„Bezsenne Noce”
„Bezsenne Noce”
Rozdział 1
Pragnę być ojcem. Mieć dziecko. Najlepiej syna. Nauczyć go tych wszystkich
rzeczy, których nauczył mnie mój ojciec. Przez ostatnie dziewięć lat robiłem co
mogłem. Spotykałem się z różnymi kobietami, lecz dla żadnej z nich rodzina nie
oznaczała tyle, co dla mnie. Doszedłem do momentu, w którym nie ma już odwrotu.
Czas płynie. Mam już trzydzieści dwa lata. Nie mogę dłużej czekać!
- Chce mi pan powiedzieć, że nie mam praw do własnego dziecka?! – Jeszcze kilka
sekund, a ciało tego medyka od siedmiu boleści będą zeskrobywać ze ściany...
- Panie Ford, sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest doprawdy bardzo
delikatna. Radziłbym zachować spokój i jasność umysłu.
- Spokój? Jasność? Czy pan się słyszy, do jasnej cholery?! – wybucham, waląc
pięścią w stół. – Mówimy przecież o moim dziecku! Moim synu!
- Nie wiemy jeszcze, czy to będzie syn. Równie dobrze może się urodzić córka –
Mężczyzna uśmiecha się do mnie dobrotliwie. Za chwilę zetrę mu ten uśmieszek z
twarzy gołymi pięściami!
- Wszystko mi jedno co się urodzi! Zawarliśmy umowę! Doktorze, miał pan znaleźć
osobę, która odda mi dziecko, a po porodzie zrzeknie się wszystkich praw i co?!
- Panie Ford... Bardzo pana proszę – lekarz stara się pohamować mój ognisty
charakter. – Nasza rozmowa powinna mieć charakter prywatny, prawda? To, co panu
zaproponowałem nie jest zgodne z prawem – dodaje znacznie ciszej.
- A ja panu zapłaciłem i to sporo, więc nie rozumiem w czym tkwi problem –
syczę przez zaciśnięte zęby.
- Proszę tego nie traktować jako problem, lecz przejściowe kłopoty, które z
pewnością pokonamy. Po porodzie będzie pan mógł wystąpić o przeprowadzenie
testów DNA. Na tej podstawie sąd wyznaczy panu widzenia.
- To nie to samo, co przejęcie praw rodzicielskich! – On chyba do reszty
oszalał, jeśli sądzi, że zostawię moje dziecko w rękach obcej osoby!
- W obecnej sytuacji mamy związane ręce.
- Nieważne. Może pieniądze naprawią pańskie niedopatrzenie. Kiedy poznam kobietę,
która nosi mojego syna? – Odprężam się na samą myśl, że każdego można kupić. To
tylko i wyłącznie kwestia ceny.
- Właśnie dlatego nalegałem, abyśmy odbyli rozmowę w cztery oczy. Jak już
wcześniej wspominałem, w klinice doszło do haniebnej pomyłki. Ze swojej strony
dołożymy wszelkich starań, by taka sytuacja nie miała miejsca w przyszłości. –
Mój rozmówca drażni mnie gładką formułką, za którą nie stoją żadne konkrety.
- Do rzeczy, doktorze. Kiedy ją poznam? – Opieram dłonie na drewnianych
poręczach fotela i wpatruję się w sprawcę całego zamieszania. Jeszcze nie tak
dawno temu obiecywał mi, że wszystko pójdzie jak z płatka, a dzisiaj... Moje
palce boleśnie wbijają się w twardą, lakierowaną powierzchnię. Jestem tak
wkurzony, że roztrzaskałbym ją w drobny mak, lecz muszę się hamować. – No więc?
– popędzam go. Lekarz przeciera błyszczące czoło papierową chusteczka, którą
wyciągnął z lewej kieszeni fartucha.
- Powiem wprost – nabiera głęboko powietrza. – Pańskie nasienie nie zostało
wszczepione kobiecie, a mężczyźnie.
- Co?! – Zrywam się z miejsca i łapię go za koszulę, którą zaczynam intensywnie
szarpać.
- Panie Ford, proszę mnie puścić! – domaga się wolności, choć ja ani myślę tego
robić.
- Powtórz to, doktorku – nalegam, wznawiając swój atak.
- On za chwilę tu będzie, dlatego... – Mężczyzna spogląda na mnie błagalnie.
Nic nie wskóra. Nie wyjdę stąd, jeśli nie wydobędę z niego odpowiedzi!
Naszą kłótnię przerywa pukanie.
- Cokolwiek się stanie, proszę się opanować. – Doktor po raz kolejny próbuje na
mnie wpłynąć. – Ta sytuacja dla nikogo z nas nie jest prosta. Proszę pamiętać,
że naskakując na tego chłopaka, może się pan przyczynić do poronienia. Nie chce
pan zabić własnego dziecka, prawda? – Przebiegły medyk gorączkowo poprawia
swoje ubrania i zakłada okulary w drucianych ramkach, po czym podchodzi do
drzwi i przekręca zamek. – Proszę wejść.
- Dziękuję – odpowiada mu cichy, ledwo słyszalny szept.
- No dobrze, jesteśmy już w komplecie. Proszę usiąść, panie Bennett – lekarz
odsuwa krzesło, by nowo przybyły mógł zająć miejsce obok mnie. Zerkam na niego
ukradkiem. To on? On nosi mojego syna? Wolne żarty. Sam wygląda jak dziecko. Ma
włosy o złocistym odcieniu, zaczesane i upięte nisko na karku. Jest niewysoki.
Do tego bardzo szczupły i blady jak fartuch doktora Webba. – Maxwell Ford,
dawca nasienia – przedstawia mnie – A to jest...
- Nie obchodzi mnie, kim jest ten człowiek! Mówiłem panu setki razy, doktorze.
Dziecko jest moje! – Nie minęła minuta od naszego spotkania, a ten wredny
karzełek już atakuje. Chcesz wojny, będziesz ją miał!
- Kwestie prawne są już panu dobrze znane – lekarz stara się wyciszyć napiętą
atmosferę, zajmując fotel na wprost nas i uśmiechając się lekko.
- Owszem. Dużo czytałem na ten temat. Obojętne kto jest dawcą nasienia. To ja
urodzę to dziecko, więc należy do mnie. – Wojowniczy ton oraz determinacja
blondyna sprawiają, że zmieniam zdanie. Wydawał mi się słaby i przestraszony, ale
pozory mylą. Zapowiada się ostre starcie.
- Ile? – Rzucam szybko, nie bawiąc się w dalsze konwenanse, bo mierzi mnie ta
jałowa rozmowa.
- Słucham? – Ciężarny po raz pierwszy zaszczyca mnie swoim hardym spojrzeniem.
- Ile chcesz za dziecko? Zapłacę i po sprawie. – Po co chować głowę w piasek.
Przecież od samego początku wiadomo, że chodzi mu tylko o pieniądze. Załatwię
to szybko i będę się mógł skupić na planowaniu ojcostwa.
- Nie sprzedam panu mojego dziecka! To nie jest rzecz, którą może kupić! – Po
tonie głosu jasnowłosego wnioskuję, że mocno uraziła go moja propozycja.
- Tak się składa, smarkaczu, że zapłaciłem już temu oto doktorkowi, więc nie
utrudniaj, bo pożałujesz! – Grożę. Chłopak chyba rozumie powagę sytuacji, bo
mimika na jego twarzy szybko się zmienia. Boi się. Na jego miejscu też bym się
bał.
- Spokojnie... Tylko spokojnie... – Doktor po raz kolejny powtarza
znienawidzone przeze mnie zdanie. – Spróbujmy wypracować jakiś kompromis.
- Na to już za późno! Chcę swojego dziecka! – krzyczę. – Niech ten szczeniak
podpisze co trzeba, tak jak się wcześniej umawialiśmy!
- Ten szczeniak niczego nie będzie podpisywać, a jeśli chce pan dziecka, to
proszę je sobie samemu urodzić, bo mojego pan nie dostanie. Do widzenia! – Jasnowłosy
zrywa się z miejsca i próbuje wyjść.
- Nie tak szybko! – Chwytam go za ramię i ciągnę z powrotem w kierunku krzesła.
Mój gest chyba nieco go zaskoczył, bo traci równowagę. W ostatniej chwili udaje
mi się go złapać, bo upadłby na podłogę.
- Nic panu nie jest?! – Doktor Webb podbiega do chłopaka i zaczyna sprawdzać
jego puls.
- Zakręciło mi się w głowie – odpowiada mu słabym głosem.
- Proszę otworzyć okno – instruuje mnie ginekolog, po czym pomaga usiąść małemu
aktorowi, który udaje omdlenie. – Lepiej? – pyta zatroskany.
- Tak, dziękuję.
Nic nie wskazuje na to, by ciężarnemu w jakikolwiek sposób
było lepiej. Chłopak robi się jeszcze bardziej blady na twarzy. Zakłada za ucho
dłuższe pasma swojej grzywki, odsłaniając oczy o kształcie migdałów.
- Proszę chwilę posiedzieć, a następnie udamy się do gabinetu obok i zrobimy
kilka badań. Z tego co widzę, ciąża już daje się panu we znaki, prawda? – Webb
klepie swojego pacjenta po drobnej dłoni.
- Poradzę sobie – odpowiada buńczuczny pacjent.
- Bierze pan witaminy i pamięta o prawidłowym odżywianiu oraz odpoczynku? – Lekarz
wypytuje karzełka o szczegóły, które mało mnie obchodzą. Wolałbym jak
najszybciej rozwiązać kwestie finansowe. – Ma pan nudności? – Kontynuuje przesłuchanie.
- Cały czas.
- Mimo tych niedogodności, chyba chce pan zobaczyć dziecko, prawda? – Kusi
blondyna, wskazując na drzwi prowadzące do drugiego gabinetu, w którym znajduje
się ultrasonograf.
- Tak. Bardzo chcę – przytakuje złotowłosy.
Dosyć tej medycznej paplaniny! Przejdźmy wreszcie do rzeczy.
- W takim razie zapraszam. Zrobimy USG – Webb pomaga chłopakowi wstać. Przez
kilka sekund sprawdza, czy da radę utrzymać się na własnych nogach. –
Przyjechał pan z jakąś osobą towarzyszącą, z kimś z rodziny? Mam poprosić kogoś
do środka? – Mężczyzna otwiera białe drzwi i gestem zachęca go, by skierował
się w stronę leżanki.
- Nie – ciężarny przecząco kiwa głową.
Jest sam? To dobrze. Im mniej osób wie o tym, że zapłaciłem za zapłodnienie,
tym lepiej.
- Pomogę panu zdjąć sweter. – Ginekolog wzorowo gra rolę wyjątkowo uczynnego. –
Proszę się położyć i podciągnąć bluzkę.
Blondyn wykonuje wszystkie polecenia, po czym zerka na
mnie z niezadowoleniem.
- Co pan tu robi? Proszę stąd wyjść! – Nie podoba mu się moja obecność? No
trudno, będzie się musiał do niej przyzwyczaić, bo nie ruszę się z gabinetu na
krok!
- Przecież to moje dziecko! – Warczę, siadając obok lekarza. – Nie dam się stąd
wyrzucić!
- Panie Bennett, proszę okazać odrobinę zrozumienia. Dla pana Forda ta sytuacja
również nie jest łatwa. Chce być obecny w życiu dziecka już od samego początku.
Więc jak, możemy zaczynać? – Muszę przyznać, że Webb świetnie rozgrywa
sytuację. Pewnie ma na koncie więcej takich wpadek...
- Tak – chłopak nie jest zadowolony, choć nie oponuje, gdy lekarz odsłania
idealnie płaski brzuch.
- Czy mi się wydaje, czy schudł pan od poprzedniej wizyty?
Schudł? Powinien przytyć. Jeśli ten gnom zaszkodzi
dziecku, będzie miał ze mną do czynienia!
- Dziecko nie ma ochoty na jedzenie. Chce tylko spać. – Gdy blondyn mówi o moim
synu, ton jego głosu mimowolnie zmienia się na bardziej miękki. Pewnie myśli,
że manipulując moimi uczuciami wyciągnie więcej forsy. Niedoczekanie.
- Ciąża u każdego objawia się indywidualnie. Te niedogodności wkrótce miną i
zacznie pan przybierać na wadze. Proszę uzbroić się w cierpliwość – lekarz ponownie
klepie go po dłoni, dodając w ten sposób otuchy.
- Mam nadzieję – pada niemrawa odpowiedź. Oczy blondyna od samego początku
utkwione są w monitorze. Jest spięty, ale i podekscytowany.
- Żel jest nieco chłodny – informuje Webb, przystępując do badania.
- Nie szkodzi. Chcę zobaczyć dziecko. – Ciężarny wstrzymuje oddech. Ja także
jestem bardzo poruszony. Nie wiem na co powinienem się nastawić.
- Płód jest jeszcze bardzo malutki – Webb wskazuje niewielką plamkę na
monitorze. – Widzicie, już się rusza. Tu ma główkę, a tu... – Po twarzy
chłopaka spływają łzy, które bezwiednie ściera dłonią. Płacze? Też mi coś... – Wszystko
wydaje się w najlepszym porządku – kwituje medyk, kończąc badanie.
- Chciałbym zdjęcie – wtrącam się do rozmowy.
- Oczywiście. Za chwilę je dla pana wydrukuję. Macie jakieś pytania? Jestem do
panów dyspozycji. – Doktor sięga po papierowy ręcznik, którym wyciera brzuch
swojego pacjenta.
- Nie – odpowiadamy równocześnie.
- W takim razie proszę umówić kolejną wizytę z moją asystentką – lekarz
zdejmuje rękawiczki, wyrzucając je do odpowiedniego pojemnika. W jego
mniemaniu wszystko jest w najlepszym porządku. Zazdroszczę mu takiego
nastawienia. Za szybko zapomniał, że nadal nie ustaliliśmy najważniejszego.
Chcę jak najszybciej uzyskać pełnię praw do mojego dziecka.
- Doktorze, nie wiem czy stać mnie na prywatną klinikę – mały gnom udaje, że
poprawia ubranie. Odprężam się, bo wreszcie dochodzimy do tematu pieniędzy, na
co od samego początku czekałem. Dalej, rzuć tą oszałamiającą kwotą. Ja też mam
serdecznie dosyć tego cyrku, jaki nam zgotowałeś.
- Tym proszę się nie martwić. Pokryjemy koszty w ramach zadośćuczynienia –
lekarz uśmiecha się do złodzieja dzieci w taki sposób, jakby chciał w ten
sposób zrekompensować własne niedopatrzenie. – W razie gdyby źle się pan czuł,
proszę do mnie od razu zadzwonić lub poprosić kogoś z rodziny, by pana przywiózł.
Dam też panu rozpiskę czego i kiedy można się spodziewać, chociaż w sytuacji,
gdy ktoś tak młody jak pan spodziewa się dziecka, lekarz ma niewiele do
powiedzenia. Rodzina i znajomi z pewnością udzielą wszelkich rad.
- Młody? To ile on ma lat? – dziwię się ostatniej uwadze Webba.
- Osiemnaście. Pan Bennett zgłosił się do kliniki, bo szukaliśmy chętnych do
testowania nowego leku. Do teraz zachodzę w głowę jak mogło dojść do tak
niewiarygodnej pomyłki. Zapewniam panów, że dołożymy wszelkich starań, aby…
- Nieważne. Przepraszam, ale muszę już iść. Śpieszę się do pracy – chłopak przerywa
monolog ginekologa i pospiesznie zbiera swoje rzeczy.
- Pracujesz w ciąży?! To zabronione! Możesz zaszkodzić dziecku! – Wracam do
roli nadopiekuńczego ojca, której ten parszywiec chce mnie pozbawić.
- To nie pańska sprawa! – odcina mi się. – Zadzwonię w sprawie kolejnej wizyty.
Do widzenia – znika równie szybko, jak się pojawił.
***
Minęło pięć dni odkąd po raz pierwszy widziałem mojego syna oraz inkubator,
który go dla mnie przechowuje. Z racji tego, że doktor Webb chce załatwić
sprawę polubownie i bez zbędnego rozgłosu, zgodził się ujawnić mi pewne
informacje. Dziecko przebywa pod opieką osiemnastolatka, którego zacząłem
śledzić. Obserwacje okazały się bardzo owocne. Dzięki temu wiem, że jest on
związany z galerią Impression, która specjalizuje się w sprzedaży reprodukcji
olejnych płócien wielkich mistrzów. Nie jest to jednak jego jedyne zajęcie.
Trudno stwierdzić co i gdzie robi, bo jest w ciągłym ruchu. Mieszka w
niewielkim mieszkanku, które wynajmuje na przedmieściach. Ma białego i nieco
sfatygowanego volkswagena new beetle. Wolałbym, by miał większy i bezpieczniejszy
samochód, wyposażony w poduszkę powietrzną.
Webb wspominał także o tym, że chciał brać udział w jakichś eksperymentach
medycznych, testować leki za pieniądze. Chyba kompletnie mu odbiło! Mam szczerą
nadzieję, że porzucił te plany. Jeśli zaszkodzi dziecku, własnoręcznie go
uduszę!
Z galerii jedzie na uniwersytet, gdzie spędza kilka godzin do późnego wieczoru.
Ciekawe co tam robi? Przecież nie studiuje. Leń i obibok. Nie chce mu się
uczyć, skoro znalazł już pracę. Typowe zachowanie młodzieży w jego wieku. Na
szczęście zabrałem ze sobą komputer, dzięki czemu czekanie na dalszy rozwój
wypadków w pobliskiej kawiarni aż tak mi się nie dłuży.
Jest już dobrze po dwudziestej, gdy pojawia się na parkingu. Jego białe auto
należy do nielicznych pojazdów, które stoją na parkingu. Większość studentów i
pracowników już dawno wróciła do domu. Chłopak taszczy ze sobą kilka książek,
które odkłada na siedzenie po stronie pasażera. Gdy on się pakuje, ja pospiesznie
płacę rachunek i wsiadam do swojego samochodu, gotowy by za nim jechać.
Kieruje się do swojego mieszkania. Zatrzymuje się blisko wejścia do starej,
czteropiętrowej, zbudowanej z czerwonej cegły, kamienicy. Nie podoba mi się ta
okolica. Kręci się tu dużo podejrzanych typów.
Mija pięć, dziesięć minut, lecz krasnal nie wysiada. Zgasił silnik, a popsuta
latarnia sprawia, że nic więcej nie widzę. Uderzam palcami w kierownicę,
czekając, czekając... Co się dzieje? Czemu tyle to trwa?
Po ponad dwudziestu minutach wysiadam ze swojego auta i przechodzę przez jezdnię.
Klnąc pod nosem zaglądam przez szybę do środka jego auta. Jasnowłosy beztrosko sobie
śpi.
- Hej – wołam. Nie reaguje. Tylko tego mi brakowało do szczęścia... Otwieram
drzwi i dotykam jego ramienia. Jedyny efekt, jaki osiągam to to, że mocniej
oplata ręce wokół brzucha. Wygląda na skonanego. Wyjmuję kluczyki ze stacyjki.
Oprócz niewielkiego breloczka w kształcie czarnego kota, przypięte ma tam
klucze oraz plastikową plakietkę z numerem 1. Ostrożnie biorę go na ręce i
kieruję się w stronę budynku. Czeka tu na mnie kolejna niespodzianka. Cyfrowy
domofon. Nie znam kodu.
- Musi pan przesunąć – informuje mnie dzieciak, który pojawia się znikąd.
- Przesunąć? – Nie bardzo rozumiem, co ma na myśli.
- O tak – wyjmuje swoje klucze i przykłada do podświetlanego panelu identyczny
plastik z numerem 7. – Eli źle się czuje? – Zagaduje mnie, zerkając z
ciekawością na blondyna.
- Eli? – Zapomniałem, że tak ma na imię.
- Powiedział mojej mamie, że będzie miał dzidziusia. Mama powiedziała, że w
jego wieku to zdecydowanie za wcześnie, a potem powiedziała...
- Dobra, rozumiem – irytuję się tym wywodem. – Mały, możesz zamknąć jego
samochód?
- Jasne – chłopczyk odbiera ode mnie klucze i biegnie wykonać zadanie.
- Dzięki. Następnym razem przywiozę ci czekoladę. Może być? – Próbuję być
uprzejmy, by wkupić się w jego łaski.
- Wolałbym cukierki. Takie, które barwią język na niebiesko.
- Nie ma sprawy. Otworzysz drzwi od jego mieszkania? – Ponownie wykorzystuję
dzieciaka, który spadł mi jak z nieba.
- A kiedy przyjedzie pan po raz drugi? – Urwis wpatruje się we mnie uważnie,
przystępując z nogi na nogę.
- Nie wiem. Pewnie niedługo. Eli mieszka sam? – Korzystam z okazji, by
pociągnąć go za język i czegoś się dowiedzieć.
- Tak. Maluje obrazy. Mama pozwala mi go czasami odwiedzać. Bawimy się wtedy
farbami.
- Ach tak? – Rzucam od niechcenia czekając aż zamek ustąpi. – Dzięki za pomoc.
- Tylko proszę pamiętać o cukierkach. Mieszkam na samej górze i mam na imię
Billy.
- Będę pamiętał, Billy. Obiecuję – spławiam natręta.
- Do widzenia – macha mi na pożegnanie, wspinając się po schodach na górę.
Wchodzę do ciemnego mieszkania, gdzie staram się namierzyć kontakt. Jedyne co
widzę, to zarys sofy, na której kładę śpiącego. Po chwili udaje mi się włączyć
światło.
Pokój jest niewielki i połączony z aneksem kuchennym. W rogu stoi regał, na
którym leży trochę książek. Jest też prostokątny, drewniany stół i dwa krzesła.
Przy oknie rozłożone są sztalugi i cała masa płócien. W pomieszczeniu unosi się
dziwny zapach. Podejrzewam, że to rozpuszczalnik, którym czyści pędzle. Te
rzeczy muszą stąd zniknąć. Chemikalia mogą zaszkodzić dziecku.
Po drugiej stronie znajdują się drugie drzwi, prowadzące do mikroskopijnej
sypialni. Jest chyba przerobiona z dawnej garderoby, bo nie wydaje mi się, aby
ktoś celowo zaprojektował tak niewielkie pomieszczenie. Łóżko również jest
małe. Dalej jest łazienka i metalowy wieszak, na którym znajduje się trochę ubrań.
Na szczęście tutaj zapach farb jest niewyczuwalny.
Po szybkiej inspekcji mieszkania ponownie biorę jasnowłosego na ręce i układam
go na posłaniu. Nawet nie drgnął. Nie mam pojęcia, czy źle się poczuł, czy jest
zmęczony, więc postanawiam poczekać, aż się obudzi. Musimy porozmawiać.
Z początku siadam na sofie i rozglądam się po otoczeniu. W życiu nie widziałem
tak malutkiego mieszkania. Najbardziej jednak kuszą mnie obrazy, które
poustawiane są w rogu. Przez chwilę nasłuchuję, czy właściciel nie przyłapie
mnie na gorącym uczynku, po czym ruszam odkrywać nieznane.
Niektóre płótna są nieskończone. Na innych znajdują się tylko delikatne szkice.
Jedno trzeba mu przyznać – nieźle maluje. Wszystkie obrazy przedstawiają
pejzaże. Na stole porozkładane są różnego rodzaju albumy. Więc tym się zajmuje?
Kopiuje dzieła sztuki?
Podnoszę jedną z książek i porównuję zdjęcia z nieukończonym dziełem. „Plaża w
Pourville” Moneta. Podobieństwo jest uderzające. Jeśli go dokończy, sam chętnie
bym go kupił. Bije od niego spokój. Kojarzy się z samotnym spacerem o poranku,
podczas którego... O czym ja myślę?! Chyba kompletnie mi odbiło! Powinienem
skupić się na dziecku. Mój syn jest priorytetem. Trzeba sprawdzić co jest w
lodówce i czy nie ma tu jakichś podejrzanych rzeczy. Może to narkoman albo
pijak?
Skarciwszy samego siebie, przechodzę do kuchni, na którą składają się kuchenka
elektryczna i dwie białe szafki. Jedna jest stojąca, a druga wisząca Zaczynam
od tej wiszącej. Nic w niej nie ma, poza kilkoma talerzykami i kubkami oraz
puszką z herbatą. A kawa? Jak można nie mieć kawy w domu? Dziwak.
Druga szafka również świeci pustkami. Paczka makaronu,
ryż, sos w słoiku. Na blacie stoi metalowy koszyczek z jabłkami i bananami oraz
paczka herbatników. Czy on w ogóle coś je?
Otwieram lodówkę, w której znajduję jedynie duże opakowanie soku jabłkowego,
chleb tostowy oraz słoik dżemu. Albo nie zrobił zakupów, albo chce paść z
głodu. Tak czy inaczej to kolejny temat do rozmowy.
Przechodzę dalej, do regału. Wszystkie książki dotyczą malarstwa i zostały
wypożyczone z biblioteki akademickiej. Widzę, że mocno się przykłada do swojej
pracy. Są też książki o ciąży i wychowywaniu dzieci. Jest lepiej przygotowany
niż ja. Dzięki zakładkom wiem, że niektóre zdążył już przeczytać. Cwaniak. To i
tak niczego nie zmieni. Nie oddam mu syna!
Moją uwagę przyciąga biała koperta z nazwą galerii, w której pracuje. Zaglądam
do wnętrza. Spora suma pieniędzy. Pewnie kilka tysięcy. Muszą mu nieźle płacić.
Dobrze wiedzieć, że ma z czego żyć.
Sięgam po jego szkicownik. Spodziewałem się jakichś rysunków, lecz nic w nim
nie ma. Same czyste kartki.
Postanawiam przekopać stos papierów, który znajduje się na stole. Rachunki,
reklamy, jakieś świstki z galerii, dotyczące wielkości zamówionych obrazów.
Jest także kalendarz. Nie powinienem go czytać, bo w środku mogą znajdować się
jakieś osobiste zapiski. Jednak z drugiej strony... Im więcej będę o nim
wiedział, tym lepiej. Może trafię na jakiś kompromitujący go szczegół, dzięki
któremu zgodzi się oddać mi dziecko?
Staranny charakter pisma szczelnie pokrywa wszystkie kartki. Jak na tak młodą
osobę, bardzo dużo pracuje. W niektóre weekendy dorabia w restauracji. Ma także
pracę na uczelni, zamówienia z galerii, pracę w sklepie, zastępstwo w
księgarni, w hotelu, w klubie fitness...
Na końcu kalendarza znajduję kolumnę, w której zapisano daty oraz spore sumy
pieniędzy. Pierwsza kwota to aż dziesięć tysięcy dolarów. Od tamtej chwili
minął ponad rok. Może na coś zbiera? Co robi z tymi pieniędzmi?
Chciałbym przejrzeć jego telefon. Zabieram więc klucze i idę do samochodu.
Przynoszę jego torbę oraz książki, które wypożyczył z uczelnianej biblioteki.
Niestety, ekran jest zablokowany, a ja nie znam hasła. No trudno. Sprawdzę go
innym razem.
Gdy nie mam już nic do roboty, czuję się senny. Układam się więc na miękkiej
sofie i zasypiam.
- Proszę, daj mi coś zjeść... Cokolwiek... – Gwałtownie otwieram oczy słysząc
cichy, znajomy głos. Przez chwilę czuje się zdezorientowany i nie wiem, gdzie
jestem. Eli stoi odwrócony do mnie tyłem i nalewa soku do szklanki. – Jeszcze
nawet nie wypiłem, a już jest mi niedobrze – narzeka.
- Z kim rozmawiasz? – pytam, nie umiejąc poskromić ciekawości. Chyba nie był
świadomy mojej obecności, bo podskakuje jak oparzony, a szklanka wypada mu z
ręki i roztrzaskuje się na drobne kawałki.
- Co... Co pan tu robi?! – Wlepia we mnie zalęknione oczy, chwytając się jednocześnie
za serce.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Zasnąłeś w samochodzie. Nie byłem
pewny, czy z dzieckiem wszystko w porządku, więc postanowiłem poczekać aż się
obudzisz, by...
- Śledził mnie pan?! – Chłopak jest wyraźnie oburzony.
- To nie jest tak jak myślisz. Chciałem tylko pomóc. – Nie wiedzieć czemu,
zaczynam się tłumaczyć. Nie zrobiłem nic złego. Troszczę się o dziecko.
- Nie wiem co pan chciał, ale proszę stąd natychmiast wyjść!
- Nie sądzisz, że musimy porozmawiać? – Przeczesuję potargane od snu włosy
palcami. Nie zamierzam ruszyć się z mojego miejsca nawet o milimetr.
- Nie mamy o czym. Nie oddam panu dziecka. Jest moje!
- Nie, nie jest! – podnoszę głos. Spokój. Spokój nas uratuje, choć czuję, że
ten jasnowłosy krasnal zaczyna mi silnie działać na nerwy. – Jestem ojcem i mam
prawo do...
- Do niczego nie ma pan prawa! A teraz proszę wyjść! – wygania mnie, wskazując
na drzwi.
Przez dłuższą chwilę przyglądam się nastolatkowi. Przespał tyle godzin, a wcale
nie wygląda lepiej. Ma podkrążone oczy i zapadnięte policzki. Powinien więcej
odpoczywać, a nie włóczyć się nie wiadomo gdzie.
- Posłuchaj, uważam, że powinniśmy coś zjeść i omówić najważniejsze kwestie.
Pójdziesz ze mną na śniadanie? Mam wielką ochotę na jajecznicę z ... – Nie
udaje mi się dokończyć zdania, bo chłopak wybiega w stronę łazienki. Zemdliło
go, bo wspomniałem o śniadaniu? Wrażliwiec się znalazł. W przeciwieństwie do niego
burczy mi w brzuchu.
Postanawiam posprzątać bałagan, którego narobił, bo nie chcę, by przypadkowo
nadepnął na szkło. Gdy kuchnia znowu wygląda tak jak przedtem, siadam na sofie
i kartkuję jeden z albumów Moneta. Po chwili podchodzę do lodówki i nalewam
drugą szklankę soku. Otwieram drzwi od sypialni, gdzie zwinął się w kłębek na
łóżku.
- Proszę, napij się – podaję ciężarnemu szklankę z sokiem. Eli niechętnie
obraca się w moją stronę. Jest blady i ma czerwone oczy. – Wyglądasz koszmarnie
– komentuję jego stan.
- Niech pan już idzie. Chcę zostać sam.
- Nie będziesz pić?
- Nie. I jeść też nie będę. Dziecko nie jest głodne.
- To minie, prędzej czy później – staram się jakoś go pocieszyć, lecz z marnym
skutkiem.
- Wiem, a teraz proszę już iść.
- Słuchaj, żaden z nas tego nie chciał, ale musimy się dogadać. Mogę ci pomóc.
Jesteś jeszcze młody. Całe życie przed tobą. Urodzisz dziecko, a ja się nim
zajmę. Otoczę opieką i...
- Nie oddam panu mojego dziecka! – Oburza się na moją propozycję.
- Nie jest twoje, a moje! I przestań mówić do mnie „pan”! Przez to, że sam masz
jeszcze mleko pod nosem, czuję się bardziej staro!
- Bo jest pan stary – rzuca kąśliwie.
- Jeszcze słowo, a... – Nabieram gwałtownie powietrza, po czym powoli je
wypuszczam. Nie wolno go denerwować. – Jestem Maxwell Ford, ale możesz mi mówić
Max. Nie „pan”, jasne?
- Jak słońce – mruczy.
- Skoro ani ty, ani ja nie zamierzamy ustąpić, trzeba wypracować kompromis.
Chcę mieć udział we wszystkim, co dotyczy mojego syna.
- Sąd wyznaczy panu wizyty.
- Nie o tym mówię! Chcę przy nim być już teraz! Dbać i mieć pewność, że rozwija
się prawidłowo – odkrywam moje karty by z góry wiedział, że nie ustąpię.
- Dziecku nic nie jest. Ma wszystko, czego potrzebuje.
- Wiem, że się starasz, ale to nie wystarczy.
- Nie oddam panu dziecka! – Będzie to bezustannie powtarzać?
- Jaki ty jesteś uparty! – Surowo oceniam ciężarnego.
- Ja? Uparty? A co pan powie o sobie? Śledzi mnie pan, nachodzi, denerwuje!
Jeśli tak ma wyglądać ta pańska troska i pomoc, to ja
bardzo dziękuję. Mam już dość nacisków ze strony doktora Webba!
- Wyjaśnijmy coś sobie. Nie troszczę się o ciebie, a o dziecko! Gdybym mógł, to
wydarłbym je z ciebie, ale skoro los tak chciał, to będziesz się musiał
pogodzić z moją obecnością w swoim marnym życiu, bo jak nie, to...
- To co? – Za późno zdałem sobie sprawę, że chłopak jest roztrzęsiony. W
kącikach jego oczu lśnią łzy, które zaczynają spływać po policzkach.
- Będziesz tylko płakać? – To jedyne, co udaje mi się wydusić. Nie sądziłem, że
tak zareaguje.
- Proszę, niech pan już idzie – nastolatek łka, chowając twarz w dłoniach.
Opieram się o ścianę i patrzę na niego przez kilkanaście minut. Choć bardzo się
stara, nie potrafi nad sobą zapanować.
Impas. Żaden z nas nie chce ustąpić. Blondyn w końcu
przestaje łkać. Podnosi się ze swojego miejsca i kieruje w stronę łazienki.
- Proszę na mnie poczekać w drugim pokoju. Za chwilę przyjdę – szepcze,
znikając za drzwi.
Siadam na sofie. Muszę bardziej uważać na słowa. Stres
może się negatywnie odbić na moim synku, a tego bym nie zniósł.
Mija kilka minut. Eli w końcu postanawia do mnie dołączyć. Przysuwa krzesło i siada
na wprost mnie, podciągając kolana do klatki piersiowej.
- Farby olejne mogą szkodzić dziecku. Wiesz o tym? – Zaczynam od kwestii, która
najbardziej mnie martwi.
- Przestałem ich używać.
- Skoro nie będziesz malował obrazów, to z czego będziesz żyć?
- A kto powiedział, że nie będę? Dostałem zamówienia na grafiki oraz akwarele.
Poradzę sobie.
- Mam nadzieję. Druga sprawą są pieniądze. – Obserwuję jego twarz. Powinien być
zadowolony, że chcę mu je dać. – Jeśli czegoś potrzebujesz, to powiedz –
naciskam, by wyznaczył kwotę.
- Dziękuję, niczego od pana nie chcę.
- Mówiłem, abyś mówił mi Max, prawda?
- Niczego od ciebie nie chcę, Max – powtarza ostatnie zdanie, po raz pierwszy
zwracając się do mnie mniej oficjalnie.
- A ja wprost przeciwnie. Chcę brać udział we wszystkim, począwszy od wspólnych
wizyt lekarskich.
- To wykluczone! – Irytuje się słysząc moją propozycję.
- Mam do tego prawo! – Wstaję i zaczynam spacerować po niewielkim
pomieszczeniu, by łatwiej mi było zebrać myśli. – A poza tym chcę twój numer
telefonu. Zadzwonisz do mnie, gdyby z dzieckiem działo się coś niepokojącego.
Proszę, to moja wizytówka – wyciągam z portfela niewielki kartonik i podaję
blondynowi, lecz osiemnastolatek ignoruje mój gest. Wzdycham ciężko, kładąc ją
na stół. – Muszę wyjechać na dwa, może trzy tygodnie, więc zobaczymy się
dopiero w przyszłym miesiącu. Co jakiś czas będę do ciebie dzwonić i pytać o
dziecko, a ty mi będziesz o wszystkim opowiadać. To chyba sprawiedliwy układ.
- Dlaczego mam tracić na ciebie cenny czas? Włamujesz się do mojego mieszkania,
obrażasz mnie i rozkazujesz, a po wszystkim liczysz na to, że będę ci zdawać
relacje? Chyba śnisz! Zabraniam ci dzwonić do siebie pod jakimkolwiek pretekstem.
Jeśli z dzieckiem będzie coś nie tak, lekarz da ci znać. Na mnie nie licz! I
nigdy więcej tu nie przychodź, Max! – Wypowiada moje imię z prawdziwą pogardą. –
Zabieraj swoją wizytówkę i zamknij za sobą drzwi, bo jak nie, to wystąpię do
sądu. Powiem, że mnie nękasz i zastraszasz. Odbiorą ci prawa rodzicielskie i
nigdy nie zobaczysz swojego dziecka. Czy wyrażam się jasno?
Źle oceniłem sytuację, a przede wszystkim źle oceniłem małego Eli. Wydawał mi
się zagubiony i życiowo niezaradny, a tymczasem potrafi się ostro postawić.
Próbowałem być dla niego dobry i poszukać kompromisu, ale to na nic. Skoro chce
wojny, to będzie ją miał.
- To jeszcze nie koniec. Będziemy w kontakcie – rzucam oschle na pożegnanie, głośno
trzaskając drzwiami.
Pierwsza! A przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńNie lubię mpregów, ale przeczytałam dla zasady. Przez cały czas nie mogłam opanować śmiechu.
Idealnie płaski brzuch
"Niech pan usiądzie, panie Bennett" - nic w tym śmiesznego, ale padłam.
I najlepsze: "Dziecko nie ma ochoty na jedzenie, chce tylko spać" Da fak?! Serio?! Wtf?!! Ale chyba wiem o co chodzi ;)
Już wiem, że będzie to istna komedia. 18-letni uke, który płacze bez powodu (niczym rozwydrzona pięciolatka), "silny", lecz po zachowaniu wnioskuję, że mało inteligentny seme. Ojojoj...
Rozumiem, że trzeba się uczyć nowych rzeczy, że historia jest całkowicie inna niż dotychczas, lecz poziom spada. Mam wątpliwości co do tego, czy Eli na pewno ma 18 lat i jest płci męskiej. Językowo także jest słabo. Akcja toczy się jakby zbyt szybko, przez brak jakichkolwiek opisów były momenty, w których zaczęłam się gubić. Dopracować trzeba jeszcze wiele rzeczy.
Lecz nauka, to potęgi klucz, a im więcej ma się kluczy, tym łatwiej sprawować władzę nad światem ;)
Naszła mnie jeszcze taka rozkmina:
UsuńSkoro mężczyzna posiada parę chromosomów XY, to (patrz: wyimaginowana tabelka z biologii) potomstwo dwóch mężczyzn może mieć pary: XX, XY, XY i YY. Czymże jest więc YY (głosy w głowie twierdzą, że to mutant, który będzie Antychrystem*)? Myślę, że dziecko o parze YY to prawdziwy seme (co nie zmienia faktu, że Antychrystem może być).
* - za dużo Slayera
Myślę Lidko, że to nie możliwe by były chromosomy YY bo i tak to napewno raczej była komórka żeńska by one mogły się połączyć. Choć tak wgl to gdzie oni mu wszczepili to dziecko?
UsuńPozdrawiam.
Alex
Myślę, że skoro mężczyzna w realiach tego opowiadania może mieć macicę w odbycie, by być w stanie urodzić dziecko, to równie dobrze może powstać para YY.
UsuńTylko się zastanawiam, co mi o 0:28 siedziało w głowie, że wspomniałam o Antychryście? Za dużo Slayera i teorii spiskowych.
W kwestiach biologicznych nie będę się wypowiadać. Za bardzo bawi mnie fakt, że o tym rozmawiacie :D Ponoć wampirów i demonów też nie ma, więc dlaczego facet nie może być w ciąży?
UsuńTo opowiadanie jest moim dodatkowym projektem, który piszę dla zabawy. Mógłbym je zachować tylko dla siebie, ale postanowiłem, że się z Wami podzielę. Poza tym sam nie wiem kiedy wstawię kolejny rozdział, dlatego starałem się upchnąć jak najwięcej szczegółów już na samym początku, abyście wiedzieli o czym to będzie. Kolejne rozdziały będą lepsze, obiecuję.
Lidka, nie wiem czy poziom spada, bo nie umiem tego obiektywnie ocenić. Pamiętaj proszę, że ja nie staram się o Nobla z literatury. Dopóki nie ma rażących błędów ortograficznych i w miarę panuję nad powtórzeniami, jest ok :D
Wasz Kitsune
Odniosłam wrażenie, że pod względem językowym opowiadania, które pisałeś kilka miesięcy temu np. Czekolada, Humory Księcia, były lepsze. Jeden aspekt już nazwałam po imieniu, czyli opisy. Ale wiem, że to nie wszystko, brakuje mi czegoś jeszcze.
UsuńI mam nadzieję, że umowa jednorożec=poprawa języka jest rzeczywista, bo ja zaczęłam pisać do znajomych w tej sprawie ;)
Lidka, a czytałaś te rozdziały ZANIM je poprawiłem? :D Niestety, niektóre błędy widzę dopiero po czasie. Skoro twierdzisz, że jest aż tak źle, to chyba muszę jeszcze raz przeczytać całego Zdrajcę. Poza tym w poprzednie opowiadania byłem bardzo mocno zaangażowany emocjonalnie, co potem się na mnie odbiło. Im bardziej "wchodzę" w jakąś postać, to potem nie umiem dojść do siebie, gdy opowiadanie się kończy i tym trudniej zacząć mi następne. Najpierw muszę na nowo poznać bohaterów. To dzieje się stopniowo i już w trakcie pisania. Może to prawda, że odbija się to na tym, co piszę. Nie wiem. Zawsze staram się najlepiej jak mogę. Nie wrzucam Wam "kaszalotów", których nie chciało mi się przejrzeć lub napisałem byle jak. W moim życiu też dużo się dzieje i to też odbija się na opowiadaniach. Będę ze sobą walczyć w kwestii opisów, obiecuję :)
UsuńTwój Kitsune
Lidka, to może na chwilę porzuć te teorie spiskowe i poczytaj coś absolutnie innego? jest taka książeczka dla dzieci "Puc, Bursztyn i goście". Książeczka o pieskach i wgl tematyka zabójcza, ale mówię Ci odprężenie murowane! Wiesz mi, mam swoje lat *stęka masując krzyż* ale do tej pory wspominam tę książeczkę z uśmiechem na ustach. A nawet ją ponownie kupiłam by do niej sięgnąć przy najbliższej okazji (czekam na dostawę), bo pierwsza zaginęła gdzieś w mrokach historii...No japa sama się cieszy, żeby nie uszy - to dookoła głowy. Luzik, luzik, luzik.I zamiast Antychrysta zobaczysz oczyma wyobraźni psy ganiające za świeżą wątróbką... ale to najbardziej "drastyczny" moment :))) MB
Usuńps nie pamiętam tak naprawdę czy to była wątróbka, ale zważywszy na ilość lat, które upłynęły od czasu, kiedy to czytałam czuje się usprawiedliwiona. Jak dorwę tę książkę to ewentualnie zweryfikuję swoją pamięć i powiadomię o wynikach :)))
Lidka, to ja ci proponuję przeczytać książkę "Nad Niemnem" tam masz tyle swoich wymarzonych opisów, że będziesz w siódmym niebie.
UsuńNie w każdym momencie opis jest wskazany. Zresztą ja nie widzę, żeby Kitsune miał z tym problem.
Opisuje to, co trzeba i z niczym nie przesadza.
To jest genialne i ja chcę jeszcze ^^
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńPostaram się coś wrzucić w przyszłym tygodniu.
Twój Kitsune
Zaczyna się dobrze więc będę czekał na dalsze części. :) A co do jednorożca to jaki dokładnie Ci się marzy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Alex
Jaki to ma być jednorożec? Piękny :) Biały, z różową grzywą i ogonem. Koniecznie musi mieć skrzydła i złoty róg :D (nie, jeszcze się nie leczę i nie biorę żadnych tabletek, choć wiem, że powinienem :D)
UsuńTwój Kitsune
Okej to będzie twój :) Przygotuj się na męczarnie pisania opisów *zaciera ręce* (wiem jestem okrutny)
UsuńPozdrawiam.
Alex
Alex, masz biało-różowego? Ale skąd?! Ja słyszałam tylko o jednorożcach na Alcatraz, ale są czarne, ogromne, a ich rogi wydzielają śmiertelną truciznę. Chyba, że masz jakieś ciekawe znajomości... Dasz numer albo maila do poprzedniego właściciela?
UsuńBędę miał jednorożca? :) Super :) Nie mogę się doczekać :D
UsuńTwój Kitsune
Dzień dobry Kitsuś!
OdpowiedzUsuńHistoria zaczyna się bardzo fajnie więc mam nadzieję, że niedługo pojawi się następny rozdział :D Opowiadanie ma jeszcze większy plus za tytuł, bo jest taki sam jak jednej z moich ulubionych mang :)
Dobra. Wracając do tematu. Max już po pierwszym rozdziale zdążył mnie wkurzyć. Bardzo wkurzyć. Zwłaszcza swoim gadaniem o tym, że to będzie syn. Za każdym razem mówiłam sobie w myślach do niego: "A co jak to będzie córka?". Taka drobna złośliwość, a cieszy. Ja już sobie wyobrażam jak będzie drażnił Eli'ego za co będę chciała mu przywalić. Ale to wszystko jest fajne, bo zapowiada się, że będę miała co przeżywać! :D Na temat właśnie Eli'ego mam już kilka dość dziwnych teorii. Tia... Niby pierwszy rozdział a ja już doszukuję się spisków. No trudno! Przynajmniej jest śmiesznie. Ale jak to ja wolę jeszcze trochę poczekać z ujawnieniem ich, bo z czasem któryś potwierdzi się bardziej a ja będę mogła śmiać się z tego jak wielką psychopatką jestem. Jej! Chciałabym zobaczyć minę Elisia jak dowiedział się, że za dziewięć miesięcy urodzi mu się bobo. To musiało być bezcenne! I piękne! I w ogóle najsuper! I że się tak zapytam się. Eli to mamusia czy tatuś? Bo patrząc na płeć to ojciec, ale to przecież matki rodzą dzieci. Tak więc... Nie do końca wiem jak w tej kwestii mam na niego mówić... Hehe...
W ogóle to jako iż pierwszy raz się spotykam z motywem męskiej ciąży (mówię to całkiem serio) to na początku pomyślałam, że fajnie będzie czytać choć pewnie mnie to trochę obrzydzi. A jak przeczytałam to miałam lekkie zdziwko, bo naprawdę bardzo mi się to spodobało! Plus nie widzę w tym nic obrzydliwego więc w razie co mogę przy jedzeniu czytać :D W ogóle to się zastanawiam też nad tym jaka to musi być zrąbana klinika. Pomylić leki z nasieniem... To nawet chyba dziecko z podstawówki by takiej gafy nie zrobiło. Co oni mieli opaski na oczach? Doktorek chce wszystko w tajemnicy zachować. No teraz to może ma jak to zrobić, ale jak Eli zacznie wychodzić dajmy na to w siódmym miesiącu ciąży to chyba nie bardzo będzie to możliwe, bo raczej ktoś zauważy, że ma brzuch jak kobieta w ciąży. No chyba, że u mężczyzn wygląda to inaczej. Wtedy cofam to i więcej się nie dopytuję. Chociaż tak na dobrą sprawę gdyby facetom brzuch nie rósł to gdzie by to dziecko było?
Dobra! Ja już może zakończę, bo dziwne rzeczy moja głowa zaczyna wytwarzać, a ja nie chcę tego widzieć.
Do następnego!
AsiaAri <3
Może zacznę od tego, że tytuł opowiadania w żaden sposób nie nawiązuje do mangi (tak, też ją mam i jest super :D), a do moich bezsennych nocy, które spędzam na pisaniu i czytaniu. Nie wymyśliłem nic bardziej odkrywczego, bo... Eli jest malarzem, Max również ma ciekawe zajęcie, do tego dziecko. Trudno mi to jakoś spójnie połączyć (jeśli ktoś z Was ma jakiś pomysł, proszę śmiało pisać :D). Więc skoro to ja nie mogę spać, niech zostaną Bezsenne Noce. Kto wie, może stworzę z nich jakąś serię? :)
UsuńMasz rację Asiu, Max to wredny typ. Myśli tylko o sobie i swoim dziecku. Na szczęście wiem jak się nim zająć i sprowadzić na ziemię :D
Doktor Webb, odpowiedzialny za całe zamieszanie, najzwyczajniej się pomylił. W rzeczywistości bohaterów fakt, że mężczyzna spodziewa się dziecka jest rzadki, ale nie niespotykany. Może napiszę o tym więcej w rozdziale 2 :)
Twój Kitsune
Fajną w takim razie mają rzeczywistość Ci bohaterowie :D Da radę się tam jakoś przenieść? Bo skoro ciąża i faceta się u nich zdarza to co jeszcze tam może być! Mieszkać w takim miejscu to musi być świetna przygoda, bo jak widać na biologię to mają ostro wylane.
UsuńDomyśliłam się, że to opowiadanie z magą nie wiele ma wspólnego. No dobra tam też teoretycznie mogło dojść do męskiej ciąży, ale to tak mały szczegół, że nawet w sumie poruszony nie był xD I żebyś coś więcej na ten temat w następnym rozdziale napisał bardzo popieram! :D
AsiaAri <3
Dla mnie zapowiada się wyśmienicie. Nie bardzo wiem, czemu pojawiła się ocena, że poziom spada, ale może nie nadążam. Co do płaskiego brzucha się nie czepiam,znam co najmniej kilka przypadków gdzie przyszłe mamy nie tylko schudły na początku ciąży i to wyraźnie, ale wyglądały po prostu jak zombie.
OdpowiedzUsuńZa to z nutką zazdrości pomyślałam o lekarzu, który pomaga zdjąć sweter: człowiek, który nie uważa, że kultura obowiązuje tylko wobec znajomych. Wow! Znaczy, o cudach piszesz, Kitsune :) Ale w końcu to mpreg.
Moi drodzy, czy to istotne jakie są chromosomy czy lokalizacja ciąży? Przypomnijcie sobie mitologię grecką o pomyślcie o osiągnięciach Zeusa w dziedzinie rodzenia dzieci:))) Jestem przekonana, że ani myślał wtedy o chromosomach, a przecież bogiem wielkim był. Spójrzmy na to opowiadanie nie jak na rozprawę naukową (czy to z biologii czy języka polskiego czy jakąkolwiek inną) - tylko jak na rozrywkę. No tak, nie zamierzałam właściwie tego tematu dotykać, ale tak jakoś wyszło...
Opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie i nawet mi nie przeszkodziło, że to właśnie mpreg. Niby temat wiodący, ale umiejętnie tworzy... tło. Troszkę tak, jakby to drugi plan był bohaterem głównym. Zdumiewające, jak udało Ci się to osiągnąć, Kitsune.
Intrygują mnie notatki na końcu kalendarza. Naprawdę jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu :)Niech pisze Ci się dobrze i z radością w sercu :))) MB
Ja i tak przestałam traktować to opowiadanie poważnie. Tu już wszystko się może zdarzyć. Skoro dziecko nie ma ochoty na jedzenie, mężczyzna może rodzić dzieci, a lekarze wszczepiają spermę (w żyły???) to równie dobrze mogą przylecieć smoki ujeżdżane przez Nicolla Machiavelliego, który okazał się nieśmiertelnym magiem w służbie Najstarszych... A może to on jest tym Antychrystem?
UsuńInnymi słowy, tracę wiarę w tą historię.
MB, jak Ty mnie dobrze rozumiesz :) Sam temat "ciąża u faceta" to czysta fikcja. Każdy podchodzi do niej jak chce. Ja mam taki pomysł i będę się go trzymał. Nie ma dla mnie większego znaczenia czym i gdzie Eli został zapłodniony. Liczy się fakt. Jest w ciąży. Mógłbym posłużyć się "metodą naturalną", ale Max jeszcze na to nie zasłużył :D
UsuńLiczę się z tym, że nie każdy będzie miał ochotę zagłębić się w tą historię. Ja chcę się pobawić bohaterami, dlatego od czasu do czasu wrzucę jakiś rozdział i tyle. Nie ma w tym większej filozofii.
W sprawie ciąży masz absolutną rację. Moja dobra znajoma do 6 miesiąca wyglądała normalnie - znaczy nic nie było widać. Wszyscy sądzili, że tylko żartuje. A potem urodziła córeczkę :)
Twój Kitsune
Córeczki są ok. Prawdę powiedziawszy zapomniałam to poprzednio dopisać - ale Asia Ari załatwiła temat za mnie - a co, jeśli będzie córka?! :) Matko cudna przenajświętsza na świecie!!! Panika u chłopców (tu: rodziców) murowana!!! I jakie pole do popisu :) Córki rządzą, a zwłaszcza tatusiami!!! Mam kilku znajomych, wiem co mówię - matki w miarę przytomne a ojcowie zaczynają być mądrzy inaczej! Te rozanielone twarze i nieprzytomny wzrok :D No po prostu bosko. Ale sądzę, że z synem też może być istny cyrk. Dzieci mają ten wielki talent, że nie starając się specjalnie z czarującym uśmiechem rujnują nerwy i rozwalają całą organizację w domu, pracy i gdzie popadnie :))) Taki to już ich urok figlarny:)MB
Usuńps Kitsuś, jeśli w Twoim życiu dużo się dzieje, to jest to po prostu wiatr zmian. Jeśli było źle - to zmiany idą ku lepszemu, jeśli zaś wcześniej było dobrze - to zmiany idą ku wspaniałemu, innemu i nowemu. Tej wersji się trzymaj i będzie naprawdę ok. Jeśli dobrze odczytuję sposób Twojego pisania, to też już to wiesz, nawet jeśli sobie tego tak do końca nie uświadamiasz.A w każdym razie już złapałeś jakiś wiatr w żagle! Trzymanko!
Ojej... ;_;
OdpowiedzUsuńTo było...Takie...Takie dziwne ;_;
To znaczy bardzo mi się podobało, ale chyba nie przyzwyczaiłam się do takich rzeczy...Ale może być ciekawie! ^^
A dla mnie to nic takiego. Opowiadanie jak każde inne :D W Polsce chyba mnie popularne, ale nie będziemy się tym przejmować, prawda?
UsuńTwój Kitsune
Że tak powiem ........ Podoba mi się. Może początek nie jest zbyt wyrafinowany i bohaterowie wydają się być lekko przewid. alni ale.......
OdpowiedzUsuńElli troszku zaskoczył Maxa swoją ostatnią wypowiedzią i myślę, że nas też jeszcze zadziwi.
Już jest samowystarczalny. Aaaaa i jeszcze ma w życiu jakiś sekret bo skoro słusznie zarabia to czemu żyje w tak nędznych warunkach i mówi że nie stać go na prywatną klinikę........ Tajemnicze to......!:) Pozdrawia i weny życzy
Mefisto
Jak już wyżej wspominałem, początek jest jaki jest, bo nie wiem kiedy wrzucę rozdział 2, a przecież musicie mieć jakieś pojecie o fabule. Potem będzie lepiej.
UsuńTwój Kitsune
Nie przepadam za mpreg ale czytajac omegaverce czy jak to.sie tam zwie jakos to ogarniam :) jednak dalej trudno mi ogarnac faceta w ciazy ;) ale rozumiem mlodego i lacze sie w bolu bo wiem co.to znaczy gdy ty chcesz jesc a dziec w brzuchu ma.inne plany.
OdpowiedzUsuńHej(^_-) Chyba pierwszy raz czytam Yaoi pisane przez faceta... Na twoje opowiadanie trafiłam najpierw na wattpad, szukając mpreg (^_-) potem tu I jestem zachwycona <3
OdpowiedzUsuńHmm...opowiadanie dobrze napisane, jak zawsze (poza literówkami :D). Jednak póki co, mpreg nadal mnie nie przekonuje. Czytam jak fikcję, z przymrużeniem oka, ale zdecydowanie mężczyzna w ciąży nie będzie należał do ulubionych opowiadań. A na chwilę obecną, najlepsza postać w opowiadaniu, dla mnie, to chłopiec Billy :) Mam nadzieję, że będzie o nim coś więcej napisane w kolejnych rozdziałach. Nie zrażam się i idę czytać dalej. Może jednak ciężarni mężczyźni przekonają mnie do siebie :D
OdpowiedzUsuńP.S. Wolno to czytanie idzie teraz bo noe dość ze pogoda nie zachwyca (deszcz i wiatr i zimno) to i jakoś od kilku dni niezbyt dobrze się czuję. Czyżby to depresja jesienna ogarniała?
Serdeczności
K-chan
Rozumiem, bo sam też niezbyt dobrze się czuję, przez co pisanie idzie mi strasznie wolno.
UsuńMpreg miał być tylko na chwilę. Tymczasem zdobył taką popularność, że rozwinąłem wątki i bawimy się dalej :)
Twój Kitsune
Odpocznij Kitsune i lepszego samopoczucia Ci życzę :)
UsuńSerdeczności
K-chan
Dziękuję :) Już mi lepiej, o czym wkrótce się przekonacie :)
UsuńTwój Kitsune
Kitsune słodki i uroczy...czy zdradzisz mi kiedy pojawi się jakiś nowy rozdział? *_*
UsuńMiałeś rację. Bezsenne Noce się rozkręciły tak bardzo, że już prawie kończę :D Boję się kończyć bo jak nie będzie nowych rozdziałów to będę tęsknić... :(
Mam nadzieje ze u Ciebie wszystko dobrze. Pozdrawiam ciepło :)
Serdeczności
K-chan
Wybacz małą przerwę, ale ostatnio mam problemy z samym sobą. Ciężko ogarnąć tego lisa :D
UsuńPostaram się wrzucać chociaż jeden rozdział Bezsennych Nocy w tygodniu. Najbliższy pojawi się jutro lub w sobotę.
Twój Kitsune
Witam,
OdpowiedzUsuńno i w końcu to zaczynam z tym opowiadaniem... bardzo mi się spodobało o tak, Max jak na razie to mnie wkurza, zupełnie ne liczy się z Eli... ale jak widać Eli jest bardzo silny psychicznie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale opowiadanie, już mi się bardzo spodobało, Max swoim zachowaniem mnie wkurza, zupełnie nie liczy się z Eli... ale widać, że Eli jest bardzo silny psychicznie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga