środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział VI


Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)

 


Nerwowo spaceruję po szpitalnym korytarzu, czekając aż operacja wujka Harrego dobiegnie końca. Od ponad dwóch tygodni przebywamy w Berlinie, w prywatnej klinice. Przedtem spędziliśmy ponad dwa tygodnie w Nowej Zelandii... Uparty staruszek nie wspomniał ani słowem, że boi się być sam podczas zabiegu, dlatego wymyślił kłamstwo o uzdrowicielu. A przecież wystarczyło jedno jego słowo, a byłbym przy nim przez cały czas. Jest moim najbliższym krewnym, bratem zmarłego dziadka.
Już od najmłodszych lat pomiędzy moim dziadkiem a wujkiem panowało niepisane porozumienie. Każdy z nich rozwijał swoje pasje, mogąc w każdej chwili liczyć na wsparcie drugiego. To dzięki pieniądzom dziadka, wujkowi udało się zrealizować marzenia o podróżach do najbardziej niedostępnych miejsc na świecie. Napisał kilka książek, a dochód ze sprzedaży zainwestował w rozwijający się biznes brata. Ze względu na swoje liczne romanse i dwa małżeństwa, które zakończyły się rozwodami, pakiet jego akcji uległ rozdrobnieniu. A może było to spowodowane tym, że zawsze był bardzo szczodrym człowiekiem, który nigdy nie przywiązywał wagi do pieniędzy?
Gdy byłem mały dziadek bardzo często zabierał mnie w odwiedziny do wujaszka. Zwiedzaliśmy razem zabytki, świątynie, poznawali kulturę różnych państw. To dzięki tym wyprawom mogę dziś biegle posługiwać się kilkoma językami. Nie rozumiem więc dlaczego ten stary uparciuch słowem nie zająknął się o swoich problemach ze zdrowiem. Trzymał wszystko w tajemnicy udając, że spotkał uzdrowiciela... Ja ci dam uzdrowiciela, wujku Harry! Poczekaj, jak tylko poczujesz się lepiej! Porozmawiamy sobie na ten temat.
Od miesiąca prowadzę firmę na odległość. Z jednej strony jest mi ciężko, bo to dopiero początek projektu, ale Patric i Lucas bardzo mnie wspierają. Nie spodziewałem się, że bracia Cheng aż tak dobrze znają się na rzeczy. Nie to co Alden... To przez niego tylko w zeszłym tygodniu, straciliśmy ponad 10% przewidywanego zysku. Jak tak dalej pójdzie, rozłoży obie firmy na łopatki. Niestety, niewiele mogę zrobić. Nie zostawię też przerażonego staruszka samemu sobie. On by mnie z pewnością nie zostawił...
Jest jeszcze Daniel... Nie ma dnia, aby do mnie nie dzwonił. Zasypuje mnie wiadomościami i mailami, na które nie odpowiadam. Co mam mu powiedzieć? „Zabiłeś moje serce i teraz nie umiem już kochać” czy „Nie zaufam drugi raz”? W sumie cieszę się, że mogłem wyjechać i nabrać dystansu. Po powrocie będzie mi znacznie łatwiej. I tak byłem dla niego zbyt miły... Powinienem traktować go bardziej ostro i lodowato. Ataki zazdrości połączone z zaborczością trzeba jak najszybciej ukrócić. Chociaż z drugiej strony jest na to lepszy sposób. Dosyć drastyczny, ale z pewnością zadziała...
Mijają kolejne trzy dni. Wujek czuje się znacznie lepiej. Operacja przebiegła bez większych komplikacji. Za tydzień będzie mógł o własnych siłach opuścić klinikę.
- Powinieneś wrócić do domu – patrzy na mnie w wymowny sposób, gdy podaję mu szklankę z sokiem owocowym.
- Pojadę, jak poczujesz się lepiej.
- Ja już czuję się lepiej, a ty masz poważne problemy... Twój pożal się Boże kuzyn doprowadzi do tragedii!
- Nie denerwuj się wujku. Stać mnie na jego szaleństwa – uśmiecham się.
- Ale mnie na nie nie stać! Jeśli nie wypracujesz zysku, nie będę mógł pojechać do Chin! A ekspedycja do Ameryki Południowej? Przecież obiecałem, że dofinansuję wyjazd studentów i jeszcze książka...
- Alden popełnił kilka zbrodni, ale to nie oznacza, że popadamy w dołek finansowy. Zapewniam, że nadal cię stać na bilety samolotowe.
- William, proszę, jedź do domu – łapie mnie za nadgarstek i mocno przytrzymuje. - Sam słyszałeś, że lekarz wypuści mnie w przyszłym tygodniu.
- Ale wujku...
- Nie ma żadnego „ale”, chłopcze. Firma cię potrzebuje.
- Myślałem, że ty mnie potrzebujesz.
- Wiesz, że jesteś moim ulubieńcem. Przez całe życie twój dziadek i ja uważaliśmy cię za naszego wspólnego syna, dziedzica rodu Andersonów. Zawsze byliśmy z ciebie dumni. Masz w sobie to, co najlepsze. Smykałkę do interesów, a także odrobinę szaleństwa. Dobrze wiesz, że gdyby nie ty i twoja pomoc, mogło być ze mną krucho...
- Wujku, nawet tak nie żartuj! - irytuję się. - Poruszyłbym niebo i ziemię, aby ci pomóc.
- Wiem. Zrobiłeś znacznie więcej niż oczekiwałem. Tylko dzięki twoim staraniom tak szybko przeprowadzono moją operację, ale teraz czas na ciebie. Musisz wrócić do domu i powstrzymać tego biznesmena od siedmiu boleści.
- Nie chcę zostawiać cię samego – bronię się.
- Wiem. Za tydzień, gdy poczuję się lepiej, przyjadę do ciebie w odwiedziny. Spędzimy razem trochę czasu. Będziesz mógł na własne oczy przekonać się jaki ze mnie okaz zdrowia.
- Obiecujesz, że spędzisz ze mną co najmniej miesiąc? - dopytuję.
- Masz na to moje słowo – ściskamy sobie dłonie przypieczętowując umowę między nami. - Dzwoniłem rano do Bella. Zarezerwował ci miejsce w samolocie. Odlatujesz za niecałe dwie godziny.
- Jak mogłeś?! Za moimi plecami? - oburzam się.
- Ktoś musi o ciebie dbać. Zawsze jesteś sam.
- Nie mam szczęścia w miłości – wzdycham, opierając się o szpitalne krzesło i zakładając nogę na nogę.
- Przedtem nie chciałem nic mówić, ale nie śpieszy ci się do domu, prawda?
- Nie bardzo – przyznaję niechętnie. Nie lubię dopuszczać innych do moich osobistych spraw, zwłaszcza jeśli dotyczą one uczuć.
- Chodzi o tego mężczyznę, który ciągle do ciebie wydzwania?
- Nie chcę o nim rozmawiać.
- Nie chcesz, bo nic dla ciebie nie znaczy, czy nie chcesz, bo znaczy za dużo?
- Trafne pytanie wujku Harry. Masz rację, kiedyś coś nas łączyło, ale teraz...
- Will, każdy popełnia błędy – wujek bacznie mnie obserwuje. Ma bardzo podobne oczy do dziadka...
- Nie kochał mnie wtedy, więc czemu kocha teraz? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Może się zmienił, nabrał doświadczenia...
- Albo kolejny raz chce się zabawić moim kosztem.
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz, jak mawiał mój świętej pamięci brat.
- I miał zazwyczaj na myśli zakup akcji, a nie porady sercowe.
- Akcje, uczucia... Nie traktuj miłości jako transakcji! Weź przykład ze mnie. Jeszcze nie raz zakocham się na zabój i pozwolę złamać sobie serce, ale nie boję się tego. Wiesz dlaczego?
- Dlaczego? - deklaracja wujka wydaje się brzmieć jak klucz do zrozumienia całej sytuacji.
- Jesteś dobrym i wrażliwym facetem. Prędzej czy później i do ciebie uśmiechnie się szczęście. Nie zamykaj się w sobie. Pozwól sobie czuć to, co czujesz. Jedne uczucia przychodzą, a inne odchodzą. Tak powinno być.
- Sugerujesz mi, że powinienem dać mu jeszcze jedną szansę, a jeśli nam nie wyjdzie, poszukać kogoś innego, tak? - staram się ogarnąć myśli, którymi mnie zasypuje.
- Nie, staram się ciebie przekonać, abyś żył chwilą, a nie skupiał się na rozpamiętywaniu przeszłości. Jesteś jeszcze młody, poszalej trochę! Kiedy ostatnio byłeś na randce?
- Na randce? Nie mam na to czasu. Teraz najważniejsza jest dla mnie praca i...
- Zostaw pracę innym. Zabaw się. Twój dziadek, którego kochałem nad życie, na łożu śmierci wyznał mi, że żałował rzeczy, których nie zrobił. Myślał, że powtórnie się ożeni po śmierci babci, że spędzi lato w jakiejś nadmorskiej miejscowości, a udało mu się tylko i wyłącznie pracować. Moja praca zawsze wiązała się z przyjemnościami.
- Serio? - z niedowierzaniem przyglądam się wujkowi.
- Oczywiście. Będąc tutaj, zamierzam popracować nad książką, a gdy tylko stąd wyjdę – uśmiecha się tajemniczo, dając mi znak ręką, abym się zbliżył. - Widziałeś tą przepiękną pielęgniarkę, która się mną opiekuje? Umówiłem się z nią na kolację, jak tylko mnie stąd wypuszczą – czule klepie mnie po ramieniu.
- Jesteś niemożliwy, wujku – wybucham cichym śmiechem.
- Nie siedź tu, tylko zbieraj się na samolot. I zadzwoń, jak dolecisz.
- Zadzwonię.
Przez kilka godzin lotu do domu zastanawiałem się nad jego słowami. Randka... Może wujek ma rację twierdząc, że powinienem przestać rozpamiętywać przeszłość i ruszyć do przodu...
Jeszcze na lotnisku dzwonię do Lucasa, z którym umawiam się na kolację.
- William! - rzuca mi się na szyję, gdy udaje mi się dotrzeć do niewielkiej restauracji niedaleko naszego apartamentowca.
- Lucas... Udusisz mnie! - próbuję uwolnić się z jego objęć. - Patric nie przyszedł? - dziwi mnie brak drugiego z bliźniaków.
- Powiedział, że coś mu wypadło. Prawda jest taka, że wolał spędzić czas rozmawiając przez telefon, niż zjeść z nami. Nie będziemy za nim tęsknić, prawda? Powiedz mi lepiej jak się czuje twój wujek?
- Dużo lepiej, dziękuję. A jak w firmie? - siadamy przy jednym ze stolików. Kelner od razu podaje nam moje ulubione wino.
- Nie jest dobrze. Alden zaprzepaścił szansę na sukces, ograniczając liczbę wyprodukowanego oprogramowania, które w przeciągu sekund zniknęło ze sklepowych półek. Drugą partię trzeba było sprzedać 10% taniej, by jakoś załagodzić sytuację. Ojciec nie jest zadowolony. Powiedział, że jeśli czegoś z tym nie zrobisz, zerwie umowę.
- Jutro z nim porozmawiam.
Zamawiamy makaron, na który zupełnie straciłem apetyt. Tyle miesięcy przygotowań, nieprzespanych nocy, a ten idiota spieprzył wszystko w przeciągu kilku dni...
- A jak Daniel? Dzwonił do ciebie? - Lucas rozsiada się wygodnie, rozkoszując ciastem kokosowym.
- Tak, jakieś sto tysięcy razy. Nie odbierałem.
- Wiem. Odbyliśmy bardzo pouczającą rozmowę, w czasie której Patric musiał nas rozdzielić... Młody jest bardzo porywczy i nie ma poczucia humoru – ciemnowłosy sięga po swój telefon, po czym przysuwa się bliżej mnie. - Uśmiechnij się – prosi, pstrykając nam wspólne zdjęcie.
- Co robisz? - pytam.
- Jak to co? Czas na zemstę – wraca na swoje miejsce.
- Komu to wysłałeś?
- Danielowi – zadowolony z siebie pokazuje mi wiadomość. Pod naszym wspólnym zdjęciem napisał „Niektóre kolacje kończą się śniadaniem”.
Wystarczyło kilka sekund, aby mój telefon zaczął wibrować.
- Nie odbierzesz? - Lucas stara się zachować powagę, lecz średnio mu to wychodzi.
- Nie muszę.
- Daj, ja z nim porozmawiam – wyciąga rękę po mojego smartfona. - Halo, Daniel? Potrzebujesz czegoś? - Przez dłuższą chwilę chłopak krzyczy coś do słuchawki, wywołując wesołość na twarzy mężczyzny. - Ja mam się pieprzyć? - powtarza po nim słodkim głosem. - Skoro mam wybór, wolę pieprzyć Willa. Miłego wieczoru – rozłącza się, oddając mi urządzenie. - I po kłopocie. Napijemy się jeszcze wina? - przywołuje kelnera.
- Za co pijemy? - udziela mi się jego radosny nastrój.
- Za zemstę, która jest prawdziwą rozkoszą bogów – stuka delikatnie w mój kieliszek, a potem opróżnia go do ostatniej kropli.
Zemsta... Tak, chcę się zemścić. Chcę mu zadać ból. Dotknąć do żywego. Zranić. Jeśli romansowanie z Lucasem ma mi w tym pomóc, to aż wstyd byłoby nie wykorzystać takiej okazji.
Po kolacji nie wracam do domu. Wymawiam się pilnymi obowiązkami. Jestem pewny, że Daniel koczuje pod moimi drzwiami. Nie mam ochoty na wieczorną szarpaninę. Nie mam także ochoty na spędzenie nocy z moim towarzyszem, więc wsiadam w taksówkę i każę się zabrać do hotelu w centrum.
Rano biorę prysznic i reguluję rachunek, jadąc taksówką prosto do pracy, gdzie przebieram się w garnitur. Moje biurko tonie w natłoku papierów, które Bell pogrupował według ważności. Alden nie wie jeszcze o moim powrocie, więc dzisiejsze spotkanie rady nadzorczej z pewnością przejdzie do historii...
Kilka minut przed dziewiątą drzwi mojego gabinetu otwiera Daniel. Dorzuca coś do papierowej piramidy, która natychmiast się zawala i mierzy mnie wyjątkowo wściekłym spojrzeniem.
- Jak było na randce? - cedzi słowa, które brzmią jakbym dopuścił się czegoś wyjątkowo obrzydliwego.
- Bardzo miło – uśmiecham się beztrosko, naśladując Lucasa.
- Dobrze się bawisz moim kosztem? - warczy, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie robię nic złego. Nie jesteśmy już razem, mogę się spotykać z kim chcę.
- Problem polega na tym, że nie możesz! - wybucha.
- Przyjechałem wczoraj wieczorem. Byłem głodny, więc zaprosiłem Lucasa. Masz z tym problem, jak rozumiem – opieram się o biurko i obejmuję ramionami.
- Trzeba było zadzwonić do mnie – spuszcza wzrok.
- Daniel, nie wiem jak mam to powiedzieć, abyś w końcu zrozumiał. Nie jesteśmy już razem. To koniec. Moje uczucie do ciebie wygasło w tej samej chwili, w której okazało się, że nic do mnie nie czujesz.
- To nieprawda! Kochałem cię wtedy i kocham teraz! Ponad wszystko! Od pierwszej chwili, gdy na ciebie spojrzałem!
- Nie krzycz tak, niepotrzebnie robisz zamieszanie.
- William... Proszę cię... Daj mi jeszcze jedną szansę! Obiecuję, że wszystko będzie inaczej... - desperacja w jego oczach uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Wydaje się taki szczery... Z jednej strony chciałbym podbiec i schować go w swoich ramionach, bo wiem, że bardzo cierpi, ale z drugiej... „To pułapka” podpowiada mi głos rozsądku. „Skrzywdzi cię i porzuci, nic innego nie umie”.
- Przepraszam Danielu, ale długo mnie nie było i chciałbym zająć się pracą. Sam widzisz ile tego jest – wskazuję mu dłonią porozrzucane papiery.
- Pracą... - kpi. - Jak chcesz, później porozmawiamy – wychodzi pokonany, wpatrując się w podłogę.
W samo południe rozpoczyna się spotkanie rady nadzorczej. Alden, którego czeka dziś spora niespodzianka, jak zawsze jest bardzo zadowolony z siebie. Firma idzie na dno, nasz wywalczony kontrakt wisi na włosku, a on uśmiecha się od ucha do ucha...
Obserwuję jak poszczególne osoby zajmują swoje miejsca. Stanley nawet nie otwiera teczki z dokumentami, którą podsuwa mu nasz kuzyn. Patric odpisuje na smsy, a Lucas beztrosko obraca się w kółko na swoim fotelu, ciesząc jakby był znowu dzieckiem Tylko Daniel wydaje się cichy i przygaszony. No trudno, będzie musiał pogodzić się z porażką.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że zapoznaliście się już z raportem, który przygotowałem. Obecna sytuacja wymaga drastycznych zmian w umowie, którą zawarliśmy. Jeszcze dzisiaj skontaktuję się w tej sprawie z panem Chengiem. Dzwoniłem już do działu informatycznego. Wstrzymamy produkcję obecnego oprogramowania i wprowadzimy...
- Niczego nie wstrzymamy, Alden – uśmiecham się do zebranych, wkraczając do sali konferencyjnej w towarzystwie mojego asystenta, który rozdaje analizę finansową.
- Anderson! W końcu zdecydowałeś się wrócić?
- Biorąc pod uwagę obecny stan firmy, bardzo tęskniłeś.
- Firma jest w dobrym stanie – uderza pięścią w stół.
- To co stało się z zyskami?
- Twoje prognozy były zmienne!
- Zmienne? Gdybyś trzymał się projektu i nie podważał moich decyzji, nawet przy zmiennych prognozach, zysk wyniósłby 35%, a obecnie wynosi 11%. Chciałbyś coś jeszcze dodać, Alden?
- To twoja wina! Twoja i Harrego! Trzeba było jeszcze dłużej bawić się z szamanami w ciuciubabkę! Teraz mamy poważne problemy! Jestem pewny, że pan Cheng zerwie z nami kontrakt. Wczoraj z nim rozmawiałem. Powiedział, że jest mocno zawiedziony...
- Ja także rozmawiałem wczoraj z ojcem. Powiedział, że jesteś idiotą, co Will właśnie potwierdził – rzeczowy ton Patrica wprawia nas w osłupienie. - Ojciec żąda, abyś przygotował szczegółowy raport z działalności firmy pod nieobecność Williama. Masz go przysłać do 16:00. Na twoim miejscu wziąłbym się ostro do roboty. Tata nie wybacza spóźnień. Jest, jak wy to mówicie, „starej daty”.
- Co się stało, to się nie odstanie. Na szczęście przez ostatnie dwa tygodnie, gdy bawiłem się z szamanem w ciuciubabkę, na jednym ze spotkań poznałem dyrektora trzeciej co do wielkości firmy informatycznej w Europie Zachodniej. Pokazałem mu nasz projekt. Kupi od nas pakiet oprogramowania dla małych i średnich przedsiębiorstw. Dzięki uprzejmości Patrica i Lucasa, pan Cheng wyraził na to zgodę. Szacowany przychód powinien wyrównać dziurę, która powstała, a dodatkowo...
- Jak śmiesz mówić takie rzeczy! Jesteś zwykłą gnidą, która-!
- Dosyć! - ucinam tyradę Aldena. - Proszę, abyś opuścił spotkanie. Tylko się kompromitujesz. Bell przyśle ci komplet dokumentów. Zapoznasz się z nimi i podpiszesz. Rano mam je mieć na biurku. A teraz wyjdź – spoglądam na niego znacząco, sięgając po okulary.
- Zapłacisz mi za to... -  rzuca mi ostatnie, mordercze spojrzenie, a następnie zabiera swoją teczkę i wychodzi głośno trzaskając drzwiami.
- To było zdecydowanie najlepsze przedstawienie w wykonaniu kuzyna Aldena, jakie było mi dane obejrzeć – Lucas klaszcze nieobecnemu z uznaniem.
- Wolałem to zeszłotygodniowe, gdy wykłócał się o grubość folii zabezpieczającej opakowania z programami – nieśmiało wtrąca Stanley.
- A zamówienie kopert do sekretariatu? - przypomina Daniel.
- Koperty... To było niezłe – rozmarza się Patric. - Will, tyle cię minęło...
- Nie było pana, gdy pan Alden kupował biurko do gabinetu, prawda szefie? - Bell nalewa mi kawy.
- Szkoda, że tego nie widziałem – wzdycha Lucas.
- Nic straconego. Mamy film – chwali się Bell. - Rozdawałem go pracownikom jako bonus do kartek świątecznych. To hit! - przechwala się.
- Muszę go obejrzeć! - oczy bliźniaka rozbłyskają.
- Szefie, mogę? - mój asystent patrzy na jakby był szczeniaczkiem.
- Możesz. Gdy będziecie oglądać, zadzwonię do pana Chenga.
- Dzięki, Will. Weź mój telefon – oferuje Lucas. - Odbierze od razu.
Zmęczony spoglądam na zegarek. Dochodzi pierwsza w nocy. Zdejmuję okulary i pocieram oczy. Jeszcze kilka dni wytężonej pracy i powinno mi się udać wyprowadzić wszystko na dobre tory. Przeciągam się i zamykam laptopa. Pora wracać do domu. Zbieram porozrzucane papiery i układam w stosiki. Nie zdążyłem przeczytać nawet połowy. Reszta będzie musiała poczekać do jutra. Światła są pogaszone, a jednak wyraźnie słyszę czyjeś kroki, odbijające się od paneli. To pewnie ochrona... Stróż dobrze wie, że często przesiaduję tu po nocach. Nigdy mi nie przeszkadza.
- To tylko ja, panie Brook, ale już wychodzę – wołam do niego.
- Pan Brook już dawno sprawdził to piętro. Teraz ogląda powtórkę meczu – odwracam się i widzę jak Daniel zamyka za sobą drzwi na klucz.
- Pracujesz jeszcze? - pytam nieco zdziwiony.
- Czekałem, aż zostaniemy sami – informuje mnie, zdejmując marynarkę i zaczynając odwiązywać krawat.
- Wydaje mi się, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy, prawda? - krzyżuję ręce na piersi.
- Dlatego nie będziemy rozmawiać – podchodzi do mnie bliżej.
- Tak? - pytam, nie odrywając wzroku od przeglądanych dokumentów. - To co będziemy robić?
- Kochać się – odpowiada, po czym wpija się w moje wargi.

12 komentarzy:

  1. Sama nie wiem co mam myśleć o tym opowiadaniu. Czytałam, co odpowiedziałeś mi na poprzedni komentarz, ale Will nadal wydaje mi się taki mało willowaty. I średnio podoba mi się ta zmiana :/ Nie wspominając już o fakcie, że Daniel stał się bardziej irytujący, wkurzający i beznadziejny. Jak w poprzedniej części, przy jego nieporadnych wypowiedziach i czynach miałam takie 'Ooo, co za życiowa kaleka. Will zaopiekuj się nim', to teraz po każdej deklaracji uczyć i jakiejkolwiek jego wypowiedzi muszę zrobić przerwę w czytaniu, bo się denerwuję >.<
    Ale i tak z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! ^^

    Weny

    Ruu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem co o nim myśleć. Zastanowię się po ukończeniu pisania, a musisz przyznać, że idzie całkiem szybko :D
      W każdym razie, po napisaniu rozdziału 7, Daniel wrócił do łask i znowu go lubię :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Ahahahahah xDDD
    Ale ja mam polew z tego opowiadania xD
    Im dłużej czytam tym bardziej nie wiem co jest z naszym Danielkiem xD

    To chyba twoje najbardziej śmieszkowe opowiadanie

    Czekam az się dowiemy którą strone wybierze daniel
    (ostatecznie obie mi pasują więc mi tam kij)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yagódko, mam nadzieję, że spodoba ci się w nowej odsłonie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Jesteś moim pocieszeniem w tej trudnej chwili jaką jest powrót do szkoły. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu trafiłam :D
    Oczekuję niecierpliwie na kolejny rozdział, także pisz dalej

    Viva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę nie marudzić, mamy już weekend. Zdecydowałem, że uczcimy go nowym rozdziałem :D Mam nadzieję, że Ci się spodoba heheh :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Ten dziadziuś to mądry jest. Takie porady życiowe i wogóle. Ale operacji to się już boi… co tu się dzieje…?
    Lucas jest niemożliwy :D Heh. Dobre to było. Zeeemsta!!
    Daniel jest zły. Zły i wkurzony. I na dodatek to stalker ;-; Ten świat schodzi na psy. Powtórzę: co tu się dziejeee?
    "Skrzywdzi cię i porzuci, NIC INNEGO NIE UMIE" Tym tekstem oficjalnie leże. Leże i zaczynam się śmiać. "No bo on mnie skrzywdził, a ja go kochałem, porzuci mnie, ALE JEST CIOTĄ BO NIC INNEGO NIE UMIE." :'D
    Okej, Alden to idiota. Serio. Zidiociały idiota. A za to Patric tak go pogrążył :') Coś pięknego.
    Ok, od początku sceny wiedziałam, że przyjdzie Daniel. A później, jak zaczął zdejmować marynarkę, było tylko "Oho, zgwałci go" Także ten, jestem dziwna. Ale co będzie dalej? Ciejawe jak zareaguje Will :D

    Wegi
    Ps. Rozpoczęcie roku to był koszmar. Już po mnie w tym roku szkolnym :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy weekend w roku szkolnym, a tu takie nastawienie. Proszę się poprawić mała Wegi i do roboty (napisał lisek, który właśnie wrócił z plaży :D woda w jeziorze taka ciepła, aż żal, że Cię tu nie ma :D). Zostało 10 miesięcy do wakacji :D Dasz radę. Ja w Ciebie wierzę. Wierzę w Was wszystkie (lub Was wszystkich, chłopcy milczą jak zaklęci, ale wiem, że tam jesteście :D).
      No a rozdział? Był jaki był. Powstał następny (ciekawe czy Ci się spodoba? koniecznie daj znać) i lecimy dalej.
      Wpadłem dziś na świetny pomysł. To będzie bardzo romantyczne opowiadanie, które nazwę "Księżycowy kwiat" :) Nie mogę się doczekać, aż je napiszę :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Daniel jest strasznie nachalny i zaborczy... Trochę jakby się role odwróciły.

    Rozwalają mnie Ci bliźniacy - dwa przeciwieństwa.

    Najlepszy w tym opowiadaniu jest Lucas i (chyba) Alden.
    Lucas ma u mnie order za najlepsze teksty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daniel zawsze był zaborczy. Wymuszał na Willu, by ten spełniał jego zachcianki. Miłość jest ślepa :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hej,
    ach wujaszek boi się operacji, ale dobrze że Will pojechał, Alden mnie wkurza, pozbyć się go... a czy Lucas wie co ich łączyło tak naprawdę?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, ach wujaszek boi się operacji ale dobrze że Will pojechał, a Alden mnie bardzo wkurza, zastanawiam się czy Lucas wie co ich łączyło tak naprawdę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń