czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział II

Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)


Minął tydzień od czasu, gdy pożegnaliśmy pana Chenga, czy raczej nowego wspólnika. Muszę przyznać, że jego niespodziewane pojawienie się w firmie kolejnego dnia wprawiło całą radę nadzorczą w osłupienie. Zwłaszcza Aldena, który rośnie w siłę. Za naszymi plecami zwiększył swój pakiet akcji do 20%, wykupując udziały ciotki Celiny i jej męża. Na placu boju pozostali jeszcze wujek Harry, który posiada aż 25% akcji, młodziutka Emma z pakietem 1% oraz mąż ciotki Heleny, Stanley, posiadający obecnie 3% udziałów. Alden zrobi wszystko, by jakoś mi zagrozić. Niestety ma niewielkie pole manewru, bo nie zamierzam ustąpić mu pola. Nawet jeśli wykupi resztę, ja wciąż będę górą, co jest mu bardzo nie na rękę. Wiem, że dąży do tego, żeby usunąć mnie z fotela prezesa. Stara się podkładać kłody gdzie tylko może, aby zdyskredytować mnie przed innymi akcjonariuszami. Niech próbuje. Gdyby nie on i jego gierki, pracę w firmie uważałbym za nudną.
Jest jednak rzecz, która nie daje mi spokoju. Jeśli sprzeda zgromadzone udziały osobie z zewnątrz, będzie się to równało z zaprzepaszczeniem imperium mojego dziadka. Dlatego też staram się jak mogę, by nie dopuścić do takiego obrotu sytuacji. Gromadzę fundusze na wypadek, gdybym musiał ratować sytuację i bacznie przyglądając się poczynaniom mojego przeciwnika.
Żałuję, że ciotka Celina i jej mąż nie powiadomili mnie o swojej decyzji. Zaproponowałbym im znacznie lepszą ofertę. Zrobili to celowo, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Byli pewni, że nie podpiszemy umowy z firmą pana Chenga, a dodatkowy cios w postaci sprzedaży akcji miał mnie tylko pognębić. Nie przewidzieli, że ekscentryczny starszy pan zdecyduje się przedłużyć swoją wizytę, a przy okazji wciśnie mi troje swoich zaufanych szpiegów na pół roku...
Spoglądam na zegarek. Dochodzi wpół do piątej. Znowu jestem spóźniony. Przed główną salą konferencyjną czeka na mnie zdenerwowany Bell, pełniący obecnie rolę mojego asystenta.
- Szefie, gdzie pan był?! Spotkanie miało się rozpocząć punktualnie o 16.00 – spogląda na mnie wymownie.
- Wiem, mam tego świadomość. Skseruj to i przynieś – popycham drzwi i wchodzę do środka, gotowy na najgorsze.
- Anderson! Cóż za niespodzianka. Jednak zdecydowałeś się dołączyć! - wita mnie zirytowany głos Aldena.
- Przepraszam za spóźnienie. Spotkanie z ministrem finansów nieco się przedłużyło.
- Doprawdy? – kpi, zajmując swoje miejsce na wprost Emmy i Stanleya.
- Minister przesyła swoje pozdrowienia oraz akredytację – informuję zebranych, siadając na swoim fotelu.
- Załatwiłeś akredytację? Tak szybko? - Stanley wpatruje się we mnie z podziwem.
- Tak. Bell za chwilę rozda wam kopie.
- Jestem pod wrażeniem – uśmiecha się do mnie, czekając na dokumenty.
- Dziękuję. Jeśli nie napotkamy na dalsze przeszkody, możemy rozpocząć pracę od poniedziałku.
- Zyskaliśmy ponad tydzień przewagi nad konkurencją! Jak tak dalej pójdzie, zostaniemy pionierami w dziedzinie IT!
- Mam taką nadzieję – uśmiecham się promiennie, ignorując gromy rzucane przez rozjuszonego kuzyna, jednocześnie obserwując jak mój nieco roztrzepany asystent rozdaje zebranym przyniesione przeze mnie dokumenty. - No dobrze, możemy zaczynać. Punkt pierwszy, nad którym będziemy głosować, to zlecenie firmie zewnętrznej...
- A wujek Harry? - dopytuje Emma, przerywając mi cichym głosem. - Nie dołączy do nas?
- Przepraszam. Zapomniałem wam powiedzieć, że rozmawiałem z nim zaraz po spotkaniu z ministrem. Zgodził się na proponowane przeze mnie zmiany. Przefaksuje swoje pełnomocnictwo jak tylko dotrze do bazy.
- Do jakiej znowu bazy? Przecież jest w Sydney! – wzdycha niezadowolony Alden.
- Był. Dziś rano wylądował w Kambodży. Możemy kontynuować? - pytam zebranych, zakładając okulary.
- Tak – szepcze cicho Emma.
Przez kolejne dwie godziny toczę z Aldenem zacięty spór o każdy najmniejszy szczegół. Gdy zaczyna brakować mu merytorycznych argumentów, przyczepia się nawet do kolorystyki teczek, których zamierzamy użyć, by rozróżnić nasze projekty od tych, jakie będziemy współtworzyć z firmą pana Chenga. Po spotkaniu jestem wyczerpany fizycznie i emocjonalnie. Jeszcze nic wspólnie nie zrobiliśmy, a ja czuję się wypalony.
- Było bardzo ciężko – Stalney nieśpieszni podnosi się z fotela, sięgając po swoją marynarkę.
- Owszem – zgadzam się z mężczyzną, zdejmując okulary i pocierając zmęczone oczy.
- Jeśli tak mają wyglądać wszystkie nasze spotkania przez kolejne pół roku, to chyba wezmę przykład z wujka Harrego i też gdzieś wyjadę.
- Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? - dopytuję, uśmiechając się lekko.
- Każde, do którego Alden będzie miał zakaz wstępu – wzdycha ciężko. - Nie wiem, jak ty to wytrzymujesz. Zabiłbym go na twoim miejscu, a Celina jak na złość, przekazała mu swoje akcje.
- Miała do tego pełne prawo.
- Pełne prawo? Daj spokój. Zrobiła to, aby się zemścić na Harrym. Dobrze wie, że jesteś jego ulubieńcem.
- Nic na to nie poradzę - odpowiadam zrezygnowany. -  Emmo, a jak ty się czujesz? - pytam młodziutką malarkę, która nie zna się na finansach, ale z racji posiadanych akcji, nie może opuszczać spotkań zarządu.
- Dobrze – zawstydzona opuszcza wzrok. Wiem, że niewiele zrozumiała z tego, o czym mówiliśmy. Miała także problemy podczas głosowania, bo za każdym razem nieśmiało zerkała w moją stronę.
- Szefie... - przerywa nam Bell.
- Dobrze, że jesteś. Przynieś mi kawę do gabinetu. Jestem wykończony.
- Kawa będzie musiała poczekać. W drugiej sali konferencyjnej czekają na pana współpracownicy pana Chenga.
- Już przyjechali? - dziwi się Stanley.
- Popołudniowym samolotem. Powiedziałem im, że szef jest w trakcie zebrania, więc prosili, abym panu nie przeszkadzał.
- Muszę się z nimi przywitać – niechętnie spoglądam na zegarek.
- Musi ich szef zabrać na kolację, a także pokazać, gdzie będą mieszkać.
- Dlaczego ja? - wkurzony wpatruję się w mojego asystenta.
- Pan Alden już wyszedł, pan Harry wyjechał, a pan Stanley...
- Na mnie nie licz, mam wizytę u lekarza. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu – obserwuję jak łysawy mężczyzna oddala się pośpiesznie w kierunku szklanych drzwi.
- To może pani Emma? - Bell zwraca moją uwagę na szczupłą dziewczynę, która jako jedyna została ze mną w sali konferencyjnej.
- Nie, ja nie... Proszę... - posyła mi błagalne spojrzenie.
- Nie martw się, wszystkim się zajmę. Od tego tu jestem – puszczam do niej oko.
- Całe szczęście. Chętnie bym ci pomogła, ale nie wiedziałabym, co powiedzieć. Nie zrozumiałam nawet połowy z tego, o czym dzisiaj rozmawialiście, poza kolorem teczek – dodaje po chwili.
- Nie musisz się tłumaczyć.
- Dziękuję, że pomagałeś mi przy głosowaniu. Gdyby nie to, że za każdym razem tłumaczyłeś o co chodzi, pogubiłabym się.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Szefie... Oni czekają dwie godziny... - przypomina mi chłopak.
- Już do nich idę. Do zobaczenia, Em.
Przechodząc przez dużą salę, gdzie całą przestrzeń wypełniają rzędy biurek, oddzielonych od siebie stosami papierów, które pracownicy nazywają „boksami” zauważyłem, że na kilku z nich pojawiły się nowiutkie megafony, których wcześniej z pewnością tu nie było.
- Zaraza się rozprzestrzenia – mruczę pod nosem, na co Bell uśmiecha się tajemniczo.
- Dla szefa też już mam. Postawiłem na biurku. To teraz hit.
- Serio? - drwię z chłopaka, który przypatruje mi się niepewnie.
- Chyba nie ma mi szef tego za złe, prawda? To znacznie ułatwiło komunikację.
- Nie, skąd – posyłam mu mordercze spojrzenie.
- Całe szczęście. Wujek Harry miał rację. Szef jest super – uśmiecha się, zupełnie nie łapiąc sarkazmu. Wujek Harry zapłaci mi za to przy pierwszej okazji...
Wchodzimy do sali konferencyjnej, gdzie czeka już na mnie trzech młodych mężczyzn.
- Dzień dobry. Przepraszam, że musieli panowie czekać.
- Nic nie szkodzi. Pan Anderson, jak mniemam? –  jeden z obecnych poderwał się z kanapy. - Jestem Patric Cheng, adoptowany syn pana Chenga, a to mój brat bliźniak, Lucas.
- Bardzo mi miło – uśmiecham się do obu mężczyzn, wymieniając z nimi uściski dłoni.
- Jest z nami jeszcze jeden kolega, Daniel North, ale wyszedł na korytarz zadzwonić. Danielu... - młody pan Cheng spogląda w stronę drzwi, które otwierają się za moimi plecami. Odwracam się do mężczyzny, lecz gdy nasze oczy się spotykają, uśmiech zamiera na moich ustach.
- Will... - ma taką minę jakby zobaczył ducha.
- Cześć – udaje mi się w końcu wykrztusić, przerywając niezręczną ciszę.
- Panowie się znają? - dopytuje Patric, a przynajmniej taką mam nadzieję. Nie potrafię jeszcze rozróżnić obu panów Cheng. Są do siebie podobni jak dwie krople wody.
- Nie – ucinam szubko dalszą dyskusję, mierząc Daniela zimnym spojrzeniem. - William Anderson, miło mi – wyciągam rękę, czekając aż ją uściśnie.
- Myślałem, że nazywasz się Rice – zauważa, wlepiając we mnie szeroko otwarte zielone oczy.
- Przepraszam, ale chyba z kimś mnie pan pomylił, panie North. Mój asystent zapewne już panów poinformował, że przygotowaliśmy wam mieszkania w firmowym apartamentowcu dwie przecznice stąd.
- Bardzo dziękujemy. Spędzenie kilku miesięcy w hotelu byłoby nieco uciążliwe.
- Drobiazg – staram się nie spoglądać w stronę Daniela i zapanować nad przyspieszonym biciem serca, które nie chce się uspokoić od chwili, gdy ujrzałem go po raz pierwszy od czasów naszej ostatniej rozmowy w jego pokoju.
- Proszę mi wybaczyć poufałość, ale skoro mamy spędzić tu najbliższe miesiące oraz pracować razem przy projekcie, może moglibyśmy mówić sobie po imieniu?
- Będzie mi bardzo miło – uśmiecham się, starając wychwycić jakiekolwiek różnice w wyglądzie lub zachowaniu nowo przybyłych.
- Przez całą drogę zastanawialiśmy się jak nas przyjmiesz, Williamie. Dobrze wiem, że ojciec nie dał ci wyboru. Przysłał nas tutaj jak na zesłanie, a bardzo nam zależy, aby najbliższe miesiące nie były wypełnione tylko i wyłącznie pracą oraz sztywnymi spotkaniami.
- Naszej firmie daleko do przestrzegania sztywnych reguł, zapewniam cię... Patricu?
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - bliźniacy wybuchają śmiechem.
- Strzelałem.
- Twój asystent wspominał, że zabierzesz nas na kolację. Bardzo mnie to cieszy, bo jedzenie w samolocie było beznadziejne – dodaje jego brat.
- Zapraszam. Samochód powinien już czekać – wskazuję na drzwi.
- Widzieliśmy twoje zdjęcia z maleństwem.
- Naprawdę? - staram się prowadzić z nimi luźną rozmowę, co przychodzi mi coraz trudniej.
- Ojciec powiedział, że było mu nieco głupio, gdy nakupował ci kwiatów i balonów z okazji narodzin syna. Na szczęście ani słowem nie zdradziłeś się przed innymi jak bardzo się wygłupił.
- Przekazałem to wszystko rodzicom małego Taylora. Byli bardzo wdzięczni.
- Chciałbym zobaczyć minę taty – rozmarzył się Patric.
Wsiadamy do windy. W wielkim lustrze dokładnie widzę jak Daniel mi się przygląda. Zmienił się. Wydoroślał. Nie widziałem go ponad 4 lata. Nie jest już chłopcem, który uciekał wzrokiem przed moim spojrzeniem. Jest mężczyzną. Jego jasnobrązowe włosy są nieco dłuższe i uczesane na bok. Elegancji garnitur idealnie na nim leży. I ta determinacja... O czym myślisz, Danielu? Wspominasz jak złamałeś mi serce w najbardziej podły sposób? Wtedy także patrzyłeś mi w oczy...
Kolacja mija nam bardzo przyjemnie. Patric i Lucas wydają się mili i znacznie bardziej otwarci niż ich ojciec. Rozmawiamy dużo o branży IT, konkurencji, a także architekturze, która fascynuje obu braci.
- Nasz mały Daniel jest dzisiaj dziwnie milczący – zauważa Lucas, podejrzliwie mu się przyglądając.
- Jestem zmęczony po podróży – zbywa go zielonooki.
- William ma zabójcze tempo pracy, przekonasz się. Swoją drogą wiesz, że to nie jest nasze pierwsze spotkanie?
- Tak? - ze zdziwieniem wpatruję się w ciemnowłosego mężczyznę.
- Tak. Kilka lat temu odwiedziłeś ojca razem ze swoim dziadkiem. Byliście jego gośćmi podczas konferencji w Pekinie, pamiętasz?
- Rzeczywiście. Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś?
- Strasznie ci wtedy zazdrościłem. Ojciec ukrywał przed światem, że nas adoptował. Poza tym, kazał nam pełnić funkcję swoich asystentów, mozolnie wspinać się po firmowej drabinie, a ty od zawsze byłeś oczkiem w głowie swojego dziadka. Był z ciebie bardzo dumny. Jaka szkoda, że już nie żyje.
- To prawda, dziadek był niesamowitym człowiekiem – przyznaję, niechętnie wracając myślami do jednego z najgorszych okresów w moim życiu.
- Ponoć miałeś wielkie problemy, aby przejąć po nim firmę. To prawda?
- Lucas, to nie wypada – Patric stara się trzymać ciekawskie zapędy brata w ryzach.
- Nie szkodzi – uśmiecham się, popijając wino. - To prawda. Miałem problemy, by zapanować nad firmą. Kuzyn Alden starał się wymusić na radzie nadzorczej, żeby mnie odsunęła, chociaż to na mnie dziadek przepisał pakiet kontrolny. Zgodnie z jego testamentem, zostałem wybrany na prezesa. Nie wszystkim to odpowiadało. Na szczęście udało mi się zażegnać tamten kryzys i wypromować naszą firmę na rynku międzynarodowym.
- Nas jest dwóch, ale nie wiem czy dalibyśmy sobie radę w podobnej sytuacji. Z tego, co słyszałem, ten twój kuzyn to niezłe ziółko.
- Wkrótce sam się przekonasz. Nadal jest w radzie nadzorczej firmy, więc będziecie mieli wiele okazji, by lepiej się poznać.
- Zawsze możemy wrzucić go do skrzyni i wysłać statkiem do Chin – bracia wybuchają śmiechem.
- Robi się późno, odprowadzę was do nowego domu.
- Poradzimy sobie. Wystarczy, że podasz nam adres.
- To żaden problem. Mieszkam w tym samym budynku.
- Nie dosyć, że fajny facet, to jeszcze dobry sąsiad – cieszy się Lucas, klepiąc mnie po ramieniu. - Czuję, że nasz pobyt tutaj będziemy wspominać jeszcze długie lata. Jakie to szczęście, że ojciec namówił nas do przyjazdu. Chociaż Patric nie był zbyt chętny. Zostawił w kraju miłość swojego życia i teraz bezustannie ślęczy z telefonem przy uchu.
- Uważasz, że to takie śmieszne?! - oburza się drugi z bliźniaków. - Poczekamy aż trafi na ciebie!
- Kto wie, to może być znacznie szybciej niż sądzisz – Lucas posyła mi wymowne spojrzenie. Robi mi się przykro... Nawet gdybym bardzo się starał,  nie umiem już nikogo pokochać. Wasz młody kolega pozbawił mnie złudzeń...
- No dobrze... Zobaczmy... Ten jest dla ciebie, ten dla Patrica, a ten dla Daniela – wręczam im klucze do mieszkań, starając się ze wszystkich sił, by moje palce, nawet przypadkowo, nie musnęły skóry byłego kochanka.
- Tu są tylko trzy mieszkania, a gdzie jest twoje? - rozczarowany Lucas rozgląda się uważnie po wielkim holu.
- Ja mieszkam dwa piętra niżej, apartament 101.
- Zapamiętam – ciemnowłosy podrzuca swoje klucze, po czym zgrabnie łapie je z powrotem i uśmiecha się zniewalająco. - Widzimy się jutro, tak?
- Z samego rana – potwierdzam.
- Biegasz rano? - woła za mną, gdy oddalam się w stronę schodów.
- Biegam. O 7 przed budynkiem? - proponuję.
- Będę.
- Ja też – przytakuje mu brat. - Do jutra, Will.
- Dobranoc – odwracam się, zostawiając całą trójkę samym sobie.
Wbijam elektroniczny kod i zamykam za sobą drzwi. Nareszcie w domu, gdzie panuje cisza i spokój, do której tęskniłem od samego rana. Zdejmuję marynarkę i rzucam na sofę, kierując się w stronę lodówki, z której wyciągam butelkę wody. Opieram się o metalowe drzwi i przymykam powieki, po czym wybucham cichym śmiechem.
Dlaczego? Dlaczego właśnie ja? Czemu los znowu ze mnie kpi, stawiając na drodze osobę, dla której kiedyś zrobiłbym wszystko, a która tak podle się ze mną obeszła... Muszę wytrzymać. To tylko 6 miesięcy. Gorzej już chyba nie będzie, prawda? Może sam zrezygnuje? Dziadek zawsze powtarzał, że trzeba być dobrej myśli...
Moje rozmyślania przerywa ciche pukanie do drzwi. To pewnie Lucas... Podchodzę do nich i otwieram je na oścież.
- Co mogę dla ciebie zro...?
- William, musimy porozmawiać – przenikliwe, zielone oczy wpatrują się we mnie nieustępliwie.
- Nie mam ochoty – próbuję zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale powstrzymuje mnie, wpychając się do mieszkania.
- Wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia!
- Skoro tak stawiasz sprawę – zrezygnowany cofam się w głąb salonu. Mały Daniel będzie mi stawiać warunki? Ciekawe...

27 komentarzy:

  1. No nareszcie! *^* Lecę czytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tu się porobiło? Kim jesteś młody człowieku i co zrobiłeś z Danielem, hm? Gdzie ten mały, niewinny chłopczyk, który unikał kontaktu wzrokowego? Gdzie ta życiowa niedorajda, niepotrafiąca sklecić zdania po hiszpańsku? Will, masz mi go przywrócić do normalności, bo Twoja pozycja niewyżytego seme jest zagrożona! >.<
      Rozdział świetny, polubiłam bliźniaków. Śmieszkowe charaktery są najlepsze!
      Czekam z utęsknieniem na tę ich 'poważną rozmowę' więc życzę dużo weny!

      Rudy

      Usuń
    2. Daniel niewinny? czy my czytaliśmy to samo opowiadanie, Ruu? :D On nigdy nie był niewinny. Uwiódł nauczyciela hiszpańskiego, wykorzystał i porzucił. Grzeczni i niewinni chłopcy tak nie robią :D
      Rozmowa jest w trakcie pisania. Jeśli się ogarnę życiowo, to wrzucę ją już jutro.

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. Z doświadczenia wiem, że ogarnianie życiowo jest trudne, także życzę powodzenia i trzymam kciuki! ^^
      Kurde, tak właśnie sobie teraz uświadomiłam, że jeden z bliźniaków, zabij, ale nie pamiętam imienia, podrywa mojego, w sumie nie mojego, ale shh, Willa! Tak nie może być >_< Polubiłam gościa, więc Kitsune, znajdź mu jakiegoś miłego dżentelmena ;))

      Ruu

      Usuń
    4. A dlaczego Will nie może zaznać odrobiny szczęścia w ramionach innego? Ma złamane serce. A tu pojawia się taki miły kolega, który w dodatku jest chętny do flirtu...

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. Nie, nie, nie, trzy razy nie - dziękujemy, oddawaj fartucha i opuść program >.< Znaczy, teoretycznie może zaznać pocieszenia, ale osobiście wolałabym, żeby to złamane serce naprawił mu Daniel, bo chociaż nie lubię gościa, to lubię Willa, kiedy jest z Danielem :D

      ruu

      Usuń
    6. Ruu, to znacznie bardziej skomplikowane niż sądzisz :D Nic nie powiem, bo zepsuje niespodzianki, które przygotowałem, a będzie się działo, oj będzie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Oho~ No kto by się spodziewała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się spodziewałem :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!

      Wegi

      Usuń
    3. Wszystko, tylko nie hiszpańska inkwizycja! *płaczę ze śmiechu*
      Zamawiam Pawła, Kajetana i Józefa (Patrick, Lucas i Daniel), którzy polują na czarownicę Lidkę (William). Żeby było magicznie i dramatycznie!
      A gdyby Daniel zaczął torturować heretyka Willa? Może w tej poważnej rozmowie chodzi o to, by sługa szatana powiedział o swoich zdrobniach, czarach i pobratymcach (np. o mnie)?

      Usuń
  3. Ło żesz! To dopiero drugi rozdział, a wiem, że pobije wszystkie twoje opowiadanie *^* (jeśli tego nie popsujesz :P). Jak ja to kocham.
    Ok. Zgaduję, że William zmienił nazwisko. A Daniel. Daniel, Daniel, Daniel *nuci ironicznie* Aleś ty się zmienił :O
    Kocham to, boże jak ja to kocham. Pisz Kitsuś, pisz! <3

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobije? No nie wiem... Nie jestem przekonany :D
      Daniel się zmienił? Nawet nie wiesz jak bardzo.
      Pracuje nad kolejnym rozdziałem, więc pojawi się już niedługo, może nawet jutro.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ale ja jestem! *^*
      Oj, już widać. On rozkazuje Williamowi. Ale nie tak jak wcześniej. On mu rozkazuje-rozkazuje. A Will się "zgadza". Do czego to doszło? :o
      Kitsuś, tego właśne potrzebuję! Wielbię Ciebie i twoje opowiadania!

      Wegi

      Usuń
    3. Będzie się działo :) Wierz mi :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Wiedziałam od początku, że to Will. Nazwisko mnie nie zmyliło, ha!
    Hym, Daniel... No ciekawie, ciekawie...
    Lucas będzie przeszkodą :)
    Tyle powiem :)

    ZuSkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nic nie powiem :D Tak będzie ciekawiej :) Wszystko w swoim czasie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Jesteś nieodzownym MISTRZEM powiązywania postaci! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, tu nie dzieje się nic odkrywczego :D Historia taka jak inne.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Taki skromny? :)
      No nie powiedziałabym, że taka jak inne.

      Usuń
    3. Znam swoje wady i słabe strony. Nie lubię się oszukiwać, że jest idealnie, skoro nie jest.
      Idealne opowiadanie opisywałoby relację tylko i wyłącznie między parą głównych bohaterów, bez ingerencji osób trzecich. Przy 20-30 rozdziałach jest to nierealne.

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Oj tam, nie marudź, mi się podoba Twój sposób pisania.
      Można dążyć do ideału, ale nigdy się go nie osiągnie. To nierealne.

      Usuń
    5. Jak to? Sugerujesz, że mi się nie uda? :D Uda się, jestem bardzo zdeterminowany :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Chciałabym to zobaczyć, aczkolwiek wszystkim nie dogodzisz

      Usuń
    7. Zobaczysz :) Wszystko jest kwestią czasu :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hej,
    o taki nie myliłam się tym trzecim jest jest Daniel, niech na spokojnie sobie porozmawiają, bliźniacy są biscy, ojć Lucas leci na Willa niech trzyma łapy przy sobie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, ech tego kuzna to już nie lubię, i tak nie myliłam się tym trzecim... jest właśnie Daniel, niech porozmawiają ze sobą, a bliźniacy są boscy, Lucas leci na Willa, oj trzymaj łapy przy sobie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń