poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Kostka XX

„Czekolada” 

 

- Nigdy więcej nie wybiorę waszych linii lotniczych! - rozgniewany głos Maggie roznosi się po opustoszałej sali przylotów.
- Proszę się uspokoić. Rozumiemy, że turbulencje nie należą do przyjemnych doświadczeń, ale...
- „Ale”?! Tu nie ma żadnego „ale”! Nie słyszeliście o czymś takim jak sprawdzenie prognozy pogody?! Byłam pewna, że zginiemy! - podaję zapłakanej kobiecie kolejną chusteczkę higieniczną, którą udało mi się odgruzować, szperając w jej torebce.
- Nie mamy wpływu na pogodę – przestraszony młody kierownik po raz kolejny stara się uspokoić sytuację. Niestety nie jestem w stanie nic zrobić. Zapanowanie nad rozwścieczoną Maggie jest równie realne jak proszenie huraganu, by się uspokoił.
- To wszystko wasza wina! Tak bardzo się bałam! - chowa się w moich ramionach, szukając wsparcia.
- Spokojnie, nic złego się nie stało – tulę ją do siebie, czekając aż wypłacze wszystkie łzy.
- Proszę posłuchać syna i wrócić do domu. Jest pani zmęczona i zdenerwowana...
- To nie jest mój syn! Czy ja ci wyglądam na jego matkę?! - to już koniec. Powinni ogłosić ewakuację, zanim zmiecie ich z powierzchni ziemi... Żadna kobieta nie lubi, gdy zagląda się jej w metrykę. Maggie nie jest wyjątkiem.
- Przepraszam, myślałem że...
- Jak pan śmie! Złożę na pana zażalenie! - wybucha.
- Maggie, kochanie! - podbiega do nas spóźniony szef, który natychmiast ją obejmuje. - Już dobrze. Wszystko dobrze. Nie płacz. Zabiorę cię do domu.
- Dziękuję. Bardzo ci dziękuję – roni kolejne łzy.
- Przepraszam za żonę. Boi się turbulencji – stara się wytłumaczyć rozhisteryzowane zachowanie kobiety.
- Nic nie szkodzi. Mam nadzieję, że nie zerwiecie z nami kontraktu. Pilot bezpiecznie wylądował. Nie mieliśmy wpływu na burzę.
Żonę? Więc szef i Maggie są małżeństwem?
- Oczywiście, że nie. Przepraszamy za kłopot. Żona jest przemęczona, a koniecznie chciała spędzić ze mną urodziny, dlatego nalegała na ten lot. Jeszcze raz przepraszam – otula moją agentkę ramieniem i wyprowadza na ulicę, gdzie czeka jego limuzyna. Oddaję walizkę i torebkę Maggie szoferowi, który wkłada je do bagażnika.
- Jessie, wsiadaj. Odwieziemy cię do domu.
- Nie chciałbym sprawiać kłopotu. Zamówię taksówkę – staram się wycofać, by nie przeszkadzać im w świętowaniu.
- Nie wygłupiaj się. Jesteśmy daleko od centrum. Myślisz, że tak łatwo o taksówkę w środku nocy? Poza tym jest zimno, a przez intensywne opady śniegu możesz tu utknąć aż do rana.
- Bardzo dziękuję – zajmuję miejsce w samochodzie. Rzeczywiście, dzisiejsza noc nie należy do najcieplejszych. Temperatura spadła poniżej minus 15 stopni, w dodatku spadł śnieg. Nic dziwnego. Za kilka dni święta. Chciałbym już być w domu...
Nie mija godzina, gdy kierowca parkuje pod kamienicą. Otwiera bagażnik i podaje mi torbę. Trzęsę się z zimna. Na ulicy jest bardzo cicho. Światła we wszystkich mieszkaniach są pogaszone. Świeże płatki śniegu gęsto osiadają mi na rzęsach. Kompletnie wyczerpany, wlokę się na górę. Nie zapalam światła, by nikogo nie obudzić. Po kilku próbach udaje mi się włożyć klucz do zamka, lecz zanim go przekręcam, drzwi gwałtownie się otwierają.
- Collin... Nie śpisz... - uśmiecham się pozwalając, by wciągnął mnie do mieszkania i oparł o drzwi. Jego spragnione usta ledwo muskają moje, by za chwilę zupełnie nimi zawładnąć. W dodatku są takie ciepłe...
- Zimno ci? - pyta, rozpinając moją oprószoną śniegiem kurtkę.
- Bardzo.
- Jak lot?
- Koszmarny. Maggie przez cały czas płakała.
- Płakała? - dziwi się.
- To przez turbulencje. Pilot trafił na burzę. Trochę nami trzęsło – ziewam.
- Chodź do łóżka – łapie mnie za rękę.
- Nie... Chcę zostać z tobą jeszcze chwilę dłużej...
- Później. Teraz idziesz spać - rozkazuje mi od progu.
- Znowu mi rozkazujesz...
- Jak to znowu? To nigdy się nie zmieni – prycha.
Okno naszej sypialni ozdobione jest lampkami. Uśmiecham się na ich widok. Uwielbiam święta. Podchodzę bliżej i wyciągam rękę w kierunku ciepłego, kolorowego światła.
- Śliczne – chwalę.
- Nie przesadzaj, to tylko lampki. - Dla niego pewnie tak, bo jest przyzwyczajony do takich rzeczy, ale dla mnie... W szkole z internatem nie było świątecznych ozdób i dekoracji. Chciałbym się nimi nacieszyć, tak samo jak moim chłopakiem, ale oczy same mi się zamykają. - Do łóżka – pogania mnie.
Rozbieram się z niewielką pomocą czarnowłosego, który popycha mnie w wyznaczonym kierunku. Układam się na poduszce, a Collin okrywa nas kołdrą. Jest blisko. Ładnie pachnie... Odwracam się w jego stronę i wtulam twarz w zagłębienie szyi.
- Tęskniłem za tobą – szepczę resztkami sił.
- Wiem. Ja za tobą też – gładzi mnie po włosach.
- Collin, chciałbym...
- Śpij. Rano porozmawiamy.
Ostatnio śnią mi się dziwne sny. Czasami są to sceny z dzieciństwa lub jakieś zapomniane chwile, które spędziłem z rodzicami. Wiem doskonale, dlaczego tak się dzieje. Zbliżają się termin wyjazdu. Boję się jak zostanę przyjęty w domu Justina. Jego rodzina może mnie odrzucić, w ostatniej chwili odwołać mój przyjazd albo zamknąć drzwi przed nosem... Wszystko jest możliwe.
- Otwórz oczy, Jessie - miękki głos mruczy mi do ucha. Słyszę go, ale nie chcę się jeszcze budzić. - Jessie... - ponownie wypowiada moje imię, śmiejąc się przy tym cicho.
- Jeszcze nie... - proszę mocno zaspany, czując na brzuchu jego ciepłe dłonie.
- Nie było cię prawie trzy tygodnie. Nie będę dłużej czekać – całuje mnie po karku.
- Wytrzymaj jeszcze trochę. Kontrakt obowiązuje tylko do końca roku. Potem...
- Co potem? -  jego dłoń zsuwa się niżej... Nie mam się jak ruszyć, bo przytrzymuje mnie swoim silnym ramieniem.
- Potem... Będę miał mnóstwo wolnego czasu. Tylko dla ciebie, więc zrobisz ze mną co tylko zechcesz.
- Nie potrzebuje twojego pozwolenia – zsuwa moje bokserki. - Połóż się na plecach – prosi.
- Nie... Jesteś taki ciepły...
- Wiem, że lubisz ciepło. Za chwilę sprawię, że będzie ci wprost gorąco. Połóż się na plecach – niechętnie wykonuję jego polecenie, odsuwając się nieznacznie. Otwieram oczy. Pociemniałe z pożądania ciemne tęczówki chłopaka rażą mnie swoim blaskiem. Wyciągam rękę i dotykam jego policzka. - Tęskniłeś za mną?
- Bardzo. Przecież wiesz – odpowiadam zgodnie z prawdą, chociaż samo „tęskniłem” nie opisze piekła rozłąki, które przeżywam za każdym razem, kiedy musimy się rozstać.
- Co innego, gdy szeptałeś mi to do słuchawki, a co innego, gdy jesteś obok, tak jak teraz.
- Niedługo będę przy tobie cały czas, aż się mną znudzisz.
- Nigdy się tobą nie znudzę – zapewnia, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej. Serce bije mi tak mocno... Wiem, że to czuje. Właśnie tak cię kocham...
- Nie mogłem się doczekać powrotu – rumienie się lekko.
- Udowodnij – droczy się ze mną.
- Pocałuj mnie – przymykam powieki, czekając aż spełni prośbę.
- Nie.
- Nie? - jestem zdziwiony odmową.
- Pragniesz mnie?
- Chcesz się przekonać jak bardzo? - śmiało sięgam po jego dłoń, którą całuję. Gdy czarnowłosy dotyka mojej dolnej wargi, rozchylam usta i zaczynam ssać jego palec. Patrzę mu przy tym prosto w oczy, a potem zmysłowo przymykam powieki.
- Mmm... - mruczy zadowolony. - Właśnie dlatego nigdy nie mam cię dość – uśmiecha się. - Za bardzo działasz na moje zmysły.
- Stać mnie na dużo więcej – odpowiadam mu unosząc się i popychając mężczyznę na poduszki. Bez najmniejszego problemu siadam na jego biodrach i spoglądam z wyższością.
- Jessie... - zdaje się mnie ostrzegać.
- Sprowokowałeś mnie. Teraz ja też chcę się bawić – pochylam się, udając, że go pocałuję, lecz w ostatniej chwili zamiast ust, zaczynam całować jego szyję. Klatka piersiowa mojego kochanka unosi się i opada pod wpływem urywanego oddechu. Próbuje zmusić mnie do pocałunku, chwytając mocno za biodra. - O nie, nic z tego – śmieję się, przesuwając koniuszkiem języka po jego wrażliwym sutku.
- Jess... Jesteś bardzo niegrzeczny – dyszy.
- Wiem. Później mnie ukarzesz. Kto wie, może nawet pozwolę przywiązać się do łóżka – unoszę na niego wzrok, bo dobrze wiem, że krępowanie moich rąk kręci go najmocniej.
- Jesteś podły – przygryza dolną wargę.
- Chcesz, żebym przestał? - pytam głosem niewiniątka.
- Nie. Chcę być już w tobie...
- Jeszcze nie. Najpierw wynagrodzę ci tygodnie rozstania – uśmiecham się złośliwie, chwytając jego członka w rękę i pieszcząc razem z moim.
- Myślałem, że zrobisz coś innego.
- Zrobię... Jeśli poprosisz – odchylam głowę do tyłu, by bardziej go nęcić.
- Poproszę? - unosi brwi, chociaż dobrze wiem, że ledwo nad sobą panuje. Przesuwam się na jego uda, by językiem móc wodzić po jego męskości.
- Poproś... Powiedz „Jessie, chcę dojść w twoich ustach” - dmucham lekko na mokry ślad, który celowo na nim zostawiłem. Cały drży.
- Proszę – jęczy, zatapiając palce w moich włosach.
- Grzeczny chłopiec – uśmiecham się, po czym zaczynam go ssać, mocno zaciskając usta. Nie przestaję nawet wtedy, gdy próbuje mnie powstrzymać.
- Już wystarczy... Jessie... ! - uwielbiam sposób w jaki wypowiada moje imię, zwłaszcza wtedy, gdy dochodzi. Kocham go ponad wszystko... Jak pomyślę o tym, że już za dwa tygodnie będę go miał dla siebie przez cały czas, bez konieczności rozstawania się z powodów jakiś głupich zdjęć, cieszę się jak dziecko. Będę się codziennie budzić w jego ramionach i codziennie w nich zasypiać. Czuję się taki szczęśliwy.
Jakiś czas później, gdy pozwala mi w końcu opuścić łóżko, rozglądam się po mieszkaniu.
- Łóżko nadal nie dojechało?! - dziwię się, wchodząc do pokoju, który służy teraz Collinowi za biuro.
- Nie dojechało – odwraca wzrok, próbując ukryć uśmiech.
- Chciałbyś mi coś powiedzieć? - pytam, krzyżując ręce.
- Jessie... Ja go nigdy nie zamówiłem – posyła mi swój zadziorny uśmieszek.
- Co takiego?! - otwieram usta ze zdziwienia. Powinienem go zwymyślać za te wszystkie kłamstwa, którymi mnie karmił przez trzy miesiące!
- Od początku wiedziałem, że nie będzie nam potrzebne – beztrosko wzrusza ramionami. - Możemy je kupić, jeśli bardzo chcesz, ale i tak będziesz spać ze mną.
- Jeśli będziesz grzeczny – dodaję ze śmiechem, podchodząc do biurka, które stoi przy oknie. - Nie było go tutaj, gdy wyjeżdżałem.
- To prawda. Dostałem je od rodziców w prezencie na nowe mieszkanie. Przedtem należało do mojego dziadka.
- Od rodziców? - dziwię się. - Kiedy ci je dali?
- W zeszłą sobotę, a czemu pytasz?
- Pojechałeś odwiedzić rodziców i nic mi nie powiedziałeś?!
- Dużo myślałem o tym, co mówiłeś o rodzinie. Stwierdziłem, że masz rację i szkoda tracić czas na głupie nieporozumienia.
- Collin, to fantastyczna wiadomość!
- Zaprosili nas do siebie na święta. Cieszysz się?
- Wiesz, że bardzo chciałbym pójść, ale obiecałem Justinowi – spuszczam wzrok, bo wizja kolejnego rozstania ściska mi boleśnie serce. - To tylko kilka dni. Obiecuję, że jak tylko wrócę, to...
- Jessie, przecież wiem jakie to dla ciebie ważne. Poza tym, nie zapominaj, że muszę się przygotowywać do konkursu. A właśnie, masz ochotę na czekoladę? Opracowałem nowy przepis.
- Nie musisz mnie zachęcać, przecież wiesz, że moja miłość do czekolady nie zna granic.
- Poczekaj tu na mnie, za chwilę wracam.
- Mogę obejrzeć biurko?
- Jessie... To nasze wspólne mieszkanie. Możesz robić co zechcesz – odpowiada zirytowany, wychodząc do kuchni.
- Dziękuję – wołam za nim, podchodząc do antycznego mebla. Jest pięknie odrestaurowany. Siadam na fotelu i przesuwam opuszkami palców po rzeźbionych różach, które zdobią drzwiczki oraz szuflady. Pamiętam, gdy dziadek zapisywał wszystkie swoje pomysły oraz poprawki do przepisów właśnie przy tym biurku. Zawsze sadzał mnie na blacie, a sam wyjmował poplamione kartki i za pomocą wiecznego pióra dokonywał zapisków, a potem... Właśnie, co robił potem? Gdzie chował te arkusze? Pokazywał mi przecież... Mówił, że to tajemnica...
- Spróbujesz? - podsuwa mi malutką czekoladkę, która natychmiast ginie w moich ustach.
- Pyszna – chwalę go. Jednak jej smak...
- To nadal nie to, prawda? - wzdycha ciężko, siadając obok mnie.
- Collin,  pamiętasz jak twój dziadek pracował przy tym biurku?
- Oczywiście, że pamiętam. Chociaż wolałem pomagać mu w kuchni, niż przyglądać się jak spisuje zamówienia albo porządkuje faktury. Do dzisiaj nie lubię się tym zajmować.
- Co się działo z tym meblem po jego śmierci?
- Rodzice zmagazynowali większość rzeczy na strychu. Dopiero niedawno przypomnieli sobie o nich, robiąc remont. Ucieszyłem się, gdy powiedzieli, że dają mi je w prezencie. Mam niewiele pamiątek po dziadku.
- Nie o to mi chodziło. Jak byłem mały dużo czasu spędzałem z twoim dziadkiem, pamiętasz?
- Tak.
Wysuwam szufladę po prawej stronie. Nic w niej nie ma.
- Co robisz? - pyta, gdy zaczynam ją oglądać.
- Twój dziadek chował w niej swoje przepisy.
- To prawda, ale sam widzisz, że jest pusta. Rodzice przysięgają, że nie ruszali mebla od chwili, gdy został wyniesiony z dawnej cukierni.
- On ich nie chował do szuflady, ale do skrytki – przypominam sobie. - Ta szuflada ma podwójne dno. To był nasz sekret.
- Jessie... O czym ty mówisz?
Kładę szufladę na biurku i zaczynam dokładnie oglądać. Na pierwszy rzut oka nie widać, by była jakaś szczególna. Jest za płytka, by można mówić o jakiejkolwiek skrytce.
- Nigdy nie pokazał mi jak się ją otwiera, ale jestem pewny, że to właśnie ta. Kazał mi przysiąc, że nikomu nie powiem... - przesuwam palcami po rzeźbieniach. Nagle moje palce natrafiają na sprytnie ukrytą blokadę, dzięki której udaje mi się przesunąć front nieznacznie do góry. - Zobacz, coś tu jest... - przechylamy ją, by przekonać się, co kryje niewielkie, zaledwie centymetrowe wnętrze. Na podłogę wypada pożółkła koperta formatu A4.
- Nie wierzę! - Collin ostrożnie wysypuje jej zawartość na podłogę. Siadamy na dywanie, by przyjrzeć się bliżej mojemu znalezisku. - Przepisy dziadka!
Bazgroły starszego pana, który nigdy nie odmawiał mi kawałka czekolady albo wspólnie spędzanego czasu... Kartki są pogniecione, poplamione i w bardzo złym stanie, ale Collinowi to nie robi różnicy. Jest szczęśliwy.
- Jessie... To prawdziwy skarb! - spogląda mi radośnie w oczy. - Masz pojęcie co to oznacza?
- Wygrasz konkurs – uśmiecham się dumny na samą myśl, że chociaż w jakimś najmniejszym stopniu pomogę mu zwyciężyć.
- Tu nie chodzi o konkurs, ale ten smak... Spójrz! To dlatego nasza czekolada różni się od siebie. Zaraz wypróbuję! - podrywa się i biegnie w stronę kuchni, by przygotować nową porcję. Ostrożnie podnoszę resztę kartek i idę na nim. Siadam na sofie i próbuję rozszyfrować niektóre z nich, lecz wszystko zapisane jest po francusku. Collinowi to chyba nie przeszkadza, bo zapełnia blat potrzebnymi składnikami i zaczyna robić czekoladę. Pracuje z wielką pasją. Obserwowanie go to prawdziwa przyjemność. Jest skupiony, a jego oczy płoną z ekscytacji. Bardzo dokładnie przestudiował dziadkowy przepis, który nie ma już dla niego żadnych sekretów.
Po pewnym czasie, gdy masa jest gotowa, pozwala mi spróbować. Zanurzam palec w niewielkim naczyniu i wkładam go do ust. Mam wrażenie, że cofam się w czasie. Znowu jestem niesfornym dzieciakiem, który przybiegł za Dianą. Ona oczywiście zniknęła mi z oczu, pomagając babci w obsługiwaniu klientów. Ja nigdy nie byłem taki odważny. Wolałem zostać na zapleczu i obserwować dziadka, który zawsze robił coś „ważnego”.
- I jak? - pyta mnie podniecony.
- Collin... - głos mi się łamie pod wpływem wspomnień.
- Nie płacz – delikatnie przesuwa kciukiem po moim policzku, ścierając mokry ślad.
- Jest idealna – łkam cicho.
- Naprawdę? - spogląda na masę z powątpiewaniem.
- Jeśli mi nie wierzysz, sam spróbuj.
W tej samej chwili Collin przyciąga mnie do siebie i namiętnie całuje.
- C-Co robisz? Miałeś spróbować czekolady...!
- Spróbowałem. Rzeczywiście, idealna – uśmiecha się, przytulając mnie do siebie. - Dziękuję, Jessie. Odnalezienie tego przepisu było jednym z moich marzeń – powtórnie złącza nasze wargi, tym razem w większą pasją. Tak się cieszę, że mogłem mu pomóc.


- Zadzwoń do mnie jak już będziesz na miejscu – przypomina po raz kolejny, gdy żegnamy się na lotnisku.
- Zadzwonię. Przecież zawsze do ciebie dzwonię – uśmiecham się, choć jest mi ciężej niż zwykle.
- I wracaj szybko.
- Wrócę na konkurs, obiecuję.
- Chcesz na własne oczy zobaczyć jak zdobywam główną nagrodę, prawda? - kpi sobie ze mnie, chociaż dobrze wie ile to dla mnie znaczy.
- To też. Po prostu nie mogę się doczekać stycznia.
Powinienem już iść, ale nie chcę się z nim rozstawać, zwłaszcza że nie wiem, co czeka mnie w domu brata.
- Jessie, nawet jeśli Justin okaże się palantem, nie przejmuj się – spogląda mi prosto w oczy.
- Pozdrów ode mnie rodziców, Dianę i Sebastiana.
- Pozdrowię.
- Kocham cię – szepczę mu cicho do ucha, przytulając się po raz ostatni.
Collin odwzajemnia uścisk, ale nic nie odpowiada. Byłoby mi znacznie łatwiej, gdybym wiedział, co do mnie czuje, jednak nie chcę naciskać. Może nie jest jeszcze gotowy? Przecież nie byłby wobec mnie taki dobry, gdyby mu na mnie nie zależało... Jednak czułe pożegnanie to nie to samo niż te dwa magiczne słowa, na które tak długo czekam...


Brat przyjmuje mnie bardzo sztywno, jakbym był członkiem jakiejś delegacji rządowej, wyposażonym w walizkę aktywującą bombę atomową. Jest zimny i formalistyczny. Jego żona, cicha i miła, spodziewa się trzeciego dziecka. Źle znosi początki ciąży, więc cały czas spędza leżąc w ich sypialni, z której prawie nie wychodzi. Nie chcę być dla niej dodatkowym ciężarem, więc staram się zachowywać cicho i schodzić z drogi, by nie pogarszać i tak mocno napiętej sytuacji, bądź nie powodować dodatkowych stresów.
Nawet dzieci nie cieszą się na mój widok. Nie są chętne do zabawy z wujkiem, którego nie znają. Nie ufają mi, nie odpakowały prezentów, które im kupiłem twierdząc, że przywiozłem same nudne graty. Bardzo się staram, by lepiej je poznać. W skrytości ducha wierzyłem, że chociaż one mnie polubią...
Kilka wspólnych dni mija nam w trudnej atmosferze, którą ciężko nazwać świąteczną. Nie tego się spodziewałem. Na szczęście Collin bawi się znacznie lepiej niż ja. Dużo czasu spędza z rodzicami. Za każdym razem, kiedy rozmawiamy przez telefon, jest wesoły i roześmiany. Tęsknię za nim bardzo mocno.


Z powodów trudnych warunków atmosferycznych, utknąłem na lotnisku, zmuszony spędzić tu kilkanaście dodatkowych godzin, które miałem poświęcić na wspieranie Collina przed konkursem. Jestem pewny, że konkurencja nie ma z nim najmniejszych szans. Gdy udaje mi się dojechać na miejsce, jest już po wszystkim. Collin oczywiście zwycięża, odbierając licencję na nowy rodzaj czekolady, którą będzie mógł produkować z zastrzeżeniem znaku firmowego. To olbrzymi sukces, zwłaszcza w tak młodym wieku.
Zamawiam taksówkę i w drodze do Fantazji, w której odbywa się już pewnie zaplanowane przez niego przyjęcie, odszukuję w internecie relację z przyznawania nagród. Mój ukochany dziękował do kamery rodzinie oraz przyjaciołom za wsparcie, którego udzielili mu podczas przygotowań. Jest mi trochę przykro, bo ani słowem nie wspomniał, że dzięki mnie posłużył się zagubionym przepisem dziadka. O samym dziadku, którego przepisem się inspirował, również nic nie powiedział. Postanawiam jednak nie zwracać uwagi na szczegóły i świętować jego sukces.
Jestem zdziwiony, bo na miejscu okazuje się, że niewielkie przyjęcie przerodziło się w wielką imprezę. Cukiernia pełna jest ludzi, którzy jedzą przysmaki przygotowane przez Collina oraz Sama. Pomimo zmęczenia nie marzę o niczym więcej jak przytuleniu się do czarnowłosego i pogratulowaniu mu.
Udaje mi wypatrzeć w tłumie Sebastiana, który wita mnie uśmiechem.
- Jessie, wróciłeś! Jak było u brata?
- Bardzo miło. Gdzie jest Collin?
- Dobre pytanie. Wydaje mi się, że na zapleczu. Przed chwilą razem z Dianą odprowadzali rodziców do samochodu, chociaż wolałbym, aby mi pomogli. Sam widzisz jakie szaleństwo tu panuje.
- To może i ja się do czegoś przydam?
- Byłoby super, ale nie jesteś zmęczony? Dopiero wróciłeś... – unosi ladę, abym mógł przejść.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie. Pójdę się przebrać i przy okazji pogratulować Collinowi. Za chwilę jestem.
Rozglądam się uważnie, bo na zapleczu przebywa sporo nowych osób. To pewnie dodatkowy personel, który został zatrudniony na potrzeby przyjęcia.
- Widziałaś Collina? - pytam jedną z dziewczyn, które kręcą się po kuchni.
- Szef jest na zewnątrz.
- Dziękuję – uchylam drzwi, prowadzące na tyły cukierni. Mój ukochany, razem ze swoją siostrą prowadzą zagorzałą dyskusję. Nie chcę im przeszkadzać, więc postanawiam chwilę poczekać.
- Prosiłem, abyś się nie wtrącała w nie swoje sprawy, prawda? Sam to załatwię!
- Wcale się nie wtrącam. Po prostu uważam, że nie powinieneś był tego robić.
- To nie była moja decyzja, a Jessiego. Co mam mu teraz powiedzieć? Że głupio wyszło, ale zmieniłem zdanie?!
Rozmawiają o mnie?
- Wpłynąłeś na niego! Rozkochałeś w sobie i teraz chłopak będzie miał problemy!
- Problemy?! Jakie znowu problemy?! Poza tym, to nie ja go w sobie rozkochałem, ale on sam się we mnie zakochał. Nie miałem z tym nic wspólnego. Stało się!
- I mówisz o tym tak lekko?!
- A co mam powiedzieć?! - nerwowo gestykuluje. Zawsze gdy kłóci się z siostrą, jest znacznie bardziej nadpobudliwy. Nie rozumiem, dlaczego akurat ja jestem powodem ich starcia. Coś się stało? Zrobiłem coś nie tak?
- Zrób coś! Odkręć to jakoś! - Diana nie pozostaje mu dłużna.
- Jak niby mam to odkręcić?! Powtarzam ci, że już za późno!
- Sama nie wiem. Wpłyń na niego, to może zmieni zdanie.
- Nie będę na niego wpływać. Jest dorosły i to jego wybór.
- Jessie nie wie czego chce. Nigdy tego nie wiedział! To życiowa sprawa! Jeśli ci na nim zależy, jeśli go kochasz, pomożesz mu.
- Nie mów mi co mam robić!
- Powiedziałeś mu chociaż, że go kochasz? - wstrzymuję oddech... To odpowiedź na pytanie, które nurtuje mnie od chwili, w której wciągnął mnie do swojej kuchni po raz pierwszy. Nigdy nie miałem śmiałości, aby mu je zadać. Di we wszystkim jest odważniejsza ode mnie...
- Miłość nie ma z tym nic wspólnego!
- Jak to nie ma? Collin, bardzo mu na tobie zależy! Zmieni zdanie, jeśli okażesz mu swoje wsparcie.
- Nie będę nim sterować tak jak ty robiłaś to przez całe życie. Jest dorosły. Sam powinien wiedzieć co jest dla niego dobre.
- Ale Jessie tego nie wie! Po to właśnie ma bliskich, by mu to uświadomili błędy.
- To sama na niego wpłyń, jeśli tak bardzo zależy ci na jego dobru.
Przez chwilę rodzeństwo mierzy się wzrokiem. Żadne z nich nie chce ustąpić drugiemu.
- Jessie kocha ciebie, a nie mnie. To chyba logiczne kogo szybciej posłucha – dziewczyna nie ustępuje. Cała Diana. Zawsze walczy o swoje do końca.
- Nic na to nie poradzę. Nie będę się kierował głupimi uczuciami.
- Nigdy się nimi nie kierujesz. Tak wygląda twoja miłość?
- A kto ci powiedział, że go kocham?! - wybucha czarnowłosy. Radość w moim sercu gwałtownie gaśnie. Nie kocha mnie?
- Collin... Nie mów tak. Przecież Jessie jest taki zagubiony – broni mnie.
- Nie będę go niańczyć! Nich się w końcu ogarnie!
- Mówisz tak, jakby wcale ci na nim nie zależało. A przecież Jessie jest ci taki oddany...
- Oddany? Większość czasu spędza poza domem. Żaden z niego pożytek! Nawet na konkurs nie przyjechał!
Masz rację Collin. Lepiej ci będzie beze mnie...
Wycofuję się cichutko, by mnie nie zauważyli.
- Nie przebrałeś się? - pyta Sebastian, gdy widzi, że wychodzę.
- Przepraszam, ale muszę jechać do agencji. Potem porozmawiamy.
- Ok... - chłopak jest wyraźnie niepocieszony, ale nie mam w tej chwili siły, by cokolwiek mu tłumaczyć.
Wsiadam do taksówki i każę się zawieść prosto do naszego mieszkania. Wyciągam jedną z walizek i na oślep pakuję rzeczy. Powiedział, że to nasz dom... Złamane serce boli tak bardzo, że nie mogę oddychać, ale nie pozwalam sobie na chwile słabości. Jeszcze nie...
Z mieszkania jadę prosto do agencji. Idę do gabinetu Maggie, która nigdy nie bierze wolnego. Zawsze ma coś do zrobienia. Praca jest jej całym życiem, więc znajduję ją bez większych przeszkód.
- Jessie! - rzuca mi się na szyję. - Wróciłeś! Tak się cieszę! Jak było u brata? Dobrze się bawiłeś?
- Chciałbym porozmawiać o moim kontrakcie – ignoruję jej pytania i przechodzę od razu do rzeczy.
- Wiedziałam, że do tego dojdzie... Nie jesteś przekonany, prawda? Ale jeśli dasz mi szansę, to ustawię wszystko tak, że będziesz mniej pracować i... - spogląda na mnie z nadzieją.
- Mylisz się. Chcę pracować, ale mam kilka warunków.
- Warunków? Jakich warunków?
- Jeśli je spełnicie, mogę pracować nawet dzień i noc – odpowiadam jej głosem pozbawionym emocji.
- Dobrze. Poczekaj chwilę. Poproszę szefa.
Po kilku minutach pojawia się uśmiechnięty Karl.
- Nasza gwiazda wróciła! – cieszy się, ściskając moją dłoń. - Słyszałem, że chcesz negocjować kontrakt. Jestem gotowy na wszystko, aby cię zatrzymać. Mów, chłopcze.
- Chcę stąd wyjechać. Najlepiej natychmiast. I nigdy tu nie wracać.
- Nie wracać? Przecież to tutaj jest główna siedziba agencji...
- Nic mnie to nie obchodzi. Nigdy więcej tu nie wrócę.
- Jessie, coś się stało? - zmartwiona Maggie próbuje mnie pocieszyć, ale nie potrzebuję pocieszenia, a pracy.
- Nic się nie stało. Mój kolejny warunek to możliwość studiów. Obiecałaś, że mi pomożesz, prawda?
- Oczywiście, jeśli tylko chcesz.
- Tak, chcę. Wyjechać daleko, dużo pracować i nigdy tu nie wracać. Jeśli się na to zgodzicie, podpiszemy umowę choćby zaraz.
- No cóż... Jeśli tego właśnie chcesz – Karl z niepewnym wyrazem twarzy raz spogląda na Maggie, a raz na mnie. - Co powiesz na pięć lat?
- Zgadzam się.
- Naprawdę?! - dziwi się kobieta. - Jeszcze w zeszłym tygodniu narzekałeś, że jesteś przemęczony i nie masz swojego życia, a teraz chcesz pracować więcej? Co się stało, Jessie? Przecież wiesz, że możesz nam zaufać. Jesteśmy tu po to, aby ci pomóc.
- Wiem, dziękuję. Właśnie dlatego przyszedłem. Chcę stąd wyjechać. Natychmiast. Wszystko jedno gdzie, byle daleko.
W tej samej chwili dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu pojawia się napis Władca Czekolady... Uśmiecham się smutno, po czym wyjmuję kartę sim i niszczę ją. - Chcę też nowy numer telefonu – spoglądam na Maggie, która chyba czyta mi w myślach.
- Rozumiem. Poproszę Weronikę, by zarezerwowała lot do Paryża. Może być?
- Tak.
- Polecimy razem – ściska moją dłoń.
- Nie musisz, poradzę sobie.
- Nie wygłupiaj się! Załatwiłam ci nową sesję.
- Tak szybko?
- Wiedziała, że nie zostawisz nas na lodzie. Zaopiekujemy się tobą, Jessie. Nic się nie martw.
- Proszę, nie mówicie nikomu ani gdzie wyjechałem ani po co. Nie podawajcie też nikomu mojego nowego numeru telefonu.
- Dobrze, zrobimy jak chcesz. Każę przygotować dokumenty – Karl wstaje od stołu i przed wyjściem kładzie mi rękę na ramieniu. - Dobrze wybrałeś, chłopcze.
- Wiem. Wbrew pozorom umiem o siebie zadbać.
Nie mija nawet godzina, gdy jesteśmy już z Maggie na lotnisku. Podbiega do mnie Weronika, która rzuca mi się na szyję.
- Naprawdę wyjeżdżasz? - pyta zasmucona.
- Tak, już dawno powinienem to zrobić – dodaję ponuro. - Tutaj nigdy nie spotkało mnie nic dobrego...
- Nie chcę się z tobą rozstawać! Będziemy bardzo tęsknić!
- Przecież nie rozstajemy się na zawsze. Ty i Kevin przyjedziecie mnie odwiedzić, gdy zdecyduję, gdzie będę mieszkać.
- To nie to samo!
- Wiem, ale tu... - gwałtowne ukłucie żalu powoduje, że nie umiem jej wytłumaczyć dlaczego wyjeżdżam. - Zadzwonię, gdy będziemy na miejscu. Proszę, nie mówicie o tym nikomu.
- A twoja dziewczyna? To przez nią wyjeżdżasz?
- Nie. Diana nie ma z tym nic wspólnego.
- Nic mi nie powiesz? Podpisałeś kontrakt na pięć lat! Takich rzeczy nie robi się bez powodu. Przecież jesteśmy przyjaciółmi! Jessie! Mów!
- I zawsze nimi będziemy – uśmiecham się, gdy Maggie daje mi znać, że pora się zbierać. - Dziękuję ci. Za wszystko – przytulam ją do siebie.
- Do zobaczenie, Jessie – macha mi na pożegnanie.
Wyglądam przez samolotowe okno po raz ostatni spoglądając na miasto. Ponoć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki... Byłem naiwny sądząc, że mogę zacząć tu wszystko od nowa... Kolejny raz wyjeżdżam ze złamanym sercem... Czy wszystkie życiowe lekcje muszą być aż tak bolesne?
- Proszę, zjedz chociaż wafelka. Obiadu prawie nie ruszyłeś – niezastąpiona Maggie podtyka mi samolotowe słodycze. - Twój ulubiony, czekoladowy – zachęca.
- Nie mam ochoty.
- Jesteś chory? - przykłada mi swoją wypielęgnowana dłoń do czoła sprawdzając, czy nie mam gorączki.
- Nie, Maggie. Po prostu już więcej nie będę jadł czekolady. Nigdy.

43 komentarze:

  1. Ojej... Myślałam że wszystkiego się spodziewałam LOL. Tego nie przemyślałam. Ale mam jedną uwagę: czy to nie Diana zamawiała łóżko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamawiała, a właściwie pomagała Jessiemu w zakupach, ale to Collin zamawiał meble.
      Wiem, że mogłem to inaczej sformułować, ale ze względu na to, że okroiłem Czekoladę z niektórych wątków, nie wracałem już do zakupów.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Ja wiedziałam. Ja naprawde wiedziałam.

    Miałam zrobić naprawde długi wywód ale chyba sobie oszczędze.

    Nie jestem fanem impulsywnego zachowania.
    i nie podoba mi się zachowanie Jessiego
    Nie mógł tego wyjaśnić tego ?

    A Collin? Brak mi słów.

    To było moje ulubione opowiadanie a zakończyło się w tak smutny sposób. A najgorsze że to koniec.

    A to "Nigdy."

    I Maggie odpowiedzialna dorosła nie mogła dać mu kilku dni na przemyślenie tej decyzji? Serio Maggie? Serio?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy ja napisałem, że to już koniec? :D
      To była ostatnia kostka, ale koniec jest wtedy, gdy na końcu napiszę "koniec" :P

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. .....TY ZŁY LISIE JA TU TAKA ZROZPACZONA A TY MI RADOŚNIE OZNAJMIASZ ŻE TO NIE KONIEC?!
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      Uff^^ kamien z serca kitsuniu ^^ <3

      Usuń
    3. Zakończenie dopiero przed nami :) Jutro lub w środę :)
      W tym tygodniu zamierzam ruszyć z drugą częścią Szkolnych opowieści :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Yaaa! Bardzo mnie to cieszy ^^

      Usuń
  3. Buuu, spodziewałam się raczej, że Collin koniec końców stwierdzi jasno, że mu nie zależy na Jessim i się rozejdą w cywilizowany sposób, a tu takie cyrki ;p

    Po ostatnim fanart'cie brakowało mi umieszczenia gdzieś mordki Collina, takżeee: http://picpaste.com/pics/hW5Jr3Zl.1471285368.png


    Pozdrawiam, Aki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aki, rozpieszczasz mnie :) Nie wiem czym sobie zasłużyłem. Jesteś kochana :)
      Nie powiem, co będzie dalej. Wkrótce sama się przekonasz :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Nie rozpieszczam, bo rysowanie to luźne hobby, a ja się tylko dzielę efektami :P Twoje postacie po prostu polubiłam i chciałam je zobrazować ;)

      Na szczęście szybko piszesz, także wierzę, że wkrótce się przekonam, jak dalej ich historia się potoczy :3

      Aki

      Usuń
    3. Dziękuję :)
      Czekolada zakończy się w tym tygodniu :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. *zasmucona wychyla głowę zza czewonej firanki*
    Wiedziałam ze to zrobisz Lisie jeden ;__; wiedziałam ze zwykły happy end jest za prosty na Liskowe standardy ;__;
    *pociąga nosem poruszona*

    Jejkuuuuu. To było takie świetne ;-; Może Collin mówił o czymś innym niż się Jessiemu wydaje? Może za szybko wyciągnął wnioski?...i to zakończenie...<3

    Moment
    Jak
    To
    Nie
    KONIEC?
    :D :D :D

    Kitsune co ty knujesz? :D

    ~Suzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja? Nic :D Wszystko przebiega zgodnie z planem. Nie rozumiem o co chodzi :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Ehhh.. wiedziałam, że tak będzie. Niepotrzebnie brałam się za czekoladę, mogłam poczekać jak zakończysz całą serię, a tak to teraz trzeba czekać kilka miesięcy. Złamałam swoją zasadę, bo jeśli widzę, że opko nie zakończone, to rzadko kiedy biorę się za czytanie. No ale ale ale czekolada tak mi się spodobała, że nie mogłam nie przeczytać i teraz mam za swoje. :( No szkoda, szkoda, nie lubię sad endingów i teraz moje biedne serce będzie cierpiało. No, ale opowiadanko zajebiste, ale teraz będę załamana normalnie :( I chciałam jeszcze zobaczyć jak zareaguje Collin ehhhh no kutdeee ;---; No ni życzę weny, żeby jak najszybciej czekolada znów tutaj zawitała i wszystko się wyjaśniło. :)

    ~Kuromi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka miesięcy? Raczej kilka dni. Zakończenie poznanie w tym tygodniu. Czekolada nie będzie miała kolejnej części. Byłoby za słodko :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Wowowowow dzięki Ci lisie bóstwo. O boooziu nie mogę się doczekać, muszę się czymś zająć, bo zwariuje >.<

      ~Kuromi

      Usuń
    3. Zakończenie w trakcie produkcji. Wrzucę jak skończę :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hym, hym.
    Ja mówiłam... o zakończeniu, że będzie takie jakie jest! Smutne!
    Ale skoro twierdzisz, że to nie koniec, to narazie dam Ci spokuj, Lisie.
    A więc tak, od początku.
    Maggie boi się turbulencji LOL. Ciekawe czy ja bym się bała? Nigdy nie leciałam samolotem...
    Przywitanie Jessiego z Collinem - awww :3
    Później było pikantnie. :P
    No ale żeby tak okłamać. Chciałam sobie wyobrazić to łóżeczko ;-;... Chociaż fsumie... Nieźle to nasz Collin ukartował.
    Jestem tak samo naiwna jak Jessie. Serio, myślałam, że jego brat będzie bardziej... jak brat? Nawet moje relacje z bratem są cieplejsze. Współczuje Jessiemu.
    Super, fajnie, Collin wygrał konkurs, no ale ejj! Nawet jeśli coś ukrywał to się podziękowania należały...
    A potem... moja mina zmieniała się co sekundę. O co oni się do chuja wuja kłucili?!? Nie kumam. I wiem, że Ty, Kitsune, nic mi nie zdradzisz. Więc teraz zarwę nockę nastanawiając się nad tą kłutnią.
    W gorącej wodzie kompany Jessie. Ja bym tak szybko nie wyjeżdżała i wyjaśniła sprawę. Ale rozumiem jego zachowanie i szanuję decyzję. Biedaczek...
    Podobało mi się.
    Bardzo.
    Ale to było serio smutne...

    ZuSkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne? Być może. Fragment, który obecnie piszę jest jeszcze smutniejszy, ale wszystko w swoim czasie.
      Jak sama widzisz nie wszystkie wątki zostały zakończone. Potrzebujemy czegoś na otarcie łez :D Skoro nie będzie kostek, to może baton? :P

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. No właśnie, coś na otarcie łez... Nie baton, ja chce żelki.

      ZuSkaa

      Usuń
    3. Żelki? Dobrze, mogą być żelki :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Super. Tylko nie z Biedry. Z Biedry są twardsze niż Nokia.

      ZuSkaa

      Usuń
    5. Nie wiem, nie jadłem, ale wierzę Ci na słowo :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Okej, przypuszczam nieskromnie, że pewnie się stęskniłeś <3
    Ale do rzeczy… NO WIEDZIAŁAM! To już w standardzie, że nie będą żyli długo i szczęśliwie. Ale wiesz Kitsuś, nadzieja matką głupich :p
    Po pierwsze: Collin. Mimo wszystko uwielbiam tą postać. Jest taki prawdziwy. Nieprzewidywalny. :D Ale jednak… COLLIN BAKA. Coś ty powiedział?! Jak Ci sprzedam kopa w dupę to się ogarniesz!
    Wiesz co Ci powiem Lisku? Jak Collin kłócił się z Di, to przy ostatnim zdaniu zaczęłam się… śmiać. Serio. Wybuchłam takim chisteryczno-szczerym (tak się da?) śmiechem. No niby się spodziewałam. A potem było tylko "hahahahha Kitsune, coś ty zrobił xd" Tak rozwalić ich 'miłość'? Okrutne! [Wybacz, ale nadal się śmieję. To taki odruch na szok :P]
    Po drugie: Jessie jest idiotą. Szczerze i niepodważalnie. Uciekał. Znowu. Nie mógł wyjść z cienia i krzyknąć "Collin ty szmato! Jak to mnie nie kochasz?!" I git majonez, wyjaśnienia te sprawy. Ale nieeee! "Będę tchórzliwą piczą i ucieknę o wszystkich. Takie emo, lol" Serio.? Serio? SERIO?! *załamuje się* Nieeee, idiotyzm.
    Po, kuźde, trzecie: Ty! *wskazuje palcem na Maggie* Tak, ty! Widzisz w jakim stanie jest Jessie. Mogłaś przetrymać go do rana i uświadomić w sytuacji! Ale przecież kariera ważniejsza od uczuć! *unosi się gniewnie, a każdy chowa się przestraszony*
    Ja już poprostu nie dam rady… No nie dam rady… Eh…
    *czyta komentarze*
    *niebezpieczny błysk w oku*
    To nie koniec, co? *ironiczny uśmiech* Dajesz Kitsuś! Już nic mnie nie zaskoczy!
    Mimo wszystko: Boże, to jest zajebiaszcze!

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wegi :) Pewnie, że tęskniłem! Dobrze wiesz :) Bez Ciebie było tak jakoś pusto... Dobrze, że już jesteś :)
      Nie, Jessie nie mógł tego zrobić, nie mógł zaatakować Collina. On nigdy nikogo nie atakował. Za bardzo się bał, że zostanie sam. Z tego powodu nie wytykał błędów bratu, Dianie. Collinowi tym bardziej nie mógłby nic powiedzieć.
      Maggie nie może pozwolić Jessiemu odjeść. Tu nawet nie chodzi o pracę, a samego chłopaka. Gdyby mu pozwoliła na przemyślenia, zostałby sam. Tymczasem ona ciągle jest obok, ciągle o niego dba.
      Masz rację, to nie koniec.
      Jeszcze Cię zaskoczę, zobaczysz :)
      To opowiadanie powstało dzięki Tobie i Ruu. W związku z tym nie będę kierował się jakimś utartym wzorcem :) Nie wypada :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Miło to słyszeć :) Też się cieszę, że wróciłam. Miałam ochotę płakać, gdy nie mogłam komentować, serio.
      Jessie musi się przełamać. Wiem, że uke, że ma taki charakter. No ale jak można być taką ofiarą! Weź ogarnij tego chłopaka, bo ja się poddaję :p *wycofuje się powoli* Wychowaj go na ludzi :P
      Ale ja nie mówię, że miałaby go zostawić. Nawet niech kurde z nim siedzi do rana. Sądzę, że podjął zbyt impulsywną decyzję. Ja jestem spontaniczna, ale to różnica.
      Lisku, ty zaskoczysz każdego :D To się nigdy nie zmieni! Ale co wymyślisz tym razem? Może mały spoiler? Hmm? Walka o spoilery powraca!
      No ba! Jesteśmy zbyt dziwne i pokręcone, więc Czekolada też powinna taka być ;)

      Wegi
      Ps. Jak zarzuciłam takim długim komentarzem w przedostatnim rozdziale, to bój się końcówki :D

      Usuń
    3. Ps.2 Nigdy więcej czekolady? A-Ale… Jak… Co się… Matko bosko czekoladowo!
      Ps.3 Weronika, trzymaj się!

      Usuń
    4. Dzisiaj wpadłem na bardzo dobry pomysł na opowiadanie, którego akcja będzie się rozgrywać z punktu widzenia seme, ale jaki to będzie seme :D Strach się bać :D
      Spojler? Ok, czemu nie :) Wyjaśnię na przykład dlaczego Collin to Władca Czekolady i w jaki sposób podbił serce małego Jessiego. Może być?
      Jessie nie jest ofiarą. Cały czas idzie do przodu. Nie załamuje się. Czy jego decyzja była nieprzemyślana? No nie wiem. Diana znalazła sobie chłopaka, brat potraktował bardzo zimni, Collin nie pokochał. Jessie nie miał już nic do stracenia.
      Masz rację, nigdy się nie zmienię :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. Łoooo! Chętnie przeczytam :3 Opowiadania z punktu qidzenia seme są znacznie ciekawsze :D Ale najpierw "Szkolne opowieści"! <3
      Tak! Powiedz mi o tym Władcy Czekolady. Do teraz nie ogarnęłam :P
      Właśnie, miałam napisać jeszcze o tym bracie. No tak trochę sztywno! Czemu ten brat go tak traktuje? O co mj chodzi? Ma jaiś problem? *pyta jak typowy dres*
      A tak wgle to co z tymi dziećmi? Serio nie chciały się bawić? Sama wiem, że po 2 dniach dziecko się przekona do wszystkich. Co z nimi nie tak?
      I nawet nie próbuj :D

      Wegi

      Usuń
    6. Tylko kiedy ja to wszystko mam napisać? Czasu brak!
      Pamiętam o Szkolnych opowieściach. Ruszę z tematem w tym tygodniu (nic jeszcze nie napisałem, ale jaki ze mnie optymista :D ). Najpierw Czekolada musi zostać ukończona.

      Twój Kitsune

      Usuń
    7. Jak to kiedy? Teraz :D
      No ja myślę, ża pamiętasz. Na tym zakończeniu prawie płakałam. MUSISZ napisać :P
      Optymistą trzeba być! Jak ja! Jak spadniesz ze schodów krzyknij:
      -O! Spadłam ze schodów! :D

      Wegi

      Usuń
  8. Co by tu napisać?
    NIE
    NIE NIE NIE

    ~~Nowa Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy na blogu! Przygotuj się na więcej takich zakończeń ;-; Taka Liskowa natura… Ale jest jeszcze ostatni rozdział! Trzeba mieć nadzieję…

      Wegi

      Usuń
    2. Tak, tak, tak :D

      Witaj :)

      Ostatni rozdział już gotowy. Wrzucę go jutro do południa, bo jest bardzo długi i wtedy sama ocenisz, czy warto było na niego czekać, czy nie. A tam to się dopiero dzieje. Sama słodycz :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. PS. Mamusie Wegi, liskowa natura, serio? :D Przecież każdy dobrze wie, że lisek słodki jest i uroczy. I jak sama niedawno stwierdziłaś - nie ma żadnych wad :D A że zakończenia są jakie są, no trudno. Kochaj, albo rzuć :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Zacytuję tutaj Ruu:
      "Będę Cię kochać, ale co jakiś czas będę chciała Tobą rzucić" :*

      Wegi

      Usuń
  9. Jestem zła na siebie, że dopiero teraz zabrałam się do przeczytania trzech ostatnich rozdziałów. Ale z drugiej strony, to dobrze, że przeczytałam wszystkie trzy na raz, bo nie czuję aż takiego niedosytu.

    Nie wiem za bardzo co tu napisać... Pamiętam, jak moje komentarze czasami nie mieściły się w limicie znaków i musiałam pisać dwa, ale teraz nie potrafię się zebrać, żeby napisać tu coś dłuższego. Postaram się, bo w końcu zawdzięczam Ci powstanie Czekolady.

    Wiedziałam, że zakończenie nie będzie należało do kolorowych. Chyba przez te trzy opowiadania zdążyłam Cię trochę poznać i wiem, czego się spodziewać. Nie mówię, że Cię przejrzałam, bo na to nie ma szans, ale chyba zdążyłam zrozumieć, że nie lubisz jednoznacznych zakończeń. Dlatego z nadzieją będę czekała na kontynuację.

    Jeśli zaś chodzi o sam rozdział, to nie jestem pewna, czy jestem zła na Collina. Bardziej zdenerwował mnie Jessie, który nie chciał skonfrontować się z Władcą Czekolady. Uciekając bez słowa potwierdził, że jest jeszcze dzieckiem. Rozumiem, że mu trudno, tym bardziej, że jako jedyny użył tych dwóch magicznych słów, ale mógł chociaż porozmawiać z Collinem, który swoją drogą też nie zachował się najlepiej. Powinien wziąć pod uwagę, że Jessie nie przyszedł na konkurs z jakiegoś ważnego powodu. Przecież tak się z tego cieszył i nie mógł doczekać. Gdyby mu nie zależało na Collinie, to chyba by się tak nie zachowywał, prawda?

    No nic, ja już będę kończyć, bo nie wiem co mogę więcej powiedzieć, poza tym, że dziękuję Ci za Czekoladę. To naprawdę dobre opowiadanie, które nie raz mnie rozbawiało, poprawiało humor, czasem zasmucało, a jeszcze kiedy indziej sprawiało, że miałam ochotę komuś przyłożyć. Także dziękuję i czekam na więcej Twoich prac, które mogę się założyć, że również przypadną mi do gustu.

    Weny, Kitsune!

    Rudy

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurdę, tego naprawdę się nie spodziewałam. Jak mogłeś Collin?? Jak? Myślałam, że wszystko zakończy się długo i szczęśliwie.. Że odnaleźli siebie i zapewnienia Collina o miłości od pierwszego wejrzenia okażą się prawdą. Eh.. Dobra idę czytać kolejny rozdział. Jestem ciekawa co tam naszykowałeś~

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam opowiadanie w jeden dzień. Bardzo ciekawe - chociaż początek mnie nie przekonał.

    Ostatni rozdział chyba najlepszy. Istna wisienka na torcie. Osobiście, nic lepszego bym nie wymyśliła.
    Bolesny początek, bolesny koniec.

    Jak to kiedyś ktoś napisał:I tak właśnie kończy się świat. Nie hukiem a skomleniem.

    A teraz lecę czytać epilog ,by się dowiedzieć co na koniec.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    płaczę, a w zasadzie to ryczę... Will ma złamane serce, tylko że ciamajda nie potrafi mu powiedzieć że mu zależy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejka,
    wspaniale, tak wlaśnie myślałam, że te przepisy są w tym biurku i się nie pomyliłam, cóż Justin nawet nawet dzieciom nie pokazywał zdjęć brata, a ta kłótnia nie podoba mi się od początku był zaborczy, wręcz zagarniał dla siebie... mówił że jest ważny, ale teraz że nie będzie kierował się głupimi uczuciamu, nie przyszedł bo utknął na lotnisku, dobrze że wyszedł, choć Sebastianowi mógł powiedzieć że go nie widział... no i podpisał nowy kontrakt...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejeczka, hejka,
    fantastycznie, tak myślałam że w tym biurku są przepisy i są ;) cóż Justin nawet dzieciom nie pokazywał zdjęć brata, a ta kłótnia to nie podoba mi się od poczatku był zaborczy, wrecz zagarnał dla siebie, mówił że jest ważny ale teraz że nie będzie kierował się głupimi uczuciami, nie przyszedł bo utknął na lotnisku... dobrze że wyszedł, choć Sebastianowi mógł powiedzieć że go nie widział, cóż może dobrze zrobił... podpisał nowy kontrakt...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń