Świetnie. Taka osłoda po tej 2 z matematyki...
    Muszę przyznać, że nie lubię mamusi Tristana ._.
    Mam teorię dotycząca ślubu, zobaczymy, czy się sprawdzi~
    Nie wiem co więcej napisać :c
    W każdym razie, pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna Melania, nie martw się. Szybko to poprawisz :)
      Napisałem już następny, możesz czytać :D
      Szkoda, że nie chcesz podzielić się ze mną swoimi teoriami. W każdym razie czekam :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Witam,
    sielanka, dojdzie do ślubu, ale mam nadzieję, że z czasem Josh wszystko sobie przypomni....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń