„Bezsenne Noce”
- Czy Eli kontaktował się z panem w ostatnim czasie? – Doktor Webb
skupiony jest na przeglądaniu oraz podpisywaniu ugody, którą zawieram z kliniką.
- Od mojej asystentki wiem tylko tyle, że jest zapisany na wizytę kontrolną w
przyszłym tygodniu – mężczyzna uśmiecha się lekko, podnosząc na mnie wzrok, po
czym wraca do czytania.
- Byłbym wdzięczny, gdyby informował mnie pan o takich rzeczach. Chcę mieć
udział we wszystkim co dotyczy mojego dziecka.
- Waszego dziecka – położnik poprawia mnie odruchowo. – No dobrze, wydaje mi
się, że to już wszystko. Pański prawnik nie wniósł żadnych zastrzeżeń, więc
wystarczy, że obaj panowie złożycie podpisy w wyznaczonym miejscu, a klinika
przeleje pieniądze na odpowiednie konto. – Ugoda jest wybawieniem dla kliniki.
Ich fatalna pomyłka nie ujrzy światła dziennego, co zostało podkreślone za
pomocą szczodrej sumy "zadośćuczynienia".
- Dziękuję – odbieram komplet dokumentacji i wkładam do swojej torby, która
leży obok mnie na krześle.
- Jest pan pewien, że pan Bennett podpisze dokumenty? – Webb splata dłonie i
podpiera brodę. Ulga na jego twarzy jest aż nazbyt czytelna. Palant. On umywa
ręce, a ja muszę walczyć z rozkapryszonym osiemnastolatkiem, któremu zachciało
się stroić fochy.
- Mam nadzieję. Uważam, że w obecnej sytuacji zapewnienie dziecku stabilizacji
finansowej jest bardzo ważne – bez zająknięcia powtarzam słowa mojego prawnika,
który wprowadził sporo poprawek na moją korzyść.
- Mówi pan tak dlatego, że jest w lepszej sytuacji finansowej – zauważa lekarz,
wbijając mi kolejną szpilę.
- To nie ma nic do rzeczy. Po prostu wolę mieć pewność, że w razie czego
fundusz powierniczy zabezpieczy przyszłość mojego syna, da mu dobrą edukację,
pozwoli spełniać marzenia. A poza tym ma pan rację. Obawiam się, że młody i
niedoświadczony życiowo Eli roztrwoni pieniądze na bzdury – dzielę się z
położnikiem przemyśleniami.
- W takim razie podjął pan słuszną decyzję, choć osobiście uważam, że traktuje pan
pana Bennetta zbyt surowo. Inni na jego miejscu pozbyliby się niechcianego kłopotu,
a on nie chciał nawet słuchać o takiej możliwości. Jest młody, to fakt, lecz
twardo stąpa po ziemi – Webb bierze w obronę swojego ulubieńca. Nie musi. Już
zdążyłem wyrobić sobie zdanie na jego temat. I z pewnością go nie zmienię.
- Mówił panu dlaczego zdecydował się na testowanie leków? – Poruszam
najbardziej nurtujący mnie zagadnienie.
- Czynnikiem decydującym były pieniądze – Webb ograbia mnie ze złudzeń. – Kwota nie była tak duża, jak w wypadku
zapłodnienia, lecz gdyby został zakwalifikowany do programu, to wzbogaciłby się
o dodatkowe kilkanaście tysięcy dolarów.
- Mam nadzieję, że nie podał mu pan czegoś, co zaszkodzi dziecku! – Wpadam w panikę
na samą myśl jakich jeszcze niedopatrzeń mógł się dopuścić ten beztroski idiota
w białym fartuchu.
- Mówiąc szczerze, to nic mu nie podałem. Zrobiliśmy tylko szczegółowe badania,
by określić stan jego zdrowia. Ma pan sporo szczęścia, panie Ford. Chłopak jest
młody, silny. Nie pije, nie pali. Jeśli odpowiednio o siebie zadba, ciąża
powinna przebiec bez żadnych komplikacji.
- Na to liczę. W przeciwnym razie nie chciałbym być w jego skórze – odgrażam
się, wstając ze swojego miejsca i sięgając po ciemnobrązową, sztruksową kurtkę,
której nie chce mi się zakładać.
- Panie Ford, proszę nie być tak kategorycznym. Czy będąc na miejscu pana
Bennetta oddałby pan maleństwo zupełnie obcej osobie?
- Gdyby nie było moje, to tak – uparcie trwam przy swoim zdaniu.
- Dziecko w połowie jest jego. Odziedziczy po ojcu cechy charakteru, wyglądu.
Bardzo proszę, by pamiętał pan o tym i nie denerwował pana Bennetta. On
potrzebuje wsparcia, a nie podkładania kolejnych kłód pod nogi.
- Właśnie dlatego powinien przystać na moje warunki – odpowiadam chłodno.
Przez ostatnie dwa tygodnie Eli nie odezwał się do mnie ani
słowem. Wredny gnom. Tak czy inaczej musi podpisać ugodę z kliniką. Nie
pozwolę, by położył swoje brudne łapska na moich pieniądzach.
Spoglądam na zegarek. Dochodzi dziewiąta. Powinienem pojechać do fotografa i
odebrać zdjęcia, które mieli dla mnie wywołać. Sporo czasu zajmie mi ułożenie
ich w odpowiedni sposób, jednak najpierw muszę zająć się umową. Jeśli szybko
się uwinę, zdążę jeszcze dostarczyć dokumenty do kancelarii. Wsiadam do swojego
czarnego mercedesa maybach S600 i odpalam silnik. Pokonując kolejne przecznice
zastanawiam się co mam mu powiedzieć, jak przekonać? Dzieciak jest
nieprzewidywalny! Może mnie znowu zacząć oskarżać.
Tym razem parkuję tuż przed kamienicą. Zamykając auto dostrzegam, że z budynku
wychodzi dwóch mężczyzn ubranych na czarno. Przypominają dilerów narkotyków.
Wsiadają do samochodu pozbawionego tablic rejestracyjnych i odjeżdżają z
piskiem opon. Urocza okolica... Na szczęście dla mnie nie zatrzasnęli zamka,
więc bez problemu wchodzę do środka, nie zważając na domofon.
Na klatce schodowej panuje względny spokój. Gdy chcę zapukać do mieszkania,
oznaczonego numerem 1 zauważam, że drzwi są uchylone. Lekko je popycham,
zaglądając do środka. Panuje tu straszliwy bałagan. Po całym pokoju walają się
porozrzucane płótna oraz farby. Stół i krzesła również są poprzewracane.
- Eli? – wołam chłopaka pełen najgorszych obaw. Ponieważ nikt mi nie odpowiada,
decyduję się przejść do sypialni. Łazienka jest zamknięta od środka. – Eli,
jesteś tam? – pukam.
- Za chwilę... Za chwilę przyjdę – odpowiada blondyn. Znowu wymiotuje?
Opuszczam tycią sypialnię, by jeszcze raz przyjrzeć się skutkom tornada, które
przeszło przez drugie pomieszczenie. Część naczyń została pobita. Ich skorupy
walają się po podłodze razem z pogniecionymi i powyrywanymi kartkami z albumów
o sztuce.
- Co tu robisz? – Odwracam się gwałtownie, zaskoczony jak cicho udało mu się do
mnie zakraść.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. Czemu panuje tu taki burdel?! I jak ty
wyglądasz?! – Zwracam uwagę na potargane włosy, które małolat upiął wysoko w kucyk.
Zasłaniają mu prawą część twarzy. Luźna koszula w czerwono-czarną kratę jest
nieco poszarpana i naddarta przy ramieniu. Jeśli dodamy do tego przekrwione i
nieco spuchnięte oczy, drżenie głosu oraz lekkie rozdygotanie, wygląda niczym
siedem nieszczęść.
- Wiesz jak to jest z artystami. Potrzebuję zmian, a hormony szaleją –
bagatelizuje problem. Nie wierzę mu. Nie patrzy mi w oczy.
- Jak dziecko? – zmieniam temat.
- Dobrze. Nic mu nie jest – ciężarny z czułością dotyka brzucha, który nadal
jest idealnie płaski. – Co prawda głównie wymiotuję, ale...
- To mnie nie obchodzi. Chcę wiedzieć, czy dbasz o mojego syna jak należy –
przerywam mu oschle.
- Dbam. Po co przyszedłeś, Max? – Nastolatek przechodzi od razu do rzeczy,
puszczając mimo uszu moją niezbyt miła uwagę.
- Chcę, abyś podpisał pewne dokumenty. Dotyczą ugody, którą zawieramy z
kliniką. Całą kwotę przelejemy na fundusz powierniczy, który przejdzie do
wyłącznej dyspozycji dziecka w chwili, gdy ukończy ono dwadzieścia jeden lat.
- Mogę najpierw przeczytać? – pyta, wpatrując się we mnie z niepewnym wyrazem
twarzy.
- To kilkanaście stron. Wolałbym załatwić to jak najszybciej – irytuję się,
studząc jego zapał. Niepotrzebnie ze mną igra. Nie dostanie ani centa.
- Rozumiem, jednak nie podpiszę niczego w ciemno – Eli odwraca wzrok,
rozglądając się za krzesłem.
- Masz, czytaj sobie – wyjmuję z torby pokaźny plik dokumentów. – Pewnie połowy
i tak nie zrozumiesz.
- Dużo tego – jasnowłosy zaczyna przeglądać poszczególne kartki.
- Słuchaj, nie mam czasu na twoje gierki. Jeśli mi nie ufasz, możesz
skonsultować się z doktorem Webbem.
- To nie gierki. Jestem po prostu ostrożny – tłumaczy się, nie przerywając
lektury.
- W takim razie wrócę tu za dwa dni. Do tego czasu ogarnij ten bajzel – grożę
mu palcem, wskazując na otoczenie.
- Nie twoja sprawa, jak mieszkam – mamrocze pod nosem, nie zaszczycając mnie
ani jednym spojrzeniem.
- Radzę ci posprzątać! – cedzę przez zęby opuszczając zapuszczoną klitkę.
Jeszcze tego samego dnia, leżąc w łóżku przed zaśnięciem, przywołuję z pamięci
wszystkie szczegóły. Eli zachowywał się dziwnie. Dłonie mu drżały, gdy
podawałem mu dokumenty do podpisania. Mdłości są częścią ciąży. Skoro wymiotuje
od samego początku, powinien się do tego przyzwyczaić. Do tego ten bałagan. Co
go opętało, by doprowadzić mieszkanie do takiego stanu?
Zniszczył obrazy, których nie ukończył. Szkoda. Podobały mi się. Było w nich
coś melancholijnego, nieuchwytnego, co sprawiało, że patrzenie na same szkice
sprawiało mi przyjemność.
Pierwsze wrażenie jest mylne. Eli wydawał się taki poukładany, porządny, a za
chwilę pokazał swoją niszczycielską naturę. Artysta... Też mi coś. Ktoś
powinien przełożyć go przez kolano i porządnie zlać ten chudy tyłek. Zrobiłbym
to z niekłamaną przyjemnością. Może to by nim nieco wstrząsnęło.
Czemu trafiło akurat na mnie? Gdzie rodzice tego smarkacza? Myślał, że jest
dorosły. Już ja mu dam szkołę życia! Tak go do siebie zniechęcę, że będzie
żebrał o to, abym zabrał dziecko. Tylko poczekaj, draniu. Źle trafiłeś, bardzo
źle.
***
Piątkowy poranek witam z uśmiechem na twarzy. Robię sobie ulubioną kawę i
przeglądam fotografie, które porozkładałem na dużym stole w salonie. Mieszkam w
pięknie odrestaurowanej, starej kamienicy. Panuje tu cisza i spokój, której
bardzo potrzebuję w mojej pracy. Jestem pisarzem. Na rynku wydawniczym zadebiutowałem
dziesięć lat temu serią krótkich nowelek. Dopiero później przyszła pora na
kryminały, w których się specjalizuję. Uwielbiam snuć intrygi, prowadzić
czytelnika ciasnymi, słabo oświetlonymi uliczkami, w których czai się zło.
Brutalne morderstwa. Krwawe dramaty. Zmasakrowane zwłoki, wyławiane przez
przypadkowych świadków, których widok swojego „znaleziska” będzie prześladował
jeszcze przez długie lata.
By książki były jak najbardziej autentyczne często udaję się do wybranych przez
siebie miejsc i fotografuję co się da. Przyglądam się ludziom. Sposobowi, w
jaki się zachowują, mówią, ubierają. Robię notatki. Przechadzam się nocą po
miejscach, w których jeden z moich bohaterów dokona wkrótce straszliwej rzezi.
Opisy tej masakry będą jeszcze długo komentowane w Internecie.
Czytelnicy przyzwyczaili się już do mojego stylu i z każdym kolejnym tomem przygód
Huntera Blacka – medium rozmawiającym ze zmarłymi, który stara się ich pomścić,
spodziewają się mocnych wrażeń, a ja daję im to, czego chcą.
Nie wydaję książek pod moim nazwiskiem. Korzystam z pseudonimu. Mogę bez
problemu wtopić się w tłum, nie zwracając przy tym niczyjej uwagi. Jednak
najbardziej cenię sobie spokój mojego mieszkania. Jest mi on niezbędny do
pracy. Pisanie pochłania mnie bez reszty. Długie godziny spędzam wpatrzony w
ekran, niewzruszony niczym co dzieje się na zewnątrz. Zahipnotyzowany. Oddany
bez reszty mojej pasji, mojemu powołaniu.
Rozglądam się po salonie. Stoi tu wielki stół na dwanaście osób z ciemnego
drewna oraz pasujący do niego oszklony kredens. Fotele, wielka sofa, miękki
dywan, tłumiący kroki. Wszystko to utrzymane jest w tej samej kolorystyce.
Nalewam sobie kolejny kubek kawy i podchodzę do okna. Przesuwam zasłony i przez
kilka minut obserwuję, jak moi sąsiedzi poganiają roześmiane dzieciaki, które
przed pracą odwiozą do szkół i przedszkoli. Niedługo ja również będę tak robić.
Zamieszkam tu razem z synkiem, który wprowadzi prawdziwą rewolucję w moim
dotychczasowym życiu. I kto wie, może nowa książka będzie tą ostatnią?
Negocjuję właśnie kontrakt ze studiem filmowym. Jeśli wszystko ułoży się po
mojej myśli, nie będę musiał pracować aż tak intensywnie. Skupię się tylko i
wyłącznie na dziecku. Nie popełnię tego samego błędu co moi rodzice. Syn, a nie
kariera, będzie dla mnie najważniejszy. Jednak by moje marzenia się ziściły,
trzeba pokonać ostatnią przeszkodę w postaci gówniarza, który śmie zakłócać ten
perfekcyjny plan.
Ubieram się niespiesznie i kieruję do garażu. W samochodzie rozbrzmiewają
pierwsze takty 9 symfonii Beethovena. Czuję, że to będzie mój dzień.
Przed budynkiem zauważam znajomo wyglądającego chłopca.
- Cześć, Billy – witam się z nim, wręczając mu opakowanie obiecanych cukierków.
- Pamiętał pan! – cieszy się, oglądając zdobycz ze wszystkich stron.
- Nie jesteś w szkole? – dziwię się co robi w domu przed południem.
- Mam pięć lat i jeszcze nie chodzę do szkoły. Idziemy razem z mamą na zakupy.
Będę jej pomagał – malec opowiada mi o sobie.
- Bawcie się dobrze – głaszczę go po ciemnych włosach i wchodzę do kamienicy,
mijając się z młodą, ciemnoskórą kobietą, której towarzyszy dziewczynka,
siedząca w wózku. To pewnie mama chłopca. Mam nadzieję, że nie będzie mi miała
za złe tych cukierków.
Po korytarzu niesie się podniesiony głos mężczyzny. Nie rozróżniam słów, które
tłumione są przez odgłosy dochodzące z ulicy. Zaskoczony odkrywam, że rozmowa
ma miejsce w mieszkaniu Eli. Byłem pewny, że nie miewa gości. Pukam, czekając
na to, kto otworzy. Mija kilka długich sekund nim jasnowłosy niechętnie uchyla
drzwi.
- Max, to nie jest najlepszy moment – szepcze, nie chcąc mnie wpuścić.
- Spieszy mi się, więc oddaj dokumenty i po sprawie – jestem nieustępliwy.
- Kto przyszedł?! Znowu zadajesz się z jakimiś podejrzanymi typami?! – Ostry
ton dobiega zza pleców chłopaka.
- Idź sobie, proszę. Później do ciebie zadzwonię – ciężarny obraca się do tyłu,
lecz drugi mężczyzna przesuwa go siłą i otwiera szeroko drzwi.
- Nie obchodzi mnie kim pan jest, ale chciałem poinformować, że z dniem
dzisiejszym wyrzucam go z mieszkania, więc nie przychodźcie tu więcej! – Krewki
facet wymachuje mi pięścią przed nosem.
- Nie wiem o czym pan mówi – mój wzrok przesuwa się z brutalnie potraktowanego
wyrostka na napastnika, który nie ma więcej niż czterdzieści pięć lat. Szczupły
i wysoki. Jego włosy są mocno posiwiałe. Ma na sobie jasnoszarą koszulę oraz
zielony bezrękawnik. W dodatku jest wrogo nastawiony. Nie podoba mi się, że
szarpie szczeniakiem. Mógłby go niechcący przewrócić i zrobić krzywdę dziecku.
- Nie wie pan? A to dobre – drwi ze mnie. – Tak czy inaczej wyrzucam go!
Nie przychodźcie tu więcej! A ty – wskazuje palcem jasnowłosego – masz godzinę,
by się stąd wynieść i nigdy więcej nie wracać!
- Panie Powers, bardzo pana proszę. Przecież nie zrobiłem nic złego! Nie może
mnie pan wyrzucić! – Skomle Eli, zaskoczony takim obrotem sytuacji.
- Nie mogę?! To mój dom! Za godzinę ma cię tu nie być! Zostaw klucze na stole i
znikaj!
- Zapłaciłem za czynsz do końca miesiąca! – Nastolatek wykłóca się z mężczyzną,
nieudolnie broniąc swoich racji.
- Guzik mnie to obchodzi. Pakuj się i wyjazd! Mieszkają tu sami uczciwi ludzie,
a nie hołota! Chcemy żyć w spokoju! – Zarządca budynku jest nieustępliwy.
Krzyczy, przeklinając pod nosem, a echo jego słów rozchodzi się po całym
parterze.
Gdy znika za drzwiami swojego biura, zagubiony Eli siada przy stole i układa
głowę na blacie. Zbladł. Mam nadzieję, że nie zemdleje.
Świetnie, po prostu świetnie.
- Niedobrze mi – po chwili ciszy chłopak w końcu wstaje niepewnie ze swojego
miejsca. – Twoje dokumenty leżą na szafce – wskazuje mi szarą teczkę, oddalając
się w kierunku łazienki.
Wyjmuję kartki i sprawdzam. Są podpisane. Mógłbym stąd wyjść, bo
dostałem to, po co przyszedłem, lecz z drugiej strony... Odsuwam krzesło i siadam
przy niewielkim stole, rozglądając po pomieszczeniu. Mieszkanie zostało
gruntownie uprzątnięte. Znowu wygląda schludnie, jak za pierwszym razem, gdy tu
byłem. Brakuje tylko płócien, o których przypomina subtelny zapach rozpuszczalnika.
Chłopaka nie ma przez dłuższą chwilę. Gdy w końcu wyłania się z sypialni,
przypomina ducha. Ma na sobie wyjątkowo brzydki i nieco wywleczony, czarny
sweter. Obejmuje się ściśle ramionami.
- Jeszcze tu jesteś? – Dziwi się, dochodząc do sofy, na którą niezgrabnie
opada.
- Kim był ten facet? – pytam, nie spuszczając z niego wzroku.
- To właściciel kamienicy. Właśnie mnie wyrzucił, jak sam widziałeś. Chwilę
odpocznę i zacznę się pakować. – Podciąga kolana do klatki piersiowej. Mam
wrażenie, że prawa strona jego twarzy, którą ostatnio próbował zakryć włosami,
jest nieco opuchnięta. Ktoś go uderzył?
- I gdzie pójdziesz? – Podchodzę bliżej, by spojrzeć na niego z góry.
- Nie wiem. Poszukam innego mieszkania. – Mnie nie oszuka. Jest w totalnej
rozsypce. Właśnie na to czekałem. W takim stanie łatwo mi będzie nim sterować i
osiągnąć to, co chcę.
- Masz pieniądze?
- Oddałem samochód do komisu.
- Liczysz na to, że ktoś kupi takiego grata? Powinieneś go zezłomować. Ile może
być warty? Sto, dwieście dolarów? – Zgaduję, zacierając w duchu ręce z
zadowolenia.
- Dzięki za radę, Max. Podpisałem dokumenty. Zadzwonię do ciebie, gdy znajdę
nowe mieszkanie, więc możesz już iść. – Jasnowłosy nie patrzy mi w oczy,
wypowiadając te słowa. Cała hardość ducha z niego uleciała. Wygląda na zmęczonego
i przybitego. Nie zmiękczy mnie w tak żałosny sposób.
- Zamieszkaj ze mną – proponuję łaskawie, wiedząc, że jest w podbramkowej
sytuacji.
- To nie jest dobry pomysł – odpowiada, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Lepszego nie masz. Nawet jeśli się spakujesz, to jak chcesz szukać mieszkania
bez pieniędzy i samochodu? Gdzie chcesz iść? Do rodziców?
- Nie – pada natychmiastowa odpowiedź.
- Gdy byłem tu za pierwszym razem miałeś sporo gotówki. Co się z nią stało?
- Musiałem oddać dług.
- Dług? Kilka tysięcy? – dziwię się.
- To nie twoja sprawa. – Ton jego głosu jest coraz bardziej lodowaty. Pętla
wokół niego szybko się zaciska.
- Obawiam się, że teraz już moja. Nie pozwolę, by moje dziecko nocowało na
ulicy, a wszystko jednoznacznie wskazuje, że tak właśnie będzie. Ty
potrzebujesz mieszkania, a ja wspaniałomyślnie wynajmę ci pokój i wszyscy będą
zadowoleni – decyduję, zadowolony z tak dobrego pomysłu.
- Wynajmiesz? – Eli unosi wzrok, by spojrzeć mi prosto w oczy.
- Chyba nie liczyłeś, że będziesz u mnie mieszkać za darmo, co? Mógłbym się
zgodzić na takie rozwiązanie pod warunkiem, że oddasz mi dziecko.
- Nigdy! – Hardo się broni.
- Więc będziesz płacić. Tysiąc dolarów.
- Aż tyle?! Nie stać mnie.
- Oddaj mi dziecko, to kupię ci mieszkanie. – Jestem dziś aż nazbyt hojny, lecz
taka okazja może się więcej nie trafić. Nie zamierzaj jej zmarnować targując
się o jakieś drobne.
- Nie oddam! Jak możesz proponować mi coś takiego? Jesteś bez serca! – Małolat
zaczyna się awanturować.
- Bez serca? – drapię się po brodzie. – W takim razie za jedzenie też będziesz
mi płacić. Może to nauczy cię większego szacunku.
- Nie wszystko można kupić. W twoim wieku powinieneś wiedzieć takie rzeczy –
celowo mnie znieważa wypominając, że jestem od niego dużo starszy.
- A ty zostałeś na przysłowiowym lodzie – wkładam ręce do kieszeni spodni i
udaję, że patrzę w kierunku okna. – Sam widzisz, że w życiu nie zawsze układa
się tak, jak planujemy. Poza tym masz przecież pracę – przypominam.
- W galerii płacą mi tylko wtedy, gdy obrazy zostaną sprzedane. Rok akademicki
za chwilę się skończy, a z zajęć dorywczych musiałem zrezygnować. Było mi za
ciężko.
- Nie obchodzi mnie to. Wybieraj. Jedziesz ze mną czy śpisz na ulicy? –
Ryzykownie stawiam wszystko na jedną kartę. Wóz albo przewóz, mały.
- Skąd mam mieć pewność, że nie zrobisz mi nic złego? Nie znam cię. – To
słuszny argument. Jak go przekonać? Jeśli będę zbyt napastliwy, przestraszy
się. Muszę trochę spuścić z tonu, inaczej mi się wymknie.
- Złego? Tobie? – zaczynam się głośno śmiać. – Spójrz tylko na siebie. Nie
nadajesz się nawet do pracy na ulicy, bo nikt by za ciebie nie zapłacił –
szydzę z karzełka dość brutalnie. – I jeszcze jedno. Nie myśl, że pozwolę ci
się wyprowadzić. Będziesz ze mną mieszkać do końca ciąży, a potem zobaczymy.
Zrozumiano?
- Tak – szepcze pokonany.
- Ponoć ciąża negatywnie wpływa na osąd sytuacji, ale ty jesteś w stanie
podejmować racjonalne decyzje. To dobrze – rozsiadam się wygodnie na sofie. –
No dalej, zbieraj swoje rzeczy. Nie będę marnować całego dnia na zajmowanie się
twoimi problemami – poganiam go, by zmotywować do pakowania. Ku mojemu zdziwieniu,
chłopak wyjmuje spod łóżka ciemnoszarą walizkę, do której wkłada ubrania oraz
przybory do malowania. Nie ma tego dużo. Zabiera także teczkę ze swoimi pracami
oraz szkice, które wykonał. Po raz ostatni rozgląda się po mieszkaniu, jakby
uczył się na pamięć wszystkich detali. Wzdycha cichutko, odkładając klucze we
wskazanym przez najemcę miejscu i z podkulonym ogonem podąża za mną do
samochodu.
Przeczytałam! Oczywiście chcę więcej :D Ale z tego to powinieneś się cieszyć ^^
OdpowiedzUsuńRozdział przypadł mi do gustu. Podoba mi się sposób rozumowania Maxa. Polubiłam go :D Jednak podchodzi do sprawy źle! Powinien być miły dla Eliego, sprawić by ten jadł mu z ręki, czyli oddał dziecko, a potem go wyrzucić ^^
A Eli też jest fajny trzymając się swojego, jednak... Jeśli tak bardzo zależy mu na tym dziecku, to powinien powiedzieć Maxowi, że ma problem z bandziorami!
Eli ma problemy? :D Nic o tym nie wiem :D Póki co jego największym zmartwieniem stanie się Max i dziwne zasady panujące w jego domu. Przybliżę je dopiero w kolejnym rozdziale. Nie wiem kiedy to będzie.
UsuńTwój Kitsune
Jak będzie to będzie :D O zdrajcy proszę nie zapominać ^^ Tristan ma duże pole do popisu z Joshem, chcę o tym przeczytać ^^
UsuńNie zapominam. Tristan jest gotowy na wszystko :D
UsuńTwój Kitsune
W to nie wątpię, dlatego też oczekuję jego pomysłów z wielką niecierpliwością :D
UsuńDo szczęścia potrzebuje jeszcze pewnego pudełeczka i będzie idealnie :D
UsuńTwój Kitsune
Brzmi podejrzanie :D
UsuńPodejrzanie? Raczej namiętnie :D
UsuńTwój Kitsune
To że coś jest podejrzane nie znaczy, że nie może być namietne ^^
UsuńJuż od dłuższego czasu czytam twojego bloga i nareście mam odwagę by dać komentarz. Bardzo podoba mi się twój styl pisania i sposób w jaki prowadzisz całą akcje. Muszę się przyznać, że niektóre opowiadania zostały przezemnie przeczytane więcej niż dwa razy...
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać dalszej części... Ze zniecierpliwieniem będę codziennie zaglądać czy niczego nowego nie dodałeś... :)
Kolejna osoba wyłania się z "ciemności" :D Witaj, miło Cię poznać :) Kiedy przeczytałem "od dłuższego czasu czytam twojego bloga" to pomyślałem sobie, że ja tu piszę od dłuższego czasu. Po ilu latach następuje blogowa emerytura? Wie ktoś? :D
UsuńCieszę się, że dziwne losy małego "dzidziusia" przypadły Ci do gustu. Kolejne rozdziały powstaną w bliżej nieokreślonej przyszłości (czytaj : może w tym tygodniu, ale wszystko zależy od tego jak będę się czuł).
Twój Kitsune
Hehehe... Będę trzymał kciuki za twoje czucie się... I nie uwierzysz ale czytam różne opowiadania i to od dobrych pary lat ( mam 18 więc chyba tak od 6 )i jesteś pierwszym autorem, którego blog komentuje..
UsuńI nie myśl o emeryturze bo nie będzie co czytać... a twoje opowiadania są ekstra...
Chyba muszę przestać tak dużo pisać...
Jeśli się teraz rozchoruję, to niech mnie ktoś zastrzeli... Zrobiło się ciepło. Powinienem iść biegać, a nie walczyć z bólem głowy :(
UsuńCzytasz opowiadania od tylu lat? Super :)
Na blogu panuje miła atmosfera. Jestem pewny, że dziewczyny ucieszą się, jeśli się z nimi zaprzyjaźnisz :)
Twój Kitsune
Nie choruj... Ja robię to ciągle i dlatego tak dużo czytam :P Witaminki... Witaminki drogi Kitsune... Ja się doczekać nie mogę :P A co do twoich bohaterów to piękne jest to, że nie są do siebie podobni... Są jedyni w swoim rodzaju...
UsuńA ja dużo nie śpię, więc dużo piszę :D
UsuńWitamin mi nie brakuje. Mam inne problemy. Silny stres oznacza zawsze spadek formy, przynajmniej u mnie.
Bohaterowie nie mogą być tacy sami. Lubię, gdy stanowią kontrast. Ponieważ Bezsenne Noce to tylko zabawa, więc mam wobec nich zupełnie inne plany :)
Twój Kitsune
Stres to koszmar... Wiem to aż za dobrze... Matura za miesiąc a ja nic nie wiem... Ale i bohaterowie różnych opowiadań bardzo się od siebie różnią... Zawsze jest moment zaskoczenia... Podziwiam cię za to...
UsuńPowodzenia :)
Przyznasz mi rację - nie warto było się przejmować, bo "matura to bzdura". Chętnie zdałbym jeszcze raz, ale bez matematyki :D
UsuńZaskoczeniem jest dla mnie to, że mam osobny zeszyt, w którym zapisuję pomysły. Ma jakieś 100 kartek, z czego połowę już zapisałem, a zacząłem niedawno :D Oni sami do mnie przychodzą i mówią "pisz o mnie", to piszę.
Twój Kitsune
Witam nową duszyczkę! Miło poznać kolejnego fana Kitsusia ^^
UsuńMiło mi... :3
Usuń"Trochę" po czasie, ale ja też witam :)
UsuńWegi
Kitsuś! czytam, czytam i znowu czytam... w końcu odczepiłam się od fryzury wysoko upiętego kucyka przy jednoczesnym zasłonięciu jednej części twarzy. Po prostu Eli ma naprawdę długie włosy i do tego ma ich pewnie dużo... ach, szczęściarz :) Podzieliłby się.
OdpowiedzUsuńJak już to sobie ustaliłam, mogłam skupić się na tekście.
Max... nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest nieco ... nie wiem, chamski? prostacki? Zaczyna mnie wnerwiać. Jego pieniądze. Jego dziecko. Wszystko jego. Tylko on, on i jeszcze raz...on. No w mordę. Ma faceta w ciąży i chce, by ten się przyzwyczaił do wymiotów? Na to trzeba ze 3 miesięcy, wiem co mówię! Pozwala mu samemu się pakować? I do tego pruje się na chłopaka jak stare prześcieradło. Co za typ. Z tych dwóch chyba póki co bardziej polubiłam Eli'ego. Młody jeszcze, właściwie dzie..., no bardzo młody, niewątpliwie znalazł się w ekstremalnie trudnej i - nie bójmy się tego powiedzieć - niecodziennej sytuacji. I funkcjonuje! Szacuneczek.
Niemniej w Maxie jest potencjał. Skoro jest pisarzem, musi umieć obserwować ludzi. Tym bardziej, że jak rozumiem, dobrze się sprzedaje. W sumie też znalazł się w trudnej sytuacji, więc może jej nie ogarnia. Jeszcze. Czyli, nadzieja jest. Tak. Tak. Tej wersji będę się trzymać, póki nie stanie się prawdą. :) MB
Droga MB, bo Max jest zły. To czarny charakter, którego należy się bać. Jego pomysły sprawią, że włosy staną Ci dęba :D To taka moja nieudolna aluzja fryzjerska :)
UsuńTak, Eli ma długie włosy, do czego jeszcze wrócimy :) A w sprawie jego fryzury - Joleen czasami tak się czesze. Związuje włosy z boku i zasłaniają część twarzy, np. gdy się pochyla.
Twój Kitsune
Aha. Pozdrów Królową :)
UsuńBoję się oczywiście. Na wszelki wypadek zaopatrzę się w ekstra mocny lakier do włosów, żeby ludzi nie straszyć. Bez tego wyglądałabym pewnie jak całe Prodigy skrzyżowane z Aerosmith :))) MB
I could stay awake just to hear you breathing
UsuńWatch you smile while you are sleeping
While you're far away and dreaming
:)
Refren razem, ok? :D
Twój Kitsune
Uh. To jest...
UsuńOczywiście Kitsune. Razem :) MB
Przywołałaś Areosmith. Nie mogłem się oprzeć :D
UsuńTwój Kitsune
Rozumiem :))) Mają moc. MB
UsuńI could spend my life in this sweet surrender
UsuńI could stay lost in this moment forever
Every moment spent with you is a moment I treasure
:')
Wegi
Więcej! Więcej! Akcja rozkręca się na maxa, co mnie bardzo cieszy :) nie mogę się doczekać dalszego ciągu :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko będzie kolejny.
Pozdrawiam :3
Akcja dopiero się rozkręci :D Staną się rzeczy, których nikt z Was się nie spodziewa. Nie mogę się doczekać :D
UsuńTwój Kitsune
A nie prawda, bo ja się spodziewam wszystkiego ^^
UsuńJa też :)
UsuńTwój Kitsune
Cóż mogę napisać by skomentować ten odcinek......... Podoba mi się i proszę o szybkie dodanie kolejnego.
OdpowiedzUsuńTeraz kolej na Zdrajcę, bo nie wszystkim z Was podoba się wizja chłopaka w ciąży, a to tylko dodatkowe opowiadanie :)
UsuńTwój Kitsune
temat facetów w ciąży jest zawsze super ^^
UsuńHikari
Tak? No proszę, nie wiedziałem :D
UsuńTwój Kitsune
Już wiesz ^^ Czekam na następny rozdział super jest to opowiadanie ^^
UsuńHikari
To radzę uzbroić się w cierpliwość, bo mam na głowie masę innych zajęć. Przykro mi. Poza tym to opowiadanie dodatkowe. Zdrajca jest dla mnie ważniejszy.
UsuńTwój Kitsune
Suzy is back!
OdpowiedzUsuńSuzy is here!
O ja cię... to opowiadanie jest takie super! :D Serio! Strasznie podobają mi się charaktery postaci i ich podejście do sytuacji w jakiej ich postawiono. I taka zupełnie inna tematyka... Istne cudo!
Moja wizja: urojona ciąża. Brak płodu. Brzuch pełen krwi i wody~ taaaak~
Z drugiej strony ten Tristan... :3 Taki mrrraśny! Josh mała bezbronna owieczka... Pytanie brzmi: czy pod tą owczą powłoką nie kryje się wilk?
Dalej Tri, wierzę w Ciebie, posiądź go! ...Uczyń go swoim, aż nie zostanie żadna cząstka jego jestestwa oddana komukolwiek innemu niż tobie :3
Mimo wszystko Zdrajca nie ustępuje nowemu rywalowi :D
~zachwycona Suzy
Przykro mi, Suzy, ale Eli serio jest w ciąży :D Wiem coś o tym, bo sam go zapłodniłem :P
UsuńTristan także ma swoje problemy. Musi podzielić się odpowiedziami na pytania, a przecież nie chce tego robić. Czy zdoła "przekonać" Josha do tego, by siedział cicho i o nic nie pytał? :D
Teraz napiszę Zdrajcę, a potem zobaczymy.
Twój Kitsune
Hm...Kreatura serio nie wie co powiedzieć ;_;
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, i tyle~
Chociaż nie, mam coś do powiedzenia~
Zaczęłam się poważnie zastanawiać czy Eli jest takim chłopakiem na sto procent. Jak pierwszy raz przeczytałam ,,Eli" skojarzyło mi się to tylko z jednym - Elizabeth ;_;
Eli to imię unisex, bardzo popularne i wybrane przeze mnie celowo. Poza tym brzmi seksownie :D
UsuńTwój Kitsune
Max jest strasznie chamski, cholera jasna, ale lubię takie postacie! :D Eli jest uroczy, upartość u takiego słodziaka jest niesamowicie rozkoszna! Jest tylko jedna kwestia, która mnie trochę drażni, a mianowicie - malarz x pisarz? Z ich syna też chcesz zrobić artystę? ;D Familia z talentem! Podoba mi się natomiast anonimowość Max'a, a wątek Eli'ego i jego profesji będzie strasznie ciekawy, czuję to i nie mogę doczekać się kontynuacji :)
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania jest przyjemny, a czytanie rozdziałów wręcz płynie. Swego czasu przeczytałam Twoją serię o nauczycielu i uczniu, generalnie to Twoje opowiadania są strzałem w dziesiątkę, trafiają do mnie różnicą wiekową bohaterów i ich schematycznością :D
By the way, zapraszam również do mnie, też prowadzę troszkę śmieszną serię yaoi, hoho :3
https://opowiadania-yaoi-by-francesque.blogspot.com/?zx=2679aec82facb1e1
Kocham to.
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od kilku tygodni, pierwszy raz zdobyłam się na komentarz, bo odmieniłeś moje poglądy. Dziękuję Ci za poszerzanie moich horyzontów!
Nigdy nie przepadałam za opowiadaniami o tematyce mpreg, ale to jest cudne.
Inne historie tego typu były zwykle przesłodzone, dzidziuś nawet w przypadku był wyczekiwany przez kochających (także siebie na wzajem) rodziców, i tak dalej, ale w gruncie rzeczy fabuła mogłaby go pominąć albo zastąpić.
A tutaj nie! Punkt dla Ciebie, Kitsune! Relacja Eliego i Maxa jest... trudna, ale bardzo interesująca i oryginalna. Max dba o ciało Eliego, ale na biednym chłopaku jako tako wcale mu nie zależy (co rani moje serce, bo jest podły traktując młodziutkiego, postawionego w szalonej sytuacji chłopaka jak inkubator) i zachwyca mnie to, że tej ciekawej relacji nie dałoby się osiągnąć nie wykorzystując wątku ciąży. Brawo. Po raz pierwszy naprawdę pasuje ona do fabuły (pieprzyć biologię) i nie jest całkowicie wyssana z palca.
11/10 za oryginalność!<3
Mam nadzieję, że Max kiedyś zacznie dbać też o Eliego (jako osobę, a nie organizm do chronienia) i da mu należne oparcie. W końcu nie jest dobrze, kiedy dzieci mają dzieci :/
Moja nienawiść do Maxa jest w tej chwili długa i szeroka, mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni ;)
Pozdrawiam!
~ Rebeliousbat
Hejka! Może poczujesz się zawiedziona, ale to ja odpiszę Ci pierwsza :P
UsuńWitaj w dziale komentarzy! Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej :)
Wegi
Cześć :)
UsuńMoja Droga, cieszę się, że nowe opowiadanie przypadło Ci do gustu. Kto wie, może w tym tygodniu wrzucę jakiś rozdział, to sprawdzimy, czy Max robi postępy. Chciałbym także zaznaczyć, że on dopiero rozwija skrzydełka. Zrobi bardzo wiele, by przejąć dziecko na wyłączność. Wspólne mieszkanie daje tyle możliwości :D
Twój Kitsune
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawi mnie Eli i ta jego sytuacja, a Max jest taki bez serca, już współczuję Eli, Max jest po prostu despotyczny....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawi mnie bardzo Eli i ta jego sytuacja, a Max jest bez serca po prostu, współczuję bardzo Eli, Max jest despotyczny....
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga