czwartek, 4 sierpnia 2016

Kostka XIV


„Czekolada


Otwieram zaspane oczy. Przez chwilę nie wiem, gdzie się znajduję. Nie jest to pokój hotelowy ani moje poprzednie mieszkanie. No tak, przecież teraz mieszkam z Collinem. Co gorsze, spałem z nim w jednym łóżku. Nerwowo odwracam się na drugi bok, by sprawdzić czy nadal leży obok mnie. W pokoju panuje ciemność, więc ostrożnie przesuwam dłonią po miękkiej pościeli, lecz napotykam tylko porozrzucane poduszki. Nie ma go.
Niechętne wstaję z ciepłego łóżka i wychodzę z pokoju. Zapalone w salonie światła rażą mnie w oczy.
- Jessie, nie śpisz już? - Collin oczywiście rządzi w kuchni, która połączona jest z salonem.
- Która jest godzina? - pytam nieprzytomny.
- Dochodzi dziewiąta.
- I jest tak ciemno? - dziwię się.
- Bardzo długo spałeś – opiera ręce na blacie, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Jak długo? - przecieram oczy.
- Przespałeś cały dzień.
- A praca? Nie obudziłeś mnie?
- Nie będziesz dłużej pracować w cukierni, tylko ze mną. W domu. Zatrudniłem profesjonalnego cukiernika oraz kelnera.
- Same zmiany – przeczesuję włosy dłonią.
- Wspólne mieszkanie to dopiero początek.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem tego robić przez telefon.
- Rozumiem.
- Idź się ubrać. Ogrzewanie zostanie włączone dopiero w poniedziałek. - Jego uwaga przypomina mi, że jestem prawie nagi.
- Gdzie są moje rzeczy? - rozglądam się po „naszym” salonie, w którym króluje kanapa, otoczona popakowanymi sprzętami i kartonami.
- Nie wiem – odpowiada, próbując ukryć uśmiech. - Poszukaj w pokoju bez łóżka.
- A właśnie, dlaczego nie mam łóżka?
- Jeszcze go nie dostarczono. Póki co będziesz spać ze mną – nawet nie kryje rozbawienia. - Nie martw się. Zadbam o to, by było ci ciepło, tak jak lubisz – spogląda wymownie, przypominając mi moje własne słowa.
Po kilku minutach poszukiwań, udaje mi się zlokalizować torbę z ciuchami, którą zabrałem z poprzedniego mieszkania. Szybko biorę prysznic i ubieram spodnie oraz bluzę. Collin miał rację. W mieszkaniu czuć lekki chłód.
- Znalazłeś coś do ubrania? - opiera się o framugę, podając mi parujący kubek.
- Dziękuję – nasze palce ocierają się przez ułamek sekundy, wywołując przyjemne mrowienie.
- To nie herbata? - rozkoszuję się słodkim smakiem.
- Nie, to czekolada.
- Pyszna – chwalę go.
- Wiem, zrobiłem specjalnie dla ciebie.
- Skoro pracuję w domu, zajmę się skręcaniem mebli – za wszelką cenę staram się zmienić temat, bo czuję, że aura między nami przybiera na intensywności.
- Tylko nie zrób sobie krzywdy – nie wykazuje większego entuzjazmu, wycofując się z pokoju.
- Nie pomożesz mi? - dopytuję, podążając za nim.
- Nie mogę. Muszę się zająć zdobieniem czekoladek.
- A konkurs?
- Nawet mi nie przypominaj. Mam ochotę udusić Dianę za każdym razem, gdy ją widzę. Na szczęście schodzi mi z drogi.
- Nie mów tak. Chciała dobrze.
- Dobrze? Dla kogo? Na pewno nie dla mnie. Twoja agentka złożyła olbrzymie zamówienie, które powinno stanowić priorytet, a zamiast tego tracę czas na wymyślanie czegoś oryginalnego na pieprzony konkurs.
- Jestem pewny, że sobie poradzisz. Twoja czekolada jest bardzo dobra.
- Czyżby? - przygląda mi się uważnie.
- Tak – zapewniam chłopaka odrobinę zbyt gorliwie.
- Tak? - jego oczy zaczynają błyszczeć w ten wyjątkowy, złowrogi sposób, który nigdy nie oznacza nic dobrego. - Chcesz spróbować?
- Już poczęstowałeś mnie czekoladą – próbuję się wyłgać.
- To nie to samo. Chodź tutaj – wskazuje mi wysoki stołek na wprost siebie.
Chciałbym mu odmówić, lecz nie mam innego wyjścia. Niechętnie siadam na wskazanym miejscu, odstawiając ostrożnie kubek na blacie. Collin z kocią gracją sięga po niewielką paterę, na której ułożone są małe, kwadratowe smakołyki.
- Proszę – podsuwa mi słodycze.
Nie wiem którą powinienem wybrać, bo każda ozdobiona jest w zupełnie inny sposób.
- Potrzebujesz podpowiedzi? - przysuwa się bliżej, zniżając głos do seksownego pomruku.
- Może – odpowiadam nieco zmieszany.
Podnosi jedno z małych arcydzieł i przysuwa mi do ust.
- Ta będzie idealna – zapewnia, wsuwając ją wprost w moje usta. Przymykam powieki, czując rozpływającą się na języku czekoladę o silnym orzechowym aromacie. - Robię postępy? - szepcze tuż przy mojej twarzy.
- Ten smak jest... nieziemski – uśmiecham się do niego, zaskoczony.
- Ale?
- Ale to nie jest smak czekolady twojego dziadka – wpatruję się w jego ciemne tęczówki.
- Mam problem – sięga po kolejną czekoladkę, którą mnie karmi. Ta również jest pyszna. Marcepanowa. Gdy próbuje tej sztuczki po raz kolejny, protestuję.
- Nie zjem więcej – odsuwam się od niego.
- Nie pomagasz mi – wzdycha.
- Szukałeś przepisów dziadka?
- Tak. Zapadły się pod ziemię – zaciska dłonie w pięści.
- Jeszcze się znajdą, zobaczysz.
- Zjedz jeszcze jedną. Jest specjalnie dla ciebie – podnosi najładniejszą i próbuje swojej sztuczki po raz trzeci.
- Nie – protestuję cicho.
- Proszę – nalega. Jej smak... Z początku gorzki, a potem przechodzący w mleczno-karmelowy, który kradnie moje serce.
- Jesteś podły – oblizuję usta. Collin wybucha cichym śmiechem.
- Podły? - powtarza po mnie szczerze rozbawiony.
- Utyję przez ciebie – skarżę się.
- Mogę z tobą zrobić co tylko zechcę. I zrobię to... jak tylko zerwiesz z Dianą.
- Mówiłem ci już, że nie... - zamyka mi usta pocałunkiem. Jego wargi zdają się bardzo stęsknione, a jednocześnie takie miękkie i kuszące. Po dłuższej chwili odsuwamy się od siebie, by nabrać powietrza. Na szczęście dzieli nas kuchenny blat, bo gdyby teraz mnie dotknął...
- Smakujesz lepiej niż jakakolwiek czekolada.
- Collin, nie... - cofam się o kilka kroków do tyłu.
- Nie uciekaj.
- Widzisz, nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny, a ty nie umiesz trzymać rąk przy sobie.
- To nie moja wina – oburza się.
- A czyja?
- Twoja.
- Moja?!
- Później to sobie wyjaśnimy. Teraz idziemy do łóżka – decyduje, obchodząc kuchenną wyspę.
- Wybij to sobie z głowy! - próbuję mu uciec, lecz jest znacznie szybszy i zanim udaje mi się odskoczyć, łapie mnie za ramię, przyciągając bliżej. Jestem w pułapce.
- Masz rację, sofa nam wystarczy – popycha mnie na nią, wpijając się ustami w moją szyję.
- Przecież mówiłeś, że najpierw mam zerwać z Dianą! – kładę bezradnie ręce na jego ramionach. Im bardziej staram się go odepchnąć, tym bardziej się we mnie wtula, wpychając swoje kolano między moje nogi.
- Owszem, jednak wydajesz się nieprzekonany. Postanowiłem więc, że pokażę ci jakie masz inne opcje – skubie ustami moją dolną wargę. - Odchyl głowę do tyłu – każe mi.
- Collin... - dyszę, gdy wsuwa dłonie pod bluzę i zaczyna badać mięśnie swoimi niezwykle utalentowanymi palcami.
W tej samej chwili ktoś dobija się do drzwi.
- Niech to szlag! Akurat teraz, gdy jesteśmy zajęci! -  woła wściekły, niechętnie mnie uwalniając. - Potem dokończymy – obiecuje, idąc w kierunku drzwi. Gdy tylko przekręca zamek, do środka wpada Diana, a za nią Sebastian. Obydwoje obładowani papierowymi torbami.
- Znowu byłaś na zakupach? - czarnowłosy nie kryje swojego zirytowania. - Nie widzisz, że mieszkanie pęka w szwach i bez tego? - wskazuje na liczne torby w rękach siostry.
- Bracie, ja też się cieszę, że cię widzę – rudowłosa rzuca je na podłogę i uwiesza się na jego szyi, całując w policzek.
- Idź torturować Jessiego, lubi to – puszcza dziewczynę i spogląda na mnie wygłodniałym spojrzeniem. Kto tu kogo torturuje, Collin...
- Cześć – zziajany Sebastian odkłada cięższe pakunki.
- Jessie! - Diana ściska mnie jakbyśmy nie widzieli się całe wieki, a nie kilka tygodni.
- Di! Czemu do mnie nie dzwoniłaś? Martwiłem się. Jak ci poszły egzaminy?
- Bardzo dobrze. Wszystkie zaliczone – uśmiecha się, przesuwając ogniste włosy na ramię. - Widziałeś już co kupiłam?
- Kupiłaś to dla mnie? - spoglądam na nią zszokowany.
- Tak!
- To był świetny pomysł, by zostawić jej kartę kredytową, prawda Jessie? – braciszek rudowłosej drwi ze mnie okrutnie.
- Odczep się, Collin.
- Widzę, że wciąż panuje tu bardzo przytulna atmosfera – Sebastian rozgląda się po salonie. Jego uwaga dodatkowo rozdrażnia i tak wściekłego Collina.
- Spadaj, mały. Gdybyście się bardziej przykładali do pracy, miałbym czas, by rozpakować rzeczy.
- Meble już dojechały? - siostra nie odpuszcza.
- Nie. Może to i lepiej. Wolne miejsce skończyło się w zeszłym tygodniu.
- Mów za siebie. Chcę swoje łóżko – odcinam się Collinowi.
- Łóżko nadal nie dojechało? - dziwi się Diana. - Wybacz, Jessie. To ja je zamawiałam. Jutro tam zadzwonię.
- Nie musisz. Dzwoniłem dziś do sklepu. Czekamy na dostawę – wtrącił młody cukiernik.
- To super. W takim razie pomożemy wam się rozpakować.
- Nie musicie. Sami sobie poradzimy – Collin za wszelką cenę próbuje pozbyć się intruzów z mieszkania.
- Mogłabyś pokazać mi co kupiłaś? - proszę Dianę, by zyskać na czasie.
- Jasne, chodź ze mną – ciągnie mnie za sobą do mojego pokoju. - Razem z Sebastianem staraliśmy się posegregować torby, by było ci łatwiej, gdy będziesz je układać.
- Di, czemu jest tego aż tyle? - pytam dziewczynę, błądząc między papierowym labiryntem.
- Bo tak! - ucina temat.
- Wszystko już wiesz? - pyta Sebastian, który sprawnie rozkłada nowe torby w poszczególnych częściach pokoju.
- Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem – odpowiadam mu zgryźliwie.
- Zrobię coś do picia – Diana podrywa się z podłogi i ucieka do kuchni.
- Jessie, musimy porozmawiać – chłopak wpatruje się we mnie dziwnym wzrokiem.
- Coś się stało? - pytam, nadal próbując zapanować nad chaosem.
- Bo widzisz, Jessie... - zaczyna niepewnie.
- Maggie do ciebie dzwoniła, tak? Powiedziała ci?
- Ciocia Maggie? - dziwi się. - Nie, to coś zupełnie innego. Chodzi o ciebie i Collina.
- O mnie i Collina? - czuję jak serce zaczyna bić mi szybciej.
- Tak, i o Dianę.
- Nie mów do mnie zagadkami – proszę, ukrywając zdenerwowanie.
- No dobrze – odważnie patrzy mi w oczy. - Chodzi o to, że...
- Jessie! Łap! - Collin rzuca mi klucze. - Muszę wyjść. Te są dla ciebie, tylko nie zgub.
- Gdzie idziesz? - wymyka mi się.
- Jadę do Fantazji. Nie czekaj na mnie, nie wiem czy wrócę na noc – nakłada czarną, skórzaną kurtkę.
- Collin, coś się stało? - pyta Diana, zaskoczona faktem, że wychodzi.
- Nowy ma problem z piecem. Muszę mu pomóc. Widzimy się jutro – całuje ją w policzek, po czym zostawia nas, zamykając za sobą drzwi. Spoglądam na klucze, które od niego dostałem. Mój nowy dom...
Resztę wieczoru spędzamy w trójkę, śmiejąc się i żartując. Mam wrażenie, że obecność Collina wprowadza bardziej napiętą atmosferę, chociaż nie rozumiem dlaczego.
- Będziemy się zbierać – ziewa Diana.
- Odprowadzę cię – proponuję dziewczynie.
- Nie musisz. Odwiozę ją do domu swoim samochodem – Sebastian pomaga jej założyć kurtkę.
- Zapomniałabym – Diana oddaje mi kartę kredytową – proszę.
- Dziękuję ci za pomoc. Bez ciebie bym sobie nie poradził – obejmuję ją z wdzięcznością.
- No coś ty, Jessie. To drobiazg – rumieni się.
- Mam coś dla ciebie. Pomożecie mi odszukać torbę?
- Którą?
- Czarną. Mam dla was prezenty – uśmiecham się, błądząc między kartonami.
- Znalazłem! - woła chłopak z pokoju Collina, wręczając mi zgubę.
- Dziękuję – otwieram ją pośpiesznie, wręczając dziewczynie zgromadzone upominki. - A to dla ciebie – podaję pakunek Sebastianowi.
- Nie musiałeś – peszy się.
- To jeansy. Biorę udział w nowej kampanii reklamowej i właściciel firmy obdarował mnie kilkoma parami.
Sebastian natychmiast wyciąga je z torby, aby obejrzeć.
- Jessie! Będziesz je reklamować? Od kiedy?
- Kampania rusza w listopadzie – informuję chłopaka.
- Gratuluję! - cieszy się z mojego sukcesu. - I dziękuję.
- Bardzo dziękuję – Di przytula się do mnie. - Jak zawsze, zostałam rozpieszczona do granic przyzwoitości. Jutro idę na przymiarkę sukni. Maggie wybrała dla mnie coś niesamowitego. Nie mogę się doczekać balu!
- Ja także – uśmiecham się do dziewczyny. Miło będzie spędzić tak ważny wieczór w jej towarzystwie.
- Nie zapominajcie o mnie. Też będę na balu – wtrąca się Sebastian.
- A co z Adamem? - pytam, odprowadzając gości do drzwi.
- Uspokoił się. Nie miałam z nim żadnych problemów.
- Collin i ja na zmianę odwoziliśmy Dianę do szkoły.
- Dzięki, Sebastian.
- To żaden problem – spogląda na mnie w ten dziwny sposób kolejny raz, lecz nie mam okazji, by zapytać o co chodzi, bo Diana wyciąga go siłą z mieszkania.
- Jedźmy już. Jestem zmęczona. Do jutra, Jessie!
- Do jutra – żegnam się, zamykając za nimi drzwi.
Odszukuję mój telefon i wysyłam mój nowy adres do Maggie, Weroniki, Justina oraz Rexa. Ten ostatni od razu powiadamia mnie, że jutro rano idziemy biegać. Jest niezmordowany. Staram się także posegregować meble z salonie, by zrobić więcej miejsca. Odpakowuję krzesła oraz skręcam stół, który musiał znajdować się w poprzednim mieszkaniu Collina. Pomimo kilku godzin intensywnej pracy, widać zaledwie niewielką różnicę. Powinniśmy przesunąć olbrzymią sofę, jednak bez pomocy Collina nie dam rady ruszyć jej z miejsca. Poza tym sąsiedzi nie byliby mi wdzięczni, gdybym próbował to zrobić o trzeciej nad ranem. Czarnowłosy nie wraca na noc. I całe szczęście.
Wcześnie rano witam się z moim trenerem, który zdążył już opanować nową trasę po pobliskim parku.
- Przez resztę tygodnia będziesz biegać sam, dobrze? Muszę wyjechać na kilka dni.
- Jasne – uśmiecham się do siebie w duchu, wdzięczny losowi za taki prezent.
- Jessie... Dobrze ci radzę, nie rezygnuj z treningów – grozi mi palcem, zupełnie jakby umiał czytać mi w myślach.
- No coś ty Rex, ja wcale nie... - próbuję się tłumaczyć.
- Od razu to zauważę, a wtedy skopię ci tyłek jak nigdy wcześniej – ostrzega, robiąc groźną minę.
- Najpierw musiałbyś mnie złapać – uśmiecham się zadowolony z postępów, które udało mi się wypracować.
- Nie bądź taki pewny siebie. Nadal musisz dużo trenować.
- Wiem, wiem.
- Zobaczymy się na balu.
- Idziesz na bal? - dziwię się. Rex nie jest typem faceta, który lubi rozstawać się z dresem i adidasami.
- Idę – odpowiada lakonicznie.
- Z kim? - koniecznie chcę poznać imię jego dziewczyny.
- Nie twoja sprawa.
- Powiedz mi – nalegam.
- Nie powiem. Jeszcze jedno okrążenie!
- Przecież wracaliśmy już do domu – posyłam mu błagalne spojrzenie.
- To kara za nadmierną ciekawość. Ruszaj się! Już!
Wracam do domu wykończony. Collina nadal nie ma. Mam wielką ochotę na czekoladowe płatki śniadaniowe, więc biorę szybki prysznic i wychodzę do sklepu. Gdy odkładam torbę z zakupami na szafkę w kuchni, dzwoni mój telefon.
- Pani Brown! Dzień dobry – radośnie witam się z kobietą, za którą zdążyłem się stęsknić.
- Jessie, potrzebuję twojej pomocy. Możesz przyjechać? - prosi mnie, zapłakanym głosem.
- Oczywiście. Już jadę.
- Dziękuję, chłopcze. Proszę, przyjedź jak najszybciej.
- Wołam taksówkę i będę za dwadzieścia minut – obiecuję.
- Czekam na ciebie w domu – rozłącza się, zanim udaje mi się zapytać co się stało.
Zabieram klucze oraz kurtkę i pośpiesznie wychodzę z mieszkania. Gdy zamykam drzwi, Collin wraca do domu.
- Wychodzisz?
- Pani Brown mnie potrzebuje. Niedługo wrócę.
- Nie masz dzisiaj zdjęć?
- Nie.
- To dobrze. Mamy niedokończone sprawy do załatwienia – uśmiecha się do siebie, wchodząc do środka.
Pani Brown czeka na mnie na ulicy, sprawiając wrażenie bardzo zdenerwowanej.
- Dzień dobry – witam się z nią, gdy mocno mnie przytula.
- Jessie, tak się cieszę, że przyjechałeś.
- Co się dzieje? Dlaczego pani płakała? I gdzie jest pan Brown?
- Mąż jest w szpitalu na badaniach. Zadzwoniłam do ciebie, bo nie mam nikogo innego – kolejne łzy spływają po pokrytych zmarszczkami policzkach.
- Proszę nie płakać – staram się ją pocieszyć. - Zawsze może pani na mnie liczyć.
- Jessie, to ty powinieneś być moim wnukiem, a nie on... Do grobu nas doprowadzi ten leń i pasożyt!
- Mówi pani o swoim wnuku?
- Tak. Rzucił się dziś na mnie, gdy kazałam mu się wyprowadzić. Nie wiedziałam co mam zrobić. Dzwoniłam do syna, by mi pomógł, ale odmówił. Powiedział, że jest w delegacji i wróci za dwa tygodnie. Mąż wychodzi w piątek ze szpitala. Nie mam tyle czasu. On musi się wyprowadzić przed piątkiem! To przez niego stan zdrowia męża bardzo się pogorszył. Proszę, pomóż mi – kobieta błagalnie spogląda mi w oczy.
- Porozmawiam z nim – staram się uspokoić starszą panią.
- Nie zgadzam się! A jeśli i tobie zrobi coś złego? Zadzwoniłam do ciebie, by się poradzić co zrobić, a nie po to, by ten bydlak cię pobił!
- Proszę pani, on nic mi nie zrobi – bagatelizuję sprawę. - Proszę wrócić do domu, a ja się wszystkim zajmę.
- Może powinnam zadzwonić po policję? - pyta załamana. - Nie masz pojęcia jak się bałam, gdy zaczął mną szarpać. Jeśli to zrobię, wyrzucą go z prestiżowej uczelni, a to złamie jego przyszłą karierę.
- Poproszę, by jeszcze dzisiaj opuścił mieszkanie. Jestem pewien, że mnie posłucha. A teraz proszę wrócić do domu i poczekać tam na mnie, dobrze?
- Dziękuję. Jesteś dla nas prawdziwym oparciem – ociera łzy koronkową chusteczką. Odprowadzam ją do samych drzwi, a potem obchodzę dom i bez pukania wchodzę do mojego dawnego mieszkania. Panuje w nim straszny bałagan. Wszędzie leżą porozrzucane rzeczy oraz puste butelki po piwie. Oprawca starszej pani leży na kanapie, odwrócony do mnie plecami i śpi.
- Wstawaj! - każę mu. - Pora się wyprowadzić. Słyszysz mnie? Wstawaj! - krzyczę do chłopaka. Niechętnie odwraca się w moją stronę.
- Nigdzie się stąd nie ruszę, laluniu... - odwraca się w moją stronę, uśmiechając.
- Adam... – szepczę zdziwiony. - Ty jesteś wnukiem państwa Brown?
- Niespodzianka, palancie – wybucha śmiechem. - Wiedziałem, że ta stara wiedźma po ciebie zadzwoni.
- Skoro wiedziałeś, że twoja babcia poprosi mnie o pomoc, to wiesz także, że musisz opuścić to miejsce. Dzisiaj – dodaję lodowatym tonem, starając się naśladować Collina.
- A jak nie to co? Zmusisz mnie? - chłopak wyciąga się na kanapie, perfidnie wpatrując w moje oczy.
- Zadzwonię po policję – ostrzegam go. - Próbowałeś pobić własną babcię. Będziesz miał sprawę sądową.
- Nie rozśmieszaj mnie.
- Ja nie żartuję. Zacznij się pakować.
- Wypchaj się – odwraca się do mnie plecami, ignorując wszystkie argumenty.
- No cóż, nie dajesz mi wyboru – wzdycham, idąc w kierunku sypialni. Otwieram szafę i wyciągam jego torbę, do której zaczynam wpychać ciuchy, znajdujące się w szafie.
- Laluniu, posuwasz się za daleko – wściekły Adam odcina mi drogę ucieczki. Kiedyś byłbym przerażony, ale po kilkunastu lekcjach z Rexem wiem, że sobie poradzę.
- Pakuj się – powtarzam po raz kolejny, kontynuując swoje zajęcie.
- Zostaw to! - wyrywa mi torbę, którą ciska na podłogę. - Myślisz, że zdołasz mnie stad wyrzucić? Ty?!
- Nie zamierzam się z tobą bić. Za to chętnie pomogę w pakowaniu – uśmiecham się, wyciągając z szafy kolejną porcję ciuchów.
- Laluniu, wynoś się albo wyniosą cię w kawałkach! - zaciska ręce w pięści.
- Jedyną osobą, która opuści to miejsce, jesteś ty. Pakuj się! Już! - popędzam go.
W tej samej chwili Adam rzuca się na mnie. Jego atak nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, więc udaje mi się zrobić unik i wyprowadzić cios, po którym z hukiem ląduje na podłodze.
- Już jesteś trupem! - syczy z bólu, podnosząc się i po raz kolejny próbując swoich sił.
Nasze starcie nie jest równe, bo choć jestem od niego znacznie szybszy i zwinniejszy, nie da się ukryć, że Adam jest silniejszy. Zadaje mi kilka ciosów. Nie jestem gorszy i funduję mu przepiękny prawy sierpowy, którym rozcinam mu wargę. Adam próbuje przygwoździć mnie do ściany, lecz zamiast we mnie, trafia w drzwi, skowycząc z bólu. Wykorzystuję okazję i wykręcając mu drugą rękę do tyłu, przytrzymuję go.
- Puszczaj! - wrzeszczy.
- Wyniesiesz się stąd i nigdy więcej nie wrócisz, bo jeśli jeszcze raz pani Brown wspomni choćby słówkiem o tobie, natychmiast wzywam gliny, jasne? Wyprowadzka w porównaniu ze wstydem, który czeka cię po wyrzuceniu z uczelni, to drobiazg. Nie mówiąc już o tym, że tatuś odetnie cię od pieniędzy, gdy powiem mu co tu zaszło. Rozumiemy się? - wykręcam mu rękę jeszcze mocniej, aż zaczyna krzyczeć.
- Zabiję cię! Zobaczysz, że cię zabiję! - odgraża mi się.
- Nic mu nie zrobisz! - starsza pani wpada do mieszkania, uzbrojona w telefon.
- Wynoś się stąd, stara krowo! - wrzeszczy do niej Adam.
- Synu! Natychmiast przeproś! - na niewielkim ekranie pojawia się łysy mężczyzna w średnim wieku, który aż gotuje się ze złości.
- Ale tato... - chłopak zaczyna się tłumaczyć.
- Mamo, wezwij policję. A ty – zwraca się do mnie – trzymaj go tak, aż przyjadą. Nie miej litości – instruuje mnie.
- Tato, proszę cię, nie!
- Zabierz swoje rzeczy i nie waż się choćby pomyśleć o babci i dziadku. Jeszcze dzisiaj wracam do domu. Masz tam na mnie czekać! - rozłącza się.
- Jessie... Puść mnie – szarpie się pode mną.
- Spakujesz się i opuścisz mieszkanie? - upewniam się.
- Tak – mamrocze cicho pod nosem. Uwalniam go, lecz nie spuszczam z oczu, bo wiem, że do takich jak on lepiej nie odwracać się plecami.
Przez kilka kolejnych minut, razem z panią Brown obserwujemy, jak Adam zabiera torby i zanosi je do samochodu. Nadal jest nieco roztrzęsiona, lecz z wielką ulgą przyjmuje wiadomość o wyprowadzce wnuka. Gdy Adam odjeżdża, pomagam jej uporządkować mieszkanie.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczna – przytula się do mnie przy pożegnaniu. - Przykro mi tylko, że wdałeś się w bójkę z tym śmieciem.
- Nic się nie stało – zapewniam kobietę, chociaż nie ukrywam, że dosyć mocno oberwałem. Maggie mnie za to zabije. - Skoro on się wyprowadził, czy to oznacza, że mogę do państwa wrócić?
- Gdy tylko mąż wyjdzie ze szpitala, od razu wyjedziemy do mojej siostry. Zdecydowaliśmy także, że sprzedamy ten dom i kupimy mieszkanie. Dzięki temu nie będziemy więcej ryzykować wspólnego mieszkania wnukiem.
- To słuszna decyzja – uśmiecham się.
- Poradzisz sobie? Nie wyglądasz najlepiej – starsza pani lustruje mnie od stóp do głów.
- To tylko kilka siniaków i zadrapań. Nic mi nie jest.
- Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłeś.
- Nic nie zrobiłem.
- Mylisz się. Stanąłeś w naszej obronie. Gdy usłyszałam jak o nas walczysz, zadzwoniłam do syna i zagroziłam mu, że jeśli mi nie pomoże, wzywam policję. Syn to jedyna osoba, przed którą Adam czuje respekt. Każę mu przenieść go na inną uczelnię, najlepiej na drugi koniec świata!
- Jest pani niesamowita.
- A ty kochany – dotyka mnie ostrożnie po twarzy. - Boli?
- Troszeczkę.
- Jesteś pewny, że nie musisz jechać do lekarza?
- Jestem pewny. Zadzwonię jutro – żegnamy się. - Proszę pozdrowić męża, gdy go pani zobaczy.
- Dziękuję – macha mi na pożegnanie.
Wracając do domu, próbuję dodzwonić się do Maggie. Muszę jej wytłumaczyć dlaczego powinna odwołać jutrzejsza sesję, zanim wpadnie w szał. Po kilku próbach rezygnuję i wybieram numer Weroniki.
- Co tam Jessie? - rozbawiona odbiera telefon.
- Mam problem – zaczynam cicho.
- Jaki? Mogę ci jakoś pomóc?
- Liczę na to, że tak właśnie będzie.
- O co chodzi?
- Pobiłem się z pewnym kolesiem i...
- Biłeś się? Nic ci nie jest?
- To była wyjątkowa sytuacja. Musiałem. Mogłabyś poprosić Maggie, by odwołała jutrzejszą sesję? Nie mogę się do niej dodzwonić.
- Na twoim miejscu jak najszybciej jechałabym na lotnisko i kupiła sobie bilet gdzieś, gdzie samoloty lądują raz na tydzień. Jessie, ona cię zabije jak się dowie!
- Weroniko, proszę cię. Właśnie tego próbuję uniknąć.
- Niczego nie obiecuję. Maggie jest na spotkaniu z szefem.
- Wiem, dzwoniłem do niej kilka razy. Może przyjadę do agencji i …
- Nie! Nie przyjeżdżaj! Zabraniam ci! Maggie pobije cię znacznie dotkliwiej niż tamten typ. Ukryj się gdzieś i postaraj przeczekać najgorsze. Pomogę ci, ale niczego nie obiecuję.
- Dziękuję.
Wracam do mieszkania i korzystając z okazji, że znowu nie ma Collina, idę prosto do łazienki, by ocenić straty. Nie wyglądam bardzo źle. Na twarzy mam tylko kilka zadrapań. Może Maggie wykaże miłosierdzie i nie rozdmucha afery. Zdejmuję z siebie poszarpane przez Adama rzeczy i biorę prysznic. Przebieram się w zwykłą, szarą bluzkę z krótkim rękawem oraz dresy i idę prosto do kuchni. Dopiero teraz przypominam sobie, że od wczoraj nic nie jadłem. Kuchnia Collin nafaszerowana jest elektroniką. Z pewnością nie zamierzam niczego dotykać, bo nie umiem gotować, a nie chciałbym mu przypadkowo uszkodzić bezcennych sprzętów, na punkcie których ma obsesję. Otwieram szafki w poszukiwaniu miseczki, do której sypię czekoladowe płatki i zalewam waniliowym mlekiem.
Mój współlokator nie każe na siebie długo czekać. Cicho otwiera drzwi i odkład klucze na niewielkiej szafce. Dobrze, że wrócił tak wcześnie. Liczę, że uda mi się go przekonać do przesunięcia kanapy, zanim nastanie wieczór.
- Jessie, co ci się stało? - pyta zaskoczony moim wyglądem.
- Nic takiego – zapewniam go.
Zanim Collin zamknął z sobą drzwi, z klatki schodowej dociera do nas złowrogo brzmiący dźwięk odbijających się na posadzce wysokich obcasów. Spanikowany spoglądam w twarz czarnowłosego. Zeskakuję z wysokiego stołka i zaczynam cofać do tyłu, przerażony tym, co z chwilę nastąpi.
- JESSIE! - teraz już rozumiem dlaczego huragany nazywane są imionami kobiet...

25 komentarzy:

  1. A tam ;/
    chciałam by pobił troche bardziej Jessiczka! xD
    I Collin sie nawet nie przejął! xD

    Wgle nie podobało mi się bardzo jak babcia nazwała swojego wnuka śmieciem
    Ja wiem że Adaś jest be no ale ;C

    Seba, Seba ,Seba
    co ty wiesz słońce ty moje
    Mówiłam ci ,że bardzo lubie imie Sebastian
    (moją najwiekszą miłością jest kuroshitsuji więc wiesz)

    A Collin to wogle zaczął strasznie narzekać O!

    A właśnie kitsune
    co zamierzasz zrobić z tym opowiedaniem?
    W sensie jak z czasem
    Bo z tego co się orientuje to druga częścią Williama i Daniela a jeszcze nowe ma startować we wrześniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yagódko, przed Tobą nic nie da się ukryć :D Mam małe opóźnienie, przyznaję. Czekolada powoli zbliża się do końca. Potem zgodnie z planem ruszą Szkolne opowieści. To nadal będzie sierpień, a potem? Waham się. Mam w zanadrzu pewną niespodziankę, która opóźniłaby lekko opowiadanie wybrane przez Was w ankiecie. Oczywiście je napiszę, ale z drugiej strony ten nowy pomysł... No nie wiem co zrobię :D
      Reakcji Collina jeszcze nie opisałem :D Narzeka, bo jest sfrustrowany, ale ja mu pomogę :P
      Nie wiesz co ukrywa mały Sebastian? Serio? :)
      A Adam zasłużył sobie na swój los :D Poza tym kto powiedział, że to koniec? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Wybacz kitsuniu ja nie należe do tych inteligentnych xD

      Sfrustrowany? My wiemy co jest najlepszym lekarstwem ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Pisz tak jak ci pasuje to ci wychodzi najlepiej! :D

      Usuń
    3. Gdybym pisał co chcę i kiedy chcę, rozpocząłbym 10 opowiadań i na zmianę dodawał jakieś rozdziały, a potem wymyślał kolejne i żadnego nie dokończył. Grafik to podstawa.
      Lekarstwo zostało idealnie dobrane do objawów, wystarczy zaaplikować. Tym razem obejdzie się bez udziału lekarza czy farmaceuty (chyba, że mają romans :D) :P

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. A tam! pisz ile chcesz! Ale skończ to co zacząłeś -,-

      Usuń
    5. Staram się, Yagódko :) Cały czas pracuję nad idealnym zakończeniem.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Na nana na nana długi rozdzialik! ( ˘ ³˘)❤
    Tak tak, Collin naa pewnooo zajmie się przyspieszeniem dostawy łóżka dla Jessiego :D
    Oj Jessie Jessie...tyle serdeczności marnować, to się wszystko zwróci...tylko w trochę inny sposób :o
    ale teraz może lepiej...
    ...uciekaj! >u<
    Przesyłam pokłady energii! :D

    Szkolne Opowiesci, nowe opowiadanie i do tego niespodzianka?! \(*.*)/
    ile dobra! :D

    ~podekscytowana Suzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz jaki ja jestem podekscytowany? Tylko czas mnie ogranicza. Gdyby tak rzucić wszystko i pisać non-stop... Chciałbym :D
      Masz rację, Collinowi na niczym innym tak nie zależy, jak na dostawie brakujących mebli :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Collin kusi nie tylko czekoladą :D Jessie się martwi o figurę, a wystarczy mieć dobrą przemianę materii! (Jak ja *^*)
    Di, Seba! Jak zawsze w nieodpowiednim momencie :/ Kupcie sobie zegarek czy coś ;-; Ten brak łóżka jest komiczny. Jessie, masz przechlapane :P
    Sebek, ty coś zauważyłeś. Tak krążysz, ale nie powiesz o co ci chodzi. Ty mały...!
    Rex kojarzy mi się z T-Rex'em niby taki groźny, ale jednak trochę śmieszek. T-Rex ma krótkie rączki, a on krótką cierpliwość :D
    Adam to wnuczek pani Brown?! Ale jak too. I co teraz? Jak on będzie na balu? I co najważniejsze… JESSIE CHOWAJ SIĘ PRZED MAGGIE! SZYBKO! Trzeba uważać na Adama -.- Powinieneś już się o tym przekonać! Teraz całuj Weronice stopy, może załagodzi sytuacje! :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, dzieje się :)
      Biedny Jessie, wciąż bez swojego łóżka... Nie ma się gdzie schować :D W dodatku Collin go kusi, czekolada go kusi... Maggie ukaże. Modele nie mają łatwego życia :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Dzieje się, oj dzieje :)
      Szafa, yyy… szafa? :'D Gdzie może się schować nasz Jessie?
      Jessie, nie wiem jak z tego wybrniesz, ale trzymam kciuki :D
      Kitsuś, niech go Maggie zbytnio nie pobije :O

      Wegi

      Usuń
    3. Zdradzę Ci w sekrecie, że ona najpierw go rozbierze, a potem sprzeda :D HEHEHEH :) A Collin będzie się przyglądać. Kocham pisanie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Bożeee, moja wyobraźnia jest przerażająa •,_,• Kitsune, coś ty zrobił?!
      Sprzeda… kampanii oczywiśnie. Prawda? Prawda?!
      Torturujesz postacie psychicznie ;-; I czytelników przy okazji! Kocham czytanie :D

      Wegi

      Usuń
    5. Nowy rozdział już jest, więc za chwilę dowiesz się komu go sprzedam i dlaczego :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Odpowiem Ci na pytanie tutaj, dobrze? I zrobię to zanim przejdę do rozdziału, bo znając mnie to zapomnę :D Wyjazd był nawet udany. Połowa rodziny uważa mnie za głupią i nic nie wartą, druga połowa mnie lubi, okoliczni menele mnie kochają i wyznają miłość, wszystkie sąsiadki cioci uważają za anioła, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że jest ze mną coś nie tak. To tak w skrócie podsumowuje te ponad dwa tygodnie spędzone na wsi.
    Ale rozdział poprawił mi humor ;) Collin jak zwykle wymiata i chwała mu za to, bo dzięki niemu zawsze mam okazję do pośmiania się. Diana i zakupy... kto normalny daje kobiecie do dyspozycji swoją kartę kredytową? Jessie chce zostać bankrutem?! :P Sebastian coś podejrzewa... Właśnie mam pomysł na taką dość dziwną teorię, ale może jest ona prawdziwa? Czy T-Rex idzie na bal właśnie z Sebastianem? To by było takie urocze *^*
    Adama lubiłam do momentu, kiedy pobił babcię. Teraz jest u mnie skreślony na wieki wieków ramen. Dobrze,że Jessie go pobił, ale trzymam kciuki, żeby Collin go obronił przed Meggie ^^

    Ruu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wsi spokojna, wsi wesoła!
      Który głos twej chwale zdoła?
      Kto twe wczasy, kto pożytki
      Może wspomnieć zaraz wszytki?

      Wieszcz miał rację :D Nic nie równa się z wakacjami na wsi :D
      Od anioła, przez kusicielkę, po demona :D Pełen wachlarz możliwości Ruu został oficjalnie zdemaskowany :D
      Collin obroni Jessiego? Wątpię :D Jak już, to raczej sprzymierzy się z Maggie. Kara za niesubordynację musi być :P

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Jestem takim typowym "cichym czytelnikiem" ale postanowiłam się w końcu ujawnić :D
    Codziennie (czasem nawet kilka razy) tutaj zaglądam żeby sprawdzić czy jest nowy rozdział. Czy to już obsesja?
    A tak w ogóle to wydedukowałam sobie że skoro Jessie był z Dianą aby chronić ją przed Adamem, którego teraz babcia chce wysłać na drugi koniec świata, a to oznacza, że Jessie nie ma już żadnej wymówki przed Collinem i może rzucić się w jego ramiona ^^ chociażby po to aby uchronił go przed Maggie :D

    Viva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Cicha Czytelniczko :)
      Bardzo mi miło, że postanowiłaś się ujawnić :) Czy to obsesja - kto wie :D Moją obsesją jest wymyślanie nowych historii, którymi chciałbym się z Wami podzielić jak najszybciej.
      Hmm... Dobrze kombinujesz :) Więcej nie zdradzę. Nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu, więc zapraszam :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Cześć :D Wpadam w waszą konwersację tak trochę na chama, ale ciii :) Witam na rodzinnym blogu. Mam nadzieję, że się tu odnajdziesz i zakolegujesz :D

      Wegi
      Ps. Powiem Ci, że sama sprawdzam bloga parę razy dziennie, więc nie jesteś sama!

      Usuń
  6. A kuku (już tutaj dotarłam :))!
    Podoba mi się jak ładnie łączysz postaci. Coś mi śmierdziało Adamem jak pani Brown zadzwoniła po pomoc (za pięknie by było, gdyby chodziło o kogoś innego).

    W ten sposób pozbyłeś się przeszkody dla gorącego romansu :)

    I tak najlepsze było zakończenie rozdziału (GODZILLA NADCHODZI :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już tutaj? :D Czyli najlepsze rozdziały dopiero przed Tobą :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Hej,
    to Adam świetnie sobie poradził, ale czy wydarzyło się coś dziwnie się zachowują...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, to Adam świetnie sobie poradził, ale czy wydarzyło się coś... bardzo dziwnie się zachowują...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń