piątek, 12 sierpnia 2016

Kostka XVIII


„Czekolada


- Jessie... Kochaj się ze mną jeszcze raz... - Carmen przeciąga się powoli, nie zważając na to, że rozmawiam przez telefon.
- To nieprawda! Nie słuchaj jej! - zdenerwowany krzyczę do słuchawki, ale Collin tylko milczy.
- Boisz się, że twój chłopak z tobą zerwie? - dziewczyna uśmiecha się do mnie, próbując pocałować. - Pragnę cię. Chcę twojego ciała... – zmysłowo mruczy tekst własnej piosenki.
- Carmen! Przestań! - łapię ją za rękę, którą zaczyna błądzić po mojej nagiej klatce piersiowej.
- Nie bądź taki nieśmiały! Jestem pewna, że kiedy z tobą skończę, wybierzesz mnie, a nie jego – wyrywa mi telefon z dłoni i rzuca daleko na podłogę. Aparat rozpada się na kilka części. Nie zdążyłem wytłumaczyć Collinowi, że nic między nami nie zaszło. Zabije mnie!
Chwileczkę, czy to oznacza, że ja CHCĘ mu to wszystko wyjaśnić? Zależy mi na nim aż do tego stopnia? Serce gwałtownie przyspieszyło na samą myśl o nim. Gdy usłyszałem jego głos, pomijając fakt, że był na mnie nieźle wkurzony... ucieszyłem się. Carmen nie może zniszczyć tego, co nas łączy...
- Proszę, przestań! - łapię ją za nadgarstki i przyciskam do poduszek. - Nie jestem i nie będę twój. Nie kocham cię!
- Nie zależy mi na tym, abyś mnie kochał. Chcę seksu – spogląda mi śmiało w oczy.
- Nie rozumiesz? Nie będę się kochał z kimś, do kogo nic nie czuję.
- Nie podobam ci się? - usta dziewczyny wykrzywiają się w grymasie niedowierzania.
- Podobasz. Jesteś jedną z najpiękniejszych kobiet jakie widziałem, ale gdybym zrobił to, czego chcesz... Nie umiem... Wybacz mi, ale nie umiem. Za bardzo cię szanuję, aby w taki sposób wykorzystać.
- Jessie... Przestań wciskać mi jakieś brednie! - oburza się.
- To nie są brednie, Carmen. Jesteś świetną dziewczyną. Utalentowaną, mądrą, ciekawą świata... Uważam, że stać cię na więcej niż szybki seks z kimś takim jak ja.
- Nie byłby taki szybki... – zapewnia, zaczynając kusząco poruszać biodrami.
- Proszę, przestań już.
W tej samej chwili do pokoju wpada jej agent.
- Tutaj jesteś! Masz pojęcie jak bardzo się o ciebie martwiłem?! Natychmiast wstawaj! - młody mężczyzna zdaje się zupełnie nie zważać na to, że dziewczyna leży pode mną, w dodatku niekompletnie ubrana.
- Puść mnie, Jessie – uwalniam jej nadgarstki z uścisku, obserwując, jak odsuwa kołdrę i opuszcza łóżko zupełnie naga.
- Carmen... - speszony chłopak od razu odwraca wzrok.
- Nie patrz tak, tylko podaj moją sukienkę – rozkazuje.
- Przepraszam – jej agent mocno się rumieni, po czym pomaga zapiąć zamek na plecach.
- Widzimy się na balu – uśmiecha się do mnie słodko, wychodząc z pokoju.
- Pa, Jessie – żegna się chłopak, podążając za niesforną piosenkarkę.
- Pa – szepczę, gdy zamyka za sobą drzwi.
Nie chce mi się wstawać. Dzięki Carmen nie wiem nawet, która jest godzina. Na szczęście Weronika i Kevin panują nad sytuacją. Jemy wspólnie śniadanie w niewielkiej restauracji na dole, a potem idziemy do agencji, aby przygotować się do kolejnego dnia loterii. Zgodnie z harmonogramem mamy zabrać kilkanaście dziewczyn na zakupy do jednego z największych centrów handlowych. Przez kilka godzin, razem ze stylistą, pomagamy im wybrać rzeczy na różne okazje, a wieczorem wszystkie uczestniczki będą nam towarzyszyć podczas sesji zdjęciowej i przejdą się po wybiegu, niczym profesjonalne modelki.
Moja grupa składa się z piętnastu kobiet. Razem ze stylistą zdecydowaliśmy, że motywem przewodnim będzie „odwaga”, więc szukamy nietuzinkowych strojów. Dziewczyny są przemiłe. Często się śmiejemy i żartujemy. Gdy mija czas przeznaczony na naszą wyprawę, jest mi przykro, że to już koniec.
Sesja to kolejny sukces. Zdjęcia trwają znacznie dłużej, lecz zupełnie mi to nie przeszkadza. Wprost przeciwnie. Dobrze się bawię, pomagając amatorkom jak najlepiej wypaść przed obiektywem. Na koniec fotograf robi nam pamiątkowe zdjęcie, które od razu wrzucam na główną stronę agencji. Rywalizuję z Kevinem. Wygra grupa, która zbierze jak najwięcej głosów. Przez pierwszych kilka godzin idziemy łeb w łeb, lecz przed północą Kev wygrywa miażdżąc dwudziestoprocentową przewagą głosów.
- Musimy to uczcić! - woła uradowany. Zabieramy wszystkie uczestniczki do klubu, gdzie podobnie jak poprzedniej nocy, bawimy się prawie do rana. Na szczęście tym razem bez Collina...
Weronika i Kevin kolejny raz proponują mi przenocowanie w swoim mieszkaniu, na co ochoczo przystaję. Nie jestem jeszcze gotowy, by wrócić do domu i pozwolić, żeby Collin wgniótł mnie w ziemię tylko dlatego, że Carmen lubi mnie dręczyć. Sam nie jest lepszy. Mogliby wymienić doświadczenia...
Rozpoczynamy trzeci i ostatni dzień loterii. Connor i Ben, jako najbardziej popularni, zabierają dziewczyny na plan serialu. Kevin spędzi popołudnie w kinie. Mi przypadły łyżwy, a potem odpowiadanie na pytania oraz picie gorącej czekolady. Wszystko kończy się koncertem popularnego, młodego wokalisty oraz pokazem sztucznych ogni.
Równo o północy szef ogłasza, że loteria dobiega końca. Udało się nam zebrać ponad milion dolarów. Świętujemy sukces późną kolacją, z której Connor od razu rezygnuje twierdząc, że jest zmęczony. Takiemu to dobrze. Ja nie mogę odmówić, chociaż ledwo trzymam się na nogach. Gdy wieczór dobiega końca, zbieram się na odwagę i zamawiam taksówkę, która zabiera mnie do domu.
W mieszkaniu jest ciemno, i co ważniejsze, nie ma Collina. Pewnie spędzi dzisiejszą noc na zdobieniu czekoladek, które jutro zostaną zjedzone podczas balu. Układam się wygodnie na kanapie (w czasie mojej nieobecności łózko nadal nie dojechało...) i od razu zasypiam. Te trzy dni mocno dały mi w kość. Grupa rozszalałych kobiet jest znacznie bardziej wymagająca niż najcięższe treningi wymyślone przez Rexa. Nie mam na nic siły, nawet żeby włączyć nowy telefon, który kupiła mi Weronika.
Budzę się z głodu, późnym popołudniem. Collina nadal nie ma. Lekko zdenerwowany decyduję się w końcu uruchomić nowy sprzęt. Nie dzwonił do mnie ani nie pisał. Nie wiem co gorsze – jego groźby, czy milczenie? Za to Diana dzwoniła kilkanaście razy, nagrywając się na pocztę głosowa. Prosi o spotkanie. Wykręcam jej numer pełen najgorszych obaw.
- Jessie! Nic ci nie jest? Martwiłam się! Dwa dnie nie dawałeś znaku życia. Dopiero gdy ubłagałam Sebastiana, aby zadzwonił do Maggie, dowiedziałam się, że żyjesz, ale masz sporo zajęć.
- Przepraszam. Nie chciałem cie martwić. Telefon mi się popsuł i dopiero teraz...
- Jessie – przerywa mi – musimy porozmawiać. Spotkajmy się. Najlepiej jeszcze przed balem.
- Przed balem nie dam rady. Za pół godziny muszę być w agencji. Jeśli się spóźnię, Maggie...
- Proszę cię, nie odmawiaj mi.
- Wiem, ale naprawdę nie mogę. Czy ta sprawa nie może poczekać? Po balu to całe szaleństwo wreszcie się skończy i wtedy...
- To bardzo ważne, ale rozumiem, że masz teraz dużo pracy – po raz pierwszy w życiu Diana wzdycha do słuchawki, dołączając tym samym do grupy starszych braci.
- Di... Wszystko w porządku? - pytam dziewczynę, przeczuwając kłopoty.
- Tak. Widzimy się na balu – rozłącza się, nawet ze mną nie żegnając.
Maggie przebiera mnie w smoking, nadzorując każdy najdrobniejszy szczegół. Jest dziś znacznie bardziej wymagająca niż kiedykolwiek wcześniej.
- Licytacja przebiega bardzo pomyślnie. Mam nadzieję, że Carmen zapłaci pięćdziesiąt tysięcy dolarów za waszą kolację.
- Aż tyle? Niemożliwe – zwłaszcza po tym, jak odmówiłem jej seksu...
- Musimy być dobrej myśli. Za tydzień ruszy twoja pierwsza wielka kampania. Cieszysz się?
- Tak – przyznaję nieśmiało.
- To wszystko? Nie stać cię na nic lepszego? - unosi idealne brwi, przyglądając mi się bardzo uważnie.
- Maggie, dużo ostatnio myślałem. Nie wiem czy nadaję się do tej pracy... Nie wiem, czy chciałbym związać się z modelingiem na dłużej – wypalam, patrząc mojej agentce prosto w oczy.
- Nie wiesz? Jessie... Ty jesteś do tego stworzony! Na zdjęciach wyglądasz milion razy lepiej od innych, masz boski uśmiech i osobowość. Nie opowiadaj bzdur, że się wahasz, bo nigdy w to nie uwierzę! - denerwuje się. Nawet warstwa subtelnego makijażu nie jest w stanie ukryć czerwonych plam na policzkach, które pojawiają się na jej idealnej tworzy tylko w chwilach największego stresu.
- Jest mi trudno. Brat wymaga, abym rozpoczął studia. Nie mam domu. Jestem daleko od rodziny. Nie o takim życiu marzyłem.
- Bo za bardzo starasz się zadowolić innych. A co z Tobą? A twoje pragnienia? Nie powiesz mi, że nowe życie nie sprawia ci przyjemności. Lubisz podróże, poznawanie nowych ludzi... Chcesz studiować? Zatrudnię prywatnych nauczycieli, pomogę wybrać kierunek studiów. Nauczę cię jak uniknąć katastrofy podczas zakupu domu. Dobrze wiesz, że jestem w tym najlepsza. Jednak to ty sam musisz odpowiedzieć na pytanie, czego chcesz i co jest dla ciebie dobre. Wiem, że czujesz się zagubiony. Jeśli będziesz chciał odejść, pewnie ci nie pozwolę – wybucha nerwowym śmiechem, lecz głos drży jej coraz mocniej, aż w końcu po policzkach spływają pierwsze zły. - Jesteś dla mnie jak syn. Możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. Do końca roku zostało mnóstwo czasu. Zapewniam cię, że wspólnie rzucimy świat na kolana, lecz nie zrobimy tego, jeśli ty sam nie będziesz przekonany o słuszności swojego wyboru.
Przytulam Maggie, niesamowicie poruszony jej słowami. Chyba nikt nigdy nie był wobec mnie aż tak szczery. Jestem wzruszony jej troską i oddaniem.
- Przepraszam – szepczę w jej włosy.
- Za co mnie przepraszasz? - pyta, ratując perfekcyjny makijaż.
- Myślałem, że traktujesz mnie jak maszynkę do zarabiania pieniędzy, zmuszasz do pracy, aby zarobić na dom. Nie sądziłem, że moje dobro jest w ogóle brane pod uwagę.
- Głuptasie, sądzisz że robiłabym to wszystko, gdyby mi na tobie naprawdę nie zależało? - uśmiecha się przez łzy.
- Czasami sam nie wiem, co mam myśleć...
- Myślenie zostaw dziś mnie. Ty masz się nienagannie prezentować, czarować bogate kobiety i wyglądać idealnie. Po balu, gdy będziemy mieli więcej wolnego czasu, pomogę ci przebrnąć przez całą resztę.
- Jestem ci taki wdzięczy, Maggie...
- Uśmiechaj się tak jak lubię najbardziej, a wszystko będzie dobrze.
Bal odbywa się w najelegantszym, a zarazem najdroższym hotelu w całym mieście. Przed samym wejściem na salę balową, moja agentka po raz ostatni sprawdza, czy wszystko jest na swoim miejscu. Udziela nam także ostatnich wskazówek, powtarzając że jest z nas bardzo dumna.
Przybyli goście prezentują się nadzwyczaj bogato i okazale. Ponieważ biorę udział w licytacji, co chwila podchodzą do mnie różne panie, nawiązując rozmowę. Staram się często uśmiechać i zachęcać je do przekazywania datków oraz zapewniać, że jeśli wygrają, jeszcze dzisiaj udamy się na niezwykle romantyczną randkę. Wśród przybyłych jest tylko jedna osoba, która nie martwi się o wygraną, dobrze wiedząc, że ma ją już dawno w kieszeni. Jest nią Carmen. Ubrana w kremową suknię wieczorową patrzy tylko na mnie. Jeśli Maggie mówiła prawdę i mała piosenkarka gotowa jest wyłożyć astronomiczną kwotę pieniędzy tylko po to, by spędzić wieczór w moim towarzystwie, to powinienem mieć się na baczności.
- Wygram – oświadcza głosem nie znoszącym sprzeciwu, gdy odbiera ode mnie odpowiedni kupon, który powinna wypełnić i oddać mężczyźnie odpowiedzialnym za formalności związane z aukcją.
- Życzę ci powodzenia – uśmiecham się do niej, obserwując jak odchodzi w towarzystwie swojego agenta.
Gdy wszystkie kupony zostały już rozdane, podchodzi do mnie Sebastian i prosi o chwilę rozmowy.
- Przepraszam, ale teraz naprawdę nie mogę. Sam wiesz, że za dziesięć minut zaczyna się licytacja – wykręcam się zręcznie.
- Wiem, jednak nie mogę dłużej czekać – desperacja malująca się w oczach chłopaka działa na jego korzyść. - Obiecuję, że zajmę ci tylko chwilę.
- No dobrze - zgadzam się niechętnie, kierując na taras, tuż obok sali balowej.
- Jessie... - zaczyna cicho, podnosząc na mnie wzrok. - Sam nie wiem jak mam ci to powiedzieć. Chciałem to zrobić od bardzo dawna, jeszcze zanim wyjechałeś do Paryża z ciocią Maggie, ale... bałem się.
- Bałeś się? Coś się stało? - przyglądam mu się uważnie, gdy zbiera siły.
- Jessie... Ja kocham Dianę! - wypala gwałtownie, totalnie mnie zaskakując.
- Co?! Co takiego?! Ty?! Dianę?! - nie jestem w stanie sklecić zdania, zszokowany.
- Tak, kocham ja od chwili, gdy po raz pierwszy ja ujrzałem – zapewnia mnie żarliwie.
- Rozumiem – tylko tyle udaje mi się wydukać, bo nie bardzo wiem, co powinienem odpowiedzieć.
- Rozumiesz? Czyli zgadzasz się? - pyta, wpatrując się we mnie płonącymi od nadziei oczami.
- Zgadzam się? Na co mam się zgodzić? - powtarzam po nim bezwiednie.
- Jak to o co? - irytuje się. - To chyba oczywiste. Potrzebuję twojego błogosławieństwa.
- Błogosławieństwa? - moje oczy robią się wielkie niczym spodki.
- Jessie... Tak trudno jest mi to powiedzieć, bo nie chciałbym cię ranić, ale nie dajesz mi innego wyboru. Chodzi o to, żebyś zerwał z Dianą.
- Mam z nią zerwać? Nie mogę tego zrobić... Zawarliśmy układ i... - próbuję wytłumaczyć Sebastianowi, że za naszym związkiem kryje się pewna tajemnica, lecz w tej samej chwili dołącza do nas moja rudowłosa dziewczyna.
- Przykro mi, Jessie. Już od dawna chciałam ci powiedzieć... Nie mogę być dłużej twoją dziewczyną – podchodzi bliżej i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu.
- Nie chcesz ze mną być? Dlaczego?
- Bo kocham Sebastiana.
- Sebastiana? No tak, to wiele wyjaśnia... - ukłucie bólu na chwilę mnie paraliżuje. Diana woli jego, a nie mnie... Tak się starałem, a ona woli jego...
- Jessie, to niczego między nami nie zmieni! - zapewnia - Nadal będziesz moim najlepszym przyjacielem. Będziemy spędzać razem czas, opowiadać sobie różne sekrety i śmiać się do łez, ale... Proszę, nie patrz tak na mnie. Od samego początku udawaliśmy. To musiało się tak skończyć.
- Masz rację – ze wszystkich sił staram się odzyskać nad sobą panowanie i uśmiechnąć jak najszczerzej, spoglądając w oczy mojej najlepszej przyjaciółki, jednocześnie maskując odrzucenie, który tak bardzo boli...
- Więc... nie gniewasz się na mnie? - dopytuje.
- Nie. Wprost przeciwnie! Bardzo wam gratuluję. Cieszę się, że jesteście szczęśliwi – przytulam do siebie Dianę, a potem ściskam dłoń Sebastiana, który spogląda na mnie z wdzięcznością.
- Tylko dbaj o nią jak należy! - ostrzegam chłopaka.
- Masz moje słowo – obejmuje rudowłosą z czułością.
- Muszę już wracać. Obowiązki wzywają. Bawcie się dobrze – żegnam się z nimi pośpiesznie i uciekam. Nie udaję się do sali balowej, lecz wybieram bardziej odosobnione miejsce, by chociaż przez chwilę pobyć sam. Z całej siły zaciskam palce na metalowej balustradzie, starając się miarowo oddychać.
- Jessie – czyjaś ciepła dłoń muska mój bark. - Dobrze się czujesz?
- Tak, wszystko w porządku – przywołuję na twarz wyuczony uśmiech, by jak najszybciej zbyć Collina.
- Nie wyglądasz najlepiej.
- Jestem przemęczony.
- Przemęczony? A od kiedy wiadomość o tym, że najlepsza przyjaciółka jest zakochana wiąże się z przemęczeniem? - posyła mi kpiące spojrzenie, opierając się plecami o balustradę i szukając mojego wzroku.
- Skąd o tym wiesz?
- O tym, że Diana i Sebastian są razem, czy o tym, że z tobą zerwała? - Nie odpowiadam, więc Collin tylko wzdycha, kontynuując swoją wypowiedź. - On zakochał się w niej już na samym początku, gdy tylko zaczął z nami pracować, ale ona dostrzegła jego podczas twojego pobytu za granicą. Miłość na odległość rzadko zdaje egzamin – wyciąga rękę by sięgnąć do mojego policzka, abym podniósł na niego zbolały wzrok. - Nie kochałeś jej, a ona nie przestanie być twoją przyjaciółką – przypomina mi.
- Ty nic nie rozumiesz! - wybucham, strącając jego dłoń.
- Mylisz się, rozumiem aż za dobrze! Udawałeś jej chłopaka, ale i tak cierpisz. Nie ukryjesz tego ani za maską gniewu, ani sztucznego uśmiechu. Myślisz, że znowu zostałeś sam, ale to nieprawda. Masz mnie. Jestem tu razem z tobą, na wyciągnięcie ręki – zmniejsza dystans i całuje mnie w usta, czego zupełnie się nie spodziewałem. - Wiesz, co to oznacza? - pyta zniżając głos do seksownego szeptu i spoglądając mi prosto w oczy? - Od teraz jesteś tylko mój – uśmiecha się tajemniczo. - Twój kolega cię szuka. Później wyjaśnimy sobie szczegóły.
- Jessie! Zapomniałeś o aukcji?! Wracaj do sali balowej, inaczej Maggie obedrze cię ze skóry i ułoży przed kominkiem w nowym domu!
- Dzięki, Kev! Już idę! – pośpiesznie podążam w kierunku oszklonych drzwi.
- Nie bój się Jessie, nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić – woła za mną Collin, śmiejąc się tym swoim głębokim, niesamowicie pociągającym głosem.
Wydarzenia ostatnich kilkunastu minut sprawiły, że trudno mi odzyskać równowagę. Nie obserwuję licytacji zbyt uważnie, gdyż dobrze wiem, iż siedząca w pierwszym rzędzie ciemnoskóra dziewczyna w kremowej sukni nie uśmiechałaby się tak dosadnie, gdyby sprawy nie układały się po jej myśli. Carmen bez najmniejszego problemy zwycięża. Jej agent podaje wypisany przez nią czek, abyśmy mogli bez przeszkód udać się na kolację. Przed hotelem czeka limuzyna. Otwieram drzwi i czekam aż dziewczyna wsiądzie do środka. Nie rozmawiamy podczas podróży, zbyt pogrążeni we własnych myślach.
Udajemy się do niewielkiej restauracji, którą wcześniej wybrała dla nas Weronika twierdząc, że podają tu „świetne wszystko”. Nie mam ochoty na nic szczególnego, dlatego pozostawiam wybór zwyciężczyni.
- Jesteś dziś bardzo milczący – zauważa. - Czy to dlatego, że wślizgnęłam się do twojego łóżka?
- Nie – uśmiecham się przyjaźnie, próbując odegnać ponure myśli o samotności i byciu zbędnym oraz beznadziejnym.
- Więc o co chodzi? Wolałbyś spędzić ten wieczór w towarzystwie kogoś innego?
- Nie. Przecież wiesz, że bardzo cię lubię.
- Nie mówisz mi całej prawdy tak jak ostatnio – zauważa.
- Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Poniosło mnie. Nie mam prawa, by cię oceniać. Jest mi bardzo przykro. Przepraszam.
- Nie gniewam się. Twoje słowa były gorzkie, lecz prawdziwe. To dlatego przyszłam na przyjęcie i wzięłam udział w tej głupiej aukcji. Chciałam, abyśmy mogli w spokoju porozmawiać.
- Mogłaś mi powiedzieć. Zgodziłbym się pójść z tobą na kolację bez konieczności wydawanie pięćdziesięciu tysięcy dolarów.
- To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję. Ja także lubię spędzać z tobą czas. Co powiesz na mały toast? - proponuje, sięgając po kieliszek z szampanem.
- Bardzo chętnie. Za co pijemy?
- Za nas. Za początek naszej przyjaźni.
- Więc za nas – uśmiecham się, stukając kieliszkami.
- Każda przyjaźń wymaga solidnych podstaw. Zdradzę ci pewien sekret, a ty odwdzięczysz mi się tym samym, dobrze?
- Zgoda. Jaki to sekret jesteś skłonna mi wyjawić?
- Od ponad roku jestem zakochana w moim agencie, który nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Twoja kolej – przez ułamek sekundy spogląda mi nieśmiało w oczy, a potem zawstydzona odwraca wzrok, jakby uderzyły w nią słowa, które przed chwilą wypowiedziała.
- Od ponad roku? To dlaczego chciałaś mnie uwieść?!
- By wzbudzić w nim zazdrość. Próbowałam już wszystkiego, ale nic nie działa. Nie zareagował nawet wtedy, gdy znalazł mnie nagą w twoim łóżku – wzdycha zrezygnowana.
- Mylisz się. Moim zdaniem był bardzo zazdrosny. Widziałem jak na ciebie patrzył. Pożerał wzrokiem twoje nagie ciało.
- Naprawdę?
- O tak, wierz mi. Znam się na tym.
- Nie wątpię... – posyła mi zalotne spojrzenie. - Więc co powinnam zrobić? - załamana opiera głowę na dłoni.
- Może wystarczyłoby, gdybyś zaprosiła go na randkę lub przestała roztaczać aurę agresywnej i gotowej na wszystko kochanki?
- Mam go zaprosić na randkę?! Nie zgodzi się!
- Ze mną ci się udało. Zwykła kolacja to nic takiego. Przecież często gdzieś razem chodzicie.
- To prawda – przyznaje nieśpiesznie – jednak jest to spowodowane pracę.
- Więc spraw, aby powodowała tobą przyjemność.
- Masz zadatki na bardzo dobrego przyjaciela, Jessie. Tak właśnie zrobię.
- Cieszę się – pociągam długi łyk schłodzonego szampana, licząc na to, że pomoże mi zapomnieć o wszystkich problemach.
- No dobrze, w takim razie ja też chcę się wykazać. Zdradź mi jakąś swoją tajemnicę.
- Nie wiem, czego chcę od życia – odpowiadam szczerze.
- Jessie... Ty to wiesz jak spuścić prawdziwą bombę! – Carmen wybucha śmiechem.
- Wiem, przepraszam.
- Nie przepraszaj. Skoro akurat to jest twoim największym problemem, postaram ci się pomóc, tak jak ty pomogłeś mnie.
- Nie liczę na cud, nie przejmuj się – drwię.
- Jestem Carmen, dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Czego najbardziej pragniesz w tej chwili? - zadaje mi jakże proste, a zarazem przewrotne pytanie.
- Teraz? - zastanawiam się. Hmm...
- Pomyśl o jednej rzeczy, czymś za czym tęskni twoje serce – zachęcająco wpatruje się w moje oczy.
Coś za czym tęskni... Moje serce... Collin... Gdybym mógł wybrać tylko jedną, jedyną rzecz teraz i ona miałaby się spełnić, chciałbym wrócić na tamten taras widokowy i pozwolić, aby dalej mnie całował...
- Widzę, że ty już wiesz co to jest – przebiegły uśmieszek igra na jej ustach.
- To prawda.
- Powiesz mi?
- Chciałbym spotkać się z kimś, kto powiedział mi dzisiaj, że nie pozwoli mnie skrzywdzić.
- Twój chłopak? - Carmen uroczo przechyla głowę w lewą stronę
- Chłopak to za dużo powiedziane...
- Jest ci bliski, zależy ci na nim, pożądasz go, chcesz spędzać z nim czas – zaczyna wyliczać.
- Dokładnie tak – uśmiecham się.
- Zakochałeś się!
- Nie! Ja go nie kocham! My tylko...!
- Tylko co?
- To skomplikowana sytuacja i... - bronię się.
- Nie oszukuj samego siebie, tak jak ja to robiłam. Kochasz go i to bardzo. Zależy ci na nim, tęsknisz nawet teraz, prawda?
- Tęsknię? Teraz? - zastanawiam się na głos nad jej słowami.
- Idź do niego i sam się przekonaj.
- Nawet tak nie żartuj – bronię się. - On z pewnością na mnie nie czeka. Chce mnie tylko przelecieć. To nie ma nic wspólnego z uczuciami – dodaję ponuro.
- Przecież sam powiedziałeś, że wyznał dzisiaj, iż nie pozwoli cię skrzywdzić. Czy takie rzeczy mówi się o osobach, na których nam nie zależy?
- Nie wiem. Nigdy wcześniej nie byłem zakochany.
- Ja też nie, ale powiem ci w sekrecie, że to najbardziej niesamowite uczucie, jakiego kiedykolwiek dane mi było doświadczyć. Dobrze wiem, że mnie rozumiesz, bo sam też jesteś zakochany.
- Jestem zakochany... - cicho wypowiadam to absurdalnie brzmiące zdanie. Zakochany w Collinie. Najbardziej wkurzającym, wrednym, despotycznym, podniecającym, tajemniczym i smakującym lepiej niż czekolada mężczyźnie... Tak, to prawda. Jestem w nim zakochany.
- Widzisz, przyznanie tego wcale nie boli.
- Jesteś wspaniałą przyjaciółką – chwalę Carmen.
- Wiem – odpowiada nieskromnie. - Na co jeszcze czekasz? Idź do niego.
- Nie rozumiem – gubię się.
- Powiedziałam, abyś do niego poszedł. Najlepiej teraz. Szkoda każdej minuty.
- A nasza kolacja? Nawet nie zjedliśmy...
- Jeszcze nie raz zjemy razem kolację, ale taka noc nie zdarza się codziennie. Idź do niego. Jestem pewna, że na ciebie czeka.
- Pójdę, jeśli obiecasz mi, że nie spędzisz tego wieczoru sama.
- Nie mam innego wyjścia – uśmiecha się smutno.
- Masz. Zaproś swojego agenta.
- Briana? Oszalałeś?!
- Przed chwilą powiedziałaś, że taka noc nie zdarza się codziennie. No dalej, dzwoń!
- Powiedziałam tak o twojej sytuacji, ale ja to zupełnie coś innego...
- Mylisz się. Dzwoń!
Spogląda mi w oczy, po czym sięga do niewielkiej torebki, z której wyciąga srebrny telefon.
- Sama nie wierzę, że to robię... – mruczy pod nosem. - Brian zjesz ze mną kolację? - przez kilka długich sekund czekamy na decyzję chłopaka, lecz wystarczy płomienny uśmiech mojej rozmówczyni, który rozświetla jej piękną twarz, by poznać odpowiedź. - Czekam na ciebie – kończy rozmowę, zasłaniając usta dłonią, by nie krzyknąć z podniecenia. - Zgodził się! Jessie, on się zgodził! Za chwilę tu przyjdzie!
- Będę trzymał za ciebie kciuki – obiecuję jej, wstając od stolika.
- Zadzwonisz do mnie jutro i zdasz relację jak było? - upewnia się.
- Obiecuję, jeśli ty też wszystko mi opowiesz.
- Z najdrobniejszymi szczegółami – puszcza do mnie oko, wybuchając śmiechem. - Powodzenia, Jessie.
- Miłego wieczoru, Carmen – całuję ją w rękę i wychodzę z restauracji.
Hotelowa taksówka zawozi mnie prosto do naszego mieszkania. Jestem pewny, że Collin nadal bawi się na przyjęciu. Przekręcam klucz w zamku i wchodzę do środka. W mieszkaniu jest ciemno. Nie ma go, tak jak przypuszczałem... Rozpinam marynarkę oraz spinki od mankietów, które odkładam na blacie w kuchni, nie kłopocząc się zapalaniem światła.
- Czekałem na ciebie – jego cichy głos, płynący gdzieś z ciemności sprawia, że odwracam się gwałtownie. Na całym ciele czuję przejmujący dreszcz pożądania, którego sobie odmawiałem. Tym razem będzie inaczej...
- Collin – szepczę, szukając go wzrokiem. Przesuwam dłonią po ścianie, próbując wymacać kontakt.
- Nie zapalaj światła.
- Nie widzę cię...
- Wystarczy, że będziesz mnie czuć – odpowiada mi. - Dlaczego nie zostałeś z Carmen? - jego kroki odbijają się od drewnianej podłogi. Musi być blisko, na wyciągnięcie ręki...
- Zaprosiła na kolację swojego agenta – tłumaczę.
- Wylicytowała ciebie.
- Carmen wie, że należę do kogoś innego...
- Jesteś mój. Od samego początku należałeś tylko do mnie - chwyta mnie za biodra i wpija się w usta z głośnym pomrukiem. Opieram dłonie na jego ramionach. Z zaskoczeniem odkrywam, że są nagie. - Masz pojęcie jak długo na ciebie czekałem...
Chciałbym mu coś odpowiedzieć, ale nie daje mi szansy, całując nieustannie. Jego zwinne palce bez najmniejszych problemów odpinają guziki białej koszuli, którą na sobie mam. Przesuwa opuszkami po mięśniach na moim brzuchu sprawiając, że cały drżę.
- Collin... - wypowiadam jego imię, przyciągając bliżej. Nasze spragnione usta ocierają się o siebie delikatnie. - Pocałuj mnie jeszcze – proszę zdyszany.
- Chodź do łóżka – łapie mnie za nadgarstek i prowadzi w stronę sypialni, a przynajmniej taką mam nadzieję. Zatrzymuje się przed drzwiami i obraca w moją stronę. - Zamknij oczy – każe.
- Dlaczego?
- Bo tak powiedziałem – szepcze tuż przy moich wargach, przesuwając po dolnej wardze językiem.
- N-Nie... - protestuję, lecz czarnowłosy popycha mnie na drzwi i zaczyna całować po szyi, odwiązując muchę i pozbywając się koszuli, która z cichym szelestem opada na podłogę.
- Po raz ostatni sprzeciwiłeś mi się tej nocy – ostrzega, po czym dociska do zimnych drzwi i zaczyna rozpinać moje spodnie. Zmniejszam dystans między nami, wtulając w jego ciepłe ciało, by uniemożliwić mu te starania.
- O nie, tak nie będziemy się bawić – śmieje się cicho, zsuwając czarne spodnie z moich bioder.
- Nie baw się mną – jęczę w jego szyję, oszołomiony doznaniami, które mi funduje.
- Zrobię z tobą co zechcę – próbuję cofnąć się o krok do tyłu zapominając, że nie mam gdzie mu uciec - ale najpierw będziesz mnie błagać – od tego kuszącego śmiechu kręci mi się w głowie. Jego długie palce zaciskają się na moim członku. Nabieram gwałtownie powietrza zaskoczony reakcją własnego ciała na tak intymną pieszczotę.
- Pragnę cię – mój głos wydaje mi się taki słaby, przypomina ciche łkanie, na które on zdaje się zupełnie nie reagować. Torturuje mnie, przesuwając sprawnie swoją dłoń w górę i dół. Atakuje usta, pozbawiając resztek powietrza.
- Nie... nie wytrzymam dłużej – wczepiam palce w jego ramiona, szukając oparcia dla coraz bardziej drżących kolan.
- Zamkniesz oczy i pójdziesz ze mną do sypialni. Zrozumiałeś?
- Tak – dyszę w odpowiedzi.
- Nie otwieraj ich dopóki ci nie pozwolę. W przeciwnym wypadku zostaniesz surowo ukarany – zimny ton sprawia, iż wiem, że nie żartuje. Posłusznie spełniam polecenie. Czarnowłosy pomaga mi wyplątać się z resztek ubrań, a gdy jestem już nagi, przekręca klamkę i powoli wprowadza do pokoju. Najprawdopodobniej zapalił nocną lampkę, bo nawet ta niewielka ilość światła razi mnie w oczy, które zdążyły przywyknąć do egipskich ciemności panujących w mieszkaniu. Próbuję zamrugać, lecz on jest szybszy. - Nie otwieraj oczu!
- Ja wcale nie... Collin... Nie chcę... - mój protest zostaje natychmiast spacyfikowany przez jego zachłanne pocałunki.
- Nie dajesz mi wyboru. Na szczęście jestem przygotowany na taką ewentualność. Nie ruszaj się – czuję jak staje za moimi plecami, a potem czymś niezwykle miękkim dotyka po twarzy. - Założę ci opaskę na oczy. Boisz się?
- Collin... - być może to ostatnia okazja, by powiedzieć mu o moich obawach, ale czy ta noc nie miała być inna? Wyjątkowa? Nie dzieje się nic, czego nie mógłbym w każdej chwili powstrzymać. Znam go na tyle by wiedzieć, że bywa szorstki, ale nigdy nie zrobił mi nic złego. - Nie boję się ciebie.
- To dobrze – nagradza mnie serią pocałunków wzdłuż kręgosłupa. - Jesteś piękny... - szepcze tuż przy mojej skórze. - A gdy się uśmiechasz... Za każdym razem gdy to robisz, mam ochotę zerwać z ciebie wszystkie ciuchy i pieprzyć ostro długie godziny. Jednak zanim to zrobimy, muszę cię przygotować – popycha mnie w kierunku łóżka. - Chciałbym cię do niego przywiązać tylko po to, by obserwować jak twoje plecy wygną się w łuk, po którym błądziłbym palcami, ale zostawimy to sobie na inną okazję, dobrze? - układa mnie na poduszkach. Materac ugina się pod wpływem jego ciężaru, gdy wyciąga się wzdłuż mojego ciała i zaczyna wodzić językiem po klatce piersiowej.
- Ach... - wyrywa mi się głośne westchnienie, podczas gdy nienasycone wargi mojego kochanka zaczynają pieścić mój prawy sutek. Wplatam palce w jego miękkie włosy, aby tylko nie przerywał.
- Podoba ci się, prawda?
- Tak – prawie płaczę, nie umiejąc się obronić przed kolejną falą pożądania.
- Mmm... Jesteś podniecający, gdy tak robisz. Mógłbym słuchać twoich jęków przez całą noc i nie mieć ich dosyć.
- Collin... Błagam cię...
- O co mnie błagasz? O to? - przesuwa językiem w dół moich żeber.
- Nie, nie o to – wiję cię, próbując go dosięgnąć. - Weź mnie. Teraz...
- Skoro tak ładnie prosisz, nie mogę odmówić – śmieje się. Odrywa usta od mojej rozgrzanej skóry. Cały pokój zdaje się wypełniać mój ciężki, przyspieszony oddech. Chcę, żeby mnie dotykał. Nie podoba mi się, zabrał dłonie.
- Collin... - ponaglam go, niezadowolony.
- Cierpliwości, mój słodki, już niedługo... – ciszę przerywa dźwięk odkręcanej butelki, a po chwili moje nozdrza wypełniają się egzotycznym waniliowym aromatem. - Wiem, że lubisz wanilię - nie widzę go, lecz wyobrażam sobie jak wylewa odrobinę na rękę.
- Wolałbym czekoladowy – marudzę.
- Czekoladowy? Gdy patrzę na twoje jasne włosy i skórę, od razu przywodzisz mi na myśl wanilię. Słodką, tak bardzo słodką i niewinną... - Przesuwa palcem pokrytym lubrykantem w dół mojego brzucha, zostawiając mokry, intensywnie pachnący ślad. - Teraz będziesz mój... - zajmuje miejsce między moimi rozsuniętymi udami.
- Pragnę cię... - jęczę, obejmując nogami szczupłe biodra chłopaka.
- Nie tak szybko. Nie chcę sprawić ci bólu... - ostrożnie wsuwa we mnie palec. Uczucie jest nieziemskie, a fakt, że mam zasłonięte oczy i mogę się skupić tylko i wyłącznie na jego obezwładniającym dotyku, nakręca mnie znacznie bardziej niż jakakolwiek inna pieszczota, którą wcześniej mnie obdarzył.
- Proszę... Proszę... - wyginam plecy, by spotęgować to doznanie.
- Nie umiem dłużej czekać – pochyla się nade mną, podczas gdy jego członek powoli wsuwa się w moje wnętrze.
Nabieram powietrza i wstrzymuję oddech, czekając aż czarnowłosy zatopi się we mnie do końca.
- Boli? - pyta czule, gładząc mnie po twarzy.
- Nie... Nie przestawaj...
Zdecydowany ruch jego bioder... Uczucie wypełnienia, pomieszane z lekkim dyskomfortem i satysfakcja płynąca z kochania się z nim powodują, że zaczynam się zatracać. Collin porusza się bardzo powoli, zdejmując przepaskę z moich oczu.
- Spójrz na mnie – prosi, całując. Niechętnie unoszę powieki, spoglądając w jego przepełnione pożądaniem oczy. Mrugam kilkakrotnie.
- Kocham cię – szepczę, dochodząc w jego ramionach.

20 komentarzy:

  1. Genialne! Codziennie wieczorem czekam na kontynuację <3 Życzę weny i do następnego :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobało się? :D Bardzo się cieszę.
      2 rozdziały do końca, których jeszcze nie napisałem, ale liczę na to, że wyrobię się do niedzieli, więc zapraszam :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. D-Dwa rozdziały? ಥ ಥ Proszę nie niszcz mi życia! To opowiadanie jest jednym z dwóch które czytam prawie od razu kiedy tylko wyjdzie kolejny rozdział (」゚ロ゚)」

      Usuń
  2. Kitsune! Nie wiem co napisać!
    Dobra jedziemy od początku.

    1. Carmen. Nie spodziewałam się, że tak potoczy się jej historia. Chciała tylko uwieźć swojego agenta wykorzystując Jessiego. Okaj. Rozgrzeszam ją. xdd Będą z Jessiem dobrymi przyjaciółmi.
    2. Diana i Seba. Mogli się wcześniej ujawnić! Przytłoczyli Jessiego, niedość, że miał tyle zmartwień, to jeszcze to. Na szczęście Collin go pocieszył.
    3. No właśnie nasz Collin. Kitsune! Jestem tak głupia, że gdy nasz Collin powiedział, cytuję: "mam ochotę zerwać z ciebie wszystkie ciuchy i pieprzyć ostro długie godziny" włączyłam sobie piosenkę, która genialnie opisuje ten moment. To może ja tu dwa wersy umieszczę. "I wanna fuck you like a animal. i wanna feel you from the inside." (nie pytaj skąd mam taką piosenkę...). Ona genialnie pasuje do tej sytuacji.

    A więc! Stwierdzam, że dałeś czadu (ktoś tak jeszcze mówi?) z zakończeniem. Bardzo, bardzo, ale to bardzo mi się podobało.

    I jeszcze jedna rzecz, którą chciałam Ci powiedzieć już dawno. Cieszczę się bardzo, że piszesz jedno opowiadanie na raz, a nie kilka. To jest ogromnym plusem Twojego bloga. Ja tak uważam.

    Wiadomość z ostatniej chwili! Nie ma bata, żebym kiedykolwiek nie przeczytała jakiegokolwiek Twojego opowiadania. Twój styl pisania jest tak dobry, że tego się nie da nie czytać.

    Wiem, że słodzę, ale naprawdę mi się podoba.

    ZuSkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ZuSkaa znowu mnie zawstydzasz :) Cieszę się, że dobrze się czytało i nie wyszedł mi z tego kaszalot, a zawsze jest taka szansa :D
      Zostały 2 rozdziały do końca. Oj będzie się działo :D Nie mogę się doczekać, aż podzielisz się ze mną swoimi przemyśleniami po przeczytaniu kolejnej kostki :P
      Przecież mówiłem, że Carmen jest fajna, prawda? Taka kobieta to skarb :)
      Diana od samego początku nie angażowała się w związek z Jessiem tak mocno jak on. Dla niej to było tylko udawanie, ale dla niego... Nie kochał Diany, za to utwierdził się w przekonaniu, że jest jej chłopakiem. Collin wybije mu te brednie z głowy :D
      Nie mogę prowadzić kilku opowiadań na raz, bo pogubiłbym się w poszczególnych wątkach. Chciałbym, bo mam kilka nowych, całkiem niezłych pomysłów, ale problem z czasem nie zniknął...
      Nie wiem czy dobrze piszę. Rozwijam się, ale to jeszcze nie jest to. Pisanie wymaga, aby się otworzyć, a z natury jestem mocno zamknięty w sobie i czasami to widać. Będzie lepiej, obiecuję :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Ha ha! Tyleże... to się przecież jeszcze nie kończy, prawda? Zakończenie jeszcze bardziej mnie przyciście do fotela :)
    Coś czuję, że wszystkie końcowe rozdziały będę komentowała w taki sposób!! Szykujta się na długie komenty!!

    ZuSkaa
    P.s. tam gdzie pisałam 'dałeś czadu' miało być 'dajesz czadu'! Ale jestem śpiąca i już nie ogarniam co się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu się akurat zgadzamy. Zakończenie będzie zaskakujące :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Czyżby nasz kochany główny bohater zaszedł w ciążę? Chyba tylko to by mnie zaskoczyło... Choć skoro tak już o tym piszę to nawet to mnie nie zaskoczy.

      Usuń
    3. Aż tak ekstremalnie nie będzie, ale... :D Wiem, jestem wredny i nic nie zdradzę :P

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Ogólnie sytuacja była taka ze miałam wogle nie czytać ale jak zaczęłam to nie umiałam skończyć! XD

    Dalej nie jestem przekonana do kariery jessiego ale kij i tak zrobisz po lisowemu! XD

    i jesu! Carmen! Carmen moja waifu! Pierwsza dziewczyna jaką polubiłam! xD
    wincyj! wincyj!

    i seba ja to wiedziała. ja to po prostu czułam.

    i łeeee! nie było wiązania! :< Gdzie moje wiązanie! Kitsuniu obiecąłeś! :T

    I myślałam że skisne na końcu
    a dopiero co nasz Jessie się dopierał do spodni niespodziewanie biernego Collina a tu co?
    XD

    dobra dobra! za bardzo się podjarałam xD
    Czekam na następny rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś nie czytać? A to zaskoczenie :D Nie chcesz poznać zakończenia, Yagódko?
      Nie było wiązania... Serio? :P Nie byłem w nastroju, gdy to pisałem. Ale kto wie... Może... Podkreślam, może... :D Prawda jest taka, że Jessie ma tak naprawdę bardzo delikatną psychikę. Gdyby Collin go związał już na samym początku, to mogłoby się źle skończyć. Chociaż... :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Nie kitsuniu! To nie tak!
      Ale nareszcie znalazłam fajnego gej bloga i był środek akcji!

      Ale kitsune ważniejszy♡

      Jak nie wiązać jak wiązać?
      Wiązać!
      (Za bardzo widzę Collina w takiej akcji)

      A tak poważnie jak nie chcesz to kij (fsumie kij tez byłby dobry ( ͡° ͜ʖ ͡°))
      Zmuszanie się jest meh i nie tagg bardzo

      Usuń
    3. No cóż Yagódko, ja zawsze dotrzymuję obietnic, więc nowy rozdział z pewnością przypadnie Ci do gustu :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Hej, skończyłam właśnie rysunek i zaraz zabieram się za przeczytanie rozdziału :3 Parę rzeczy jeszcze bym poprawiła, ale póki co jest taka wersja pt. "Robienie zdjęć na ulotki": http://picpaste.com/pics/fantazja-61ytiIMF.1471022975.png (link wygasa za 7 dni).
    Dorzucę jeszcze link do referencji: http://picpaste.com/pics/ref01-HINUExCh.1471023376.png

    Mam nadzieję, że rysunek się podoba i nasze wizje bohaterów za bardzo się nie różnią ;p

    Pozdrawiam, Aki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Aki :) Jestem wzruszony. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś, wplatając w swoje dzieło wszystkie główne wątki historii :) Bardzo Ci dziękuję. Jeśli wyrazisz zgodę, to dołączę Twoją pracę do Czekolady. Daj mi znać czy jest to wersja ostateczna, czy nie, bo jak tylko spotkam się z Joleen, to od razu wrzucimy to na bloga, aby wszyscy mogli zobaczyć :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Ciesze się, że się podoba ;) Możesz dołączyć ten rysunek do opowiadania. To niech będzie ostateczna wersja, bo już więcej mi się dopieszczać tego nie chce:
    http://picpaste.com/pics/20XytVvt.1471039316.png :P

    Aki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Aki :) Od wczoraj Wszyscy mogą podziwiać Twoje dzieło :)
      Jeszcze raz bardzo dziękuję za trud i pracę, które w nie włożyłaś. Moim zdaniem idealnie pasuje do Czekolady :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, no i okazało się tutaj, że Diana i Sebastianv są razem, ale i Carmen okazała się nie taka zła, ale gorąca noc... ;)
    jestem daleko w tyle z rozdziałami niestety... ale na pewno i tutaj zaglądasz, więc pragnę życzyć Tobie i twoim bliskim zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia, niech będą radosne i pełne ciepła rodzinnej atmosfery...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    cudnie, no i okazało się że Diana i Sebastian są razem, no okazało się że Carmen nie jest taka zła... och i gorąca noc...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń