niedziela, 9 października 2016

Rozdział XVIII


Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)

- Pan Anderson?
- Tak.
- Proszę opróżnić kieszenie i włożyć swoje rzeczy do tego pudełka – posłusznie wykonuję polecenia pielęgniarki. Oddaję jej portfel, zegarek oraz telefon komórkowy, który umieszcza w schowku. - Proszę zdjąć marynarkę.
- Marynarkę też mam oddać? - dziwię się.
- I pasek. Takie są zasady. Jeśli nie podporządkuje się pan regulaminowi, nie wpuszczę pana – oczy starszej kobiety, ubranej w biały szpitalny uniform, zwężają się groźnie.
- No dobrze – pozbywam się zabronionych części garderoby, odkładając je na kontuarze. Kobieta nadal nie wydaje się zadowolona. - Spodnie też mam zdjąć?
- Proszę przestrzegać regulaminu! Wniesienie na teren kliniki choćby długopisu jest surowo zakazane!
- Nic więcej nie mam. Może mnie pani przeszukać.
- Uważasz się za zabawnego, kochaniutki? - rzuca mi kolejne groźne spojrzenie. - Proszę tu podpisać – wskazuje wykropkowane pole. - Po zakończeniu widzenia proszę odebrać rzeczy z depozytu. Wizyta trwa dwadzieścia minut. Proszę przestrzegać wyznaczonego czasu, jasne?
- Jak słońce – nie umiem ukryć lekkiego uśmiechu.
- Do końca korytarzem, a potem w lewo. Strażnik będzie tam na pana czekał.
- Dziękuję – podążam we wskazanym kierunku.
- Zapoznał się pan z regulaminem? - głos młodego mężczyzny, siedzącego za szklaną szybą, wydaje mi się bardzo głośny i drażniący.
- Tak – odpowiadam.
- Proszę przestrzegać czasu wizyty – przypomina mi, po czym odblokowuje drzwi, które otwierają się automatycznie. Wreszcie mogę wejść do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdują się tylko stolik oraz dwa krzesła. Na jednym z nich siedzi mój kuzyn, Alden.
- William, dziękuję że przyszedłeś – wita się ze mną.
- Nie ma sprawy – siadam na wprost mężczyzny. - Jak się czujesz?
- Jest ciężko, znacznie ciężej niż poprzednim razem – przyznaje niechętnie. Obserwuję go przez chwilę. Mam rozbiegany, przekrwiony wzrok. Dłonie nieco mu trzęsą. Jest także znacznie chudszy.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dziękuję. Linda wszystkim się zajęła.
- Rozumiem.
Przez chwilę wpatrujemy się w siebie w milczeniu. Alden nie wie co powiedzieć, a ja nie wiem co chciałbym od niego usłyszeć. Gdy byliśmy młodsi bardzo mu zazdrościłem. Nie uczył się lepiej ode mnie, nie miał fajniejszych zabawek. Wyróżniało go chamski sposób bycia oraz ego nadmuchane do tego stopnia, iż przypominało balon tuż przed pęknięciem. Mimo licznych wad, gdy nikt nie patrzył, potrafił powiedzieć „przyjdź do mnie w sobotę, mama upiecze ciasto”. Dobrze wiedział, że tęskniłem za rodzicami i samo przebywanie w ich domu uważałem za wielką nagrodę, bo chociaż dziadek starał się jak mógł, trudno mu było wypełnić pustkę, którą odczuwałem po stracie bliskich. Alden to rozumiał. Zawsze zastanawiałem się jak to możliwe, że ten rozpuszczony do granic możliwości bachor potrafił wczuć się w moje położenie. Mógł zaprosić każdego, a wybierał mnie. Podczas wspólnie spędzanego popołudnia zazwyczaj niewiele rozmawialiśmy. Nie bawiliśmy się także jego zabawkami. W sumie to każdy z nas siedział w swoim kącie pokoju i zajmował się sobą. A mimo to byłem tam bardzo częstym gościem.
- William, ja... - spogląda na mnie mocno zdenerwowany.
- Nie musisz nic mówić...
- Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem! Nie wiem, po prostu nie wiem! Ubzdurałem coś sobie, a potem... Gdybym posłuchał Lindy i zgłosił się wcześniej na odwyk, nic złego by się nie stało! Wiem, że nie mam prawa prosić cię o wybaczenie, bo na nie nie zasługuję, ale chcę abyś wiedział że ja... ja... - po jego policzkach zaczynają spływać łzy. W końcu zupełnie się załamuje i zaczyna głośno szlochać. - Przepraszam... Przepraszam, że znowu was zawiodłem... Jestem zwykłym ćpunem, nikim innym... Zwykłym ćpunem...
- Najważniejsze, że chcesz z tym skończyć. Poddałeś się leczeniu. Wyjdziesz z tego.
- Wyjdę, zobaczysz. Więcej was nie zawiodę. Linda... Linda powiedziała, że to moja ostatnia szansa. Chciała mnie zostawić, Will! Chciała odejść!
- Wiem, rozmawiałem z nią i zapewniam cię, że ona nie żartuje. Jeśli nie weźmiesz się w garść, stracisz ją na zawsze.
- Nie stracę! Bardzo się przykładam do terapii. Możesz zapytać lekarza, jeśli mi nie wierzysz – ściera drżącymi dłońmi mokre ślady z policzków.
- Wierzę. Dlatego tu jestem – wyciągam rękę i kładę mu ją na ramieniu. - Jesteś silny, dasz radę.
- Will... Błagałem Lindę, aby do ciebie zadzwoniła, bo chciałem spojrzeć ci w oczy i błagać o wybaczenie. Bardzo, bardzo cię przepraszam... Obiecuję, że jak jak tylko stąd wyjdę, to wszystko ci wynagrodzę. Pomogę w pracy i … Zobaczysz, znowu będę godny zaufania, jak kiedyś... Wiem, że jest za późno, i że to tylko słowa, ale nie spisuj mnie jeszcze na straty, błagam cię. Daniel... Daniel i ty... - spinam się na dźwięk jego imienia, zwłaszcza wypowiadanego przez Aldena... - Przepraszam, wiem że nadal bardzo cię boli to, co się stało – spuszcza wzrok.
- Nie chcę o tym z tobą rozmawiać... Jeszcze nie teraz – zaciskam szczęki, cedząc słowa.
- Przepraszam, Will. Proszę, nie gniewaj się na mnie – Alden po raz kolejny wybucha płaczem. Jest zupełnie rozchwiany emocjonalnie.
- Koniec czasu. Proszę wyjść – strażnik przerywa naszą rozmowę.
- Odwiedzisz mnie jeszcze? - dopytuje, gdy wstaję w krzesła.
- Jasne. Przyjdę w przyszłym tygodniu.
- Dziękuję, Will. Do tego czasu postaram się lepiej nad sobą panować, bo teraz... Bez prochów jest cholernie ciężko.. - zawstydzony spuszcza wzrok.
- Nie poddawaj się – przypominam mu. - Ty też nie pozwoliłeś mi się poddać, pamiętasz?
- Wiedziałeś? - zdziwienie maluje się na jego twarzy.
- Trudno było się nie domyślić – odpowiadam uśmiechając się. - Ja ciebie też nie zostawię w potrzebie. Obiecuję.
- Dziękuje – podchodzę do niego i obejmuję. - Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz – szepcze, po czym zostaje wyprowadzony z pokoju odwiedzin.
Wybaczyć... Jak mam mu wybaczyć, skoro to wszystko moja wina? To ja jestem winny, a nie on... Tylko i wyłącznie ja...
Po wizycie w klinice wracam do firmy. Przez trzy tygodnie praca stała się moją ucieczką, więc poświęciłem się jej bez reszty. Chętniej niż kiedykolwiek umawiam się na spotkania, niezmordowanie dyskutuję o kolejnych projektach, opracowuję strategię, omawiam plany budowy, kupuję, sprzedaję... Robię wszystko co w mojej mocy, by wypełniała moje myśli bez reszty. Jest moim antidotum. Bell pilnuje, by na moim biurku przez cały czas piętrzyły się stosy papierów, którymi powinienem się zająć. Zawsze mogę na niego liczyć.
- Szefie, dzwoni pan Cheng, mam połączyć? - odzywa się przez interkom.
- Połącz, proszę – czekam aż zielona lampka na panelu zacznie mrugać.
- William! Jesteś tam? - mój rozmówca jest czymś mocno zaaferowany.
- Dzień dobry, panie Cheng.
- Bardzo dobry! Widziałem raport, który mi wczoraj przysłałeś. Jestem zachwycony!
- Cieszę cię.
- Cieszysz? Nie słyszę radości w twoim głosie – nawet na odległość jest wyjątkowo spostrzegawczy.
- Przepraszam, ostatnio mam sporo pracy, więc staram się skupić na obowiązkach.
- Niedobrze, bo w tej sprawie dzwonię – mężczyzna zaczyna się nerwowo śmiać. - W nocy wpadłem na genialny pomysł, lecz jeśli się zgodzisz, to będzie oznaczało jeszcze więcej pracy.
- Proszę mówić, panie Cheng.
- Trochę mi głupio wyskakiwać z tym pomysłem akurat teraz, ale trudno. Muszę kuć żelazo póki gorące, sam rozumiesz. Nie chcę, aby ktoś z konkurencji mnie ubiegł. Od dłuższego czasu marzy mi się stworzenie filii mojej firmy w Ameryce, jednak moi pracownicy źle reagują na zmiany. Z kolei Amerykanie nie zawsze potrafią odnaleźć się w Chinach. Pomyślałem więc sobie, że musimy wyjść im naprzeciw.
- My?
- Tak, my. Twoim zadaniem będzie przeszkolić moich pracowników. Wytłumaczyć im realia zachodniego przemysłu, zawierania umów. Takie wykłady, rozumiesz?
- Nie bardzo.
- Więc powiem wprost. Masz nauczyć moich pracowników jak poradzić sobie w kontaktach z Amerykanami. Kilka wykładów popartych przykładami.
- Przecież większość z nich studiowała za granicą, więc...
- To nie ma nic do rzeczy. Nie chodzi mi o wiedzę czysto teoretyczną, lecz o podejście jakie panuje w konkretnej firmie. W twojej firmie.
- Możemy zorganizować szkolenie. Nie widzę problemu. Wynajmę firmę, która opracuje...
- Nie! - gwałtownie mi przerywa. - To ty poprowadzisz to szkolenie.
- Ja? Dlaczego ja?
- Rozmawiałem z moimi synami. Uznali mój pomysł za bardzo nowatorski. Ucieszyłem się, że potrafię ich jeszcze zaskoczyć.
- Nadal nie rozumiem dlaczego to ja mam się tym zajmować, skoro mogę zorganizować wysoko wyspecjalizowanych szkoleniowców.
- To musisz być  ty! Poradzisz sobie. Lucas mówił mi, że pracowałeś jako nauczyciel. Właśnie dlatego uważam, że idealnie nadajesz się do tej roli. Pomyśl tylko, przeszkolisz moich pracowników, którzy otworzą filię w Ameryce. Następnie przeszkolisz przedsiębiorców z firm, z którymi współpracuję. Zawrzemy z nimi kontrakty, co przyczyni się do zwiększenia zysków. Wstępne obliczenia wykazały, że zysk wyniesie nawet 500%. Nie możemy tego zbagatelizować. W przyszłym miesiącu postaram się przyjechać na tydzień, może dłużej. Do tego czasu dostarczę ci wszelkie potrzebne dane, abyś mógł zacząć opracowywać wykłady. Pierwsza grupa szkoleniowa przyjedzie za jakieś sześć tygodni.
- Panie Cheng... To za szybko...
- Nie waż mi się odmawiać! Rano osobiście wybrałem dwudziestu szczęśliwców, którzy jako pierwsi wezmą udział w szkoleniu. Nasz nowy projekt okaże się sukcesem na miarę globalną, zobaczysz! - ekscytuje się.
- Uczyłem hiszpańskiego, a nie biznesu. Poza tym mam sporo innych obowiązków i …
- Nic się nie martw. O tym też pomyślałem. Lucasa i Patrica pomogą. Przekażesz im część swoich obowiązków i po kłopocie. Poza tym Lucas wspominał, że lubiłeś uczyć. Wreszcie będziesz mógł się wykazać na większą skalę! Czy to nie wspaniale?!
Nie podzielam jego radosnego nastroju. Z jednej strony ta propozycja wydaje mi się spełnieniem marzeń. Mógłbym wrócić do tego, co najbardziej lubiłem – do nauczania innych. Jednak przygotowania do międzynarodowego szkolenia oraz utworzenie filii firmy Chenga w Ameryce, będą wymagać nadludzkiego wysiłku. Nie wiem czy w obecnej sytuacji podołam wyzwaniu.
- Muszę to przemyśleć i dam panu znać – ucinam temat, nie mówiąc ani słowa o rozterkach, które mi towarzyszą od chwili, w której dowiedziałem się o całej sprawie.
- Jestem pewny, że się zgodzisz, dlatego będę kontynuował przygotowania. Póki co bądźmy w kontakcie. Liczę na to, że zadzwonisz do mnie jak najszybciej – rozłącza się.
- Will, tata już do ciebie dzwonił? - twarz Lucasa pojawia się w uchylonych drzwiach kilka sekund po tym, jak odłożyłem słuchawkę. - Możemy porozmawiać?
- Musiałeś mu wszystko wygadać? - irytuję się, gdy mój przyjaciel rozsiada się wygodnie naprzeciwko mnie.
- Tatuś ma smykałkę do interesów, co nie? - uśmiecha się zadowolony z błyskotliwości swojego ojca.
- Owszem. Nie rozumiem za to, dlaczego to ja mam być za to odpowiedzialny?
- To proste. Bo jesteś najlepszy – jego rozbrajająca szczerość sprawia, że nie wiem co odpowiedzieć.
- Przesadzasz – dukam wreszcie.
- Nie przesadzam. To dzięki tobie w końcu zdecydował się zaatakować w Ameryce. Namawiałem go na ten krok od dawna i nic, ale wystarczyło, że odebrałeś poród i po kłopocie. Dziękuję, Will. Jestem ci bardzo wdzięczny. Spełnisz mój amerykański sen.
- Możesz przestać się wygłupiać. To poważna sprawa.
- Daj spokój. Opowiesz kilka anegdot, pokażesz jakieś wykresy i po sprawie. Dasz sobie radę. Jesteś do tego stworzony. A właśnie, panie profesorze, pamiętaj o tym, że na wszystkich wykładach będę siedział w pierwszej ławce i wszystko uważnie notował.
- Drwij sobie, jeśli koniecznie musisz, ale to poważna sprawa. Przemyślę wszystko trzy razy zanim się zgodzę.
- Podczas rozmowy z ojcem zapewniłem go, że będziesz skakać z radości, więc wiesz, nie zawiedź mnie – puszcza do mnie oko.
- Jesteś prawdziwym przyjacielem.
- Sarkazm do ciebie nie pasuje – odcina się. - Będziesz chciał uczyć, super. Jeśli się nie zgodzisz, też będzie ok. Chociaż mówię to w swoim imieniu. Ojciec jest starej daty. Nie umie pogodzić się z porażką.
- Dzięki. Pocieszyłeś mnie.
- Do usług – kłania mi się lekko. - Pożartowaliśmy, a teraz do rzeczy. Po południu udaję się z Felicją w teren. Bardzo się boję. Pociesz mnie, dodaj otuchy, albo rzuć tekstem w stylu „wszystko będzie dobrze”. Przyda mi się twoje wsparcie.
- Idziesz z Felicją? A co dokładnie macie w planach?
- No wiesz, standardowa procedura. Będziemy obserwować Patrica licząc na to, że nie ma nic na sumieniu. Takie tam małe śledzenie po pracy.
- Naprawdę tego chcesz?
- Szczerze? Nie, ale nie mam innych opcji. Zaproponowałem Patricowi wspólne zjedzenie kolacji na mieście. Wykpił się jakimiś obowiązkami. Felicja uznała, że to idealna okazja.
- A jeśli okaże się, że...
- Sam nie wiem co będzie, pomimo to jestem dobrej myśli. Mamy się ubrać w normalne ciuchy i trochę go poobserwować. To prawie jak randka – zaczyna się bawić swoim krawatem. - No dobra, a co ty masz mi do powiedzenia w tym temacie? Kiedy ostatnio byłeś na jakiejś randce?
- Lucas! - ostrzegam ciemnowłosego, by nie posuwał się za daleko.
- Dobrze, już sobie idę. Ależ ty jesteś drażliwy – śmieje się ze mnie.
- Daj znać jak było.
- Możesz być tego pewny. Młodszy konspirant Cheng odmeldowuje się. W razie czego będę zalewać smutki w bazie do późnych godzin nocnych – informuje mnie, zamykając za sobą drzwi.
Alkohol to ostatnia rzecz na jaką mam obecnie ochotę. Zamiast niego wybieram dodatkowe godziny pracy. Jestem zupełnie wyczerpany, gdy jako jeden z ostatnich opuszczam budynek.
Kod do mieszkania nadal przypomina mi błagalny ton Daniela, który tamtej nocy zmusił mnie do... Dlaczego drzwi są uchylone? Czyżbym zapomniał o ich zamknięciu, wychodząc rano do pracy? W mieszkaniu jest ciemno i cicho. Jeśli to włamywacz, to ma niesamowitego pecha...
Zamykam za sobą drzwi i odpinam marynarkę, rzucając ją na sofę, jak mam to w zwyczaju robić. Rozglądam się dyskretnie, ale nikogo nie widzę. Przez Lucasa i jego opowieści o szpiegowaniu zaczyna mi odbijać... Chowam twarz w dłoniach. Jestem zmęczony...
Napastnikowi wystarczyło te kilka sekund dekoncentracji, by zajść mnie od tyłu. Zaskakuje mnie ściskając mocno ramionami. Nim decyduję czy najpierw powinienem go odepchnąć, czy od razu zaatakować, dzieje się kolejna dziwna rzecz. Mężczyzna chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi...
- Myślałem, że już nigdy nie wrócisz – szepcze miękko, zostawiając drobny pocałunek tuż poniżej ucha... Zupełnie jak...
- Daniel...
- Tęskniłem... Bardzo za tobą tęskniłem... - jego uścisk jest tak silny, iż mam wrażenie, że zmiażdżą mi żebra.
- Co... co tu robisz?
- Kocham cię, Will... - ponownie szepcze mi do ucha. Zdradziecki dreszcze elektryzuje całe moje ciało. - Powiedz, że też mnie kochasz... Tak bardzo chcę to usłyszeć... - ociera się swoimi ustami o wrażliwą skórę na mojej szyi.
- Przestań... Proszę...
- Powiedz to, powiedz że mnie kochasz – żąda.
- Ja...
- Powiedz... Chcę to od ciebie usłyszeć... Teraz! - przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie, choć wydawało mi się to niemożliwe.
- Puść...
- Powiedz „kocham cię”... - sięga dłońmi do guzików mojej koszuli i zaczyna za nie szarpać.
- Nie... Nie rób tak – próbuję go odepchnąć. Czuję się tak, jakbym w ułamku sekundy został pozbawiony całej siły. Moje ciało decyduje za mnie, poddając się ciepłemu dotykowi.
- Za długo czekałem... Nie widziałem cię przez trzy tygodnie! Pieprzone trzy tygodnie! Nie odwiedziłeś mnie ani razu! Dlaczego?! Masz pojęcie jak się czułem?! Rodzice przysięgali, że to nie ich wina. To twój ośli upór, prawda? Umieściłeś mnie w jakiejś odległej klinice tylko po to, by się mnie pozbyć? O to ci chodziło, Will? Ale nic z tego. Wypisałem się na własne żądanie, wsiadłem do samolotu i wróciłem do domu. Tu jest mój dom, przy tobie. Już nie pamiętasz?! - puszcza mnie i obraca, abym spojrzał mu prosto w oczy. - Odpowiedz! - krzyczy, potrząsając mną.
- Nie powinieneś opuszczać kliniki bez zgody lekarza.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! Żartujesz sobie ze mnie, prawda?! - z każdą chwilą jest coraz bardziej wściekły. Dalej, mały... Stać cię na więcej... Znienawidź mnie...
- William! Mówię do ciebie! Dlaczego zostawiłeś mnie samego?! Nie kochasz mnie już?
Właśnie, mógłbym powiedzieć, że już go nie kocham, ale nie potrafię. To byłoby gorsze niż bluźnierstwo...
- Will...! Powiedz coś! Dlaczego nie przyjechałeś mnie odwiedzić? Dlaczego do mnie nie dzwoniłeś? Odchodziłem od zmysłów. Myślałem, że oszaleję! Masz pojęcie jak się czułem?! Will! - jego szczupłe palce zaciskają się na moich ramionach. Z każdą sekundą rośnie irytacja. Wierzę w to, że jeszcze chwila a chłopak naprawdę poczuje do mnie tylko pogardę, bo dopuściłem się tych wszystkich straszliwych czynów, które teraz mi wypomina.
- Przepraszam... Przepraszam...
- Za co mnie przepraszasz?!
- Nie umiałem cię obronić... Przeze mnie omal nie zginąłeś... To wszystko moja wina... Tylko i wyłącznie moja. Możesz mnie oskarżać i nienawidzić. Masz do tego pełne prawo.
- Will... O czym ty mówisz? Przecież nie zrobiłeś nic złego... To nie ty prowadziłeś auto, a Alden! To nie ma  z tobą nic wspólnego. Proszę, spójrz na mnie, William!
Niechętnie spełniam jego prośbę, unosząc wzrok. Jest piękny... Jego oczy błyszczą znacznie intensywniej z powodu odczuwanego gniewu. Kiedy widziałem go po raz ostatni leżał nieprzytomny w moich ramionach. Wtedy byłem pewny, że go straciłem... Ból, który odczuwam jest tak silny, że kulę się w sobie.
- Will... - szepcze drżącym głosem, obejmując mnie mocno. - Już dobrze, już jest dobrze... - powtarza bez końca. A ja mu wierzę.
Leżymy w łóżku, w całkowitej ciemności. Jestem oparty o zagłówek, a Daniel trzyma głowę na mojej klatce piersiowej. Nasze prawe dłonie są mocno splecione od chwili, gdy zostałem wzięty za rękę i przyprowadzony do naszego cichego, bezpiecznego miejsca. Choć nieco się waham nad tym gestem, wolną dłonią zaczynam głaskać go po jasnobrązowych włosach. Oddycha równo i spokojnie, zupełnie jakby spał, lecz dobrze wiem, że jest pochłonięty swoimi myślami, tak samo jak ja.
- Kocham cię... - powtarza po raz kolejny, przełamując ciszę między nami.
- Ja też cie kocham.
- Ja ciebie bardziej – unosi nieco twarz, by spojrzeć mi w oczy.
- Niemożliwe – odpowiadam na uśmiech, którym mnie obdarza.
- Udowodnij.
- Co mam zrobić? Dobrze wiesz, że zrobię wszystko.
- Wszystko? Jesteś pewny? - droczy się ze mną, unosząc wyżej.
- Wszystko – potwierdzam.
- Powiedz, że mnie kochasz – prosi, sięgając ustami do moich ust.
- Kocham... - scałowuje to wyznanie, pogłębiając pocałunek. Jego puls gwałtownie przyspiesza. Uwalniam dłonie i obejmuję go mocno, popychając na poduszki.
- Kochaj mnie... Teraz... Jutro... Za rok... Za dziesięć lat... Kochaj mnie... - jego ramiona owijają się wokół mojej szyi, a nogi obejmują ciasno za biodra. Jest blisko, ale to nadal za mało...
- Kocham... - próbuję go pocałować, lecz mnie powstrzymuje.
- Dlaczego pozbyłeś się moich rzeczy z mieszkania? Przecież nie powiesz mi, że zniknęły w magiczny sposób. Co się z nimi stało?
- Przewiozłem wszystko do domu na wsi. Pomyślałem, że jeśli wrócisz, to będziesz potrzebować spokoju i odpoczynku.
- Znowu chcesz zostawić mnie samego? - robi smutną minę doskonale zdając sobie sprawę, że ma mnie w garści. Zrobię co w mojej mocy, aby był szczęśliwy.
- Nie byłbyś sam. Wujek Harry obiecał, że się o ciebie zatroszczy – tłumaczę mu.
- To bardzo miłe z jego strony, ale nie potrzebuję jego, a ciebie. Tylko ciebie. Masz rację. Jestem w nie najlepszym stanie. Ktoś musi się mną zająć, rozpieszczać, spełniać zachcianki, zaspokajać...
- To praca na cały etat – zaczynam się śmiać.
- Nie zapominaj o nadgodzinach, świętach oraz wszystkich weekendach – wylicza, dotykając opuszkami moich policzków.
- Masz szczęście, że jestem pracoholikiem i potrafię zatracić się bez reszty.
- Teraz już rozumiesz dlaczego wybrałem właśnie ciebie? Kocham cię, Will. Na zawsze.
- Na zawsze – powtarzam po nim, przypieczętowując umowę pocałunkiem.

28 komentarzy:

  1. Okej, początek ze spodniami mnie rozwalił. Ta turbośmieszność :D
    I nagle takie… GDZIE JEST DANIEL?! Cooo, nie ma go nigdzie, nikt nic o nim nie mówi… Co się dzieje ;-;
    I niemożliwe. Chyba pierwszy raz wogóle Lucas mnie irytował. To możliwe? Jak? Kitsune, jak? Myślałam tylko: "Weź spadaj szpiegować Patrica, wkurzasz"
    No i nagle Daniel. I wszystko się wyjaśnia. William co ty odwalasz? Tak długo chciałeś go zdobyć, a teraz go wywiozłeś gdzieś w ciul daleko? Serio? Ja go nie tozumiem. I to my jesteśmy skomplikowane? Już kiedyś to powiedziałam, ale powtórzę. "William zachowuje się gorzej niż baba z okresem." Niepodważalnie!
    To co, został ostatni rozdział! To będzie już epilog, czy będzie rozdział i epilog?

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostały 2 rozdziały :D Nie będzie epilogu.
      Nie rozumiesz Williama? Dlaczego? Poczucie winy sprawiło, że nie umiał być blisko. Obwiniał się o wypadek. Na szczęście Daniel również miał coś do powiedzenia.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Chcę je przeczytać jak najszybciej, ale również się ich obawiam… Co tu się wydarzy. Zobaczymy, zobaczymy…
      Bo powinien przy nim być, wspierać. A on… to było tchurzostwo, nie poczucie winy. Tyle w temacie :P Chwała za to Danielowi!

      Wegi

      Usuń
    3. Jak najszybciej to chciałbym je napisać :D Mam już kilka stron, więc być może jutro? Zobaczymy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Już kilka stron? szybki jesteś :P To ja czekam :D

      Usuń
    5. Na chwilę obecną 9, ale jeszcze nie skończyłem pisać. Wydaje mi się, że jeszcze dzisiaj wrzucę rozdział 19.

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. A tak teraz się zastanawiem. Ile stron mają twoje rozdziały? No nigdy nie potrafiłam tego odgadnąć na telefonie.
      Ocho, to ten rozdział!

      Wegi

      Usuń
    7. Średnio? 8-9, ale nie robię tego celowo. Po prostu zazwyczaj tak wychodzi. Nie wiem ile to słów, nie sprawdzam. Piszę do momentu, aż stwierdzam, że wystarczy.
      Tak, to ten rozdział. Trochę się boję, bo będzie kontrowersyjny :D No cóż, mówi się trudno :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Rozumiem, tak jest chyba najlepiej. Nie ma co przeciągać akcji, albo kończyć w nieodpowiednim momencie. Trzeba wyczuć moment cięcia :D
      Kontrowersyjny? A czemuż to? Ciekawisz coraz bardziej! Jeszcze ok. godzina. Dokończę pracę na artystyczne :D

      Wegi

      Usuń
    9. Praca bardzo fajna :D
      Jestem pewny, że za chwilę sama zrozumiesz, czemu kontrowersyjne :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Padadam! No i zakończenie idealne *^*
    Ale przecież...jeszcze całe dwa rozdziały...
    Co oznacza że...
    albo Lisek zrobi roztapiającą serduszko sielankę z happy endem;
    albo smutne i poruszające zakończenie po którym łzy same będą napływać do oczu ;-;
    Chociaż znając Liskowe pomysły będzie to coś jeszcze innego co nas wszystkich zaskoczy ;)

    ~Suzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Was zaskoczę :D Od tego jestem :)
      Teraz jest tak słodko, pocieszmy się tym :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Ostatnimi czasy nie mogłam przeczytać nowych rozdziałów, gdyż w Białej Podlaskiej nie miałam interneta. Aczkolwiek dzięki protestującym rolnikom miałam 2,5h na zastanowienie się nad "zwrotem akcji", który chcący, niechcący zapowiedziałeś. I wiesz, niewiele się myliłam, wiedziałam, że będzie akcja z narażeniem życia/śmierć i dobrze wywnioskowałam także inną sprawę: cały i zdrowy będzie Will. Haha! My, Czarownice z licencją mamy prawdziwą moc! Wprawdzie myślałam o ataku ISIS, albo krwawej jatce z psychopatą Kamilem, a nie Aldena. Gdy o tym czytałam rozległał się charakterystyczny śmiech szaleńca. Naprawdę śmieszna scena.
    A powyższy rozdział był taki: What the (warm, soft, beautiful) Hell? Ale muszę pochwalić: końcówka roztapia każdy lód serca ❤ *klaszczę*
    Właściwie, w tym miejscu opowiadanie mogłoby się zakończyć, ale skoro będą jeszcze 2 rozdziały, król Kitsune wrzuci nam coś całkiem niespodziewanego, zaskakującego, zamurowującego prawda?
    Życzę weny, skupienia się na Opowieściach, bo wszystkie jesteśmy bardzo ciekawe!

    PS1: Miecze rzeczywiście mają więcej uroku od karabinów, walka nimi każdy bardziej honorowa, piękniejsza. Ale ciekawego mnie jedna rzecz: skoro kolejna historia ma być krwawa, to czy będzie to coś słabego i śmiesznego jak "Krzyk" czy intrygującego, tapkę mrocznego niczym "Nienawistna Ósemka"? Osobiście jestem zwolenniczką zagadki i tajemniczych śmierci, a na koniec rzeźi niewiniątek (polecam do takich klimatów niezwykle inspirujący zespół Hunter -> widzimy się na koncercie)
    PS2: Mam nadzieję że w ciągu najbliższego tygodnia przybędą Ci ze dwie nowe czytelniczki, z czego jedna z Białej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie będą ostatnie 2 rozdziały? Inne :D Liczę na to, że nawet Czarownicę uda mi się zaskoczyć :D
      Nowe opowiadanie to także coś zupełnie nowego, przynajmniej dla mnie. Dawno,dawno temu został zawarty pewien kontrakt... Do tego odrobina magii... I miłość :) Tak to mniej więcej będzie wyglądało :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Kitsune, Kitsune... U ciebie żelazo się kłóci czy kuje? ;)

    ~Gramatyczny nazista :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiąc szczerze nie wiem :D Sprawdzę :) Dziękuję :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Szczerze to dopóki nie było nie było wzmianki o Danielu to myślałam, że on nie żyje, a Will jest w żałobie. Kiedy do tego momentu doczytałam to było takie: "WTF?! To on jednak żyje?! Zmartwychwstał czy jak?! Daniel to bóg jakiś czy co (dla Willa i może *lenny*)?!" Miałam taki spóźniony zapłon z tym komentarzem, bo mama mi zabrała telefon ;_; ale mam go już ^^

    Jeśli mam się wypowiedzieć co do rozdziału to pozwole sobie zacytować siebie samą : "Dlaczego mam się powtarzać skoro to oczywiste, że (w tym wypadku) to kocham?"

    ~Emy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że go nie zabiłem. A chciałem. Joleen mnie powstrzymała :D Za chwilę kończę poprawki kolejnego rozdziału, więc ok. 21 powinien już być.
      To nie będzie tak, że bohaterom zawsze się uda i wyjdą cało z opresji. Kitsuś lubi dramatyczne zakończenia. Widzę, że u Ciebie też panował mały dramat, skoro mama pozbawiła Cię telefonu :D Pamiętaj - mamy trzeba słuchać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Wow, trochę żałuję, że nie rozpisałeś się o Danielu w szpitalu oh oh, jakby było fajnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda jest taka, że chciałem go zabić :D Gdybym dodał scenę w szpitalu, nie przeżyłby do końca opowiadania :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ok... Świetny z ciebie negocjator :D

      Usuń
    3. Kiedy piszę, zawsze jestem zakochany. W pierwszej części wolałem Daniela, bo był równie zagubiony jak ja. Obydwaj wkraczaliśmy na zupełnie nowy grunt. Jednak później, gdy miałem większe doświadczenie, Will wydał mi się bardziej interesujący :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Ja byłam kiedyś w skórze Willa z pierwszej części i druga po prostu nijak ze mną nie gra. Nie ma scenariusza w którym druga część mogła by się urzeczywistnić. A każde opowiadanie odbieramy przez własne filtry, nadając im często zupełnie inne znaczenie niż było intencją autora. Ale pierwsza część była super dobrze napisana, podejście Daniela, jego wahanie, egocentryzm i niedojrzałość - idealne :)

      Usuń
  7. Opowiadanie fajne, pierwsza część była ciekawsza dla mnie, bardziej wiarygodna. No i wolałam Willa jako seme ;) Ale jeśli nie przywiązywać się zanadto do tej zmiany ról to drugie też super, tylko trochę bardziej cukierkowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza część powstała pod wpływem impulsu. Dzisiaj napisałbym ją zupełnie inaczej. Druga była dla Joleen, więc musiała być słodka :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  8. Kiedy zaczęłam czytać ten rozdział byłam przekonana że Daniel nie żyje. Jesteś niesamowity

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    poczatek mnie bardzo rozbawił, może Aiden wyjdzie na prostą, tak sie bałam że Danielowi się coś stało, Will czemu nie odwiedziłeś, nie zadzwoniłeś?
    weny i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, początek to bardzo mnie rozbawił, może Alden wyjdzie na prostą, bałam się że Danielowi coś się stało, a Will czemu nie odwiedziłeś, nie zadzwoniłeś?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń